Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2017, 14:32   #575
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
- Noo… noo taak…. Ale wiesz… Chcielibyśmy mieć swoje zdjęcia. Takie prywatne dla siebie. No wiesz… - Pazur bynajmniej w tej chwili nie sprawiał wrażenia szczęśliwego czy zadowolonego z tego co i jak musiał tłumaczyć ale wydawał się być zdeterminowany więc brnął dalej czasem wskazując wolną dłonią na Emily w białej sukience, czasem podnosząc w górę jej dłoń jaką trzymał a czasem patrząc z zakłopotaniem na reportera i trzymany przez niego aparat.

- Ach, rozumiem. - Zdravko pokiwał pokancerowaną czaszką gdy wreszcie załapał o czym mówi Nix. Popatrzył kontrolnie na pannę młodą jakby ją też chciał zapytać o zdanie.

- Co, lubisz podglądać? - nożowniczka nie wyglądała na zakłopotaną, wręcz przeciwnie. Szczerzyła się szeroko, przyklejona do Pazura i macała go to po żebrach, to po brzuchu, to po klacie albo i po w okolicach zapięcia spodni - No zajebiście że kumasz, ułatwi nam to robotę. Chcemy zrobić sobie foty… czaisz, że wyjebią go gdzieś w teren, nie? Jak dostanie rozkazy. wyląduje na gorszym zadupiu niż to tutaj. Sam, samotny i wyposzczony… a jeszcze jakaś lafirynda się może kręcić w okolicy, no wiesz jak jest. - wzruszyła ramionami - Nie mogę jeździć za nim i podrzynać gardła każdej, która będzie w okolicy, mam swoje zajęcia tutaj. Ktoś musi pilnować tych złamasów, nie? - wskazała na gangerów na moście - Przekazywać im wieści zza Bariery i straszyć. Mam napięty grafik - parsknęła, dostając słowotoku. chyba jednak też się gdzieś tam w środku denerwowała, ale kij z tym - A tak będziemy mieli oboje pamiątkę, jak się stęsknimy i tym podobne pierdy. Chcemy ten aparat żeby zrobić foty bez łachów, w różnych kombinacjach. Ja na Ślicznym, Śliczny na mnie… zobaczymy co bardziej podpasuje. Przecież nie mogę go przelecieć na środku mostu… bo wyjdzie, że nie dość, że go biję, to jeszcze wykorzystuję tak przy ludziach - zrobiła zbolała minę, drapiąc swojego Żywego po włosach - No to dopiero będzie siara jak skurwensyn. No to co, cykniesz nam te parę fot gdzieś na uboczu? My możemy być trochę zajęci - uderzyła wyszczerzem fotografa - A można i zagadać z szefem i Plamą. Będzie pełen komplet rodzinnej sesji i w ogóle. - dokończyła śmiertelnie poważnie.

Peter wyglądał jednak na spiętego słysząc co mówiła jego żona. Ale chyba jej swawola w głosie i zachowaniu oraz zwykła ciekawość no i te poczucie desperacji jakie towarzyszyło im od początku sprawiło, że jednak nie stawał okoniem. Zdravko kiwał głową słuchając panny młodej i chwilę się namyślał. W końcu wzruszył ramionami.
- No jeśli chcecie i nie będzie wam to przeszkadzać no to mogę was obfotografować gdy będziecie sobą zajęci. - powiedział w końcu patrząc pytająco na Nixa którego brakowało do kompletu odpowiedzi. Ten przygryzł wargę chyba trochę zdenerwowany, spojrzał na pannę młodą o czarnych włosach, pogłaskał ją po policzku by dodać jej czy sobie otuchy i w końcu chyba się zdecydował.

- Dobra. Raz się żyje. - w końcu machnął ręką, pocałował krótko i szybko Emily i znów pociągnął ją w stronę “runnerowego” krańca mostu. Reporter ruszył za nimi. Przeszli sprawnie przez rozbawiony tłum choć wszyscy chcieli im życzyć czy chociaż krzyknąć coś, przybić piątkę lub poklepać po ramieniu chociaż. San Marino poczuła nawet jak ktoś klepnął ją w tyłek i nie do końca była czy przypadkiem. Choć z rozbawionego tłumu ewentualnego delikwenta trudno było wyłowić. Zatrzymali się przy brzegu gdzie most przechodził w jezdnię. Nix chwilę się wahał ale szybko ruszył w stronę gąsienicówki jaką przyjechały niedawno panny młode i ich orszak. Chwile majstrowania przy włazie i po chwili znaleźli się we wnętrzu pancernej puszki. We trójkę.

Brakowało tylko bliźniakowych złamasów do pełni nixowego nieszczęścia. Jego mina i napięcie były tak widoczne, że Emily przez krótką chwilę żałowała że go w to wciągnęła. Dla niej nie było w tym nic złego, ani gorszącego. Istniały gorsze rzeczy niż koleś cykający foty kiedy się rżnęło wewnątrz wojskowego łazika. Co on się zrobił taki delikatny i to tak nagle? Przecież nie dalej jak wczoraj uskuteczniał na zarobaczonej, zalewanej zmrożonym deszczem ławeczce kombinacje wielokątne na oczach postronnych. Wtedy mu to nie przeszkadzało, teraz wyglądał, jakby miał zaraz dostać zawału. Dobrze, że widział tylko reportera, a nie korowód szepczących cieni pod ścianami. Wtedy dopiero by mu nie stanął.
- Patrz na mnie - złapała go za głowę i obróciła twarz w swoją stronę. - Po prostu patrz na mnie - powtórzyła, ściągając żakiet i odrzucając go na ławeczkę. To samo zrobiła z kiecką nie przejmując się że biały ciuch może się ubrudzić.

Wnętrze pojazdu który z zewnątrz wyglądał jak ścięte z jednej strony pudło też wyglądało jak puste pudło. Tylko trochę mniejsze niż od zewnątrz. Na tyle niskie, że stojący, dorosły człowiek musiał się niewygodnie schylać. Ale dla siedzącego na ławce czy podłodze już było w porządku. Nix usiadł razem z Emily na jednej z ławek a Zdravko na przeciwnej. Reporter coś mruknął, że pójdzie przygotować sprzęt i dyskretnie przeszedł gdzieś w przód, do sterówki pojazdu. Dalej był dla młodych świetnie widoczny ale przynajmniej na początek widzieli głównie jego pokancerowaną potylicę, kark i plecy a nie twarz i obiektyw. To w połączeniu z zabiegami Emily chyba pomogło rozluźnić się Peterowi. Coraz częściej z pleców reportera spozierał na odkrywającą swoje wdzięki szamankę.
- Zaczekaj. - powiedział cicho do Emily przywołując ją gestem do siebie. - Pomogę ci. - dał jej znać by się odwróciła i poczuła jak rozpina jej górę sukienki. Poczuła jego dłonie na nagle wyeksponowanej skórze pleców. Dłonie przesunęły się ku zapięciu stanika i sprawnie ją rozpięły. Następnie znów zaczęły sunąć wyżej, ku jej brakom i ramionom. W końcu naparły na nie przysuwając kobietę do mężczyzny tak, że poczuła za sobą jego oddech na karku. Oddech szybko przemienił się w usta i sunący po skórze karku język. Potem ten zestaw przesuwał się co raz bardziej po szyi aż do ucha i linii szczęki Emily. Z każdym posunięciem i oddechem czuła jak śmiałość i podniecenie Petera wracają objawiając się coraz większym zdecydowaniem w ruchach. Pomógł jej rozsupłać się z góry kiecki a gdy usta już poczynały sobie całkiem śmiało z jej ustami dłonie ruszyły nacieszyć i siebie, i piersi, i ich właścicieli wspólną zabawą.

- Widzisz? Nie ma tragedii, świetnie ci idzie - szeptała gorączkowo, pozbywając się sukienki do końca. - Tylko czemu kurwa ciągle jesteś ubrany? Co, ja to dorsz? Mam z pamięciówy lecieć? No chyba pogrzało - wywarczała zaczepnie zabierając się za rozpinanie bluzy munduru. Przekręciła się na jego kolanach żeby mieć lepszy widok i pole manewru, a usta złączyła z jego ustami, zajmując uwagę i odbierając sposobność na strzelanie oczami do szykującego się reportera.

Nixa nie trzeba było więcej zachęcać. Wyglądało na to, że znów się rozpalił do czerwoności. Zaczął w pospiechu rozbierać siebie, pozbywając się kurtki, bluz, koszulek by wreszcie wyswobodzić swoje ciało z tego nadbagażu. Wciąż przy tym nie odrywał ust od ust od ust i twarzy Emily. W końcu odchylił ją w tył by ustami móc przejechać po jej szyi i znowu posmakować jej piersi. Chwilę trwali w takiej siedzącej pozycji aż wreszcie niecierpliwość pognała ich dalej. Pazur wykorzystał swoją sprawność i lekko przełożył Emily na ławkę transportera i zaraz potem pozbył się jej białej sukienki. Sam wstał i schylając się zaczął pospiesznie ściągać z siebie spodnie.

- Który to już raz dzisiaj? - zaśmiała się, patrząc drapieżnie jak pozbywa się ostatnich łachów. Przyciągnęła go do siebie, pomagając uporać się z paskiem i zapięciami, aż razem posłali spodnie w dół. - Licząc dwadzieścia cztery godziny wstecz - Parsknęła, zsuwając się z ławeczki i opadając na kolana. Pocałunkami zaznaczyła linię od pępka aż do granicy ciemnych włosów poniżej, a potem rozchyliła usta, zajmując je czymś kompletnie innym niż gadanie. Czarna głowa zaczęła się poruszać w przód i w tył, wargom i językowi pomagały zwinne palce, a wnętrze transportera wypełniły mlaszczące odgłosy sumiennej pracy.

Z początku Nix przyjął pieszczotę z zadowoleniem. Znieruchomiał wygięty w niewygodny dla siebie łuk pod sufitem transportera. Sapał i jęczał cicho z zadowolenia gdy żona z takim oddaniem i tak pomysłowo dbała o niego w tym najważniejszym i najwrażliwszym punkcie. Ale w końcu albo zrobiło mu się niewygodnie albo samemu zachciało mu się coś jeszcze. Opadł więc na kolana tak, że zrównał się poziomem z twarzą Emily. Złapał ją za bok głowy i pocałował. Znów był to zdecydowany, mocny i długi pocałunek.
- Odwróć się. - szepnął do niej mąż przejeżdżając i ustami i gorącym oddechem po policzku. Pomógł jej w tym kładąc dłonie na jej ramionach i przekręcając na odpowiednią pozycję. Znalazł się tak tuż za nią i mogli się czuć dokładniej, ciało przy ciele i skóra przy skórze.
Przez chwilę uwagę Nixa znów przykuły te dwie, magiczne kuleczki z przodu kobiety. Błądził po nich palcami i dłońmi, bawiąc się, ściskając, podszczypując i stawał się w tych zabawach coraz bardziej natarczywy i stanowczy. W końcu jedna dłoń przesunęła się w dół, po gwałtownie oddychającym kobiecym brzuchu w stronę jej podbrzusza. Tam też jego palce zaczęły penetrację terenu.
W końcu to też było za mało. Więc Peter chciał przystąpić do głównego dania. Przekręcił głowę żony by móc ją jeszcze raz pocałować. - No to jedziemy. - szepnął do niej po czym bez ceregieli popchnął ją tak, że upadła na czworaka tuż przed nim. Sam Nix zaczął zaś pakować się w nią i po chwili przez wnętrze transportera rozeszły się rytmiczne, klaszczące dźwięki, ciężkie oddechy, jęki i trzaskanie metalu.
San Marino wygięła się grzecznie, nadstawiając odpowiednią część ciała pod odpowiednim kątem i sapała przez nos, tłumiąc jęki i zaciskając szczęki. Ładował ją równie zapamiętale co wtedy na ławce, nadając szybkie, ostre tempo i popychając do przodu ilekroć ich ciała się zderzały. Przytrzymywał ją w pasie i po zaciskaniu się dziesięciu kołków na skórze łatwo szło się zorientować że zabawa mu się podoba. Robiło się gorąco, szarpane oddechy wypełniały ciasne pomieszczenie, ruch też podnosił temperaturę. Czasem gdzieś z boku jednego i drugiego błysnął flesz, ale oni to ignorowali zajęci sobą i dzieloną przyjemnością. Uwagę, troską, radością i obecnością, podsycaną miarowymi, coraz gwałtowniejszymi ruchami i łomotem pulsu.
- Co tak mnie miziasz leniwie? - prychnęła zęby zachęcić męża do większego wysiłku, chociaż radził sobie aż za dobrze, o czym świadczył trzęsący się głos który nie wyszedł aż tak zaczepny jak nożowniczka planowała - Chcesz żebym tu walnęła komara?

- Osz ty wredoto!
- sapnął trochę rozbawiony a trochę zirytowany Nix chyba bardzo dobrze świadom, że żona go jawnie prowokuje. Wyglądało, że chwilę balansował czy dać się podpuścić czy nie ale w końcu złapał pannę młodą za czarne włosy pociągając ją do siebie. Drugą ręką zaś klepnął ją mocno w wypięty tyłek. Jednak mieszanina klaszczących odgłosów, szybkich urwanych oddechów i sapnięć mówiła, że oboje muszą czerpać i współdzielić taką samą przyjemność.

Zabawa nabrała dodatkowych rumieńców, do tego teraz ich fotograf mógł uchwycić u nożowniczki coś więcej niż strzecha ciemnych kłaków i popalone plecy, bo pamiątka miała być dla nich obojga, nie tylko wersja plakatowa dla San Marino.
- Jak ja… zagrożony gatunek… całkiem nieźle sobie… radzisz - wystękała mu do ucha, odchylając kark i dając się posuwać coraz szybciej. Gorący oddech na karku parzył wręcz. Tak samo jak oni się parzyli, ostrzeliwani fleszem aparatu. Ciekawe czy Zdavko już kiedyś robił coś podobnego… może potem go spyta.

- A ty… jak na speca od duchów to jesteś… bardzo materialna… gorąca… i mokra… - Peter zrewanżował się podobnym komplementem biorąc kolejne oddechy między częściami krótkiego zdawałoby się zdania. Nix nie ustawał w dopompowywaniu tempa akcji i dla lepszej równowagi złapał się za jakąś rączkę umocowaną pod dachem transportera. Drugą dłonią przyciskał do siebie żonę. Ta zaś widziała skupioną i nieco pochyloną sylwetkę o góra dwa przygarbione kroki przed sobą, siedzącą na krzesełku kierowcy i zasłoniętą obiektywem aparatu. Musiała być na pierwszym planie całym swoim wstrząsanym przez ruchy Nixa frontem zasłaniając go przed obiektywem.
Nagle wyszedł z niej i równie nagle odwrócił ją do siebie twarzą. Rozgorączkowanym wzrokiem szukał czegoś na dnie jej oczu i wilgotnych ustach. Pocałował ją równie nagle i naparł przy tym dłońmi na jej barki tak, że opadła plecami na podłogę transportera. Wtedy pochylił się nad nią i znów się w nią wbił. Przerwany na chwilę rytm znów został wznowiony. Emily czuła, że kulminacyjny punkt zbliża się wielkimi krokami, z każdym pospiesznym ruchem jak na przemian łączył ich i dzielił. Nix w końcu zajęczał głośniej, mokrym od potu ciałem zaczęły szarpać dreszcze zakończone finałem tak bardzo oczekiwanym przez nich oboje i tak bardzo pożądanym.
Spazmy w końcu zakończyły się a Peter wciąż ciężko dysząc jeszcze podpierał się o podłogę patrząc na twarz żony. Przesunął dłonią po jej twarzy jakby uczył się jej na pamięć. Wreszcie opadł na nią i jego usta zetknęły się z jej ustami. Znowu ją pocałował. Tym razem wolno, długo, czule i troskliwie.
- Jesteś niesamowita Emi. Nie ma drugiej takiej jak ty. - powiedział szeptem przesuwając znowu palcami po jej twarzy.

- I dobrze… jakby była taka i chciała cię zabrać? Musiałabym ją zabić… a dziś dopiero wtorek - szamanka też dochodziła do siebie, biorąc się w garść po rozbiciu na kawałki. Nadrabiała bycie martwym przez lata, albo… - To twoja wina - parsknęła, przyciskając go do siebie i powtarzając ruchy dłoni - Albo to ten mundur. Albo… dla ciebie mogę nawet stać w garach i sprzątać. Odłożyć noże. Tylko się nie zmieniaj. Taki jesteś najlepszy - pocałowała go zanim zdążył dopowiedzieć swoje.

Peter pokiwał głową na znak zgody. Wtedy gdzieś po chwili spokoju skrzypnęło coś i jakoś tak dobitnie do dwójki na podłodze pancerki dotarło, że nie są tu sami.
- Ano tak. - Nix pokiwał głową jakby sobie dopiero teraz to uświadomił. Wcześniej reporter był prawie jakby go nie było.

- No tak.
- odezwał się Zdravko pierwszy chyba raz odkąd weszli zdawałoby się całe godziny temu do wnętrza transportera. Wstał ze swojego miejsca i pochylony przeszedł do przedziału desantowego siadając na ławeczce.

- Wyszły te zdjęcia? - zapytał trochę z niechęcią w głosie Pazur leżący na podłodze obok swojej żony.

- Nie wiem. Muszę je wywołać w ciemni u siebie. - odpowiedział Nowojorczyk i sądząc po minie Pazura kompletnie był rozczarowany taką odpowiedzią. - Ale mam coś innego. - uśmiechnął się całkiem psotnie reporter i podał im swój aparat. Na nim, na tym małym ekraniku jak na małym telewizorku widać było zatrzymane w ruchu dwie, nagie sylwetki na ciemnym tle. Trochę jakieś zamazane jak uchwycone w ruchu ale i tak rozpoznawali siebie na nim.

- Film! Nagrałeś to?! O rany! - dla odmiany Nix wydawał się teraz wniebowzięty i szybko jego palce ożywiły ekranik i tam znów widzieli to co zarejestrował aparat z opcją robienia filmu.

San Marino zmrużyła podejrzliwie oczy, gapiąc się to na wyświetlacz, to na Zdravko, a to na Ślicznego i zaczynała kolejkę od nowa. Film? Taki jak jeszcze czasem dało się znaleźć gdzieś kasetę albo płytę? Taki z aktorami… czyli aparat miał też funkcję nagrywania.
- To co… jesteśmy tam - pacnęła paluchem ekranik i wydawała się coraz bardziej zainteresowana tematem - Od początku do końca? I z dźwiękiem? O kurwa pokazuj! - ponagliła męża, trącając go ramieniem.

Nix roześmiał się kiwając głową. A, że trochę niewygodnie było leżeć na płask i trzymać nad sobą aparat więc oparł się o burtę wozu i przyciągnął do siebie żonę tak, że mogła częściowo oprzeć się o niego a trochę i na nim. Na trzymanym ekraniku był też i dźwięk. Czasem oboje w tym ekraniku wyskakiwali poza kadr. Ale i ta prawie cały numer był nagrany i mogli bez trudu rozpoznać siebie. Znowu widzieli po kolei jak się dotykają, całują, rozbierają i kochają. Zdravko nie przemieszczał się podczas filmowania więc ale jakoś i tak udało mu sie zarejestrować wszystkie najbardziej charakterystyczne i rozpoznawalne momenty.
- Ejjj… Świetne. Świetnie wyszło. Dzięki stary. - Nix uśmiechał się, kiwał głową i zdawał się być naprawdę zadowolony i szczęśliwy.

San Marino też wygląda na uradowaną. Ciemność transportówki ukryła łaskawie większość blizn, pozostawiając na taśmie tylko dwa rozgrzanie, chętne i splecione ze sobą ciała. Wyszło genialnie, mogłaby to robić codziennie. Zzłapała brodę męża i zmusiła go do spojrzenia w twarz.
- Wyszło zajebiście - powiedziała z namaszczeniem, uśmiechając się wymownie - Ale tego za chuja nie pokazujesz kolegom.




Stojący pośrodku mostu Dalton przypominał obitą i posiniaczoną, ale jednak pełną godności kulę w kapeluszu i z gwiazdą szeryfa wpiętą w klapę kurtki. Razem z pozostałą parą zastępców robili za bufor pomiędzy ludźmi w skórach i ludźmi w nowojorskich mundurach. Nożowniczka ciągnięta przez Nixa nie za bardzo chciała przed nim stawać w tej chwili, kiedy pół godziny wcześniej pogrzebała nadzieję miejscowych na odzyskanie pojamanych braci poprzez zawarcie układu z szefem gangerów. Rozkroiła japę, zawarczała i posmędziła, no i jakoś tak wyszło.
- Zobaczysz, będzie na mnie wkurwiony - mruknęła do najemnika, zanim znaleźli się w zasięgu słuchu Chebańczyków.

- No coś ty ona nas przecież bardzo lubi. - uśmiechnął się wesoło i równie wesoło machając nonszalancko ręką i patrząc równie wesoło na idącą obok szamankę. - Oj nie bój się, jakby co to cię obronię! - zadeklarował śmiejąc się na całego i całując ją w policzek. W takim świetnym przynajmniej dla Nixa humorze podeszli do trójki stróżów prawa. Ci widząc zbliżającą się ku nim parę czekali aż się zbliży. Pierwszy odezwał się jednak szeryf Dalton.

- Moje gratulacje. Powodzenia i szczęścia wam życzę. - powiedział wyciągając na przywitanie i do złożenia gratulacji dłoń. Najpierw do pana młodego potem do panny młodej.

- Dziękujemy szeryfie. - Nix roześmiał się znowu pewnie także i z tego, że zgadł gładkie zaczęcie rozmowy. Szeryf uśmiechnął się grzecznościowo a może i naprawdę z sympatią choć całościowo wydawał się poważny i czujny mimo twarzy pokrytej zadrapaniami i siniakami jakie od nocy zdołały już ładnie rozkwitnąć i opuchlizną i paletą sinych barw.

- W czymś wam mogę pomóc jeszcze? - zapytał starszy już wiekiem stróż prawa. Nix zerknął krótko na żonę ale zaraz podjął temat sięgając do kieszeni kurtki by wyjąć przygotowaną kopertę.

- Tak. Poprosiłbym. Boo… - słowa najemnika nagle ugrzęzły mu w gardle a sam jakby stropił się patrząc na zamkniętą kopertę którą dość nerwowymi ruchami obracał w dłoniach.

- Chciałbyś bym ci to gdzieś wysłał synu? - podpowiedział mu szeryf widząc, że pan młody coś się zaciął w mówieniu.

- Tak! Tak właśnie! - pokiwał gwałtownie głową Pazur unosząc nieco w górę trzymaną kopertę. - Ale to daleko. Do Tennessee. To przy Appalachach. - zawahał się Peter patrząc patrząc niepewnie na szeryfa. Stąd do Appalachów był ładny kawał drogi. A drogi rzadko obecnie bywały bezpieczne.

- Coś chyba pamiętam z geografii Stanów synu. - uśmiechnął się łagodnie szeryf. - Mogę spojrzeć na adres? - zapytał wyciągając dłoń po kopertę. Nix po chwili wahania oddał mu kopertę.

- Chciałbym wysłać wiadomość do domu. Że się ożeniłem. - powiedział unosząc dłoń żony do góry i eksponując parę improwizowanych obrączek. - I zdjęcie tam wsadziłem. I ten papier, że zostałem Pazurem. Bo mi nie wierzyli… - Nix urwał zmieszany a szeryf pokiwał głową. - A ten. To by dużo kosztowało? Wysłać taki list? - zapytał szybko by zmienić temat.

- Pewnie trochę zachodu by z tym było. - pokiwał głową szeryf patrząc na adres na kopercie. - Ale myślę, że potraktujemy sprawę jako prezent ślubny. - uśmiechnął się przez spuchnięte wargi Chebańczyk.

- Naprawdę?! O rany, jest pan super! - wykrzyknął uradowany Nix i bez pytania potrząsnął w podziękowaniu dłonią Daltona.

- A ty? Chcesz coś gdzieś wysłać? - zapytał mundurowy z wpiętą złotą gwiazdą szeryfa patrząc pytająco na pannę młodą.

Pytanie zdziwiło szamankę. No tak… też chciała wysłać zdjęcie pastorowi Rogerowi, ale pucowanie, że nie umie napisać adresu nie bardzo jej odpowiadało. Popatrzyła niezbyt pewnie na Petera, uśmiechając się przy tym krzywo. Wiedział o problemach żony ze słowem pisanym… no i nie miała koperty, ani nic takiego.
- Może potem - smutek zmienił się w firmowy kpiący uśmiech, mimo kłucia w sercu. Stary klecha ucieszyłby się widząc, że w końcu wyszła na ludzi, no ale jak zacząć podobną gadkę przy świadkach nie wiedziała - Nie mam w czym wysłać, ani na czym napisać… tego co bym chciała staremu sutanniarzowi przekazać- wzruszyła ramionami - Ale dobrze, że Nix dał radę, tak też jest dobrze. Duchy pozwolą, to wrócimy do tematu… po powrocie z polowania. O ile propozycja wciąż będzie aktualna.

- Coś znajdziemy.
- Nix szybko wsparł małżonkę w tym niespodziewanym dla nich pytaniu.

- Rozumiem synu. - Dalton równie poważnie patrzył jak i kiwnął głową, chowając kopertę Nixa do kieszeni kurtki. - Jakbyście mieli problemy z tym szukaniem zapraszam do biura. Coś chyba się znajdzie. - powiedział zerkając w stronę patykowatego Eryka. Ten pokiwał głową twierdząco.

- Naprawdę dziękujemy szeryfie. - pan młody ucieszył się widząc, zachowanie szeryfa.
Nożowniczka za to łypała podejrzliwie na Daltona, mrużąc przy tym szare ślepia. Milczała przy tym nie odzywając się praktycznie aż do końca rozmowy. Potem też tylko się gapiła, przekrzywiając kark prostopadle do ramion aż chrupnęły kości.
- Wykrakałeś - odezwała się burkliwie, nie mrugając.

- Co takiego? - zapytał szeryf unosząc wyczekująco brwi. Nix postąpił podobnie nie wiedząc chyba o czym wspomniała jego żona a jednak obydwu to zdawało się ciekawić.

Blady paluch dźgnął Pazura w pierś, gębę Emily wykrzywił uśmiech.
- Jego wykrakałeś - mruknęła i parsknęła setnie rozbawiona - Wtedy przy Brianie. W bryce Lenina. Mówiłeś że nie tylko Duchy opiekują się Mówcą. No i wykrakałeś - parsknęła po raz drugi. - Nie wiedziałam że też wieszczysz.

Szeryf uśmiechnął się przez napuchnięte wargi. Potem kiwnął głową w kapeluszu. Spojrzał na świeżo poślubionego męża San Marino.
- Tak, tym razem chyba faktyczne mi się udało. - powiedział chwilę wodząc wzrokiem po jrgo mundurowej sylwetce - Ale nie sądziłem, że będzie chodzić o ciebie. - dodał kiwając brodą w stronę Pazura.

- No chyba nie jest to istotne. Co by nie było teraz jesteśmy już razem. - powiedział z uśmiechem obejmując ramieniem pannę młodą.

- Taaaa… a niby o kogo miało chodzić? - zapytała zaczepnie, szczerząc się trochę jak zwierze, ale bez złośliwości, tylko szeroko aż po siódemki. Trąciła Petera barkiem - No spójrz na niego, jaki on plakatowy i w tym mundurze dupa pierwsza klasa. I nawet udaje mu się czasem być zabawnym jak się postara… same zalety - obdarzyła wyszczerzem męża.

Obydwaj mężczyźni roześmiali się słysząc dowcip panny młodej. Zastępcy szeryfa którzy to dosłyszeli też się uśmiechnęli.
- A Emi jest niesamowita. - uśmiechnął się pan młody, przyciągnął do siebie żonę i pocałował ją w policzek. Gest znów chyba wzbudził pozytywną reakcję u szeryfowej grupki. Wymienili jeszcze parę zdań i czarnowłosa kobieta z Kalifornii ulotniła się, wracając na runnerową część mostu.


Pozostała jedna sprawa leżąca nożowniczce na sercu. No dobra… było ich o wiele więcej, ale ta wydawała się jej najpilniejsza i najbardziej ciążyła, więc wypadało coś z tym zrobić póki jeszcze była szansa i okazja. I czas, bo on akurat już się kończył i jeżeli przed wyruszeniem w drogę cokolwiek miało się zmienić, wypadało wziąć się w garść, skończyć pierdolić po kątach farmazony i stanąć przed problemem z pochyloną do ataku głową. Tak też San Marino zrobiła, wyplątując się z objęć Petera. Zostawiła go w towarzystwie Boomer i bez zwlekania przecisnęła się przez tłumek otaczający szefa. Musiała paru odepchnąć, na paru nawarczeć a innemu wbić łokieć pod żebra żeby ruszył dupę i dał jej przejść, ale się udało.
- Diable - zaczęła ledwo między nią a czarnowłosym gangerem znalazła się stopa wolnego terenu. nie bawiła się w popierdywanie, wykładając prosto z mostu po co przyszła - Mówca chce iść z Nixem podłożyć ładunki pod łódki. Jak ma się udać Śliczny potrzebuje wsparcia i kogoś, kto nie podwinie ogona i nie spierdoli. Albo kurwa nie stoczy się do wody przeciążony bebechem jak przy ósmym miesiącu ciąży - prychnęła pogardliwie, zezując na Hivera - Po chuja on tam? Rozumiem że wielki kurw to dobry cel i tarcza przed kulami, ale to trzeba zrobić po cichu… no spróbować chociaż. Taka locha tylko się zasapie i tyle. A jak się zacznie pierdolić to jebnie na zawał, albo chuj go tam wie. Ostatnie miesiące go rozleniwiły jak w pierdlu na dupie przesiedział. Żarcie pod nos mu dawali, raczej nie wypuszczali żeby poćwiczył. Poza kwiczeniem mógł zapomnieć jak się walczy - zmrużyła oczy, wracając nimi do Guido - Niech zostanie na brzegu i tam robi za tarczę. Mówca zajmie jego miejsce na łodzi. Jeżeli Diabeł pozwoli - uśmiechnęła się i wstrzymała oddech.

Guido patrzył bystro i z zaciekawieniu na rozmówczynię w bieli. Patrzył też odpowiednio na Nixa i Hivera gdy o nich mówiła. Gdy skończyła uśmiechnął się, zwłaszcza to co mówiła o Hiverze zdawało się go bawić. Pokiwał w końcu głową.
- Jasne Czacha, jedziesz z nami. - zgodził się od razu by wziąć ją ze sobą na wyprawę na te kutry. - A Hiver. - powiedział przestając się uśmiechać i wyławiając z rozbawionego tłumu rozdętą sylwetkę. - Hiver musi wziąć udział w tej zabawie. Może wreszcie dokończy coś co nie udało mu się w zimie i stanie po właściwej stronie lufy. Szkoda, że ten twój bystrzak nie skumał od razu. - kiwnął teraz lekko głowa w stronę pary rozmawiających Pazurów. Mafiozo odwrócił głowę i spojrzał gdzieś w głąb rzeki poza balustradę. - Pojedziesz z nami. Ale sprawę obdzielimy na miejscu. Mamy obecnie dwa komplety ładunków. Ten twój i Krogulec mają jeszcze dorobić przed odjazdem. Będziesz w rezerwie. Coś nie wypali to cię poślę. - powiedział w końcu znów spoglądając na Czachę. Czacha wyczuwała, że najchętniej pozbyłby się Hivera raz na dobre. Ale też nie było dobre gdyby jakiś Runner był zamieszany w pozbycie się takiego ważniaka od samego Hollyfielda. Co innego gdyby bohatersko padł na polu walki. Wtedy pewnie nikt nikomu nie miałby za złe. - Poza tym Czacha gadasz z Duchami. Nie mamy nikogo innego kto by mógł zastąpić ciebie. I świetnie z nimi gadasz. Tak jak w nocy załatwiłaś tego ich oficerka. - na samo wspomnienie Guido roześmiał się i uniósł kciuk do góry z aprobatą.

Czarnowłosa głowa skłoniła się grzecznościowo przy komplemencie. Tak, Jastrząb został wyłączony z potyczki tamtej nocy, lecz Mówca też zapłacił cenę… tak samo jak Nix.
- Oddech jest jak nić łącząca świat Żywych ze światem Popiołu. Jego ciągłość nie leży w naszych rękach, lecz Przeznaczenia. Jesteśmy dziećmi, zależnymi od jego kaprysów. Nasz los przypadł na złe czasy… jednak nie będzie fatalnym przypadkiem, jeśli na to nie pozwolimy. W księdze Przeznaczenia nasze historie zostały spisane już dawno, nie uciekniemy od tego co nam przygotowano. Wola się wypełni, w ten czy inny sposób - sięgnęła za pazuchę i ze stanika wyjęła paczkę papierosów. Wzruszyła ramionami, wyciągając ją do Diabła - Mówca jest tylko prochem w klepsydrze, ćmą błądzącą na granicy blasku rzucanego przez świecę. Widział swój koniec. Nie nastąpi on dziś. Chce iść, bo teraz wypowiedział Słowa. Przysięgi składane przed obliczem Przedwiecznego są ciężkie i wiążące. Potężniejsze niż śmierć.

Guido popatrzył uważniej na szamankę. Zastanawiał się nad jej słowami i lekko skłonił jej głową w oznace szacunku. Dalej jednak układał sobie w głowie to co powiedziała.
- Dobrze. Jeśli wystarczy ładunków dołączę cię do ich zespołu. - powiedział po tej chwili zastanowienia. - Ale jeśli dasz się tam zabić wiedz, że poczuję się wyrolowany. - powiedział dźgając ją lekko w ramię z łobuzerskim uśmieszkiem na twarzy. - Teraz jesteś z nami. I wiele osób tutaj liczy na ciebie. Nie co dzień spotyka się kogoś kto naprawdę umie gadać z Duchami. Jesteś Czachą ale naszą Czachą. Nie tylko jego. - powiedział łagodnie i po przyjacielsku wskazując na koniec Nixa który wciąż rozmawiał z Boomer i Tonym.

Żywi potrafili być tacy… rozbrajający. No i za dużo gadali, za normalnych rzeczy. Przecież wiedziała że teraz jest z nimi, należy do sfory. Nie musieli jej o tym przypominać, ale to robili. On to robił, a ona nie umiała się obronić przed jego podstępnymi atakami. Żartami… to były żarty, ale nie złośliwe. Rozejrzała się dookoła, poświęcając każdej twarzy parę sekund a na końcu wróciła do Guido i sama się uśmiechnęła po żywemu. Podniosła rękę i zmierzwiła czarne włosy matczynym ruchem.
- Mówca wie, nie wyroluje cię. Możesz na niego liczyć… i dziękuję - mruknęła łagodnie, ale szybko się ogarnęła - Poza tym spójrz na nich - zabrała łapę i wycelowała paluch w parę Bliźniaków, a głos jej się zmienił na standardową szyderę - No zobacz, nie dość że złamasy, to jeszcze kaleczniaki. Kurtki gubią, pół roku latają za jakimś obciąganiem bez skutku. Wreszcie się im do rodziny trafił ktoś myślący… może nawet przestaną po cieniacku rżnąc głupa i wyjdą na ludzi. - westchnęła z bólem, bolejąc nad beznadziejnością obu przypadków.

Guido pokiwał głową uznając widocznie, że zawarli porozumienie w kwestii wyprawy na kutry. Za to słysząc co Czacha mówi o Bliźniakach i widząc ich w pierwszej chwili skonsternowane i niezbyt mądre miny roześmiał się serdecznie.

- Ejjj! Nie mów tak! Znaczy chodziło ci z tym brakiem myślenia o niego nie? - Hektor zaprotestował żwawo kuśtykając w ich stronę na swojej zabandażowanej i usztywnionej nodze.

- I z tym zaprzestanie rżnięcia to żart co? No weź. Jak to tak bez rżnięcia? Kto by tak wytrzymał. - Paul idąc o własnych siłach ale z ramieniem na temblaku łatwo wyprzedził Latynosa a zainteresował i jakby zaniepokoił inny fragment wypowiedzi siostry krwi.

- Obaj jesteście złamasy - pokręciła głową jakby już ich pakowała do dołka i miała zamiar powiedzieć “szkoda ich, byli całkiem spoko jak na Żywych”. - Przyda się wam ktoś inteligentny i z polotem. Może nawet czegoś się nauczycie i wyjdziecie na prostą z tego dołka patatajacej chujni w jakiej teraz siedzicie. Duchy nie są co do tego jednomyślne… ale macie szanse, o ile znajdzie się ktoś na poziomie aby wam w tym pomógł - wydęła melancholijnie wargi, ale oczy się jej złośliwie cieszyły - No dobra, może być i w pionie… bo w końcu to nie gwałt, jeśli są martwi - tym razem pokiwała z namaszczeniem głową, a w jej palcach nie wiadomo skąd pojawił się nóż, którym zaczęła się bawić.

Bliźniac i Guido nie przejęli się chyba nożem w dłoniach szamanki. A przynajmniej nie tak bardzo jak tym co mówiła.
- Nie no co ty gadasz? - zapytał Hektor który zdołał już do nich dokuśtykać. - Przecież ja wszystko umiem co trzeba. Kraść samochody, zdobywać towar, jarać gandzię, rozwalać frajerów na poboczach, robić rozpierdol, ściągać długi a moja obsługa panienek jest szeroko znana nie tylko w samym Det ale i daleko poza. A jak złamas coś ma złamane no to do niego a nie do mnie. - Hektor zaczął bez wahania wymieniać swoje liczne jego zdaniem zalety z czego za najważniejszą chyba uznawał to co było o pionie i poziomie z panienkami i tym wspomnianym wcześniej rżnięciem. I oczywiście uważał, że to Paul jak zwykle zaniża mu wszelkie możliwe kategorie.

- Ale poczekaj. - Paul marszczył dotąd brwi jakby coś mu się nie zgadzało w tym co powiedziała Czacha albo czegoś nie był pewny. Naturalnie wyniośle zlał samochwalczy wywód kumpla sprzed chwili. - Chodziło ci o proste patatajanie w dołku chujem? Na siedząco. - zapytał poważnie zbliżając nieco twarz do szamanki i mrużąc oczy jakby na poważnie się pytał o bardzo poważną rzecz. - No to ja bardzo lubię i dobrze mi z tym. Ale jakbyś chciała usiąść i to obgadać albo przećwiczyć to wiesz, zaraz tu znajdziemy coś do siedzenia. Jakąś ławeczkę czy co. - Paulowi udało się zachować tak poważny wyraz twarzy, że ktoś obcy pewnie mógłby się pomylić, że on tak na poważnie pyta o bardzo poważna rzecz. Guido jednak znał go tak samo jak reszta w tej grupce więc roześmiał się. Pewnie plotki o ławeczce z chebańskiego portu już poszły w runnerową brać.

- No teraz to żeś jebnął złamasie farmazonem jak łysy grzywką o kant kuli - nożowniczka fuknęła na Latynosa z wyższością nie tylko wzrostową ale też intelektualną i w każdym możliwym rodzaju. Wyszczerzyła się ze smutkiem tak szyderczym, że aż jej się ślepia z tego smutku świeciły - Co tam sapałeś pod tym płonącym pierdolnikiem? Że ile za Brzytewką latałeś żeby ci obciągnęła? Od zimy i co? - zrobiła przerwę i z rechotem dodała - I jajco kurwiu… i nawet te twoje nawijki nie pomogły. A po chuja ławeczka? - obróciła sie do Paula i na niego też nafuczała - Siedzieć to mogę na własnej dupie i szkoda mi czasu żeby z lupą szukać czegoś co kurwa niby powinieneś mieć w gaciach, ale wzięło i spierdoliło ze smrodu. Ktoś ci mówił że trza się myć, nie wietrzyć? Weź kurwa nie stawaj do mnie z wiatrem bo pierdolnę ci hafta na klacie… chociaż niektórzy to lubią - rozłożyła bezradnie ręce.

Guido roześmiał się znowu słysząc te wzajemnie trójstronną wojnę na złośliwości i docinki z jakiej tradycyjnie znani byli Bliźniacy a teraz okazywało się, że Czacha im w tym całkiem nieźle dorównuje. Dwaj kumple spojrzeli uważnie z wystudiowanym spokojem. Najpierw na Czachę. Potem na siebie nawzajem. Wyglądało, że porozumiewali się samymi oczami jakby spojrzenia mogły przekazać myśli i stan ducha równie dobrze jak słowa.

- To przez tego Plakatowego. - profesor Hektor pokiwał głową z poważną miną patrząc na doktora Paula.

- Za dużo z nim przebywa. - Paul równie poważnie pokiwał głową zgadzając się z diagnozą kolegi.

- I za mało jara. - latynoski spec spojrzał na pannę młodą wciąż z tym bardzo poważnym wzrokiem. Zaczął wydobywać z kieszeni remedium na tą przypadłość.

- Dokładnie. Może jeszcze jest dla niej nadzieja. - Paul pokiwał głowa też przypatrując się swojej pacjentce i do kompletu wyjmując zapalniczkę którą odpalił ziołowe remedium i Hektor z wyraźnym pietyzmem podał je czarnowłosej szamance.

- Zapal. Jeśli nie zadziała powtórzyć. - powiedział tak uroczyście, że aż zabrzmiało trochę dramatycznie.

- A jeśli zadziała powtórzyć. Jak działa nie wolno przerywać kuracji. - dodał wciąż poważny doktor Paul.

- Widzę tylko jeden problem, jak z kociej pizdy wór na mąkę
- San Marino przyjęła skręta, bo darmowy i za frajer i do tego chłopaki mieli dobry towar. Zrobiła przy tym zbolałą minę, zaciągając się ile sił w płucach. Potrzymała tam dym, a potem puściła jego chmurę prosto w dwóch złamasów. Wydawała się równie tragicznie smutna i zadumana - Jak jaram to nie obciągam. Aż tak podzielnej uwagi nie mam i tylko jedna gębę… a jeszcze czas był - westchnęła boleśnie, ocierając palcem łzę z kacika oka o potem pstryknęła ją gdzieś na trawę - Ale aż się kurwa wzruszyłam. Tak sie poświęcać, gdy choć raz można nie być złamasowym przegrywem - obdarzyła braci spojrzeniem pełnym nostalgii - No i sami mówicie, że terapii nie wolno przerywać.

- To ma być problem?
- Hektor westchnął z ulgą jakby takie problemy zjadał na śniadanie między jednym skrętem a łykiem promili na początek. Porzucił przy tym pozę poważnego specjalisty wracając do zwyczajowej, zblazowanej normy. - Terapii oczywiście nie można przerywać. - zaczął latynoski Bliźniak a drugi w lot pojął o co mu chodzi.

- Ale naturalnie to nie w porządku palić w towarzystwie nie częstując towarzystwa. - zakończył Paul patrząc wymownie na skręta trzymanego przez Bliźniaczkę. - A w międzyczasie jak nie palisz i usta masz wolne no to możesz podziałać śmiało. - białasowy Bliźniak zachował nieco więcej powagi ale kąciki oczu błyskały mu rozbawionymi błyskami.

- No! Widzę że kumacie - nożowniczka wycelowała palcem i skrętem w białasa, ale zanim zdążył go wziąć, fajek wrócił do niej. Zaciągnęła się z premedytacja, mrucząc z zadowolenia - Częstuje się nie złamasów, a towarzyszy, czaicie? Chcecie więcej szczegółów to wykurwiajcie do Lenina, on wam to odpowiednio rewolucyjnie wytłumaczy. Poza tym bez jaj… skąd mam wiedzieć co za padlinę trzymaliście przed chwilą w gębach? - wzruszyła ramionami i wydarła się gdzieś w tłum - Leeeeeeniiiin! Chcesz bucha?
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 21-07-2017 o 14:58.
Czarna jest offline