Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-07-2017, 22:41   #165
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Współwinni zbrodni: Czarna, Grave i Czitboy

Życie było jednak wredną, złośliwą kurwą bez cienia zmiłowania dla czego- i kogokolwiek. Znajdowało masochistyczna wręcz przyjemność w przewracaniu ludziom ich życia do góry nogami, wprawiania w osłupienie, tudzież fundowało zwykłego, niczym niepohamowanego pecha. Takiego jebutnego, do sześcianu, albo i w wyższej konstelacji. Domysły, a fakty - dwie płaszczyzny scaliły się, ukazując obraz równie pozytywny, co połkniecie odbezpieczonego granatu - porównanie tym bardziej trafne, jeśli patrzyło się na obraz skanera i widziało obcą sieć żył i neuronów, żyjącą wewnątrz każdego z trójki trepów.
Chcąc nie chcąc Ósemka również miała tą wątpliwą przyjemność podziwiania bogatego wnętrza Patino, Mahlera i Hollyarda z dodatkowymi pasażerami, tkwiącymi wewnątrz klatek piersiowych. Co zabawne nawiedzony wieszcz zagłady to przewidział i wskazywał, że sam posiada podobny ekstra bagaż we własnych flakach. Niestety konowała mieli jedno, pula minut na parchozegarkach uciekała, a w najgorszej sytuacji pozostawała młoda.
- Kurwa - Nash pozwoliła żeby Obroża wyraziła się za nią, spluwając jednocześnie na sterylnie białą podłogę. Podniosła dłoń do twarzy i zmęczonym ruchem przetarła mięśnie twarzy, zaczynając od oczy a na brodzie skończywszy. Zaoszczędzony czas wykorzystała na przemielenie w rudym łbie ich aktualnej sytuacji. Powiedzieć, że jest “niewesoło”, to jak stwierdzić że nóż wbity w czachę po rękojeść tylko trochę drapie - Dzielimy się. Zielony zostaje z chłopakami. Zaczyna od Mahlera - zrobiła przerwę, gdy jej Obroża zaświergotała. Brwi Parcha podjechały do góry, gdy odczytywała wiadomość: “Transport w drodze. OCP 10 - 15 min. Wyznaczcie rezerwowe LZ”. Widocznie Grupa Zvickiego na coś się przydała. Dobrze, odpadał jeden problem.
- Ja w tym czasie spróbuję ogarnąć nam ammo i dodatki. Nie możemy iść na pusto. Prochy zawiniemy stąd. Nikt sie nie obrazi - prychnęła, podejmując pisaninę, a lektor uprzejmie przekładał ją na dźwięki - Po Mahlerze Patino. Młoda szprycuje Mahlera. Musi być na chodzie. My też, ogarnijcie się kto potrzebuje. Zgarniamy Dwójkę i Siódemkę. Potem wypad. Do Brownpoint. Zielony kończysz chłopaków, pomagasz im doprowadzić się do stanu używalności i lecicie do nas. Powinniśmy do tego czasu zaliczyć Młodej punkt. Zobaczymy - wzruszyła ramionami - Potrzebna bryka. Dwie. Dla nas i potem dla was. Szybki transport. Mało czasu. W Brownpoint uzupełnimy braki. Wymienimy pancerze. Potem lecimy do Blackpoint. Łapiemy się po drodze. Rusek. Zbrojownia. Muszą tu mieć zapasy broni - ostatnie pisała, patrząc to na Horsta, to na Hollyarda.

- Powinni coś mieć. Ale raczej broń lekką. Pistolety, pm i shotguny. - odpowiedział Karl ocierając pot z czoła. - Z transportem ryzykowna sprawa. Nie wiadomo co i gdzie uchowa się na powierzchni gdy chłopaki z artylerii skończą mielenie. - dopowiedział po chwili zastanowienia.

Vinogradowa w milczeniu odpięła granat od zawleczki, potem następy i następny, aż miejsca przy pancerzu zalśniły pustką, a na stoliku przed nią uzbierał się pokaźny stos. Zapalające, przeciwpancerne, odłamkowe, holo - wybór był duży. Do tego dołożyła amunicję i pistolet maszynowy, rozbrajając się do końca.
- Weźcie, wam sie przyda - mówiła bez emocji, nie patrząc na ludzi, tylko na stos sprzętu - Jedźcie do Blackpoint… mną się nie przejmujcie. Nawet jeżeli… kiedy uda się wyciąć to paskudztwo… to poważna operacja. Pacjenci będą osłabieni. Powinni leżeć i odpoczywać, nie latać po poligonie i narażać się… na dodatkowy ból i stres. Tak nie można - zacisnęła ręce na krawędzi blatu i zamknęła się.

Ciszę po wynurzeniu Młodej przerwał syntetyczny głos Ósemki.
- Pierdolisz - lektor oznajmił to, co Parch myślała. Kręciła przy tym głową na boki, z miną tak kwaśną, jakby jej ktoś kazał spędzić z Zvickim miesiąc w izolatce. Podniosła gnata i na powrót wcisnęła Brązowej - Przestań. Mamy prochy. Jak nas stawiają po wybuchach min i pazurach gnid. Im też pomogą. Nikt kurwa nie zostaje, rozumiesz? - złapała brodę drugiej kobiety i uniosła do góry, zmuszając do patrzenia w złote, wściekłe oczy - Nikt. Nie. Zostaje. Handluj z tym. Chcesz to posiedź przy nim jak będą go kroić - brodą wskazała marine - Ale potem dupa w troki. I idziesz z nami. Granaty się przydadzą. Dzięki Młoda - na koniec wysiliła fizjonomię aby wykrzesać z mięśni twarzy twór uśmiechopodobny. Że też zebrało się jej na mazanie… akurat kurwa dziś.

- Daj spokój Mayu, wygrzebiemy się z tego. Musisz dotrzeć do swojego punktu by w ogóle było jakieś potem nie? - Mahler objął ramieniem Vinogradovą mówiąc łagodnie, z troską choć zdecydowanie.

Obroże wszystkich Parchów wyświetliły na HUD kolejne zawiadomienie. Tym razem chodziło o trwającą nawałę artyleryjską. Miała się skończyć za 10 min.

Horst dla odmiany nie mówił nic. Od chwili, w której “postawiono go do pionu” odnośnie tego jaka jest jego pozycja, trzymał swe usta złączone w formie lekkiego uśmiechu. Zrobił swoje, po czym odsunął się by z założonymi rękami stać oparty o ścianę ambulatorium i spod na wpół przymkniętych powiek obserwować całą zbieraninę i słuchać słów, które między nimi padały. Czy miał za złe wybuch, który został nakierowany w jego stronę, tuż po tym jak zajął się “swoją robotą”, trudno było określić bowiem ani razu w jego spojrzeniu czy mimice nie pojawiły się oznaki gniewu. Utrzymywał stale ten sam wyraz twarzy, ten sam przyjacielski, nieco zatroskany uśmiech, niczym zepsuta maszyna, która zacięła się na jednej czynności i tkwi tak niezmiennie czekając na to aż ktoś raczy ją naprawić. Zewnętrznemu bezruchowi towarzyszyła wzmożona, wewnętrzna praca. Dane wpływały do umysłu doktora, układając się tam, gdzie wedle niego pasowały. Dane nader niepokojące ale i przede wszystkim fascynujące. Co prawda nie była to jego dziedzina nauki, nigdy szczególnie nie interesował się anatomią obcych istot, czy też sposobem ich rozmnażania. Jego pasją był umysł i zmiany, które w nim następowały pod wpływem bodźców zewnętrznych jak i tych wewnętrznych. Teraz zaś pasja ta przerodziła się w istną obsesję na punkcie istoty, którą jak sądził, zabił. Istoty, która być może przetrwała nie tylko jego starania idące w kierunku unicestwienia jej, jak i ostrzał mający w sposób znaczny ograniczyć liczebność xenos. Potrzebował dowiedzieć się więcej o kobiecie, która obecnie była zamknięta w izolatce. Potrzebował dostać się do niej bez świadków, co biorąc pod uwagę snute plany, nie powinno sprawić aż takiego problemu. W końcu wystarczyć powinna mu minuta czy dwie, by zadać pytania, które nie dawały mu spokoju i na które ona mogła znać odpowiedzi. Najpierw jednak potrzebował zmniejszyć liczebność osób przebywających w ambulatorium.

- Jesteśmy także umówieni, moja droga - przypomniał, ni z tego, ni z owego wtrącając się do rozmowy. Pozycji jednak nie zmienił ani też wyrazu twarzy. Jedynie jego oczy zmieniły ośrodek zainteresowania, skupiając się na czarnowłosej. - Twoje dobro jest równie ważne jak ich przeżycie - omiótł spojrzeniem zebranych w ambulatorium mężczyzn, którzy stali się nosicielami obcych istot. Nieco dłużej spoglądał na tego, który zdawał się dowodzić, chociaż jak dla niego był zbyt porywczy by na dowódcę się nadawać. Nie dało się także ukryć, że krótka cisza, która po jego słowach nastąpiła, mogła zostać wypełniona wyraźną negacją tego, że życie zakażonych ma w ogóle jakąś wagę. Biorąc jednak pod uwagę wciąż wyraźnie przyjazne nastawienie, jakie Horst nieustannie sobą prezentował, mogło to być jedynie wrażenie wywołane przerwą na zastanowienie. - Proponowałbym zatem jak najszybsze wprowadzenie planu zasugerowanego przez Asbiel, w życie - zakończył, strzepując niewidoczny pyłek z rękawa i jedynie nieznacznie się krzywiąc gdy przy próbie poszerzenia uśmiechu zabolały ślady po paznokciach nadmiernie pobudzonej kobiety.

- Ten lek dla Młodej - Black 8 zgrzytnęła zębami dla higieny psychicznej, robiąc przerwę w uzupełnianiu granatów. Westchnęła ciężko, po czym przysiadła na rancie blatu, garbiąc plecy w wybitnie zmęczonej pozie. Patrzyła na brodacza i do niego kierowała szczekanie Obroży - Trzeba podać tu? Czy można w trasie? Jak to działa i ile musi minąć zanim - zacięła się, a blade paluchy zawisły nieruchomi nad holoklawiaturą. Parch skrzeknęła coś pod nosem i dokończyła - Zanim będzie potrzebny dawca. Nawała kończy się za dziesięć minut. Musimy się spieszyć.

- Nie wiem. Jestem chemikiem. Znam chemiczną reakcję i proces ale jak to się ma do praktycznego zabiegu no to nie moja specjalność.
- Roy starał się mówić łagodnie i dyplomatycznie podnosząc delikatnie dłonie w obronnym geście. Dr. Horst zaś orientował się, że poza ambulatorium nawet z przygotowanym specyfikiem taki zabieg będzie bardzo trudny do wykonania.

Czas nie był tak miły i nie zamierzał na nikogo czekać, co tym bardziej frustrowało Ósemkę - nie należał również do tworów potrafiących się rozwarstwić celem przeprowadzenia dwóch zabiegów w tej samej linii minut. Kręciła na boki głową, mieląc pod nosem skrzekliwe przekleństwa bardziej odpowiadające kruczej niz ludzkiej mowie aż finalnie prychnęła, pokazując przy tym na obłą komorę kriogeniczną.
- Hollyard - lektor wywołał gliniarza, podczas gdy saper podeszłą do medycznej kapsuły - Ty chcesz być ostatni, tak? Najwięcej czasu rozwoju dla gnidy. Ale - broda machnęła znów w tym samym kierunku - Staza. Hibernacja. Letarg. Wtedy po Mahlerze Green kroi Młodą. Potem Patino. Ty wchodzisz do komory. Przeczekasz bez ryzyka. My zwiniemy Mahlera i spierdalamy. Brownpoint - na zakończenie zbliżyła się do krawężnika na odległość wyciągniętego ramienia i spojrzała mu głęboko w oczy, odpalając wcześniej przygotowaną wiadomość do udźwiękowienia - Pamiętaj o Sarze.

Pod wpływem dotyku marine Vinogradova się uspokajała, chociaż sztywność ruchów nie przeszła jej całkiem. Sapnęła i przymknęła oczy, obejmując mocniej stojącego obok mężczyznę.
- Pan Morvinowicz jest wyjątkowo szarmancki i miły. Jeżeli poprosimy podzieli się z nami sprzętem, tylko trzeba właśnie poprosić - obróciła twarz do Black 8, zwracając sie bezpośrednio do niej jakby z prośbą, na co rudy Parch przytaknął w milczeniu.

Hollyard zmarszczył brwi gdy zastanawiał się nad propozycją Black 8. Spojrzał na wspomnianą komorę kriogeniczną. Wspomnienie imienia narzeczonej chyba nie zależało mu ciężaru decyzji. W tym czasie Green 4 zaczął szykować Mahlera do zabiegu. Marine zaczął zdejmować z siebie górę oporządzenia a doktor nauk medycznych zaczął szykować sprzęt chirurgiczny przy stole przeznaczonym na takie zabiegi.

- Tak szybkie zamrażanie i ponowne wybudzanie jest bardzo niebezpieczne. - do rozmowy wtrącił się brodaty chemik i kontynuował dalej widząc, że rozmawiająca dwójka spojrzała na niego. - Te substancje w pełni działają po kilku godzinach, dopiero wtedy następuje głęboka hibernacja. Świadomość traci się prawie od razu więc wydaje się, że zasypia się a potem się od razu budzi. Ale to tylko powierzchowny sen. Potem wybudzanie też trwa podobnie. Jeśli się je przerwie no… Nie powinno. Ale konsekwencje mogą być groźne. Ale pewnie lekarz wyjaśni to dokładniej. - powiedział wyjaśniająco chemik tłumacząc i zerkając trochę z obawą i na policjanta i na więźnia w Obroży.

- Odradzam tego typu próby - potwierdził Horst, nie przerywając przygotowań. - Ryzyko powikłań z nimi związanych jest zbyt duże. Pozwolę sobie oszacować że mniejsze niż odczekanie tych paru minut. Jest jednak na to inny sposób - podniósł spojrzenie obrzucając nim wszystkich zebranych. - Także ryzykowny, oczywiście. W obecnej sytuacji nie ma mowy o braku ryzyka, jednak oceniam że szanse powodzenia są większe niż przy wykorzystaniu komory.
Przerwał i zamilkł na kilka sekund, całkiem jakby zastanawiał się nad owym ryzykiem, jakby ważył go w myślach, chociaż niewiele miało to wspólnego z prawdą to bowiem zrobił już dobrą chwilę temu, na koniec podejmując decyzję. Nie, po głowie doktora chodziły inne myśli, także jednak związane z planowanymi zabiegami. Myśli te skupiały się na problematycznej, a przynajmniej będącej taką dla niego, osobie. Osobą tą był Hollyard, a konkretnie sam fakt jego obecności wśród żywych.
- Decyzję jednak pozostawiam wam - dodał, przerywając chwilę milczenia. - Zabiegu, który należy wykonać na naszej drogiej Mai nie da się wykonać w warunkach polowych, a jak już wspomniałem, nie zamierzam z jego wykonania rezygnować. - W jego głosie brzmiała stanowczość wyraźnie sugerująca że swego zdania nie zmieni.

Saper przez cała przemowę przyglądała się doktorkowi z uwagą, sondując go od stóp do głowy jakby zewnętrzne rozpoznanie mogło przynieść tak potrzebne odpowiedzi. Oczywiście się łudziła, no ale przy okazji dało się odnotować kilka innych, interesujących faktów - nimi jednak zamierzała zająć się później… o ile jakiekolwiek “później” będzie jej udziałem.
- Jaki sposób? - spytała Obrożą przerywając ładowanie granatu odłamkowego w granatnik na ramieniu.

- Mogę spróbować przeprowadzić dwa zabiegi jednocześnie - odpowiedział, przenosząc na nią uwagę. - Oczywistym jest, że nie będę w stanie się rozdwoić, jednak przy drobnej pomocy powinienem dać radę tego dokonać - wyjaśnił, uśmiechając się lekko.

- Nie - odpowiedź padła od razu, złote oczy zwęziły się czujnie. Nie, po prostu nie. Nie było opcji podwajania ryzyka przy jednej parze rąk. Dokończyła ładowanie amunicji i dopiero wtedy podjęła pisaninę, bijąc się z myślami aż sapnęła - Kontrolowana hipotermia. Wychłodzenie, zwolnienie metabolizmu. - zakrakała do kompletu, przechodząc szybko pod skaner z wciąż zatrzymanym obrazem obcego ciała we wnętrznościach człowieka. Dźgnęła holognidę paluchem i splunęła pod nogi - One i my. Jesteśmy żywi. Generujemy ciepło. Potrzebujemy ciepła. Ale. Jeśli je zabrać, częściowo. Zwolnimy proces wykluwania. Kupimy czas. Lekarz może to zrobić. Chemik też - na koniec wbiła wzrok w Horsta.

- Podobnie jak możliwym jest przeprowadzenie dwóch zabiegów w tym samym czasie - odpowiedział, podążając za nią wzrokiem. - Jeżeli jednak pacjent woli podjąć ryzyko związane z chłodzeniem niż ryzykować błąd lekarza w trakcie podwójnej operacji, nie będę się upierał przy swoich racjach. To ich życie, ich decyzje - spojrzał na zainteresowanych, każdego z osobna obdarzając krótką chwilą pełnej uwagi. - Z tym że moja propozycja dotyczyła pierwszej pary - wskazał na Mahlera i Mayę. - Dzięki czemu oboje powinni być w stanie opuścić ambulatorium w zbliżonym czasie.

- Masz jeden łeb, jeden zestaw rąk. Cele są dwa i wymagają pełnego skupienia. Nie jesteś już na uniwerku. A to nie są żaby - Ósemka prychnęła i pokręciła głową. Green zaczynał ją irytować. Dla niego to była zabawa, eksperyment w “co by było gdyby”. Niestety reszta rodzinki przywiązała się do potencjalnych królików doświadczalnych. Przykre i niespodziewane, acz prawdziwe. Zrobiła te trzy kroki aby stać przed nim, naruszając strefę komfortu - Możesz spierdolić sprawę i bez dodatkowego rozpraszania. Skup się na robocie i po kolei. Nie będziemy ryzykować bez potrzeby. Nie chcemy trupów. Rozumiesz?

- Spróbujmy z tym… obniżeniem temperatury
- Brown 0 odpowiedziała ze swojego kąta. Stała przyklejona do marine i wyglądała że nie ma zamiaru go odpuścić nawet na krok - Wyciągnięcie tego… stwora… będzie bardzo trudne. Lepiej żebyś… poświęcił operowanym całą uwagę. Damy radę, uda się. - próbowała wykrzesać jakikolwiek optymizm, ale szło ciężko.

- Twój brak wiary w moje możliwości rani me serce, moja droga - Horst, nadal się uśmiechając, pochylił lekko głowę przed Asbiel. - Dobrze jednak, niech się stanie wasza wola - dodał, przenosząc wzrok na May’ę po czym powrócił nim do stojącej przed nim kobiety. - Proponowałbym jednak byśmy zaczęli miast marnować ów cenny czas na dalsze dyskusje. O ile, oczywiście, nie masz nic przeciwko. - W jego oczach lśniły wesołe iskierki, jakby cała sprawa przede wszystkim go bawiła. Nie widać po nim było ani irytacji spowodowanej brakiem zgody na jego plan, ani też niepokoju o dalszy los jego pacjentów.

- Będziesz musiał z tym żyć - Nash wyciągnęła zapraszająco ramię, wskazując objętą parę. Zahaczyła też o wnętrze laba jako takie z jasnym przekazem. - Albo pokaż że się mylę. Nawała kończy się za dziesięć minut. Idę do Ruska.

- Jestem pewien że jeszcze nadarzy się okazja bym mógł się wykazać w twych oczach, moja droga Asbiel - odparł, wypowiadając jej imię z czułością pasującą bardziej do kochanka, niż w sumie, kompletnie nieznanego mężczyzny. Zaraz też odstąpił o krok, zwiększając dzielący ich dystans i czekając aż wprowadzi swe słowa w życie i odejdzie.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline