Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2017, 08:27   #53
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Carmen zaklęła w duchu. Spojrzała oceniająco na Gabrielę. Dziewczyna nie wydawała się spanikowana, co zdecydowanie dobrze o niej świadczyło, niemniej Carmen czuła się winna, że ją tu zaciągnęła. Ukryła dłoń w fałdach sukni.
- Jeśli będzie okazja, to uciekaj. Jeśli będzie trzeba, to walcz. O mnie nie myśl. - powiedziała, po czym dodała - Póki co jednak spróbuję z nimi pogadać. Jakby co schowaj broń.
- Muszę? Dopiero co ją wyjęłam.- westchnęła Gabriela robiąc minę przypominającą Carmen smutnego szczeniaczka, której odebrano zabawkę do żucia. Zdecydowanie nie była przestraszona, wprost przeciwnie… sytuacja wywoływała u niej ekscytację. Aż ją palce świerzbiły, by strzelać.
Podrzuciła Carmen jeden ze swych rewolwerów przesuwając go po podłodze magazynu w jej kierunku.

- Panowie! - krzyknęła - Panowie! Wstrzymajcie ogień. Jesteśmy tylko dwiema niewiastami, które pragną odzyskać swój dług! Myślę, że szukamy tego samego człowieka!
Odpowiedzią były dwa kolejne strzały, oraz głośne okrzyki w języku egipskim. Pech.. gdyby mówili arabskim to Carmen mogłaby się porozumieć, chociaż… skoro mówili po egipsku, to z pewnością znali arabski, przynajmniej na tyle by móc czytać Koran. Wystarczająco, by Brytyjka mogła się z nimi porozumieć.

Spróbowała więc znów, tym razem upraszczając przekaz: “Spokój! My wspólnicy! Też szukamy Goodwina! Winny pieniądze!”
- Ręce do góry! Wyłazić! - padła odpowiedź po arabsku. Nerwowa i wściekła. Pewnie nie spodziewali się tu innych poszukiwaczy Goodwina.
Carmen spojrzała niepewnie na Gabrielę, po czym odkrzyknęła:
- Opuśćcie broń. Do kobiet się nie godzi!
- Nie będzie mi tu jakaś baba mówić, co mam robić! Znaj swoje miejsce w szeregu kobieto! - poza tymi słowami padły i strzały które rozwaliły skrzynię wysoko nad głową Carmen. Strzały mające je nastraszyć…
- I jak nam idą te negocjacje? - zapytała cicho Gabi.
Carmen wydarła się rozdzierająco jakby z przerażeniem, choć nic w jej fizjonomii, którą oglądała Gabriela na to nie wskazywało. Temperamentna Brytyjka nie miała już ochoty na ugodę, tym bardziej, że dzięki tym ostatnim wystrzałom mogła już mniej więcej określić miejsca, gdzie znajdowali się napastnicy.
- Ubezpieczaj mnie, ale bez narażania się. - powiedziała tylko, po czym wystrzeliła linę ze swojej rękawicy, która wbiła się gdzieś w rampę ponad nimi. Carmen w drugą dłoń chwyciła rewolwer od Gabi, po czym z rozbiegu zaczęła wciągać linę i unosić się ku górze. Wiedziała, że jako ruchomy cel ciężej będzie ją trafić, nie mówiąc o elemencie zaskoczenia. Ona natomiast w powietrzu czuła się prawie tak dobrze jak na ziemi.

Gabi strzeliła… jej rewolwer huknął wyrzucając z siebie błyskawicę przecinającą powietrze i rozrywającą w strzępy jedną ze skrzyń. Cóż Gabriela lubiła zabawki z potężnym kopem. Nawet bardziej niż Orłow. Chybiła ale sądząc po przekleństwach w obu językach, zrobiła wrażenie. Tylko jedna kula świsnęła w pobliżu Brytyjki. Celem pozostałych była Gabi. Carmen zaś dostrzegła dwóch z trzech przeciwników; długie lufy ich strzelb i białe kefije na głowach. Miejscowe zbiry. Nie bawiła się w subtelności. Przywierając na moment do ściany wystrzeliła w kierunku jednego z nich. Nie był to za celny strzał, bowiem do rewolwerów Gabi i ich odrzutu trzeba było przywyknąć.Używając go po raz pierwszy Carmen spudłowała… odrobinkę. Nie trafiła w samego napastnika, jednakże rozwaliła piorunem skrzynię pod nim. Rozerwane pudło odrzuciło przeciwnika gdzieś w głąb magazynu, tymczasowo lub trwale eliminując go z potyczki. Niemniej ten strzał skupił uwagę pozostałych dwóch arabów na łatwiejszym celu jakim była obecnie Carmen, i nauczył ich, by nie pozostawać długo w miejscu. Strzelili do niej… na szczęście niecelnie. I ukryli się by, by przemieścić się na nowe pozycje strzeleckie. Ona zaś rozhuśtała się na swojej linie i zaczęła skakać po ścianach ze zwinnością pantery. Przystanęła tylko na moment, by znów wycelować. Tym razem jednak odpuściła broń Gabi, skupiając się na tej, w której się specjalizowała - niewielkich, ale diabelnie ostrych nożykach do rzucania, które trzymała w specjalnie uszytej podwiązce na udzie.
To była jej zabójcza broń idealna w tej chwili. Ciśnięte ostrze wbiło się w krtań araba, który celował do niej ze sztucera. Nie zdążył wystrzelić… ostrze przeszyło gardło i przeciwnik upuścił dłoń odruchowo łapiąc się za szyję. Po czym spadł ze skrzyń martwy jeszcze przed swym upadkiem. Drugi bandyta wycelował strzelbę w kierunku Carmen by ustrzelić zwinną akrobatkę, lecz tu z pomocą przyszła Gabi już nie przyciskana do ziemi przez kule wroga. Wycelowała z rewolweru, strzeliła i… nastąpiła eksplozja. Trafiony piorunem napastnik został dosłownie rozerwany na strzępy, wraz z kilkoma skrzyniami… podmuch wybuchu zdmuchnął akrobatkę ze skrzyń na których się przyczaiła szykując się do kolejnego skoku. I tylko dzięki swej zwinności i doświadczeniu Carmen zdołała upaść na podłogę magazynu nie robiąc sobie krzywdy. Zaś zza ściany skrzyń jakie dzieliły ją od Gabrieli usłyszała.
- To nie moja wina ! Naprawdę. Nie powinno to się dziać. No chyba że mają przy sobie dużo ładunków wybuchowych.- wyjaśniła pospiesznie.
A więc ten ostatni z nich, którego ogłuszyła i który gdzieś tam pewnie dochodził do siebie też miał na sobie taką wybuchową niespodziankę?
- Zostań tutaj. - przestrzegła Carmen i pobiegła tam, gdzie mężczyzna upadł z zamiarem rozbrojenia go i zadania kilku pytań.
Była w tej chwili sama w drewnianym labiryncie. Przemierzając drogi wyznaczone przez mury pudeł dotarła do miejsca, gdzie upadł “postrzelony” przez nią przeciwnik. Kilkanaście zniszczonych skrzyń najwyraźniej ocaliło mu życie. Nie zauważyła wyraźnych plam krwi, więc nie był poważnie ranny. Natomiast metalowe szczątki jego strzelby które znalazła świadczyły, że jego broń nie miała tyle szczęścia. Co jednak nie znaczyło, że może czuć się bezpiecznie. Możliwe że arab miał jeszcze jakąś broń krótką i na pewno miał przy sobie jakieś nóż lub sztylet, bo każdy z nich takie ostrze nosił przy sobie.
Toteż Carmen postanowiła się do niego podkraść, by podejść mężczyznę niezauważoną, a potem uderzyć ciężkim rewolwerem Gabrieli, by delikwent stracił przytomność... o ile już to się nie stało.
To jednak było trudne, gdyż nie wiedziała gdzie on jest. Najwyraźniej już doszedł do siebie po uderzeniu.. choć pewnie jeszcze był otumaniony. Musiała się skradać cicho i być niezauważona. Musiała być cieniem, by cień zauważyć…
Ten w końcu zauważyła. Ostatni z przeciwników, nieco zamroczony po wybuchu… może ranny, podążał ostrożnie do wyjście w dłoni trzymając solidny pistolet.

A przy pasie zakrzywiony ichni sztylet. I nie był głupcem. Rozglądał się za siebie, zawsze stawał plecami do pudeł, zerkał w górę nie dając się łatwo podejść.
To była idealna robota... dla kogoś innego. Carmen schowała się za pudłami i cichym gwizdem wydała polecenie Baronowi. Oczywiście tym samym zdradziła przeciwnikowi swoją pozycję... lecz w sumie o to chodziło. I o to żeby go zainteresować.
- Gdzie jest Goodwin? - powiedziała donośnie po arabsku.
- No właśnie… gdzie… tu go nie ma. - odparł w tym samym języku Egipcjanin. A potem strzelił do Carmen chybiając i wycofując się dalej.
- Też go szukamy. Może... połączymy siły? - zaproponowała, choć bynajmniej nie miała zamiaru współpracować. Chodziło jedynie o zyskanie czasu.
W odpowiedzi usłyszała kolejny stek przekleństw po egipsku i arabsku. I huk broni palnej. I świst kuli niebezpiecznie blisko swej głowy. Całkiem nieźle strzelał.
- Zapłacę ci! - krzyknęła w odpowiedzi, zmieniając pozycję, by trudniej było ją namierzyć, lecz nie wychodząc zza swojej osłony.
- Nie wszystko da się kupić zamorska dziwko! - odparł po arabsku znów strzelając i przede wszystkim próbując zwiększyć dystans między nimi.
- Nigdy nie marzyłeś żeby posmakować białego ciałka? - spróbowała podejść go z innej strony.
- Będziesz mi służyła w następnym świecie… niewierna! - odgryzł się mężczyzna znów strzelając. Tym razem niecelnie. Niewątpliwie sytuacja w jakiej się znalazł sprawiła, że nie miał ochoty na figle.
- Chyba nie masz zbyt wielu potomków, skoro tak często pudłujesz. - zakpiła sobie z niego Carmen, znów zmieniając pozycję.
Kolejna porcja przekleństw, kolejna kula, wrzask bólu, kolejna porcja przekleństw, kolejna kula… więcej przekleństw. Chyba Baron go dopadł. Chyba jad zaczynał działać.

Agentka wyskoczyła zza osłony z przygotowanym do rzucenia nożykiem w razie, gdyby coś się nie udało. Kula która drasnęła jej ramię do krwi, przekonała ją że była to pochopna decyzja. Na szczęście drżący i spocony przeciwnik nie miał już sił, by zrobić coś więcej. Osunął się na podłogę nie panując już nad swoim ciałem.
Carmen skrzywiła się i odruchowo złapała za ramię. No to teraz się pewnie nasłucha od Orłowa...
Zła, że dała się tak łatwo podejść, przyskoczyła do mężczyzny i kopniakiem wytrąciła mu z ręki broń. Chwilę patrzyła jak paraliż opanowuje jego ciało.
- Gabrielo, podejdź proszę, musimy go związać i zabrać na małe przesłuchanie. - powiedziała, po czym gwizdnęła na Barona. Zadowolony z siebie wąż wpełzł dumie na jej ramię.
- Dobrze się spisałeś - pochwaliła go Brytyjka, po czym spojrzała na swoją ranę, oceniając czy zwykły opatrunek wystarczy, czy jednak rana wymaga szycia.
Gabriela zbladła na widok rany, która krwawiąc dość obficie wyglądała poważniej niż w rzeczywistości była.
- Trzymaj się… mam serum.- rzekła panicznym głosem, choć okład leczniczy pewnie by wystarczył. Carmen nie czuła większego bólu poruszając ręką, a i kość była nienaruszona. Wiele hałasu o nic.
- Nic mi nie jest, wystarczy bandaż, jeśli masz takie cudo, bo ja jak zwykle nie myślę. Mam za to linę, dlatego na razie zwiążmy tego tutaj i spadajmy stąd. - wskazała sparaliżowanego Araba - Będziesz musiała pomóc mi go przeciągnąć do auta. Na razie nie mogę nadużywać tego ramienia.
Westchnęła. Przydałby się drugi, doświadczony szpieg. Orłow poradziłby sobie z ciałem i pewnie ją samą opatrzył. W końcu wszyscy agenci musieli znać podstawy pierwszej pomocy. Często to było ich być albo nie być.
- Jaki bandaż? Antytoksynowy, opaska uciskowa, unieruchamiająca, uśmierzająca ból, z bojowym stymulantem?- zaczęła wymieniać Gabi po wyjęciu ze schowka w podszyciu sukni niewielkiej saszetki.
Carmen westchnęła widząc ten arsenał.
- Zwykły. Choć jak masz coś na ból, to chętnie przygarnę.
- Oczywiście. - odparła entuzjastycznie Gabi i zabrała się za fachowe opatrywanie rany Carmen. - A co powiemy kierowcy, gdy zobaczy nas taszczące związanego Araba?
- Nic mu nie powiemy, tylko więcej zapłacimy. Bardziej zastanawiam się, gdzie tego gostka wywieźć żeby nie spotkać jego kolegów i w razie czego stawić go Orłowowi... Jak znam takich, to nie złamiemy go od razu.
- No.. chyba do posiadłości Orłowów… albo do urzędu gubernatora. Ale on opakowany prochem.- Gabriela wpierw zajęła się zdejmowaniem ładunków wybuchowych z ciała sparaliżowanego araba.- Obwieszony tak, by móc się zdetonować w razie złapania… może być ciężko.
- Pojedziemy do rezydencji. Miejmy nadzieję, że Jan będzie w domu i wskaże nam odpowiednie lokum bez ciekawskich spojrzeń. - zawyrokowała Carmen, która postanowiła zadanię “rozbrajania” jeńca zostawić towarzyszce. Sama natomiast przespacerowała się, by obejrzeć i obszukać pozostałe dwa ciała. Jedno nie nadawało się do obszukiwania… rozerwane na strzępy. Drugie było tak samo uzbrojone jak te, które rozbrajała Gabi. Zniechęciło ją to do przeszukiwania go, Carmen nie była specjalistką od ładunków wybuchowych i nie chciała przypadkiem zdetonować się wraz z przeszukiwanym denatem.
Poszła więc po kierowcę, by podstawił auto pod samo wejście magazynu. Wręczyła mu przy tym spory plik banknotów, obiecując jeszcze jeden, gdy dotrą na miejsce. Bez zadawania pytań. Następnie wróciła pomóc Gabrieli i zabrać się za przenoszenie, a raczej przeciągnięcie sparaliżowanego Araba do samochodu.
- Strasznie ciężki z niego typek.- rzekła Gabi gdy przeciągały skrępowanego jak baleron Araba do automobilu. A po umieszczeniu go w wozie zapytała.
- A co z magazynem? Odpuszczamy go sobie?
- Owszem. Żadnej pewności nie mamy, a ryzykować jest głupotą. Ty nie masz przeszkolenia, ja jestem ranna... poza tym ten ptaszek może nam coś ciekawego wyśpiewać.
- Mam przeszkolenie wojskowe.- przypomniała Gabi i spojrzała na rękę Carmen pytając.
- Jak się czujesz? Osłabiona? Masz zawroty głowy? Utraciłaś dość dużo krwi.
- Nie mdleję, więc wszystko dobrze. Ale pewnie będę musiała trochę odpocząć po powrocie. - Brytyjka nie udawała bohaterki.
Znalazły się w automobilu i Gabriela pokazywała to co znalazła przy złapanym arabie. Sztylet, sakiewka z drobnymi, przepustka portowa i miedziana zapinka pokryta złotem.

[MEDIA]http://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/d8/6d/3f/d86d3f17a5872114cfabfcf7485d2794.jpg[/MEDIA]
Sfinks… muzułmanom nie wolno było robić obrazów zwierząt i ludzi. Taka ozdoba w posiadaniu Egipcjanina była zastanawiająca.
Carmen postanowiła więc zaopiekować się przypinką. Może wieczorem Yue podpowie jej co może oznaczać.

Majordomus Swiatlin był niewątpliwie zaskoczony z paczuszki jaką dziewczyny mu przywiozły. Niespecjalnie przerażony obecnością związanego więźnia oraz niezbyt zagubiony. Zupełnie jakby takie niespodzianki, były częścią jego pracy.
I wiedział co zrobić z więźniem kochanek Orłowa. Postanowił go wsadzić do lochu. Bo jak się okazało rosyjska posiadłość, oprócz sypialni, basenu, ogrodu, posiadała także loszek. Loszek pełen przedmiotów wyglądających jak narzędzia tortur… które jednak nimi nie były. Delikatne pejcze, dziwne stroje, deseczki z tępymi kolcami. Były też mocne kajdany którymi dało się przykuć więźnia do ściany. Solidne kajdany, obszyte miękkim króliczym futerkiem.
- Po co Orłowom takie miejsce, czy to w ogóle jest legalne?- zapytała szeptem Gabriela rozglądając się po tym oświetlonym na czerwono pomieszczeniu, gdy już unieruchomili swą zdobycz.
- O ile obie strony się na to zgadzają, owszem. - odpowiedziała bezbarwnym głosem Carmen, starając się opanować własne wzburzenie. Co nieco słyszała o takich pomieszczeniach w kontekście życia wyższych sfer, jednak nigdy nie była w takim miejscu.
- Ciekawe co oni tu robią.- mruknęła Gabi machając małym pejczykiem z rozbawieniem pojawiającym się na jej twarzy. Po czym spojrzała na uwięzionego Egipcjanina.
- Nie znam się na torturach.- rzekła cicho.
- Więc lepiej wyjdź. - powiedziała ze spokojem agentka, przypinając mężczyznę do tzw. krzyżaka - Zresztą od razu się nim nie zajmę. Najpierw przemyję ramię, przebiorę się... poczekam aż paraliż zejdzie.
- Dobrze…- Gabriela wyszła szybciutko najwyraźniej niezbyt dobrze czując się w tym miejscu. A także zabierając jeden z małych pejczy.
Carmen uśmiechnęła się pod nosem. Upewniwszy się, że więzień jest dobrze przykuty, powiedziała do niego po arabsku.
- Gdy wrócę, lepiej żebyś wyśpiewał coś ciekawego. - szepnęła, zbliżając twarz do jego twarzy - Inaczej będziesz jadł tylko świńskie mięso... bo czy inny pokarm przystoi eunuchowi?

Poklepała mężczyznę po szczęce, po czym wyszła, by zająć się raną. Za sobą słyszała stek obelg i wyzwisk w trzech językach: po arabsku, prawdopodobnie po egipsku i po angielsku. Tych ostatnich Harim musiał nauczyć się w porcie. Bo wedle znalezionej przy nim przepustce tak miał na imię. Carmen dotarła do swej sypialni bez problemu, odczuwała pewne osłabienie związane z utratą krwi. Oraz wywołany tym faktem głód.
Poprosiła służące więc o miskę ciepłej wody, świeże bandaże, coś na ząb i... zapytała czy wiedzą czy Jan Wasilijewicz jest jeszcze w rezydencji. Służki zaprzeczyły, Orłow wyruszył gdzieś po wystrojeniu się wyperfumowaniu i jeszcze nie wrócił. Natomiast przygotować w ramach posiłku mogły smażone kalmary z przyprawami i kawiorem. Po czym pognały po miskę wody oraz potrzebne Carmen bandaże.

Agentka nie spieszyła się, kiedy umyła i ponownie opatrzyła ranę, zjadła posiłek w samotności, zastanawiając się jak podejść jeńca. I co zrobić z nim później. To chyba najbardziej ją nurtowało. Zamierzała jednak zapytać o zdanie Orłowa - w końcu byli partnerami.

Posiliwszy się, Carmen nalała do szklanki wody, przywołała Barona i tak wyposażona wróciła do niejakiego Harima.
- Jak się czujesz? - zapytała, nie patrząc na niego. Postawiła szklankę na stoliku niedaleko, by więzień cały czas miał ją przed oczami, po czym usiadła w głębokim, skórzanym fotelu. Dopiero wtedy podniosła oczy na Araba.
- Nie moszesz mnie wiezicz. To besprafie.- rzekł mężczyzna łamaną angielszczyzną, po czym w niewybrednych słowach po arabsku co z nią zrobi jak się stąd wyrwie.
- A noszenie ładunków wybuchowych i strzelanie jest w normie. - odparła z przekąsem dziewczyna i upiła łyk wody - Mów czego chcecie od Goodwina.
- Nic nie pofiem bes adfokata.- burknął Egipcjanin.
- Myślę, że bez jaj zmienisz zdanie. - powiedziała Carmen, wyjmując zza podwiązki, celowo odsłaniając przy tym nagie udo, nożyk.
- Umrę z upływu krwi… i niczego się nie dowiesz. Nie boję się śmierci, byłem gotów wysadzić się i zabrać was ze sobą.- choć jego arabskie słowa były butne, to zbladł wyraźnie.
- A kto mówi o śmierci? Jeśli w odpowiednim momencie cię przypalę, to przeżyjesz... pohańbiony. I będziesz żył jeszcze długo, na tyle by uważać śmierć za wybawienie. - mówiła, bawiąc się nożem w dłoniach.
- I tak to czym ty mi grozisz kobieto jest w niczym w porównaniu z tym co mnie czeka, jeśli cokolwiek ci powiem.- burknął gniewnie Hamir i zaczął się nerwowo i panicznie szarpać w swych okowach. Mimo że były przeznaczone do zabaw, to trzymały mocno i nie pozwalały mu uciec. Carmen nie wiedziała czy się z tego cieszyć, czy się tym martwić.

Przez chwilę zastanawiała się, czy Jan Wasilijewicz planował ją zaprosić do tego pomieszczenia, lecz szybko otrząsnęła się z przykrych rozważań. Wstała z fotela i niespiesznie podeszła do mężczyzny.
- Różnica polega jednak na tym, że ja cię złapałam, a oni nie. - powiedziała, po czym jednym cięciem noża rozdzierając jego wierzchnią szatę, by następnie zrobić to samo ze spodniami w okolicy krocza - Chcę wiedzieć dla kogo pracujesz, czemu szukacie Goodwina i gdzie wasi ludzie widzieli go ostatnio. W zamian obiecuję pozostawienie ci jaj i umożliwienie ucieczki. To najatrakcyjniejsza oferta, jaką dostaniesz. Ta ostatnia bowiem, którą ci złożę, będzie dotyczyć już tylko szybkiej śmierci.
- Ty mnie tylko możesz zabić, one mnie mogą dopaść po śmierci. - odparł w odpowiedzi Arab spoglądając wprost w oczy dziewczyny. - Chcę więcej za to co wiem.
- One? - podłapała Carmen - Siostry? - przyjrzała się twarzy Araba, by zauważyć reakcję. Na myśl o Ayshy poczuła szybsze bicie serca.
- Siostry. Królowe nocy. Mroczne córy. - uśmiechnął się Egipcjanin widząc reakcję samej Carmen.- Widzę że wiesz o czym mówię. Wiesz kim są… i jak potężne są.
- Wiem, też że jedna z nich jest mi przychylna. - odparła gładko Carmen, zaprzestając na chwilę rozodziewania krocza mężczyzny - Nie rozumiem, czemu nie chcesz mi powiedzieć, gdzie ostatnio widzieliście Goodwina. Szukamy go w tym samym celu.
- Kogo chcesz oszukać kobieto, co? Widzę przerażenie w twoich oczach. Boisz się Mrocznych Cór co jest rozsądną reakcją. A co do Goodwina, gdybym wiedział gdzie on jest… to bym go nie szukał.- stwierdził kpiąco Hamir próbując odsunąć się od jej dłoni.
Carmen uśmiechnęła się milutko, po czym cięła ostrzem wewnętrzną stronę uda. Cięcie było płytkie, jednak znajdowało się na tyle blisko klejnotów mężczyzny, że nie mógł nie odebrać tego inaczej niż jako groźby.
- Nie boję się ich. Szanuję je. - sprostowała, po czym dodała - A ty lepiej wykaż chęć do współpracy, bo kolejnej obrazy nie zniosę.
Chciał coś powiedział, ale zacisnął zęby z bólu. I nie odzywał się w ogóle czekając na jej kolejne słowa.
Podsunęła nóż wyżej i spojrzała wyczekująco. Jej wzrok był hardy, nie zdradzający wahania.
- Myślisz że mi powiedziano po co się szuka tego białego? Nie wiem… nakazano przeszukać magazyn, znaleźć Goodwina, zabić świadków… lub zginąć.- syczał gniewnie i zadrżał pod jej dotykiem.
- Czemu to chciałeś zrobić? - zapytała Carmen - Czemu chciałeś się zabić za to zadanie?
- Ponieważ śmierć jest lepszym rozwiązaniem niż zawiedzenie ich oczekiwań. Powinnaś to wiedzieć skoro je znasz.- odparł nerwowo Hamir.
- Taki dumny, a trzęsie portkami przed babami. - powiedziała kpiąco Carmen, po czym odwróciła się na pięcie. Właściwie dowiedziała się najważniejszego. Postanowiła więc poczekać na Orłowa i z nim zdecydować o losie więźnia.
 
Mira jest offline