Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2017, 12:11   #54
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Potrzebowała odpocząć, po walce, po ranie, po przesłuchaniu. Nic więc dziwnego, że pierwsze co zrobiła po opuszczeniu loszku, było ułożenie się do snu w wygodnym łóżku.
Obudziła się nagle… ubrana jedynie w koronkową bieliznę, przykuta łańcuchami do ściany w loszku posiadłości Orłowów i słysząc kroki butów na wysokim obcasie. Niestety loszek był teraz znacznie gorzej oświetlony i nie mogła przebić wzrokiem ciemności. Nie widziała kto idzie, ale sądząc po odgłosach słyszała kobietę.
“To mi się tylko śni...” - pomyślała. I zaraz potem jakiś głos dodał w jej głowie:
“A jeśli nie?”
Carmen zaczęła się szarpać jak zwierzę, złapane we wnyki, próbując wytrzymałość okowów.
- Tęskniłaś?- usłyszała znany głos… Aishy. Arabka wyszła z mroku ubrana w skórzany strój dominy z biczem w dłoni. I jej widok sprawił, że serce Carmen zabiło mocniej, tym bardziej że kajdany którymi była przykuta okazały się solidne. Zdana na łaskę swej oprawczyni, musiała przyznać że wygląda zmysłowo w tej czarnej skórze.
- Sama wiesz... - odparła przez zaciśnięte zęby, nie potrafią zaprzeczyć, a z drugiej strony wciąż jeszcze walcząc, by łatwo tego nie potwierdzić.
- Wiem…- Aisha pochwyciła za twarz Carmen i wymusiła pocałunek… z początku przynajmniej, bo po chwili agentka uległa słodyczy jej ust rozkoszując się nim.
I chciała więcej. To przerażające jak bardzo jej ciało łaknęlo bliskości tej kobiety. Na ile łańcuchy jej na to pozwalały, sama przylgnęła do Arabki z tęsknotą i pożądaniem zarazem.
- To tylko sen... prawda? - wyszeptała.
- A co za różnica ? - odpowiedziała Arabka powoli osuwając się ustami w dół po szyi w kierunku wyprężonych piersi przykutej do ściany Carmen. Jej smukłe palce muskały brzuch Brytyjki schodząc niżej ku kwiatowi jej kobiecości. Zamierzała użyć agentki jako swego instrumentu rozkoszy… tak jak to zrobiła na pustyni.
Carmen jęknęła i odruchowo naprężyła ciało w łańcuchach. Tak bardzo tego pragnęła... a jednocześnie czuła, że musi się uwolnić spod wpływu Aishy, jeśli przyjdzie im walczyć.
- Dlaczego to... robisz? Przecież już nie jesteś... wyposzczona... - wysyczała przez zęby.
- Ale za to ty... najwyraźniej jesteś… wyposzczona.- delikatnie ukąsiła twardy sutek krągłej piersi Carmen, sięgając palcami głębiej między jej uda i stanowczymi ruchami palców wprawiając jej ciało w drżenie. - Pragniesz do mnie wrócić… pragniesz tej niewoli i rozkoszy z nią związanych. Pragniesz być moja.
“Pragnę” - chciała powiedzieć, lecz w ostatniej chwili zagryzła boleśnie wargi. Zamkneła oczy, choć to nie pomagało. Jej ciało samo odpowiadało na pieszczoty Arabki. Było w końcu instrumentem, który ona odkryła i na którym potrafiła grać jak nikt inny.
Palce Arabki między udami Carmen poruszały się zmysłowo i powoli, podczas gdy ona sama schodziła z językiem niżej i niżej pieszcząc skórę leniwymi muśnięciąmi. W końcu język dotarł do punkcika rozkoszy i… rozpoczęła się “tortura”. Zakuta w kajdany Brytyjka nie mogła zrobić nic, tylko poddawać się jej dotykowi. Zredukowana do żywej zabawki wiła się i głośno obwieszczała swą drogę do szczytu. Jeszcze trochę, jeszcze trochę i… zerwała się nagle z łóżka dysząc ciężko i rozglądajac się na wpół obłąkanym spojrzeniem. Przebudziła się tuż przed finałem i musiała zadać sobie pytanie, jak mocno Aisha wryła się w jej umysł. Carmen przypuszczała, że wpływ egipskiej wiedźmy na jej ciało i świadomość osłabnie z czasem, ale czy to była prawda? I jeśli nie czary Aishy to co wpływało tak na samą Carmen? I jak nad tym zapanować?

Nie potrafiła teraz jasno myśleć. Z poczuciem wstydu i porażki skierowała swoje palce tam, gdzie pieścił ją wyśniony języczek Arabki. Doszła po zaledwie kilkunastu sekundach, tłumiąc jęk rozkoszy poduszka, w którą wcisnęła rozpaloną twarz.
Po chwili dziewczyna obróciła się na plecy i jeszcze dysząc ciężko, spojrzała na sufit, jakby tam szukając odpowiedzi na dręczące ją pytania.
Nie było jednak odpowiedzi z góry… jedynie cisza wisząca nad Brytyjką niczym chmura gradowa. Spojrzenie na wiszący zegar odmierzający bezlitośnie kolejne fragmenty czasu pozwoliło stwierdzić, że Orłow już dawno powinien wrócić. Jeśli jednak nie było go tutaj, to zapewne przebywał w jakimś gabinecie.

Starając zapomnieć się o tym, co śniła i co właśnie zrobiła, Carmen wyszła z pokoju, by się rozejrzeć i zorientować czy drugi agent już powrócił.
Na korytarzu nie było nikogo, ale zauważyła niedomknięte drzwi do gabinetu nieopodal sypialni, którą dobrze znała… bo właśnie tam sypiał Orłow, często w jej towarzystwie. Czyli miała rację… odpoczywał w gabinecie. Czy była gotowa na spotkanie z nim, zaraz po tym co przed chwilą zrobiła?
Chciała stąd uciec, chciała skryć się, ochłonąć, ale... wiedziała, że ma pracę do wykonania. Musiała z nim porozmawiać o jeńcu. Położyła dłoń na klamce, lecz nie nacisnęła jej. Setki wątpliwości przepływały przez głowę Carmen. I gdy już... już miała się złamać, przywołując cały swój profesjonalizm, zauważyła, że w tej ucieczce przed samotnością zapomniała się przebrać. Miała więc na sobie jedynie majteczki i luźny, jak zwykle kusy szlafrok, w którym odpoczywała. Przygryzła wargę. Nie, teraz musiała się zdecydowanie wycofać i ubrać…

Usłyszała za drzwiami skrzypienie fotela. Orłow wstawał od biurka, może by się przejść po pokoju, może by wyjść?
Wychodził, kroki były coraz głośniejsze. Jeśli nie chciała by zobaczył ją w tym stroju musiała jak najszybciej dojść do swej sypialni. Tam nie zaglądnie zapewne pozwalając jej się wyspać.
Z drugiej strony jeśli teraz usłyszy, że biegnie... Angielka westchnęła. Nie będzie przecież zachowywać się jak dziecko i uciekać. Stanęła więc koło drzwi oczekując na... to co miało nastąpić.
“Może tylko podchodzi do barku...” - pocieszała się.
Niestety… nie podchodził tam. Drzwi otworzyły się i Rosjanin zamarł w zaskoczeniu widząc tuż przed sobą agentkę w samym tylko szlafroczku nie ukrywającym ani jej zgrabnych nóg, ani specjalnie samych piersi ze względu na dość duży dekolt. A i niedbale zawiązana szarfa w pasie wprost kusiła by ją rozwiązać.
- A to ci niespodzianka…- Orłow sam w nonszalancko rozpiętej białej koszuli prezentował się drapieżnie. - Wyspałaś się? Gabi wspomniała coś o ranie, ale nie wyglądasz źle.
- Tak, dziękuję... chyba jeszcze śpię, bo właśnie zauważyłam, że powinnam się ubrać. Jeśli pozwolisz... odwiedzę cię za kilka minut. - próbowała robić dobrą minę do złej gry.
- Czemu?- chwycił ją za dłoń i przyciągnął do siebie. Poczuła jak jego dłoń wsuwa się pod szlafrok i zaciska na krągłym pośladku. Przytulił mocno rozkoszując się jej ciałem przyciśniętym do siebie. - Mi twój obecny strój nie przeszkadza.
Mimowolnie skrzywiła się, gdy chwycił ją za postrzeloną rękę.
- Musimy wpierw porozmawiać i zdecydować... Poznałeś już naszego gościa z przymusu?
- Tak… Arab. - mężczyzna puścił jej rękę. I pochwycił obiema za pośladki unosząc akrobatkę w górę i zmuszając ją w ten sposób, by oplotła jego kark ramionami dla utrzymania równowagi. Zaniósł ją do biurka i usadził pośladki jej na jego twardym blacie. - Pracuje dla naszych tajemniczych Egipcjanek i jest tylko pionkiem bez większego znaczenia. Co z nim zrobisz?
Przytrzymując się jego silnego karku, Carmen spuściła oczy. Po śnie, który miała, nie potrafiła patrzeć kochankowi w oczy. I jeszcze pośrednio mówić o Aishy.
- Myślałam o spuszczeniu go ze smyczy. W taki sposób, by sam myślał, że nam uciekł... i obserwowaniu go. Po nitce do kłębka... jak to mówią.
- Tooo da się zaaranżować. Ale kto będzie go pilnował bez rzucania się w oczy? Chyba że Gabriela ma na to jakieś rozwiązanie? - zapytał Orłow wodząc czule i delikatnie palcami po skórze ud dziewczyny. Najwyraźniej nie chciał jej przemęczać, zważywszy na otrzymane rany.
- Możemy zapytać. Mogę go też śledzić z wysokości dachów. - zaproponowała, rozkoszując się jego dotykiem, choć wciąż nie miała odwagi nań spojrzeć.
- To zależy kiedy chcesz go wypuścić… dziś masz już randkę. A i ja…- zawahał się przez chwilę sięgając dłońmi pod szlafrok dziewczyny i orientując się w barierze bielizny.-... też. Okazało się że nie jest aż tak stara i w dodatku to rycząca czterdziestka.
- Zajmiemy się więc tym jutro. Noc w okowach naszemu przyjacielowi dobrze zrobi. Niech myśli, że to niedopatrzenie z naszej strony. - Carmen spojrzała na dłoń mężczyzny - Powinieneś więc oszczędzać wigor. Nie jesteś już pierwszej młodości…
- Mam ci zacząć udowadniać jak bardzo się mylisz?- w odpowiedzi na jej słowa Orłow, nachylił się i musnął jej ucho pocałunkiem.- Wiesz na co mam ochotę? Chcę zedrzeć z ciebie szlafrok, a potem bieliznę i posiąść cię na tym biurku raz po raz. Naprawdę olbrzymią ochotę. Więc… na razie liczę że doceniasz moje opanowanie i próby zachowania jakiejś kultury.
Carmen nie mogła nie zachichotać na to wyznanie. Przytuliła się do mężczyzny i szepnęła mu do ucha:
- Czyli... puścisz mnie teraz? I mogę sobie iść? - po czym dodała ciszej - Jestem pełna podziwu dla twojej samodyscypliny... doprawdy... - ukąsiła leciutko płatek jego ucha.
- Jesteś straszna… - zadrżał gdy go przytuliła. - Jak ja mogę cię teraz puścić, co?
- Rękami? - zaśmiała się cicho, wciąż tuląc do niego.
- Akurat ręce są zajęte… znalezieniem sposobu na rozwiązanie twojego szlafroka. - odpowiedział Rosjanin wodząc po jej plecach palcami i zażądał niczym mały chłopiec.- Chcę zobaczyć.. twoje dwa skarby.
- I nadal będziesz w stanie się powstrzymać przy tym? - dopytywała się Carmen, lekko odsuwając od Orłowa, by... przejechać palcem po obrzeżach wiązania szlafroka. Uśmiechnęłą się przy tym szelmowsko.
- I tak nie jestem…- odparł ironicznie jej kochanek.- Twoja jedyna szansa to wyślizgnąć się z moich objęć.
- Wiesz... jestem ranna... osłabiona... nie mam siły ci się opierać. - odrzekła na to zbolałym głosem.
- No niestety jesteś w kłopotliwej sytuacji, którą zamierzam wykorzystać. Ale nie matrw się. Postaram się byś nie musiała się wysilać.- uśmiechnął się łobuzersko Rosjanin zaczynając obsypywać pocałunkami jej szyję i dekolt.
- Hmmm czy to dalej mieści się w zakresie samodyscypliny? - wyraziła swoje wątpliwości Brytyjka. Dreszcze przeszywały jej ciało za każdym razem, gdy usta Orłowa wędrowały po jej skórze.
- Mam w nosie dyscyplinę.- pochwycił dłońmi poły szlafroka i brutalnie zsunął je z ramion, a potem z piersi w pełni odsłaniając obie krągłe półkule. Po czym przylgnął ustami raz do jednej raz do drugiej całując zachłannie i pieszcząc muśnięciami języka.
- I kto tu jest straszny? - wymruczała, odchylając głowę do tyłu i przymykając z rozkoszy powieki. Choć nie było to rozsądne, chciała, by Orłow zastąpił wspomnienie snu swoimi pieszczotami. Innymi, mniej wysublimowanymi może, ale jednak bardziej szczerymi w swej gwałtowności niż dopracowana gra Aishy.
I wydawało się że mu się udaje. Jego usta pieściły jej biust pocałunkami, a ukąszenia zębami skóry wprawiły krew kochanki w rozkoszne wrzenie. Zdołał rozwiązać wiązanie szlafroka, ale majtki Carmen stanowiły wyzwanie w tej sytuacji. A rozpalony widokami Orłow wybrał najprostsze choć brutalne rozwiązanie. Brytyjka poczuła dotyk zimnej stali przesuwający się po jej biodrze. Nożyk do listów… niezbyt ostry, ale wystarczający zapewne by zniszczyć koronkową barierę okrywającą jej intymny zakątek.
- Jesteś strasznie rozpieszczony... - wymruczała, siegając dłonią do wypukłości jego spodni, uwalniając mężczyznę od ograniczającego go materiału. Patrząc na to jaki jest rozpalony, oblizała zmysłowo wargi - Wiesz... zmieniłam zdanie…
- To znaczy…- jęknął cicho, gdy jej palce przypadkiem musnęły czubek włóczni, którą chciał ją przeszyć. Męskości, która była twarda dla niej i przez nią. Bo to ją teraz pożerał wzrokiem, ją chciał posiąść… ją pragnął do szaleństwa.
Carmen przybliżyła usta do jego ucha.
- Wiesz... jednak nie chcę, byś był delikatny. - szepnęła, po czym języczkiem objechała kształt jego ucha w sposób tak lubieżny, że mężczyznę przeszył dreszcz.
A ona też poczuła dreszcz, gdy zimne ostrze noża przecinało materiał jej koronkowej bielizny na biodrze. A druga dłoń mężczyzny wsunęła się w jej włosy by delikatnym szarpnięciem zmusić ją do odchylenia głowy i wyeksponowania piersi i szyi na pieszczoty jego języka i ust. Była całkowicie w jego władzy i zdana na jego kaprysy.
- Robisz się coraz bardziej bezczelny, Rosjaninie... - wysyczała, choć nie mogła oprzeć się podnieceniu. Lubiła kiedy grał ostro. Oboje wszak byli amatorami mocniejszych doznań niż zazwyczaj doświadczają zwykli śmiertelnicy - Tylko mnie nie nadetnij... bo wtedy zrobię ci to samo... po dwakroć. - zagroziła.
- Uważaj… bo możesz podsuwać mi bardziej ciekawe pomysły… swymi groźbami.- wymruczał Orłow z głośnym trzaskiem zrywając z niej koronkowe majteczki i sprawiajac, że Carmen zaczęła się zastanawiać nad sensem noszenia bielizny przy Rosjaninie. Szlafrok wszak wystarczał. Zresztą całe myślenie odeszło w cień, gdy ją gwałtownie i bez ostrzeżenia posiadł. Jeden ruch bioder i jedyne co czuła to twardą nieustępliwą obecność kochanka między udami rozlewającą się po jej umyśle olbrzymią falą doznań. Była drżącym ciałem pod jego pocałunkami na swej szyi i dumnie wypiętych piersiach, była miękkim wrotami zapraszającymi jego męskość do kolejnych szturmów. Była cała jego… Aisha… zniknęła całkiem z jej świadomości, tak jak misja i cały świat. I niewygodne biurko po którym jeździła właśnie swoją pupą.
Nie wiedziała, jak to robił, ale za każdym razem odczuwała ten sam głód. A im więcej razy to robili, tym tylko bardziej go pragnęła... więcej... mocniej, lecz wciąż była go po prostu wygłodniała. Krzyknęła gdy wszedł w nią bez ostrzeżenia, a w krzyku tym był i ból i rozkosz i satysfakcja zarazem. Tak miało być. Tak chciała. Orała paznokciami skórę jego pleców.
- Uwielbiam twoje pomysły... - wyjęczała - Uwielbiam gdy mi je... wkładasz... o tak... wkładaj mi je głębiej…
- Mocniej…- wyszeptał kąsając jej piersi.-... coraz mocniej… cię pragnę… nie powinnaś tak chodzić… kusić. Nie oprę się. Dobrze wiesz.
Jego dłonie pochwyciły za jej pośladki dociskając mocno jej ciało, do siebie… by czuła jego całe pożądanie w sobie. Czuła pulsujący żar, czuła wszystko… całe jego pragnienie i całą rozkosz jaką mu sprawiała. Jej piersi i szyja były niemal całkiem pokryte muśnięciami jego warg… gdy zbliżali się do głośnego i gwałtownego finału. Carmen poruszała biodrami wychodząc kochankowi naprzeciw. Jej palce wplotły się w jego włosy. To właśnie mocnym szarpnięciem agentka dała znać kochankowi, że dochodzi i jeśli chce przeżyć, niech nie waży się teraz zwalniać. Potem jej usta rozwarł dziki krzyk rozkoszy.
Dotarła… w jego ramionach drżąc i rozkoszując świadomością eksplozji kochanka między jej udami. Pragnął jej… świadomość tego nie była zaskakująca, ale zawsze przyjemna.
- Tak głupio mi wszystko zwalać na twoje ubrania. Ale… dobrze wiesz, że mam na twym punkcie lekką obsesję. Jeśli paradujesz przede mną w przykusym szlafroczku, to nie możesz liczyć na to że w nim zostaniesz.- cmoknął czule jej usta. - To się robi coraz… silniejsze, wiesz? Nie wiem co w tobie budzi taką bestię we mnie, ale… jest jak jest.
- To... komplement? - zachichotała, opierając się na nim, by zejść z niewygodnego biurka - Naprawdę byłam zaspana…
- Nie wiem czy to komplement, że budzisz we mnie zwierzę.- mruknął jej do ucha pomagając zejść. - i dosłownie rzucam się na ciebie jak dzika bestia.
Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- To teraz pomóż mi dostać się do mojej sypialni bez skandalu.
- A cóż skandalicznego jest w golutkiej ślicznotce?- zapytał retorycznie Orłow podając dziewczynie szlafrok, po chwili jednak nałożył go na jej ramiona zamierzając pomóc jej ubrać go.
Uniosła ręce pozwalając mu się sobą zająć.
- Staram się nie myśleć o wieczorze... ale te nasze relacje i... praca... to jest coraz bardziej chore, wiesz?
- Zgadzam się. - mówiąc to powoli założył szlafrok na jej ramiona. Po czym z tym samym pietyzmem zaczął ją opatulać nim. - Ale… nie jestem pewien czy zdołałbym to przerwać. A ty?
- Nie... chyba prędzej... - spojrzała mu w oczy, nie kończąc. Wiedział jednak, co chce powiedzieć. Była gotowa prędzej zrezygnować z ich romansu niż swojej pracy.
- Jakie masz teraz plany?
- Też randkę… nie pytałem jeszcze o Goodwina, żeby jej nie nastawiać negatywnie do siebie.- wyjaśnił Rosjanin przyglądając się czule dziewczynie. - Wrócę późno… a o poranku nie dam ci spać.
- Mogę być trochę obrażona, więc wiesz... szykuj się na przepraszanie. - zażartowała dziewczyna, po czym niechętni wysunęła się z jego objęć i ruszyła w kierunku drzwi.
- Zgoda.- uśmiechnął się w odpowiedzi Orłow, podczas gdy Carmen pozostało się ubrać i szykować do wieczornych “negocjacji” z Yue.

Znając słabość Chinki do pięknych ubrań, wybrała chyba najpiękniejszą suknię, jaką dysponowała w Kairze oraz komplet koronkowej, czarnej bielizny.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/c5/e8/b6/c5e8b67660c1a8f5125dac17f5b9c7ad--princess-gowns-ball-gown.jpg[/MEDIA]

Zatrzymała też kierowcę przy jednym z otwartych dla turystów lokali, by kupić na prezent najdroższą butelkę wina, jakie mieli tam na składzie. Tak uzbrojona ruszyła na umówione spotkanie... czy raczej naukę.
 
Mira jest offline