Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2017, 17:23   #2
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację




[MEDIA]http://i.imgur.com/vSST8Dh.png[/MEDIA]

Alexander z Eu oderwał pióro od pergaminu i zanurzył je w kałamarzu. Nim jednak powrócił do pisania spojrzał na leżącego na pulpicie kota zwiniętego w kłębek. Kotów na zamku było pełno, a wydawać by się mogło, że Sire je lubił i darzył szczególną estymą.
Ten tu egzemplarz, stary i biały jak śnieg kocur spał właśnie zwinięty w kłębek, bodaj największy ulubieniec Elijacha, miejscowego lutniarza i bajarza.
Jednego z wcieleń wampira rezydującego na zamku jakim pokazywał się śmiertelnym.

Atrament spadł kroplą z pióra na koci grzbiet farbując sierść, ale kocur nie poruszył się nawet albo nie czując tego, albo uznając iż niegodne jest to jego ruchu.
Kolejna kropla…
Alex uśmiechnął się i zanurzył pióro ponownie w kałamarzu. Przez kilka chwil ze złośliwą satysfakcją czynienia na przekór swemu Panu kroplami czerni kapiącymi na białego zwierzaka tworzył coś. Wzór zmieniał się w krucyfiks, bo Pan był wielce cięty na księży. Pod sam koniec w głowie Alexandra pojawił się żal.
Z jednej strony chciał czynić to co czynił, a z drugiej sam obraz smutku lub dezaprobaty na twarzy Elijaha targał mu serce bólem. Odsunął pióro i kropla opadła nie na kota, a na obszerny rękaw habitu, którego Alex tak bardzo nienawidził. Habitu, który sire kazał mu nosić, jako i prowadzić zamkową kancelarię i robić za kapelana kaplicy w Kocich Łbach, mimo iż mężczyzna ze święceniami wspólnego nie miał nic i mierziły go te zajęcia jakby kto gwoździe wbijał mu w pięty.

Westchnął cicho wracając do pisania.


[MEDIA]http://imgur.com/hTAe4PV.png[/MEDIA]

Zastanowił się przez chwilę co pisać dalej biegnąc myślami do tej dziewczyny, która pojawiła się tu nagle przyjeżdżając do starego wuja zarządzającego zamkiem stanowiącym dawniej własność Andrusa de Tetes-deChats. Sprawiła radość staremu Torinowi de Bar, ale Alex nie wierzył iż sire zezwoli jej na dłuższy pobyt. Wzięcie jej na swą służkę krwi w pierwszym momencie przyprawiło zamkowego skrybę o szok, ale nawet wtedy nie brał jej poważnie. Wciąż widział w niej jakby przepiękną maskotkę dodającą życia i kolorytu Kocim Łbom, ale coraz częściej zastanawiał się czy sire nie ma jakiegoś innego powodu ją tu trzymać i poić swoją vitae.



[MEDIA]http://i.imgur.com/l99zx1W.png.png[/MEDIA]

Pisał jeszcze jakiś czas, przez który kocur najwyraźniej znudził się drzemką, przeciągnął i zeskoczył z pulpitu. Leniwym krokiem powlókł się przed siebie z atramentowym krucyfiksem na boku. Alex tymczasem przelewał na pergamin swe myśli i skracał wydarzenia poprzedniego dnia oraz nocy. Wyglądało to jakby dzielił się wszystkim z adresatką tego listu, przelewał wszystko co czuł i pisząc chłonął to raz jeszcze.
Wydarzenia, myśli, odczucia…
W końcu przysypał karty pergaminu piaskiem i położył na srebrnej tacy, a na koniec podpalił.
Czarny dym pofrunął ku powale, do Anny z Brierley Hill, dawnej służki księcia Karola z Eu inaczej listu wysłać się nie dało.
Żaden posłaniec nie był w mocy pojechać do nieba, piekła, albo czyśćca, gdziekolwiek trafiła.



- … o Panie, strasznie się pieklił! Krzyczał, że tak dłużej być nie może i jak Pan Andrus nic z tym nie uczyni, to zwróci się do zarządcy Namur lub i samego księcia, albo do biskupa Liege – Psiarczyk relacjonował rozbawiony karmiąc psy myśliwskie, ale Alex bynajmniej nie podzielał jego humoru. Od śmierci Andrusa z Kocich Łbów mieli tu niesamowity wręcz spokój. Szalona wręcz intryga wampira, w której Alexander pomagał, pozostawiła ich na uboczu jakiejkolwiek polityki, władzy, poborców… prawie wszystkiego. Wskutek skomplikowanych zapisów, listów, relacji świadków i testamentów, biskup Liege Ludwik Burbon przekonany był, że Kocie Łby, Coiville i okoliczne tereny były częścią księstwa Burgundii. Z drugiej strony książę Filip Dobry uważał iż te ziemie leżą w granicach biskupstwa. Obaj byli nie tyle skonfliktowani, co wręcz w stanie wrogości, tedy nie było najmniejszej szansy aby sami doszli do tego, że obaj robieni są w konia przez zarządcę zamku. Zresztą nawet gdyby ich relacje były wzorowe, to zamek w Ardenach na uboczu cywilizacji nie byłby raczej wysoko na liście terenów do rozmowy między takimi tuzami.
Nie było powodu by w ogóle poruszali takie tematy.

Problem nazywał się „Ojciec Bertrand”. Przeor klasztoru cystersów, który załapał się na wampirzą „reformę ziemską”, choć nieświadomym był jej korzeni. Uznawszy, że brak poborców wynika z bałaganu kancelarii biskupiej lub książęcej objął klasztor dwa lata temu z dobrodziejstwem zamotanego braku podległości i czuł się z tym zdecydowanie świetnie wpasowując się w zmowę milczenia.
Można było z drugiej strony rzec, że problem nazywał się: „Łysy Pieterzoon”, szef niewielkiej szajki żołdaków-dezerterów od dwóch miesięcy rezydujących w okolicznych lasach. Półtuzin banitów był zbyt słaby aby szukać szczęścia w miasteczku u stóp zamku, albo terroryzować osady drwali i kamieniołom z których Coiville żyło, tedy skupił się na klasztorku, któremu narzucił srogi haracz. Przeor policzył straty i zaraz wyszło mu, że może per saldo bardziej mu się będą opłacać wizyty książęcego lub biskupiego poborcy, bo że stary i stetryczały Torin de Bar, zarządca Kocich Łbów, coś z tym zrobi, mało kto wierzył.
Alex westchnął spoglądając na „Pchlarza” leżącego w swoim wzmocnionym kojcu przypominającym klatkę godną rozbuchanego niedźwiedzia.

[MEDIA]http://farm6.staticflickr.com/5217/5389444609_05b50f2f66.jpg[/MEDIA]


Oszalałe i strasznie stare już zwierze było tu jeszcze zanim przywleczono skrybę do zamku na sznurze za koniem Andrusa z Kocich Łbów. Często wyło wniebogłosy i było strasznie agresywne, ale wampir nie pozwalał odstrzelić go z kuszy i pozbyć się zawszonego drapieżnika. Dzikie zwierze przyzwyczajone do buszowania po lasach, zamknięte w ciasnym kojcu wśród kręcących się wokół ludzi musiało w końcu oszaleć i chyba o to chodziło sire. Ciasna srebrna obroża utrzymująca gruby łańcuch jakby złośliwie wskazywała iż jest to ulubieniec całej myśliwskiej sfory, choć ani nikt wilkiem się nie zajmował, ani nie brano go na niezwykle rzadkie teraz polowania. Jedynie koty się nim interesowały i można by przysiąc, że w pewien sposób znęcały się nad nim okrutnie.
- De caelo in caenum – Alex w końcu oderwał wzrok i westchnął Nie było jasnym czy mówi o losie zwierzęcia czy o problemie z wyrywnym przeorem.
- Co panie?
- Nie ważne. Pójdę zawiadomić Pana Torina, wszak wielki rycerz z pewnością rozwiąże za nas ten problem.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 19-07-2017 o 18:11.
Leoncoeur jest offline