Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2017, 12:27   #3
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
To czy Torin w ogóle słyszał słowa bratanicy, a jak tak to czy jest w stanie odpowiedzieć zajęło Alexandra o niebo mniej niż wieści, które piękna blondynka przyniosła. Jako że wparowała do komnaty w ulotną chwilę po nim, nie zdążył poruszyć wobec zarządcy sprawy klasztoru. Ledwo usiadł przy łóżku by sprawdzić czy stary de Barr w stanie jest rozmawiać, żywioł niewieści sprawił, że skryba jakby na moment zapomniał z czym przyszedł.

- Student… Z Padwy Historyk… - powtórzył słowa Aili jakby do siebie. - Niska osoba w wysokie progi, może ja z nim pomówię, wszak tak czy owak przyjdzie mu chęć na grzebanie w scriptorium dla swego zamiaru. A ono pod mą pieczą pozostaje - odezwał się ni to do Torina ni to do jego bratanicy.
Ta spiorunowała go wzrokiem niebieskich jak tafla jeziora oczu.
- I narazimy się na śmieszność twym brakiem manier? Ten chłopak zapewne jest wysokiego urodzenia i z równymi sobie winien pozostawać.
Celowo mówiła do niego “ty” a nie “panie”, by podkreślić iż uważa go jeno za służącego na zamku - kogoś, kogo jej wuj mógłby odwołać... gdyby był w pełni sił.

Dziewczyna przysiadła po drugiej stronie łoża.
- Jak się czujesz, wuju? - spojrzała w jego oczy, doszukując się w nich iskierek przytomności.

Przekrwione gałki zadrgały po czym zwróciły się na nią bezmyślnie. Starzec coś szepnął. Gdy Aila nachyliła się, by lepiej słyszeć, do jej uszu dotarły jedynie słowa:
- ... galaretka... nóżki...
- Zaprawdę, wielce równym się może okazać gdy go przyjmiesz Pani
- w oczach skryby zamigotały iskierki wesołości - a synem kupczyka się okaże. - Pokiwał głową. - Scholar z Italii tak czy owak do mnie przybyć musi ale nie to teraz najważniejsze. Wuja Twego szykować trzeba, zbroję, konia i miecz…
- Czyś ty rozum postradał? Czemu to niby?
- wydęła wargi jak prychająca kotka.
- Grupka bandytów w lasach. Przeor już ze złości się biesi i trzeba to w końcu ukrócić. Szlachetnie urodzonych wszak to dola, a Pan Torin zamku i ziem tych zarządca - Alexander wyjaśnił cierpliwie i z miłym uśmiechem. W jego tonie znać było jednak ulotny i delikatny cień tonu jakby kto dziecięciu tłumaczył co to jest nocnik i do czego służy.

Na te słowa Torin zaczął niezgrabnie gramolić się z łóżka. Aila spojrzała nań ze strachem.
- Wuj nie jest zdrów... nie powinien... - zaoponowała, kładąc dłoń na piersi mężczyzny - Skrybo, skoro wiesz co jest na rzeczy, sam wydaj naszym ludziom stosowne polecenia... a jeśli potrzebują, by szlachetny ich poprowadził... ja... ja to zrobię. - mimo wahania w głosie uniosła dumnie głowę.
- Ty Pani? - Alexander zdziwił się i wyprostował na stołku swą potężną sylwetkę. - Zaprawdę to klęska by dopiero była naszej niewielkiej zamkowej zgrai żołdactwa z przypadku. - Pokręcił głową w zamyśleniu jakby coś sobie wyobrażał. - Banici Łysego Peterzoona biliby się wtedy jak diabły. Jak krzyżowcy Gotfryda z Bouillon w wyłomie muru Jerozolimy. Jak Angielczycy pod Azincourt, baczni że walczą pod okiem króla swego Henryka. Przez grzeczność względem płci niewieściej nie rzeknę o co i z nadzieją na co ta swołocz by się biła do upadłego. Gotowaś na to Panno? Na konsekwencje, gdyby Bóg zwycięstwa nie dał i nie gloria victis Cię czekało?

Aila de Barr zbladła, Alexander widział to wyraźnie nawet w słabym świetle komnaty. Nie spuszczała jednak wzroku. Z płonącymi policzkami odpowiedziała.
- Pamiętaj skrybo, że nim byłeś w stanie podnieść miecz, to właśnie matka cię broniła. Jak i wszystkie matki. Niewiasty. A i ja, jak wiesz, całkiem zwykłą niewiastą nie jestem dzięki naszemu... opiekunowi. - wzrok Aili nabrał drapieżnego wyrazu, po chwili jednak na jej wargach wypełzł delikatny uśmiech. - Ale niech będzie. Ty zajmiesz się bandytami, a ja zawrócę w głowie temu studentowi, by nie szperał zbyt głęboko.
- Galaretka... z... nóżek... księga... w szkarłacie... pupu... na pohybel! Kocia wiara! Miauuuu miaaauuu. Galllaretka...
- rzekł na to Torin i znów opadł na poduszki.
- Nie mój to obowiązek głowę ryzykować. - Alexandre podniósł się i też się uśmiechnął. - Torin de Barr zarządcą i gdyby nawet miecza w dłoni unieść sił nie miał, to choćby i przywiązany do konia… jego to powinność. Większe szanse, że pod komendą Twego wuja nie umknie w boju te półtora tuzina obwiesi i lebieg co tu za straż zamkową robią. Że nie uciekną nasi zbrojni z przypadku co ledwo wiedzą którym końcem włóczni bić, gdy banici, weterani wojny z Francją, opadną ich w lesie z zasadzki szyjąc ze strzał i bełtów. - Zmrużył lekko oczy. - Tak może być. Może twardo staną w desperacji branej z wiedzy, że Pana chronią. On choć w walce nie dostoi, to ducha wojom dać może. - Alexander spojrzał Aili w piękne błękitne oczy. - Ale że się o niego boisz, to ja mam na nich ruszyć. Sam na sześciu, bo ostatnim byłbym durniem gdybym chciał otwarcie po lesie za Pieterzoonem ganiać z tą szajką. - Wskazał za okno gdzie widoczny na murze jeden ze strażników uparcie i metodycznie dłubał palcem w nosie. - Dla Ciebie i Twego wuja mam zrobić to co w jego powinności. Ja, którego traktujesz jak podrzędnego sługę i niczem nieczystość w którą przypadkiem się wdepło, ale chwilowo nie ma jak ciżemki wyczyścić. Naglem, gdy o życie Torina idzie gra, na tyle szlachetnym by się tym zająć - nawiązał do jej wypowiedzi wskazującej, że zbrojni mogą kogo lepiej urodzonego nad sobą chcieć by w bój ruszyć. - A gdy mnie tam poćwiartują, to jedną służką krwi na zamku zostaniesz o przewrotny kwiecie róży. - Wygiął jeden kącik ust w uśmiechu i spojrzał na de Barra leżącego w łóżku. - Niechaj tak będzie Panno Ailo de Barr - rzekł w końcu. - Pójdę. Pozbędę się ich, ale gdy z wielką przysługą z Twej strony się to wiązać będzie. Nie za nic mi żywota nadstawiać. Motywacja duchowi i ciału sił daje w trójnasób, a i przyznaj, że mi się to należy.

Karminowe wargi zadrżały. Doprawdy kiedyś... za lat dziesięć może, gdy kwiat rozkwitnie, Aila de Barr, o ile nie da się złamać i wpędzić w mamkowanie, będzie wytrawną graczką. Może nawet godną tego, by wpleść swe knowania w wici Habsburgów... Teraz jednak wciąż była młodą dziewoją. Utalentowaną i piękną, ale pozbawioną życiowego doświadczenia.
- To twój obowiązek... bronić pana tego zamku... - zaczęła słabym głosem, lecz kalkulując sobie szybko w głowie to czy kolejna utarczka słowna jej się opłaca, skoro dostała w sumie to, czego chciała, umilkła.
Okryła troskliwie wuja kołdrą a potem skórą niedźwiedzia. Dopiero potem spojrzała na skrybę.
- Czego chcesz? - zapytała krótko, choć na jej lica wypełzły rumieńce.

Widząc je i zestawiając sobie w głowie z wypowiedzianymi przez nią słowami, nie potrafił się opanować by nie przejechać wzrokiem po smukłej sylwetce dziewczyny, okrytej suknią podkreślającą rozbudzające wyobraźnię kształty.
Troska z jaką okryła Torina wskazywała, że posunęła by się bardzo daleko aby zapewnić mu bezpieczeństwo. Rumieńce na jej obliczu świadczyły, że liczy się z tym czego Alex może zażądać. Przypatrując się jej wyczytał też emocje. Podniecenie, zdenerwowanie, emocjonalny chaos... Jakby nawet gotowa była na to, co podejrzewać mogła. Wystarczyło być może jedno słowo.
Sama myśl o tym...

Odwrócił wzrok.
To, że być może znienawidziłaby go za to, oraz zaczęła darzyć jeszcze większą pogardą wynikłą z wykorzystania i upokorzenia, to jedno. Już niejako była jego rywalką, a choć ulotna i młoda miała w sobie coś takiego, że zagorzałego wroga w niej widzieć nie chciał. Zresztą to byłoby…
...niegodne.

- Jeżeli mi się uda - powiedział do kasztelanki, choć ze wzrokiem wciąż wpatrzonym w ścianę - kiedyś wyrażę prośbę, a Ty ją spełnisz. - Spojrzał jej w oczy. - Sama uznasz, czy nie jest zbyt duża za zaryzykowanie przeze mnie życia aby Twój wuj nie musiał zagrać w kości ze śmiercią.
Wydawało się, że odetchnęła z ulga, jednak po chwili pojawiła się nieufność.
- Wolę wiedzieć, na co się decyduję. - powiedziała - Może wtedy mniej będę liczyć, że ci się nie powiedzie.

Na czerwonych wargach przez moment, jak motyl osiadł uśmiech. Po chwili jednak młoda kasztelanka znów była sobą. Wstała z łóżka tak szybko, że zafurczała szeroka spódnica.

Zbliżył się do niej i stanął o pół kroku górując nad nią. Musiała zadrzeć głowę aby nie stracić kontaktu wzroku.
- Tyś tu Victorią Pani tak czy owak. Wrócę, to sprawa rozwiązaną będzie. Nie wrócę, pozbędziesz się mnie. Prośby swej teraz nie rzeknę. sama zdecydujesz czy ją spełnisz, czy też uchybia Ci, lub o za wiele żądam. Ja w zaufaniu na to pójdę, że sprawiedliwie to ocenisz.

Tego się chyba nie spodziewała - mała waleczna istota, przyzwyczajona do tego, by walczyć z lekceważeniem. Tak wyrachowana, a zarazem tak naiwna... teraz spuściła wzrok, przytłoczona sylwetką mężczyzny.

- Dobrze. Teraz pójdę wezwać służącą, by przygotowała tę... - wydawało się przez chwilę, że chce zakląć, lecz szybko się opanowała - galaretkę dla mego wuja. Wojakom powiedz, że to z jego rozkazu dowodzisz. Ja w razie potrzeby potwierdzę, lecz niech wuja nie niepokoją.
- Sam pójdę, bez wojów. Rozgłoś jeno wśród służby, że jutro na nieszpory do klasztoru ojca Armanda zawitasz by ofiarę poczynić za zdrowie wuja. Ja wyznaczę dziesiątkę zbrojnych by z rana na poszukiwanie Peterzoona ruszyli, a pod wieczór do klasztoru zawitali by dać ci eskortę na powrót do zamku.
- Alexander w zamyśleniu przypatrywał się dziewczynie. W końcu uśmiechnął się. - Łajdaki szukać banity nie będą i nic nam z tego nie przyjdzie, ale plotki tu niosą się jak wicher. Peterzoon nie przegapi okazji, gdy będzie wiedzieć, piękna Pani, kiedy i gdzie bez eskorty Cię opaść ze swymi ludźmi mógł będzie. Gdy mnie w środku karocy znajdzie... srogi zawód jego przewiduję. - Kąciki ust skryby powędrowały wyżej.
Poruszył się przy tym zbierając do odejścia.
- Stangret i walet mogą nie przeżyć ich ataku. ja mam ich wybrać? - Skazywanie ludzi na śmierć nie było czymś co było dobre dla sumienia. Chyba jedynie przez tę iskrę niewinności jaką wypatrzył w dziewczynie, sam się do tego zaoferował.

Początkowo Aila przypatrywała się skrybie ze zdumieniem. Jego wywód zrobił na niej wrażenie, niemniej ciężko zgadywać czy dobre. Odsunęła się do niego i przeszła po komnacie, jakby jej myśli nie potrafiły się zmieścić w wąskiej przestrzeni, która ich dzieliła.
- Sama ich wybiorę. - powiedziała twardo, choć wyczulone ucho Alexandra wyłowiło drżenie w jej głosie. - Sprytne to posunięcie, skrybo. W ten sposób i ja zostałam wplątana w intrygę, choć to niby tylko twoja misja miała być. - stanęła w odległości kilku kroków i unosząc dumnie głowę, mówiła dalej - Niech i tak będzie. Lecz jeśli choć jeden trup padnie z mej ręki lub z ręki mych ludzi... nie będę ci nic winna. Rozumiesz?
Popatrzył na nią zmrużywszy oczy.
- Źle mnie zrozumiałaś
- odpowiedział. - W karocy jeno ja będę, Ty jeno plotką w podróży staniesz. Woźnica i walet nie muszą Twymi ludźmi być, dla pozoru jeno obaj.
- A co jeśli ktoś z naszych prawdę powie? Wtedy cały spisek po nic. Nie mówiąc, że będą wiedzieli iż w zamku jestem... i że wuj chory.
- przygryzła wargę - Nie, trzeba to naprawdę zrobić. Ja sobie poradzę. Kolczugę nawet mogę wdziać. Nikt nie zauważy, pod warunkiem, że płaszcza rozchylać nie będę.
- Za późno będzie by się wydało przed banitami. Dziś i jutro plotki o Twym wyjeździe do klasztoru będą furczeć i dopiero gdy powóz gotowy będzie do drogi Ty plany zmienisz mnie w zastępstwie śląc. Pieterzoon już w zasadzce siedzieć będzie. Jeżeli kto miałby go ostrzec, że nie Ty w drogę karocą się wybierasz, to będzie musiał nagle, bez pretekstu z zamku ujść aby go o tem uwiadomić. I dobrze. Obserwuj domowników zamkowych, więcej w tym wtedy wygrani będziemy. Jak bydlę ma szpiega na zamku to będziesz wiedziała kto to, a z zasadzki on i tak pewnie już przygotowanej nie zrezygnuje. Wszak o okup za mnie może wołać do Torina. - Skrzywił się lekko. - Obrażaj mnie sługą nazywaniem Pani, ale honoru mi nie ujmuj. Nie z tych żem, co niewiastę by narażał, aby co łatwiej pójść miało. - Zawahał się. - Dzielność w Tobie widzę… jeżeli z niej to wynika, nie odmówię byś ruszyła. Niebezpiecznym to jednak Panno Ailo. Ja jeno głowę ryzykuję, Ty los gorszy śmierci.
- Nie boję się. Nie jestem takim delikatnym kwiatuszkiem jakbyś... chciał mnie widzieć.
- prychnęła zadziornie, po czym marszcząc brwi przyznała - Twój plan jest niezły. Winnam obserwować kto się z zamku wymyka... kto wieści nosi i gdzie. Niech więc będzie po twojemu, skrybo. Może też dasz mi powód, bym kogoś więcej niż sługę w tobie zobaczyła, bo póki co skryba i kapelan z ciebie taki, jak z koziej... - zamilkła, zmieszana. Po czym szybko dodała - Nie zawiedź mnie tylko, pamiętaj że w imieniu pana Torina występujesz.
Alexander skłonił się lekko i wyszedł z komnaty. Aila odczekała chwilę i zrobiła to samo, by zdobyć tę znienawidzoną galaretkę dla wuja.
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 05-08-2017 o 09:53.
Mira jest offline