Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2017, 22:13   #177
cyjanek
 
cyjanek's Avatar
 
Reputacja: 1 cyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputacjęcyjanek ma wspaniałą reputację
Pozostał tylko popiół. Z wściekle żywych, szalejących witalną chęcią niszczenia pomiotu podziemi zostały tylko te sucho-szare, zajeżdżające spalenizną i trupem hałdy sypkiej materii. Ponure wspomnienie z innej rzeczywistości wyrwało z piersi Marka groteskowy chichot, szybko zresztą urwany. Głęboko oddychał próbując z każdego hausta wciąganego powietrza wyssać jak najwięcej tlenu. Mimo to czuł jakby się dusił. Zdawał sobie sprawę z tego co się stało. Że dał z siebie zbyt wiele, że wyczerpane ciało nie miało już nawet sił na wypoczynek. Z pomiędzy popękanych warg wydobywały się kłęby szarobiałej pary, tak jakby był na jakiejś jebanej antarktydzie, lecz nie było mu wcale zimno. Ani gorąco, ani nawet letnio. Było mu obojętnie.
“Muszę… muszę…” nawet te słowa były wbrew niemu samemu. Zaprzeczały wszystkiemu co teraz chciał. By wtulić się w mięciutki popiołek i przespać z dzień. Albo rok, a może i stulecie. “Nie ma na to czasu!” coś krzyczało w jego głowie, lecz ten krzyk był nie głośniejszy od szeptu. Wystarczyłoby machnąć ręką by odgonić niczym natrętną muchę i chętnie by to zrobił. Gdyby tylko wiedział, jak ruszyć tym cholernym ramieniem.
- Enoch! Jesteś zajebisty! Kurewsko! - potężne uderzenie w plecy niemal go powaliło, ustał chyba wyłącznie na przekór. Mruknął coś w odpowiedzi, jak się okazało rozumiejąc z tego mniej niż jego ciemiężyciel.
- Na Maskę! Ludu Nar! Enoch nas prowadzi do zwycięstwa! - pochwyciły go potężne ręce i niosły przed rzeką wojowników, jakich ani wcześniej, ani później świat nie widział, jak jakiś nienormalny sztandar.
Pędzili jak rzeka wzburzona wiosenną powodzią, a kolejni żołnierze padali i zostawali w tyle, w miarę jak Maska niszczyła Stos. Z każdym kolejnym nieobecnym radość mętniała, nieubłagalnie przeobrażając się w cuchnący kłąb determinacji. Nie było odwrotu, mogli tylko przeć do przodu, licząc na to, że przechylą szalę zwycięstwa. Adam liczył na to, że lumina powróci, i że ogień znowu da mu życie. Że znowu będzie ogniem je odbierał.
 
cyjanek jest offline