Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2017, 14:31   #574
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację

San Marino spodziewała się wszystkiego: nagłej śmierci, załamania pogody, końca fajek i zmiany Bliźniaków w parę mnichów… jednak prezentu od szefa nie spodziewała się w ogóle. Zwłaszcza takiego żywego i cennego. Patrzyła wpierw oniemiała na córkę ich głównego oponenta od Nowojorów - pobitą, związaną i zdaną na jej łaskę. Jej zapłata za pomoc, chociaż nie dla gambli gadała, tylko dlatego że było trzeba. No i klecha ją wkurwił.
- Mówca nie wie co powiedzieć - zająknęła się, stając przed Guido i gapiąc się na niego zmieszana - Nie trzeba było… to cenny jeniec, może się przydać jakby te sztywniaki zaczęły coś knuć… dziękuję - pochyliła głowę, szybko myśląc co dalej. Najchętniej rozerwałaby głupiego mundurowego kaszalota na strzępy za zranienie Pete’a, ale to mijało się z celem. Bardzo powoli podniosła rękę i zawiesiła ją otwartą tuż przed twarzą wysokiego gangera.
- Mówca nie złożył Wilkowi życzeń na nowej drodze życia - wyszeptała spiętym głosem, dotykając czubkami palców jego czoła - Niech szczęście nigdy cię nie opuszcza, a Duchy dzielą się mądrością i prowadzą w godzinie próby, wskazując rozwiązania roztropne. - przesunęła palce na jego nos i usta, kciukiem drapiąc linię żuchwy. głos przeszedł w szept - Niech chłód i głód trzymają się od ciebie z daleka, a śmierć nadejdzie ze starości, gdy osiągniesz wszystko, czego zapragniesz. Odnajdź spokój ducha, a wrogowie niech zawsze będą o krok za tobą. Patrz śmiało w przyszłość i pamiętaj, że nie jesteś sam… bądź dla niej dobry, bo ona świata poza tobą nie widzi - uśmiechnęła się, zabierając rękę - Szef rozkazuje, Mówca słucha. Teraz i do końca.

Guido uśmiechał się tym swoim wesoło - bezczelnym uśmiechem gdy Czacha zaczęła składać mu życzenia. Jednak gdy jej dłoń zbliżyła się do jego twarzy chyba się zdziwił. Przestał się uśmiechać i spoważniał a wraz z nim jakoś jego nastrój jak zwykle rozlał się i na resztę gangu. Towarzystwo w skórzanych kurtkach , obwieszonych znaczkami, medalikami, naszywkami i piórami zaczęło milknąć. W miarę jak San Marino zaczęła udzielać własnego błogosławieństwa szefowi bandy robiło się jakoś tak ciszej i ciszej a cała ceremonia na szaleńcach z Det wywarła chyba nie mniejsze wrażenie niż przed chwilą co zakończony ślub. W końcu z jednej strony chodziło o szefa, o Guido, tego farciarza i gościa z którym chyba każdy z nich chciał się trzymać i za nim podążać. A z drugiej o szamankę. Nie jakąś ściemniarę i szarlatankę obwieszoną creepy stuffem tylko prawdziwego Mówcę i pomost z duchami jaka wczoraj w nocy naocznie pokazała swoją potęgę nawet jeśli ktoś z Runnerów nie był świadkiem innych jej numerów. Poza tym ona też wydawała się być w porządku i świetnie wpasowana w runenrowe stado. I teraz ta kobieta udzielała błogosławieństwa w imieniu duchów temu mężczyźnie. Może kogoś z zewnątrz mogło to nie ruszać czy wydawać się śmieszne. Ale dla Runnerów z Det było to jak najbardziej serio i traktowali to jak najbardziej na serio. I ruszało. Gdy szamanka oderwała dłoń od twarzy Guido ten się wreszcie znowu uśmiechnął. A nawet wyszczerzył.
- Hej słyszeliście!? - wydarł się jakby ktoś miał szansę nie usłyszeć albo nie zobaczyć całego błogosławieństwa. - Duchy są po naszej stronie! Z ich pomocą rozwalimy wszystko co nam stanie na drodze! - wydarł się uniesiony entuzjazmem szef bandy wyrzucając w triumfalnym i obiecującym zwycięstwo geście pięść w górę. Banda od razu podchwyciła ten entuzjazm który również rozlał się na nią i po niej mieszając się z wcześniejszą radością z okazji podwójnego ślubu. Radość spotęgowała się, pęczniejąc i buchając z gardeł, ust i uniesionych pięści. A Guido umiał dostrzec ten perfekcyjny moment w nastrojach swojego stada chwycić go i zmusić by podążał w wybranym przez siebie kierunku. Gdy rozległy się wiwaty, gdy rozległy się śmiechy i okrzyki i gdy wreszcie jak często zdarzało się to wcześniej zaczął powtarzać się refren. Ten który im przewodził łączył, wskazywał jasne cele, prowadził do walki i zwycięstwa. “Gu-ii-do, Guuiidoo” tłum w skórzanych kurtkach momentalnie podchwycił te krótkie, proste i tak dobrze znane każdemu z nich imię. Guido zaś nie dał się długo prosić.
- Tak jest! Zwyciężymy! Rozwalimy każdego! Duchy są z nami! I wiecie co wam powiem?! - czarnowłosy ganger podchwycił okrzyk a gdy na moment przerwał zaciekawieni ludzie w skórzanych, wyćwiekowanych kurtkach na chwilę przycichli czekając złaknieni na jego słowa. Na jego show, na kolejny numer jaki odstawi i za jakie go tak uwielbiali.
- Deathrace! - wrzasnął te jedne słowo tak bardzo wrosłe korzeniami w tradycje Miasta Szaleńców. Większość twarzy wyrażała zdziwienie. Przecież nie byli ani w Det ani nawet samochodów właściwie nie mieli. Jak rozrywać Wyścig bez samochodów? A do Deathrace potrzebne jeszcze były jakieś roboty do rozwalenia. - Tak jest nie pogięło mnie! Zrobimy Deathrace! Tu i teraz na tym zadupiu! Rozwalimy roboty! Rozwalimy je tym co mamy! - zdziwienie zaczęło się przeciągać i w tłum zaczynała się wdzierać niepewność. Runnerzy patrzyli to na siebie nawzajem to na rozgorączkowanego szefa. Jakie roboty? Gdzie? Są tu jakieś roboty w okolicy?
- Te kutry po które tu przyjechaliśmy! To są roboty! Tam nie ma żywych ludzi! Rozjebiemy je! Jak w DeathRace! Pierwszy Deathrace gdzie rozjebiemy pływające roboty i do cholery to właśnie my je rozjebiemy! Pójdzie szacun na całe Det bo w końcu jeszcze nikt nigdy nie rozjebał robotów na wodzie nie? A my właśnie je rozjebiemy! Mamy Czachę mamy duchy, mamy czołgi, mamy karabiny maszynowe, noże, kastety i bejsbole! Nic nas nie zatrzyma! Rozjebiemy je w drobny mak a potem wyprujemy z nich flaki! - zawył Guido znów unosząc pięść do góry tym razem jakby coś chwytał i miażdżył. Teraz sprawa była dla Runnerów jasna i gdy zrozumieli o co chodzi szefowi też dali się ponieść fali jego entuzjazmu. Kto by nie chciał zrobić czegoś tak szalonego, że nawet w Mieście Szaleńców by to zostało zaznaczone i zapamiętane?! A pływających robotów jeszcze nikt, nigdy nie widział bo by o tym na ulicach Det coś ktoś wiedział a nie wiedział i nie słyszał nikt. A jak nie słyszał to i nie rozwalał więc byliby pierwsi! To było coś! Coś za co warto walczyć! W powietrze nad mostem więc znów przeszły okrzyki triumfu, radości i entuzjazmu. Byli Runnerami! Byli Runnerami od Guido! Przewodził im Guido pobłogosławiony właśnie przez Czachę która miała moc od duchów! Co mogło pójść źle?! Co by nie poszło na pewno dadzą radę! Rozwalą i te pływające roboty i wszystko co im stanie na drodze!

Czacha bez czaszek stała przez całą przemowę za plecami gangera, próbując wyglądać poważnie i profesjonalnie, jak na zawodowego Mówcę przystało. Przykleiła do gęby zębaty, pewny siebie uśmiech, ćmiąc wyciągniętego ze stanika peta. W pewnym momencie jej wzrok padł na Męża, lód w oczach stopniał. Powoli do niej docierało, że należy do niej ,tak jak ona do niego. Już nie była sama. Miała jego, Wilka, Plamę, Bliźniaków, Lenina i pozostałych. Dobrze było być częścią stada. Została jednak jeszcze jedna rzecz do załatwienia. Usunęła się w tył, zostawiając szefa aby pławił się uwielbieniu i rozsiewał niezachwianą pewność siebie. Ona w tym czasie cofnęła się do szczyla w skórze i jeńca. Jeńca Mówcy. Stanęła przed nią, momentalnie zmieniając wyraz twarzy na furię. Szczerzyła się wrogo i warczała nisko, patrząc na Anitkę jak na coś co bardzo, ale to bardzo chce zrównać z ziemią.
- Słyszałaś Wilka? Jesteś mięsem do spopielenia. Twoje życie, dusza…oddech, krew płynąca w żyłach i strach mieszkający we flakach. Łzy, pot i ból. Już nie chronią cię rozkazy, należysz do Mówcy. - wycedziła z nienawiścią, ale i zadowoleniem. Dłoń z obrączką błyskawicznie wystrzeliła do przodu, łapiąc kapral na posiniaczoną twarz. Nie zrobiła tego delikatnie, paznokcie wbiły się w opuchniętą skórę, zmuszając do patrzenia na gangerkę.
- Jeżeli zacznie uciekać, możesz łamać jej kości, miażdżyć kończyny. Wybijać zęby i wyłupiać oczy. Na razie ma żyć. Życie nie równa się zdrowiu. - cedziła powoli, zwracając się do Billy’ego Boba, ale gapiąc się na prezent - Jeżeli zjebiesz glucie, to cię dopadnę i sprawie, że śmierć będzie ci się wydawać wybawieniem… ale i ona nie przyniesie ukojenia. Wyrwę twoją duszę ze Świata Popiołu i nakarmię nią upiory. Twoja agonia będzie trwać wiecznie. Nie skończy się nigdy, już ja o to zadbam, czaisz? - przy pytaniu obróciła pysk do młodszego gangera - Ale. Jak się spiszesz czeka cię nagroda. Gamble i szpej.I wstawię się za tobą u Duchów. Mówca umie się odwdzięczyć. Za wszystko - przy tym słowie zwolniła chwyt na twarzy, chwytając za skrępowane ręce. Bez ceregieli szarpnęła za palce prawej, mocno. Ze złością. Chrupnęły wyłamywane kości, a San Marino zwinęła pięść i jak poprzednio, posłała ją z całej siły w żołądek drugiej kobiety.
- Podniosłaś ten przeszczep na mojego mężczyznę! - wydarła się, poprawiając dla efektu kopem pod żebra - Mojego męża! - powtórzyła czynność - Jest z Mówcą, a Mówca jest z nim! Jeszcze kurwa raz! Jeden włos mu z tej ślicznej głowy spadnie! Zajebię! Rozkurwię na kawałki! Rozwieszę bebechy na płocie! Uchlastam łeb i wyjebie do szamba gdzie jego miejsce! Daj mi kurwa tylko pretekst, jedziesz! Zapierdolę cię i rozpruję od pizdy po ryj, jak jeszcze chociaż na niego krzywo spojrzysz! - wydarła się. Po wybuchy wyprostowała się i rozejrzała po zebranym tłumie w skórach. Splunęła w bok i wróciła do szyderczego półuśmiechu, gapiąc się z góry na efekt pracy.
- Może Plama cię opchnie po rozsądnej cenie to wrócisz do starego - przeszła na szept i przeturlała fajka z prawego kącika ust do lewego - O ile wcześniej nie wkurwisz nikogo od nas. Mnie na przykład. Widziałaś co się wczoraj stało z waszym kapitanem. Dopadnę cię na odległość. Pilnuj jej Billy Bob, będzie fikać połam nogi - na koniec zwróciła się do młodego, rzucając mu ostatni suczy wzrok znad ramienia.

Agresywna przemoc ze strony szamanki zostały powitanie chyba z zaskoczeniem przez okolicznych widzów. Ale, że w większości byli Runnerami czyli osobami nawykłymi i do agresji i przemocy to i szybko przeszło to w aplauz dla widowiska gdzie jedna focza okładała drugą. I było fajnie bo w końcu ta swojska okładała jakąś obcą i do tego we wrogim mundurze. Jednak aplauzu nieco przygasł gdy zwykła przemoc i znęcanie się nad jeńcem zostały przemieszane ze światem duchów i groźbą ich wmieszania się w sprawę. Przeciętny Runner wiedział, że duchy lepiej mieć po swojej stronie czyli szamana który jest do nich pomostem też. Sama zaś kapral Nowojorczyków wydawała się najpierw przybita i obojętna tym, że jej tajemnica wyszła na jaw, potem w oczach zapłonęła złość i bunt gdy San Marino przeszła do gróźb i rękoczynów by wreszcie zostać zdominowanym przez ból i strach. Czy jednak było to chwilowe czy trwałe tego nawet szamanka nie była pewna. Ostatecznie nic nie powiedziała. Wodziła wzrokiem ku szamance, czasem po Nixie gdy wskazywała na niego, czasem na Guido albo Billy Bob. Ale głównie na swojej oprawczyni. Ale choć jęczała gdy trafiały ją ciosy, wrzasnęła gdy wyłamała jej palce, syknęła gdy paznokcie wbiły się w ciało to jednak nie odezwała się ani słowem. Sprawiała wrażenie silnej i zdeterminowanej osoby. W tej chwili jej temperament wydawał się być utemperowany przez szamankę. Tylko właśnie nie było wiadome czy to trwały efekt.

Show nożowniczki dobiegło końca, ręce splamiła krew. Parę czerwonych kropel spadło na rękawy narzuty którą miała na sobie, ale miała to w dupie. Z wysoko podniesioną głową i cynicznym uśmiechem zostawiła jeńca z młodym, a sama nie spiesząc się, skierowała kroki ku Peterowi. Powoli, stopa za stopą, ciągnęła w jego kierunku, mimo że najchętniej zerwałaby się do biegu i schowała w ramionach… żeby nie myśleć. Nie roztrząsać co właśnie zrobiła. Podobne zachowanie byłoby niestety słabością, a skoro zaczęła grać, nie wolno było wychodzić z roli. Szczerzyła się patrząc jak sylwetka w mundurze moro rośnie z każdym krokiem ale spojrzenie miała puste i smutne. Nie mówiąc nic wczepiła się w ostoję spokoju, złapała go za niesforne brązowe włosy i przyciągnęła głowę do twarzy. Znalazła jego zimne wargi i zaczęła je podgryzać, kusić, prosząc o więcej. Całowała rozpaczliwie jakby zaraz miał się odsunąć. Nie chcieć mieć z nią więcej do czynienia.
- Będą się bać… muszą się bać - wyszeptała kiedy przerwali żeby zaczerpnąć oddechu - Wtedy nic nie zrobią. Nie pozwolę im… nikomu… zrobić ci krzywdy.

San Marino mijała ludzi, w większości Runnerów. Teraz gdy skończyła swoją robotę nadal uśmiechali się do niej, klepali przyjacielsko po ramionach, wyciągali kciuki ku górze, gratulowali, mówili, że jest zajebista ale jednak jakoś czuła, że jest jakoś inaczej. Trochę jkby nie poklepywali ją a próbowali dotknąć jak żywy amulet na szczęście. Albo składali życzenia z myślą, że lepiej mieć Mówcę po swojej stronie. A może nie? Może jej się tylko zdawało?
Tylko Nixa była na pewno pewna. On się nic nie zmienił. Co prawda gdy nagle zjawiła się za nim i go pocałowała chyba był zaskoczony co wyczuła i w jego ruchach i niemrawości ust ale gdy już ją rozpoznał całował i trzymał pewnie i zachłannie jak zawsze.
- Nie, nie bój się, będzie dobrze! Zobaczysz ułoży nam się. Nie wiem jak ale jakoś się ułoży. No zobacz! - powiedział z przejęciem a na końcu prawie wykrzyknął radośnie łapiąc jej dłoń w swoją i unosząc do góry na wysokość ich twarzy. Na splecionych palcach widać było stalowe kółko obrączki. - Pobraliśmy się! Teraz już wszystko będzie dobrze, zobaczysz Emi! - roześmiał się radośnie jakby sam nie mógł uwierzyć, że wbrew wszystkiemu udało im się to. Gdy skończył się śmiać popatrzył na swoją żonę z uśmiechem. - I to dzięki tobie. Przekonałaś tego kapelana. I o rany to był kapelan! Prawdziwy wojskowy kapelan! - wyrzucił dłonie w górę a że wciąż miał je splecione z dłońmi żony jej ramiona też wystrzeliły w górę. Brzmiało jakby fakt, że ślubu udzielał wojskowy kapłan jakoś szczególnie cieszył Petera. - Ja… Ja nigdy nie myślałem… No wiesz… Że spotkam dziewczynę i się z nią ożenię. Myślałem, że to inny mają tyle farta a nie ja. Ale… No nie wiem. Ale właśnie jak chciałem… Jak dowiedziałem się, że oni mają kapelana… - spojrzał w stronę krańca mostu opanowanego przez NYA. - No wiesz. To z kapelanem to wyszedł taki wojskowy ślub. - powiedział w końcu znów patrząc w oczy Emily. - I to dzięki tobie - uśmiechnął się znowu i pogłaskał ją czule po policzku. Po tym geście znów ją pocałował. Zaczął delikatnie i czule ale pocałunek nabierał mocy w trakcie trwania i stawał się coraz bardziej chciwy i drapieżny. Gdy się oderwali od siebie Nix znowu spojrzał na swoją Emi.
- Emi! Pójdziesz ze mną? Muszę coś wysłać. Chodź. - powiedział nieskładnie i zaczął iść w stronę centrum mostu prowadząc ze sobą żonę. - Bo chciałbym wysłać do domu. Powiedzieć im. Że się ożeniłem. O! No powiem. I że jestem cały. I nie wiem co od ciebie napisać. Co byś chciała? Ha! I wiesz co? I powiem im jeszcze, że zostałem Pazurem! Oficerem! Bo mi nie wierzyli! Mówili mi, że mi się nie uda i że nie dam rady! Ale to nic, napiszę im o tobie. O nas. Chodź Emi. - Peterem musiały targać gwałtowne emocje bo co chwila słowa i pewnie myśli przeskakiwały mu z jednej myśli na kolejną. Kierował się ku centrum mostu gdzie stała grupka chebańskich stróżów prawa.

Peter tyle mówił, ciągle ruszał szczęką. Zamykał ją tylko wtedy, kiedy robił przerywnik żeby ją pocałować. Gadał i śmiał się, trochę bredził, ale był w tym tak uroczy, że San Marino udziel się jego nastrój. Może nie gadała, skupiając się na słuchaniu, ale miała wrażenie podobne do tego jakie ma się po wciągnięciu torby koksu. Kręciło się jej w głowie, nogi miała miękkie, a z twarzy nie schodził uśmiech. Cała ta radość, ciepło i bliskość cieszyły. Zapomniane, dawne echo przestało nim być. Nabrało ciała. Takiego w wojskowym mundurze maskującym. Nagły pomysł z listem ją zaskoczył. Peter mówił, że nie układało mu się z rodziną, dlatego wyjechał. A teraz chciał im coś wysyłać? Potwierdzenie że żyje i dowód jak bardzo się mylyli - to drugie rozumiała aż za dobrze.
- Napisać… do twojej rodziny? Słowa od Mówc.. ode mnie? - zamrugała robiąc zmieszaną minę. Żeby nabrać pewności siebie i tego co robi, mocniej objęła Pazura. Pomogło, mętlik w głowie od razu się rozproszył - Najchętniej bym im narysowała rękę ze środkowym palcem. Jak mogli w ciebie wątpić? Przecież rodzina powinna się wspierać, a nie podkładać nogi. Napisałabym im że z chęcią bym ich poznała tylko po to, żeby zobaczyć ich miny. - prychnęła, ale szybko się ogarnęła. Rozmawiała o rodzinie Petera. Jej Petera. Westchnęła - Nie… nie jestem w tym dobra Pete, w… w rodzinie. Trochę straciłam wprawę. Mam ciebie i to mi wystarczy, niczego innego mi do szczęścia nie potrzeba, tylko tego żebyś był. Ze mną, tutaj… to wystarczy… i co ty w ogóle mówisz? Dlaczego miałbyś się nie hajtnąć? - patrzyła na niego uważnie sprawdzając czy nie robi sobie jaj - Taka śliczna dupka, jak z plakatu. I zdolna. Odważna. Dobra, ciepła. Honorowa. Poukładana pod kopułą… nic tylko brać. - parsknęła, szczerząc się jak wariatka którą była - Napisz im, niech im gul stanie. Że jesteś oficerem Pazurów, u kogo skończyłeś szkolenie z wyróżnieniem. Może tylko nie wspominaj że twoja żona jest gangerem i rozmawia z duchami… wiesz co? - nagle zbystrzała, patrząc na drugą stronę brzegu - Ten fotograf, on tu jest i zna Plamę. Naślijmy ją na niego. Po zdjęcie… i tak narobił tyle, że… potem będziemy się martwić - wzruszyła ramionami, chociaż martwiła się o to. Jeżeli jej gęba trafi do gazety mogli ją rozpoznać i wrócić. Odszukać i chcieć znowu zakuć w kajdany… ale to potem. Teraz był czas radości - Niech zobaczą, że nie jestem garbata, ani kulawa, albo stara i parchata. Plama z tym fryzem dobrą robotę odwaliła… no i nawet się umyłam… niech zazdroszczą - spojrzała rozbawiona na męża, żeby nagle pochylić się i go pocałować.

Z młodego oficera Pazurów entuzjazm i radość zdawały się tryskać na wszystkie strony jak fontanna. Kiwał głową, śmiał się, trochę zmarszczył brwi gdy mówiła o rodzinie a gdy zatrzymała się by go pocałować też się zatrzymał i też ją pocałował ale gdy skończył nagle złapał ją za kibić i porzucił w górę jakby była małą dziewczynką a nie dorosłą kobietą.
- Zdjęcie! - krzyknął jakoś akurat jak panna młoda osiągnęła najwyższy punkt lotu. - No tak zdjęcie! - krzyknął znowu tym razem gdy ją łapał. Przechylił ją nieco i roześmiany tak ją przytrzymał. - Och Emi, jesteś genialna! Seraficzna! Kocham cię! - roześmiał się i pocałował ją rozognionymi ustami. - Chodź, zobaczysz, wszystko się uda! - powiedział gdy równie nagle zerwał się i pociągnął ją za sobą. Zmienił nieco kierunek marszu i gdy wyłowił z tłumu pstrykającego fotografię dziennikarza skierował się na niego. - Masz rację, zrobimy sobie zdjęcie! I je wyślemy! I zobaczysz powiem im. Jaką wspaniałą dziewczynę spotkałem. Jaką mądrą… ha! genialną! I śliczną. Zresztą na zdjęciu zobaczą sami! I się ożeniłem! I będzie świetnie! O! I zapasową patkę im wyślę! Patkę podporucznika! Zobaczysz Emi, wszystko się uda. A z dziewczynami wiesz. Dwa lata szkolenia to nie było kiedy. Czasem człowiek nie wiedział czy chce mu się srać czy nie. To gdzie tu jakieś śluby czy co. Ale mówię ci Emi jakbym wiedział, co mnie tu spotka i by cię tu spotkać trzeba by przejść jeszcze raz to bym poszedł! Od ręki! O, jest. Dzień dobry. Przepraszam, mógłbyś nam cyknąć fotkę? Chcielibyśmy ją wysłać rodzinie. No najlepiej dzisiaj. Teraz. Da się? - Nix obecnie mówił równie szybko jak chodził i bez chwili przerwy czy zwłoki najpierw mówił do swojej żony a [potem od razu przeszedł do rozmowy z wygolonym prawie na zero reporterem. Ten zaś przy panu młodym w kamuflażowym mundurze prezentował się raczej mizernie.

- Teraz? No pewnie, mogę wam cyknąć zdjęcie teraz ale to potem musiałbym wrócić do obozu i je wywołać. Mam jeszcze cyfrówkę ale to musielibyście mieć na co zgrać a w domu jakoś to odtworzyć. - powiedział reporter mówiąc dość ostrożnie jakby się obawiał reakcji państwa młodych. Rozczarowanie na twarzy Pazura było aż nadto widoczne.

- To nic nie dasz rady zrobić na teraz? - zapytał tonem jak dziecko któremu najpierw pokazano cukierka a potem go schowano ponownie.

- Mam polaroid. Ale no jakościowo to nie wychodzi najlepiej w porównaniu do prawdziwego aparatu. - powiedział Nowojorczyk schylając wygoloną głowę by pogrzebać w swojej torbie i po chwili wyjął z niej mały aparacik.

- Może być! Widzisz, Emi, mówiłem ci, że wszystko się uda! - werwa znów wstąpiła w rozpromienionego ponownie Pazura.

- No to się ustawcie. - uśmiechnął się reporter też chyba rozbawiony albo sytuacją albo reakcją pana młodego.

Entuzjazm Petra rozbrajał. Jakoś gdy ciągle powtarzał że wszystko się uda i będzie dobrze, nożowniczka nie umiała mu nie uwierzyć.
- A co miało się nie udać, jak ty się za to zabrałeś? - odwzajemniła uśmiech, patrząc czule na męża. Pociągnęła go pod barierkę mostu, żeby w tle nie znalazły się podejrzane osoby w jeszcze bardziej podejrzanych skórzanych kurtkach, ani ślady wojny, karabiny, klamki i nic, co psułoby magię chwili. Spokojny, cichy brzeg rzeki z zarysem zabudowań w tle - neutralny obraz bez niepotrzebnych elementów rozpraszających. Ustawiła się z boku najemnika, poprawiła włosy i welon. Wciągnęła brzuch, żeby wyjść jak najlepiej. Objęła go, kładąc mu głowę na piersi i patrząc z uśmiechem w obiektyw. Tak normalnie, bez złośliwych grymasów ani szczerzenia zębów. Z przodu wylądował bukiet.
- Kocham cię… wiesz o tym, no nie? Jestem twoja, a ty jesteś mój - szepnęła i zamrugała bo coś złośliwie wpadło jej do oczu. W bzdurnej bieli wyglądała jak zwykła, szczęśliwa kobieta razem z wybrankiem który w tej parze prezentował się groźniej przez wojskowy mundur. Żadnych noży, ani broni. Dwoje zakochanych ludzi na tle sennego miasteczka.

- Oczywiście. Ja też cię kocham. - uśmiechnął się czule mężczyzna w kamuflażowym mundurze i pocałował kobietę o czarnych włosach przystrojoną w kontrastującą z tym biel. Popatrzyli na siebie i moment na zdjęcia minął nie wiadomo kiedy.

- Mogę zrobić tylko trzy. - fotograf chrząknął po chwili milczenia i podszedł do nich z trzema kartonikami w dłoni. Podał je młodej parze. Były trzy. Ale w każdej Nowojorczyk zdołał uchwycić jeden ale niepowtarzalny moment. W pierwszym byli ujęci tak jak Emily sobie zaplanowała. Z dumnie wyprężonym Nixem i nią samą z głową złożoną na jego piersi. Prezentowali się razem elegancko i zgrabnie jak chyba w popularnej pozie nowożeńców. On silny i dumny ona śliczna i powabna. Drugie zdjęcie było w chwili pocałunku. Zbliżenie obejmowało prawie same głowy więc pocałunek nawet na polaroidowym zdjęciu był ładnie widoczny. Tak samo jak zaangażowanie i uczucie dwojga ludzi. Trzecie było podobne i było tuż po. Jak już się nie całowali ale jeszcze byli objęci i wpatrzeni w siebie i tylko siebie nawzajem.
Wszystkie wyszły ślicznie bo i ciemne barwy munduru pana młodego i biel sukienki panny młodej ładnie kontrastowały z błękitem i nieba i wody a w końcu przez ostatnie dni i noce pogoda był skrajnie paskudna i teraz jakby cudem się rozpogodziło akurat jak brali ślub.

- To… to naprawdę my? - San Marino nie mogła uwierzyć w to co widziała. Że niby oni serio tak wyglądali? - Ale bajer… ja pierdolę - wymsknęło się jej i jakoś uznała to za nieodpowiednie stwierdzenie do sytuacji. Żeby zakryć zmieszanie wyszczerzyła się i pokazała pierwsze zdjęcie - Widzisz? Złamasy miały rację, normalnie jak z plakatu… nie dość że Śliczny to jeszcze Plakatowy. Normalnie z bólu dupy będą spać na brzuchach przez miesiąc, albo im żyłki pójdą i się przepną - teraz to ona nawijała, patrząc to na zdjęcia to na Nixa - Są świetne… i które wyślemy twojej rodzinie? Które im się spodoba? Myślisz, że ojcu Rogerowi też mogę jedno wysłać? Ucieszy się… on się zawsze martwił i mnie stawiał do pionu, pomagał. Był… dobry. Jakby się dało, jemu też wysłać… tylko które. Nie wiem które ładniejsze… są… są super. Wyglądam na nich… jak Żywa… i… i jakby nic nigdy… nikt… - zaczęła mrugać i zacinać się, uciekając spojrzeniem za barierkę. Objęła mocniej Pazura, czerpiąc z jego siły i pogody ducha. Zabierając ciepło, gdy jej nagle zrobiło się lodowato, a skórę pokryła gęsia skórka. Nabrała powietrza, spychając kłęby mgły poza zasięg nim na dobre ją otoczyła. Nie tu, nie teraz… teraz nie był czas umarłych.
- Widziałam że robiłeś zdjęcia wczoraj - zwróciła się do fotografa - Przy spotkaniu z Jastrzębiem i jego ludźmi. Słyszałam że piszesz artykuły, jak ten o Plamie… o Alice. I że są tam twoje fotki. Jeżeli będziesz pisał… reportaż stąd, z teraz. Z tej wojny… jeżeli mogę prosić… - zacisnęła usta i prychnęła, spluwając za barierkę - Uciekam przed kimś. Nie pokazuj mnie w swojej gazecie. Nie chcę żeby tu przyjechał… i znowu… próbował… - wzruszyła nerwowo ramionami - Nie chcę żeby znowu ktoś próbował mnie palić żywcem. Zapłacę za milczenie. Podaj cenę.

Słysząc słowa żony Nix przestał się uśmiechać a w zamian za to poczuła jak mocniej ja obejmuje. Tym swoim pewnym i mocnym uściskiem którym potrafił przekazać uczucie troski, współczucia i ciepłą pozytywną energię. Pocałował ją też w skroń by dodać jej otuchy i wsparcia. Reporter uśmiechnął się jednak łagodnie. Z bliska Emily dostrzegła, że ma połamane zęby. Nie wypadnięte czy zepsute tylko połamane. Tego typu obrażenia nie powstawały naturalne i były albo efektem ciężkiego pobicia albo jakiegoś wypadku. Na wygolonej prawie na zero głowie też dostrzegła kilka braków w jego rzadkim jeżyku które układały się w wąskie kreski pasujące do dawnych rozcięć.
- Rozumiem. Nie obawiajcie się skoro nie chcecie to nie będę publikował twoich zdjęć. I nic się nie należy. Potraktujcie to jak prezent ślubny. Lubię robić śluby. Rzadko się zdarza widzieć dzisiaj szczęśliwych ludzi. - reporter znów uśmiechnął się tymi swoimi połamanymi zębami i lekko się cofnął. - Jak wam zależy no to mam więcej no ale muszę je wywołać. - wskazał na aparaty jakie wisiały mu na szyi i zaczął chować polaroid do torby.

- Dzięki chłopie. Ty jesteś Ljubjanović? Ten co tu był w zimie? A imię? Bo w gazecie samo nazwisko było. - Nix pierwszy przerwał milczenie i zapytał wciąż tuląc do siebie żonę.

- Zdravko. A wy? Właściwie to już słyszałem no ale wiecie… - reporter uśmiechnął się tym razem bez pokazywania ubytków w uzębieniu i lekko rozłożył ręce gdy już zapakował polaroida.

- Nix. A to jest najpiękniejsza i najmądrzejsza kobieta na świecie. Moja żona. - roześmiał się najemnik lekko gibając się na boki razem z trzymaną koietą jakby chciał się nią pochwalić przed reporterem. Wyciągnął dłoń do reportera by przybić te zapoznanie się.

- Zapomniałeś dodać że też najszybsza. Po gębie dostałeś ode mnie w uczciwym pojedynku. Poza tym najzabawniejsza, najmilsza i wszystko co fajne z naj w nazwie… i najskromniejsza - zaśmiała się, ściskając rękę reportera. W końcu za całkowity frajer obiecał nie puszczać zdjęć w świat. Była bezpieczna, Nix też. Przynajmniej taką miała nadzieję - San Marino, Czacha. - zawahała się, po czym uśmiechnęła się ciepło - Emily Nixon. Mów mi po imieniu.

- Naprawdę bardzo mi miło.
- reporter uśmiechnął się przyjemnie choć znów błysnęły szpecące go ubytki.

- Dokładnie tak kochanie. - Nix bez żenady skinął głową potulnie zgadzając się z opinią żony o sobie samej. - Ale nie powtarzaj może tak na lewo i prawo, że mnie tłuczesz bo raz, że wyjdę na pantoflarza a ty zostaniesz żoną pantoflarza a dwa to sobie ktoś pomyśli, że mamy jakąś przemoc w rodzinie czy co. - Peter nieco odchylił się by spojrzeć na ile mógł w twarz żony a Zdravko roześmiał się na całego słysząc tą żartobliwą atmosferę i docinki.

- Kobieta cię bije… no tak. Dobra, swojska patologia nie jest zła… póki nikt nie widzi. W końcu hajtłeś się z gangerem nie? Musi być przemoc i terror w biały dzień - udała powagę, ale szybko się roześmiała i wskazała na rozwrzeszczaną hałastrę za plecami - Szefowi i Plamie też cyknij zdjęcia. Ucieszą się… może nawet wyjdą jak ludzie. I na zdjęciach nie słychać gadania.

- Oj ty moja miss gangu chodźmy już wysłać te zdjęcia. I dzięki stary równy z ciebie gość.
- Nix był widocznie w świetnym humorze bo wszystko go bawiło i wprawiało w jeszcze lepszy humor. Zdravko zaś też roześmiał się znowu z kolejnej porcji małżeńskich żarcików.

- Tak ich też cyknę. - potwierdził reporter patrząc na drugą parę młodych. Pomachał im jeszcze na pożegnanie i Nix już zasuwał na swój pierwotny kurs w stronę szeryfa.

Nożowniczka patrzyła jak fotograf odchodzi, a gdy znalazł się poza zasięgiem słuchu zwróciła wyszczerzoną gębę do najemnika.
- Zapomniałeś o najważniejszej focie - zmarszczyła potępiająco brwi, ale oczy jej błyszczały, gdy pociągnęła za kołnierz munduru - Takiej bez tego szajsu, cobyś wyglądał plakatowo jak chuj. Wiesz, żebym miała pamiątkę i do czego wzdychać jak pojedziesz do roboty. Pamięć mam słabą, jeszcze zapomnę jak wyglądasz i co wtedy? - spytała ze smutną miną.

- Wierzę w partnerskie układy. - wymruczał wciąż rozanielony i rozpromieniony pan młody zahaczając palce dłoni o dekolt panny młodej, odchylając go i zaglądając do jego wnętrza. Z wciąż odchylonym dekoltem żony mąż spojrzał na jej twarz która w tej pozycji znajdowała się bardzo blisko jego twarzy. - Ale pomysł świetny. Pod warunkiem, że też mi dasz podobne zdjęcie co by mnie rozgrzewało w jakichś mokrych, zimnych ziemiankach i innych okopach. - powiedział sunąc palcem drugiej ręki wzdłuż linii jej szczęki.

- I co, to zdjęcie też wyślesz rodzinie? - zarzuciła mu ramiona na szyję, przyciskając do siebie - A może kolegom z oddziału będziesz się chwalił? Dostaniesz takie i co? Rozgrzejesz się w zimną, ciemną noc… a dalej? Co zrobisz jak nie będę pod ręką, a zamiast tego napatoczy się jakaś mundurowa dupa, chętna na przyklejenie do plakatu? - droczyła się, pocierając nosem o jego nos.

- Są zdjęcia jakie wysyła się rodzinie i do domu. - zgodził się, siląc się na poważny a może nawet uroczysty ton podbijając słowa potakującym ruchem krótko ostrzyżonej brązowowłosej głowy. Puścił Emily i przesunął leniwie dłońmi po jej ciele aż zawędrowały na jej tył i tam gdzieś złączyły się ze sobą na pograniczu jej bioder i pośladków. - A są takie które trzyma się w portfelu. - skinął głową z tym niby poważnym wyrazem twarzy. Ocierał się nosem o nos chętnie ale coś jakoś tak wyglądało, że jego usta coraz bardziej zbliżają się do jej ust.
- I nie będę się chwalił takim zdjęciem kolegom. Chyba, że mi któryś pokaże podobne zdjęcie swojej żony. No to rozumiesz. Braterska więź, kompania braci i takie tam. - też droczył się z Runnerem wciąż czule ją obejmując i składając pocałunek na jej ustach. Przez chwilę ich wargi były zajęte czymś innym niż mówieniem.
- A jakby mi się przykleiła jakaś fajna i chętna dupa w mundurze… - Nix uniósł głowę w górę i zmrużył jedno oko jakby próbował sobie wyobrazić taką scenkę. - No to jakby była bardzo fajna no to nie wiem czy bym wytrzymał. - powiedział w końcu opuszczając wzrok znowu na twarz Emily. - No chyba, że właśnie miałbym takie specjalne zdjęcie co by mnie tak rozgrzewało, że żadna dupa nie byłaby aż tak fajna jak ta na zdjęciu. - wyjawił jej w końcu jak widzi sprawę. - A ty? Zostaniesz z tymi Runnerami. Tak się z nimi lubisz i oni lubią ciebie. A to prawie same samce. I co zrobisz jak ja będę daleko a tu ci się jakieś takie ciacho w skórze trafi? - odbił piłeczkę zadając jej właściwie identyczne pytanie na identyczną okoliczność i patrzył z rozbawieniem jak zareaguje i co wymyśli.

- Te złamasy? - San Marino prychnęła, pokazując kciukiem za plecy - Weź mnie nie rozśmieszaj… no chyba że byłabym bardzo wyposzczona. Wtedy rozumiesz… siła wyższa - rozłożyła bezradnie ramiona w geście “no co ja mogę?”, jednak prędko wróciły one do obejmowania Pazura - Albo jakby przydzielili tu od was kogoś równie plakatowego… nic nie poradzę, że ten mundur działa jak magnes. No i nie pomyliłabym przypadkowo oczywiście… ciebie z kimś podobnym - mruczała mu do ucha, podskubując je wargami - No ale gdybym miała taką fotę, pamiętałabym o każdej porze dnia i nocy na kogo dokładnie czekam. Zwłaszcza nocy. długich, zimnych i samotnych… w otoczeniu bandy wiecznie podjaranych samców… a ciacho w skórze, kto wie? Tylko Duchy znają nasz los, lecz ich porady często są wskazówkami, nie jasnymi odpowiedziami.

- Mundury działają na ciebie jak magnes?
- oficer Pazurów uniósł brwi w figlarnym spojrzeniu gdy wyłapał jakiś ciekawiący go fragment z wypowiedzi małżonki. - To czemu chcesz moją fotkę bez munduru? - zapytał z uśmiechem sunąc palcami po jej policzku. Jego palce delikatnie i powoli zanurzyły się w jej czarnych włosach i sunęły dalej po skórze czaszki w pierwotnym, kojącym geście troski i czułości. Chwilę milczał czerpiąc chyba przyjemność z dawania przyjemności. - Ale myślę, że dobrze by było jakby te duchy dały takie wskazówki jakimś ciachom i złamasom by trzymali się z daleka od ciebie. Zwłaszcza jakbyś się czuła taka wyposzczona. Sama rozumiesz. - na końcu uniósł brwi i uśmiechnął się papugując od niej minę i gest “No co ja mogę?”.

- Ale ty niedomyślny - nożowniczka westchnęła, unosząc oczy do góry i biorąc niebo i Duchy na świadków niedoli - Możesz pozować w rozpiętym mundurze. Bluza wystarczy - wyszczerzyła uzębienie, stukając szczekami jakby go chciała ugryźć - I nie, nie rozumiem. Duchy to nie banda frajerów na posyłki. Robią co uważają za słuszne i kiedy uważają za słuszne. No czaisz, że jestem tylko gangerzyną z cywilbandy nie tak fajnej i szanowanej jak Pazury. Gdzie mnie do kogoś z tarczą i jeszcze nasranymi pagonami - postukała w emblemat na jego ramieniu, a potem ramię z patkami podoficera.

- W rozpiętym mundurze? Tak, to jest jakiś pomysł. - Pazur zmrużył oczy smakując w myślach pomysł w końcu łaskawie kiwając głową na znak zgody. - Świetny. Takie jakie masz w zwyczaju. - roześmiał się nie wytrzymując tego udawanego napięcia i powagi. Zaraz potem objął dłonią bok głowy panny młodej i sam zaczął ją całować. Znowu był bardzo zdecydowany, mocny i głęboki pocałunek jakby ta cała gadka i nadmiar emocji pobudziły go tak samo jak bliskość kobiety stojącej tuż przy nim. Gdy się oderwali na siebie San Marino widziała, że jej uznanie dla jego rangi i profesji w jakiej osiągnięcie włożył tyle wysiłku sprawiło mu wyraźną przyjemność i satysfakcję. - I nędzną gangerzyną? No weź się nie wygłupiaj. Widziałem w nocy. Nawet szef ani żaden z instruktorów nie umie tego co ty umiesz. Jesteś wyjątkowa. Niepowtarzalna. Niesamowita! - Peter roześmiał się znowu chyba nie mogąc się nacieszyć i nadziwić, że wbrew wszelkim przeciwnościom jednak spotkali się i teraz byli razem.

Ich macanki nie pozostawały San Marino obojętne. Odwdzięczała się mężowi pięknym za nadobne, błądząc łapami bo jego ciele ukrytym pod mundurem. Robiła to coraz bardziej natarczywie, tak samo jak coraz ciężej oddychała.
- Najchętniej zdarłabym z ciebie te łachy - powiedziała z wyrzutem, który przypominał jęk skargi. Dla potwierdzenia słów szarpnęła za przód bluzy, rozpinając parę guzików przy kołnierzu. Pocałowała go przelotnie i prychnęła, wsadzając rękę pod ubranie - Tu i teraz… i kurrrwa, niech wtedy Zdravko robi te foty. Miałbyś dopiero pamiątkę. I ja też - sapała mu w twarz, przygryzając wargi - Myślisz że pożyczy aparat? To też jest dobry pomysł, nie? Mnie się podoba. Wtedy przy takich fotach żaden złamas, lafirynda i ciacho nie będzie mieć podjazdu. A ty się rozgrzejesz w tych zimnych okopach… a potem wrócisz. Będę czekać. Chyba że się znudzę - na zakończenie przybrała ironiczny ton, szczerząc się jak zwykle miała w zwyczaju dwójka jej braci krwi.

- Emi! jesteś genialna! - Peter wyglądał jak rażony gromem prostotą tego pomysłu. Sam też wydawał się reagować na ich wzajemne zabawy tak samo jak Emily. Rozejrzał się po kłębiącym się tłumie. Większość zebranych miała skórzane kurtki na grzbiecie więc każdy inny dość wyraźnie wyróżniał się w tym tłumie. Sam reporter też dał się dość łatwo zauważyć. Przymierzał się właśnie do kolejnego zdjęcia. - Chodź, zapytamy go! - powiedział działając pod wpływem chwili i wesoło pociągnął za sobą Emily kierując się w stronę wygolonego reportera.

- Zdravko? No cześć. Słuchaj taka sprawa jest. - zaczął mówić prawie z rozpędu tak samo szybko jak przed chwilą szedł razem ze swoją małżonką. Gdy Nowojorczyk jednak odwrócił się uśmiechając się przyjaźnie i spoglądając wyczekująco Nix trochę stracił wątek. Spojrzał na aparat trzymany przez reportera a potem wyżej, na jego twarz. - Eee… Pożyczyłbyś nam aparatu? - zapytał patrząc pytająco na wygolonego mężczyznę. Ten przestał się przyjaźnie uśmiechać a w zamian na twarzy wykwitło mu zdziwienie.

- Mam wam pożyczyć mój aparat? - niepewnie zmrużył oczy też zerkając w dół na trzymany aparat a potem w górę na pana młodego i panią młodą.

- Noo… No tak. Mógłbyś? Wiesz, chcielibyśmy sobie pstryknąć kilka fotek. Noo… Wiesz, tak sami. Bo nie wiemy czy potem będzie okazja. - Nix trochę się zmieszał i nawet jakby się zaczerwienił gdy wspólny plan musiał mu przejść przez gardło w rozmowie z obcym właściwie sobie mężczyzną.

- Już wam mówiłem, jak chcecie to wam zrobię takie zdjęcia jak chcecie. - Zdravko dalej wydawał się być dość skonfundowany pomysłem o jakim mówił Nix.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 21-07-2017 o 15:06.
Czarna jest offline