Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2017, 00:03   #53
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Jedno było pewne, takiej pobudki Jess się nie spodziewała. Przez pierwsze, cenne sekundy była pewna że nadal śni i że sen zmienił się właśnie w koszmar, z którego zaraz obudzi się z krzykiem. Niemal była w stanie poczuć silne, dające bezpieczeństwo ramiona Lestera, kojące strach zrodzony w majakach. Tyle tylko, że to nie były majaki, na dowód czego Jessica zyskała czerwony ślad po uszczypnięciu. Zagrożenie… coś im zagrażało i chociaż jej umysł wciąż po części wypełniała wata to jednak ów zimny pot chłodzący kręgosłup, zmuszał ciało do działania. Uciekać, trzeba było uciekać… Tyle że ucieczka wiązała się ze znalezieniem tam, na zewnątrz, w mroku nocy. Przerażenie chwyciło ją za gardło, odcinając dopływ powietrza. Próbowała z tym walczyć i przez pierwsze chwile jej się nawet udawało. Na tyle że była w stanie zerwać się z łóżka i narzucić na siebie płaszcz, a następnie wsunąć nogi w buty. Lester już odrywał się od okna, już ruszał by samemu zgarnąć swoje graty. Nie było czasu na panikę, nie mogła zostawić swoich zabawek. Nie mogła ruszyć w noc bezbronna. W nocy, w gęstej, czarnej nocy, kryło się wszystko to co sprawiało, że nie potrafiła zasnąć bez chociażby płomyka świecy. Czując więc jak powoli te resztki odwagi napędzane adrenaliną, ulatują z niej, zgarnęła leżące obok siebie karabin, pas z rewolwerem i plecak. Na zakładanie czegokolwiek nie było czasu więc nawet nie próbowała skompletować odzieży. Miała w końcu zapasową w plecaku więc wszystko było chyba ok. Liczyło się tylko to by mieć ze sobą broń, by mieć ten plecak, by mieć Lestera, którego dłoń ścisnęła jakby była ostatnią deską ratunku, a ona właśnie tonęła w rozszalałym oceanie mroku. I oddychać, musiała oddychać nawet jeżeli czynność ta sprawiała jej więcej trudności niż przebieranie nogami.

Nagle wokół niej znaleźli się wszyscy ci, którzy jak oni zostali w barze by w pokojach przeczekać czarne godziny. Wśród nich był też Simon i ta jego barmanka. Dobrze, to było dobre że oni też zdołali się szybko zebrać, jednak… No tak, oddech, musiała oddychać. Palce strachu zaciskały się jednak coraz mocniej, sprawiając że przed jej oczami pojawiać się zaczęły otoczone jasną poświatą kręgi. Musiała wziąć oddech, jednak porażone strachem mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. Gdyby nie silna dłoń Lestera i wspierająca obecność Simona za plecami, upadłaby. Tylko dzięki nim była zdolna stawiać kolejne kroki, przyciskając swoje rzeczy do piersi z siłą, która niemal miażdżyła jej żebra. Nie mogła ich jednak upuścić bowiem wśród nich była także latarka, a w plecaku zapałki i zapalniczka. Nie mogła ich stracić, nie teraz, nie w tym chaosie.
- Sss… samo… samochód - wydusiła z siebie, tracąc resztki powietrza jakie jeszcze uchowało się w jej płucach. Musieli dostać się do wozu, musieli uciekać, musiała oddychać, nie mogła upuścić swoich rzeczy, nie mogła się zgubić. Musieli… Litania powtarzana w kółko niczym mantra, była jedynym co trzymało ją w stanie świadomym. Jedynym co przy wtórze świstu wtłaczało niewystarczające dawki powietrza do płuc. Niewystarczające by mówić, by krzyczeć, by biec. Wystarczające jedynie do tego by żyć, by pozwalać się ciągnąć, by się bać…

Wokół Jess zdawała się narastać kakofonia dźwięków. Krzyki, przestraszone krzyki zdenerwowanych i przestraszonych ludzi. Stukot sprzętów, o siebie nawzajem, o podłogę, jakieś szuranie, chroboty, głuche odgłosy uderzeń o podłogi, szelest materiału, trzaskanie drzwi, jakiś płacz, chyba dziecka, może killku, płaczliwe krzyki kobiet, zdenerwowane wrzaski meżczyzn. I tłok. Co chwila ocierała czy już przeciskała się między tymi wszystkimi, przestraszonymi i zdenerwowanymi ludźmi. Lester twardo torował im drogę ciągnąc za sobą Jessicę a tą od tyłu ubezpieczał Simon sam ciągnąc za sobą drugą dziewczynę. Liczba ludzi i ich desperacja zaczęły w końcu rosnąć i nawet Lester zaczynał mieć kłopoty z przedarciem się do przodu. No i ciemność. To wszystko było opatulone w gęstej ciemności. Świece które się jeszcze paliły pogasły od tych przeciągów i ruchu ludzi.

- Z drogi! Z drogi kurwa bo zabiję! - komuś z przodu w końcu puściły nerwy. Jego zdenerwowany głos poniósł się przez korytarz a zaraz potem padł strzał z broni krótkiej. A zaraz potem dwa następne. Nie było wiadomo czy ktoś oberwał, czy nerwus stracił głowę na tyle by strzelać w ludzi czy w sufit. Ale strzelał naprawdę. Jeśli ktoś oberwał to jego krzyki i tak utonęły w spanikowanym wrzasku ludzkiego stada które jak odpływ zaczęło w panice cofać się z powrotem do pokoi i w głąb korytarza.

- Kurwa mać, zajebię gnoja! - wrzasnął rozwścieczony Lester ale w tej chwili była to chyba okrzyk desperacji gdyż trzymając i Jess i swoje graty, i z trudem stawiając opór ludzkiemu odpływowi była to raczej czcza pogróżka.

- Hej Lester! Chodź tutaj! - krzyk Simona zwrócił uwagę starszego brata. Jego głos dochodził trochę z boku. Załapał Jess wciągając za sobą do któregoś pokoju a ta zdołała nakierować starszego Thorna. Co było w planie Simona nie musiał mówić. Czarnowłosa dziewczyna, chyba ta kelnerka otwierała już okno na oścież. - Skaczemy! - wyjaśnił na wszelki wypadek Simon. Byli na pierwszym piętrze więc strasznie wysoko do ziemi nie było.

- Dobra! Skaczcie! - zgodził się szybko Lester i zaczął mocować się z drzwiami by zamknąć je i by mieli chwilę wytchnienia do skoku.

- Chodź Jess! - Simon wyciągnął rękę by złapać rusznikarkę. Tamta dziewczyna właśnie przelazła przez parapet i zniknęła z widoku gdy się od niego oderwała.

“Chodź Jess”. Prosta komenda, która jednak wcale taką prostą nie była. Nie gdy nogi nie chciały słuchać umysłu, gdy zdawały się tkwić wrośnięte w podłogę, nie pozwalając na wykonanie nawet najmniejszego ruchu. Gdy mięśnie, pomimo tego że wpompowywane były w nie hektolitry adrenaliny, nadal nie chciały ulec umysłowi, który wrzeszczał. Być może dlatego, że wrzeszczał sprzeczne komendy. Zarówno przerażony tym, co działo się na zewnątrz, jak i tym co wewnątrz, pragnął uciec od obu zagrożeń na raz. Nie chciał jednak uciekać samemu bowiem tam, za oknem kryło się nie tylko zagrożenie które słyszeli ale i te, których istnienie kryło się w zakamarkach pamięci rusznikarki. W końcu jednak coś zaskoczyło, niczym w zaciętej broni która nagle, po którejś z rzędu próbie, na powrót zaczyna wypluwać z siebie naboje. Pierwszy krok, po nim drugi i następny. Kurczowe zaciskanie dłoni na trzymanych przy piersi rzeczach.
- Pospieszcie się - udało się jej wydukać do Simona, gdy pomagał jej przeskoczyć. Spojrzała jeszcze w jego oczy, wymuszając tym spojrzeniem jego współpracę w tej jakże istotnej kwestii. - Oboje - dodała, po czym ześlizgnęła się w dół.

- Jasne! Będziemy zaraz za tobą! - zapewnił Simon podając jej dłonie by mogła się niżej opuścić i miała mniej do zeskoczenia. - Ana! Pomóż Jess! - krzyknął na dół. Zaraz potem ciepły prostokąt oświetlanego świecami okna zniknął a rusznikarka wylądowała na ziemi. Przygięło ja trochę ale zaraz poczuła na sobie dłonie kelnerki pomagające jej wrócić do pionu.

- W porządku?! Wstawaj! Który to wasz samochód? - tak samo jak Simon starała się być spokojna ale i tak w najłagodniejszym razie można było ich odebrać, że są spięci. Musiały jeszcze chwycić torby i rzeczy rusznikarki.

- Odsuńcie się! - ponaglił ich z góry wychylający się z okna młodszy Thorn. Obydwie dziewczyny zrobiły mu miejsce podtrzymując i rzeczy Jess i siebie nawzajem. Zaraz potem na dole ziemia została uderzona butami Simona. W świetlnej plamie na piętrze pojawiła się sylwetka większego brata. Po chwili on też wylądował na ziemi. Zaczął gonić pierwszą trójkę bo Simon bezzwłocznie pociągnął obie dziewczyny ze sobą do samochodu. Dobiegli do niego pierwsi a Lester dopadł ich akurat gdy zdołali go otworzyć i wskakiwać do środka. Część pojazdów i gości również była na tym etapie. Samochody ruszały, odpalały, trzaskały drzwi a wokół była różna mieszanina ludzkich krzyków. Jedni nawoływali się, inny szukali, krzyczeli by czekać albo nie czekać. Lokal obecnie wyglądał jak centrum rozróby jakie tak bardzo uwielbiali bracia choć tym razem nie było im to w głowie. Parter wciąż był rozświetlony kilkoma źródłami światła ale obraz wewnątrz był zbyt zamazany, pełen wrzeszczących sylwetek i cieni więc nie szło się zorientować z zewnątrz co się tam właściwie dzieje. Znowu ktoś tam strzelił choć znowu nie było wiadomo kto do kogo i czy w ogóle. Za to od strony rzeki przewalała się rycząca, żywa ciemność pochłaniająca wszystko i wszystkich. Światełka na przystani zgasły i zniknęły jakby ich tam nigdy nie było. Co stało się z ludźmi którzy je palili lepiej było nie myśleć.

Jessica nie miała pojęcia jakim cudem dotarła do samochodu. Dopiero będąc przy wozie zorientowała się, że Simon i ana są tuż obok, więc to chyba za ich przyczyną udało się jej oddalić od baru. Chaos panujący na zewnątrz, o dziwo nieco ją uspokoił. Był nieco bardziej znajomy, zrozumiały i nawet pomimo mroku nocy, do przyjęcia. Poza tym światła pojazdów i te, które jaśniały w oknach przybytku, który właśnie opuścili, działały niczym latarki, rozjaśniając ciemność wystarczająco by Jess zdołała odzyskać względne panowanie nad oddechem. Nie było jednak czasu na zastanawianie się. Pożerająca wszystko amsa zbliżała się, nie mając najwyraźniej zamiaru odczekać, aż młoda rusznikarka w pełni odzyska nad sobą panowanie, a już na pewno czekać nie miała zamiaru na nastanie dnia.
Simon już zdążył usadowić się na fotelu kierowcy, zostawiając miejsce obok dla Lestera. Co prawda zwykle to starszy z Thorn’ów prowadził ale na kłótnie o to kto ma siedzieć za kierownicą nie było czasu, a że młodszy był na miejscu pierwszy to i logicznym było, że na niego to zadanie spaść musiało. Jess z Aną zajęły miejsca z tyłu. Dla rusznikarki miejsce to było zwyczajowym, wszystko zaś co znane miało dla niej obecnie wagę złota. Korzystając z tych paru sekund, w trakcie których Lest dopadł wozu, umieściła plecak między nogami, przypięła pas z rewolwerem i zacisnęła kurczowo palce na swojej latarce.
- Zmywajmy się! Szybko! - ponagliła Simona, nie tuszując paniki w głosie. Jej uwaga skupiona była na tym czymś co się zbliżało, gasząc światła przystani i bez dwóch zdań odbierając przy tym życie wszystkim, którzy mieli tego pecha że nie zdążyli zwiać. Nie chciała być jedną z tych dusz ulatujących ku niebu lub piekłu. Nie chciała też by podobny los spotkał jej braci. W swoich pragnieniach nie była jedyna o czym świadczyły zewsząd dobiegające odgłosy gorączkowych prób wydostania się poza zasięg pochłaniającej wszystko czerni.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline