Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-07-2017, 09:36   #64
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
- Co tam?- Spytała Bryza jakby od niechcenia.
- Dobrze, że nie sypiasz wiele - Grant błysnął zębami na powitanie. - Kilka godzin temu zamordowano kolejną osobę. W dość oryginalny sposób. Potrzebuję porozmawiać z tą, która tworzy sakiewki.
- Możesz jaśniej? - Indianka nagle spoważniała. - Bo chyba nie chcesz powiedzieć, że Daanis miała coś z tym wspólnego?
- Miałem właśnie ciekawą rozmowę z kilkoma osobnikami, jeden z nich był od ciebie. Odbyła się po tym, jak patrzyliśmy jak jakieś bydle z mieszkiem na szyi zabija człowieka. Rozmowa wskazała również, że podobna sakiewka może być zamieszana w śmierć mojego krewniaka. Bardziej krewniaka Merlina, ale sama rozumiesz - Grant wzruszył ramionami po tej długiej jak na niego przemowie. - Dlatego chciałem porozmawiać z tą waszą Daanis. Grzecznie. Na razie.
- Grzecznie? - Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. - Ty? To jest nastolatka. Indianka. -Wyraźnie zaakcentowała dwa ostatnie słowa.- Nie puszczę cię samego. Muszę wiedzieć o czym chcesz z nią porozmawiać.
- To chodź ze mną - wzruszył ramionami. - Muszę wiedzieć kto wybiera cele. Bo to ścierwo, które robi, ma wyraźny cel i innych nie próbuje ruszać. Z jakiegoś powodu utłukła tego gościa wczoraj. Możesz się przydać jak mój urok nie wystarczy - wyszczerzył się do Bryzy.
-Dobrze. - Oparła.
Jeżeli nie rozumiała co miał na myśli, to nie dawała po sobie tego poznać.
Poprowadziła ich skrajem osady, częściowo zaroślami. Kilkukrotnie przystawała i nasłuchiwała uważnie. Po kilkunastu minutach dotarli do jednego z domów. Niewiele różniły się o tych z Duluth. Może farba na nich była bardziej odrapana i nie było wokół nich równiutko przystrzyżonych trawników.
- Zaczekaj tu. - Poleciła Bryza. - Pójdę po nią. - Zniknęła za rogiem. Wyostrzone zmysły młodego Tubylca wychwyciły ciche stukanie i równie cichą wymianę zdań, w języku którego nie rozumiał.

Obie Indianki wyłoniły się zza tego samego rogu domu.
- To mój przyjaciel Grant. - Bryza wskazała na niego. - Odpowiesz na jego pytania.
Dziewczyna pokiwała tylko lekko głową. Matthias czół wyraźnie strach.
Z Granta był żaden detektyw, ani taktowny koleś. Oparty o drzewo zaplótł ramiona na piersi, niewiele robiąc do złagodzenia strachu kobiety. W końcu tworzenie tych paskudztw i mordowanie nie przychodziło jej zbyt trudno.
- Chcę wiedzieć tylko jedno. Dla kogo tworzysz to ścierwo. Kto wyznacza cele.
- Jakie ścierwo? - Dziewczyna nie kryła zaskoczenia.
- Zwierzęce - Grant obnażył kły. - Złączone razem. Biegające po lesie z sakiewką na szyi. Już kojarzysz?
- Nie. - Odparła cicho i ze strachem. Cofnęła się nawet o krok. Zapach strachu i zdenerwowania był intensywny. - Nie wiem o czym pan mówi.
Szepcząca Bryza stała obok niewzruszona. Matthias wyczuł jednak zmianę w jej postawie. Była gotowa stanąć w obronie dziewczyny gdyby on stracił nad sobą kontrolę. Takie rzeczy jednakże nie wytrącały Matthiasa z równowagi. Nie bez dodatkowych powodów w każdym razie.
- Zaprzeczenie jest bez sensu w momencie, kiedy mieszek został zidentyfikowany jako twoje dzieło, przez jednego z twoich ludzi - zauważył i machnął ręką w nieokreśloną stronę, mając na myśli ogół Indian. Wyjął papierosa i wsadził sobie między wargi, nie zapalając jeszcze. - Gadaj. Jak ci to pomoże, to nikt się nie dowie, że otworzyłaś do mnie usta. Wcale mnie tu nie było, prawda? - wyszczerzył się do Bryzy. W pewnym sensie wyglądał, jakby się dobrze bawił.
Dziewczyna spojrzała pytająco w stronę starszej Indianki. Ta jednak nie dała żadnego znaku.
- To prawda, że wykonuję tradycyjną biżuterię i ozdoby naszego ludu. Ale nic po za tym.
Przeszła płynnie na język Indian, którego Grant nie rozumiał. Daanis swoją wypowiedź kierował do Bryzy.

- Po angielsku proszę - warknął Grant tonem nie znoszącym sprzeciwu. Odkleił się od drzewa i zapalił papierosa, zbliżając się dwa kroki w stronę Indianek. Zmełł pod nosem przekleństwo, że nie zabrał od razu tego woreczka od Merlina. - Nie zmuszaj mnie do powrotu po tę cholerną śmierdzącą ziołami sakiewkę. Grasz głupa, ale skoro ja się dowiedziałem, to inni też. Mieszek został wykorzystany do stworzenia zabójcy, naszej karykatury. Na pewno wiesz jak to działa. Im bardziej się wykręcasz, tym bardziej podejrzliwy się staję.
- I właśnie dlatego chciałam, żebyś mi to wszystko wytłumaczył. - Odezwała się Bryza. - Ona nic nie wie. Nic ci nie powie. A bardziej jej już nie zastraszysz.
- Nic nie chce wiedzieć, co najwyżej - parsknął Matthias, zaciągając się. - Słuchaj. Ten wasz był pewien, że to jej dzieło. Kradzież, kupno lub zrobiła to ona sama. Tak czy inaczej, wie. Dlaczego jej bronisz? Nie chcesz pomóc zamknąć ten interes, który tu kręcą? Nasyłanie na nich tego paskudztwa to marny sposób.
- Daanis zajmuje się wytwarzaniem tradycyjnych ozdób, prawda? - Bryza spojrzała na dziewczynę, która kiwnęła głowa potwierdzając jej słowa. - Połowa mieszkańców rezerwatu je nosi, a także wielu turystów. Może gdyby zobaczyła te sakiewki wiedziałaby do kogo należą.
- Tak. - Odparła szybko Daanis.
- I ja mam w to uwierzyć? - zapytał, zaciągając się głęboko, aby opanować rosnący wkurw. Na siebie, że nie wziął od Merlina tej sakiewki, i na nie. Daanis pierdoliła, bo każdy kto wie o co chodzi i jest niewinny próbuje pomóc. A nie udaje niewiniątko. Jakoś miał pewność, że dziewczyny nie zastanie w tym miejscu jak wróci z sakiewką. Wziął więc kilka oddechów i zaczął opisywać przedmiot, łącznie z zapachem i ciężarem.
Dziewczyna zapytała się jeszcze o kilka szczegółów, niestety Matthias nie znał na nie odpowiedzi.
- To mogą być jakieś cztery osoby. - Powiedziała, nadal z trwoga w głosie. - Moja babcia, Damien, stary Shikoba i twój dziadek.
- No dobra, to już coś mamy - przytaknął dziewczynie już spokojniej. - Nie mam pojęcia co oznacza "mój dziadek", nie miałem okazji poznać - parsknął. - Kiedy je dla nich wykonywałaś? Oni chcieli, czy zrobiłaś to sama z własnej woli?
- Może kiedyś. - Bryza wykrzywiła lewy kącik ust w lekkim uśmiechu.
- Dla babci i Shikoby robiłam kilka dni temu. Damien i Czerwony Kruk swoje dostali wcześniej. Wszyscy prosili o zrobienie sakiewek specjalnie dla nich.
- Wcześniej to znaczy kiedy? - dopytał jeszcze Grant, wypalając papierosa do końca.
- Damien swoją odstał pół roku temu. Kruk też mniej więcej wtedy. - Odparła dziewczyna.
- Kim jest ten Shikoba? Zresztą, to nie tylko moja sprawa, te morderstwa. Ściągają na was uwagę. Znasz całą tę czwórkę? - tu spytał bezpośrednio Bryzy. - I jakbym przyniósł tę sakiewkę, mogłabyś określić komu dokładnie ją zrobiłaś?
- Nie znam tylko Damiena. - Bryza przeniosła pytający wzrok na Daanis, ale ta wzruszyła tylko ramionami. - Shikoba to porządny człowiek. Kilka dni temu pochował żonę.
- I dlatego prosił o sakiewkę. - Wtrąciła się dziewczyna. - To część tradycyjnego wyposażenia zmarłych.
- Jeżeli ją pan przyniesie, to będę mogła powiedzieć dokładnie do kogo należny. - Powiedziała Daanis nadal wystraszona. Aparycja młodego tubylca robiła swoje.

Skinął głową. Shikoba. I kto to jeszcze był?
- A twoja babcia, z jakiego powodu chciała to odstać? Nie żebym coś przeciwko niej miał - wzruszył ramionami. - Ale w filmach zawsze dokładnie wypytują - wyszczerzył się uśmiechem mało groźnym, lecz w tych okolicznościach Daanis mogła go różnie zinterpretować. Jak zresztą wszystko co się działo. - Sakiewkę przyniosę albo podrzucę Bryzie.
- Na pogrzeb jakiegoś znajomego? - Odparła niepewnie i cofnęła się o krok. - Babcia prosiła mnie kilkukrotnie o zrobienie ich.
- Ciekawe, nieprawdaż? - to pytanie Matthias zadał jednak Bryzie. Nie znała tylko Damiena zgodnie ze swoimi słowami, a więc do babci Daanis mogła ich doprowadzić. To wystarczało, potrzebował tylko od niej potwierdzenia do chęci współpracy. Bez tego nawet Grant wiedział, że jako Tubylec będzie miał z tym lekki problem.
W odpowiedzi Indianka kiwnęła tylko potakująco głową.
- To wszystko? - Zapytała, do końca nie wiadomo kogo.
- Tak. - Odpowiedziała szybko Daanis. - Przysięgam.
Grant tylko skinął głową.

Poczekał aż Daanis się oddali, zanim odezwał się do Bryzy.
- Kim jest jej babcia?
- Szamanką. Bardzo poważaną w naszej społeczności osobą. - Odpowiedziała odprowadzając dziewczynę wzrokiem. - A tym powiesz w końcu o co chodzi?
- To kurewsko dobrze pasuje, co? - warknął Grant, ruszając z miejsca i kierując się w wydawałoby się losową stronę. - Gdybym wiedział o co chodzi, to byłoby zajebiście. Ale nie wiem. Wiemy dwie rzeczy: ktoś kombinuje tu ostry interes i to związany nie tylko z młodymi Indiankami i ktoś ubija ludzi związanych z tym interesem. Ale nie pytaj mnie, nie mam pojęcia co robił tu Koch. Najchętniej miałbym to w dupie, ale tobie zależy na dziewczynach, a Merlinowi... to w sumie nie wiem. Bawimy się tu w wojnę, ale jeszcze nie wiadomo kto z kim walczy.
- Co pasuje? - Ruszyła za nim. - Widziałam co spotkało waszego krewniaka. Powiedziałeś, że widziałeś kolejną ofiarę, dzisiaj. Było ich więcej? Tu w rezerwacie?
- Stara indiańska szamanka, sakiewki i trupy - wzruszył ramionami. - Aż za dobrze pasuje. Ja wiem o dwóch, ale nikt nie gwarantuje, że nie było innych. Te dwa napotkaliśmy przypadkiem, tak sądzę. Zabójca był akurat tam gdzie my. To dobra sztuczka, był zainteresowany wyłącznie ofiarą. Nie bronił się, jedynie uciekając. To nie dzieło początkującego. Nie żeby mi na tych zabitych szczególnie zależało, ale sama wiesz, niektórzy biorą to do siebie. Krewniak to krewniak.
- To poważne oskarżenie.
- To poważne przypuszczenie - poprawił ją niezrażony Grant. - Teraz pójdę do Merlina po sakiewkę i może jeszcze dziś wpadnę znowu, ciekaw ile Daanis zdąży rozpowiedzieć. I czy ją jeszcze tu spotkamy.
- Znam ją dobrze. Aktorka z niej żadna.

Budząc Merlina zaczął się zastanawiać, po co się stara. Indianie nie potrafili zatroszczyć się o swoich, co go to obchodziło? Przynajmniej jedna stara szamanka ma jaja, by coś z tym zdziałać. Problem w tym, że zbyt łatwo przyszło namierzenie jej. Rudy oczywiście nie był zadowolony, ale co mógł powiedzieć? Oddał sakiewkę, a Daanis jak się okazało nie zmyła się nigdzie, potwierdzając, że zrobiła przedmiot dla swojej babci. Poczuł, że odechciewa mu się grzebać dalej.
- Pójdziemy do niej razem - oznajmił Bryzie. To nie było pytanie. - Nie wiem czy chcę ją powstrzymać. Na razie porozmawiać.
Zamilkł na dłuższą chwilę, wpatrując się w ciemność.
- Idę odpocząć. Za dnia mam pogrzeb, muszę tam się zjawić na chwilę. Potem wrócę. A ty spróbuj dowiedzieć się kto u was najbardziej udaje, że nic nie widzi.
 
Sekal jest offline