Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-07-2017, 18:23   #39
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Zastał kobiety, siedzące przy wypełnionych kielichach.
- Robert nie przyszedł? - Spytała z zaciekawieniem Anna.
- Wspomniał, iż musi popracować. Rozumiem go. Hm, zakładam, że Charlotcie nic nie grozi z jego strony - zaniepokoił się nagle.
- Nie. - Anna machnęła ręką. - Spodobała mu się, ale ten chłopak jest zbyt kurtuazyjny.
- Tak też myślałem. Niedaleko pada jabłko od jabłoni - skłonił się przed Anną pełen gracji. - Hm, czy jeszcze są jacyś członkowie rodziny, którzy mieszkają na terenie miasta oraz których powinienem znać?
- Szeryfa, starszych. Pewnie powinieneś poznać strukturę swego klanu. - Anna zamyśliła się.
- Najważniejszych widziałeś na radzie. - Dodała z uśmiechem Rebecca.
- Och, ale nie przedstawiali mi się - odpowiedział uśmiechem Gaheris. Rebecca miała bardzo ładny uśmiech, aczkolwiek dla niego niedostępny. - Jednak jeśli znam wszystkich, to może macie jakieś plany. Charlie spokojnie śpi oraz niech się wyśpi bidulka. Tymczasem przyznaję, że niezbyt wiem, co można tutaj robić - stwierdził zażenowany lekko.
- A co robiłeś u siebie? - Spytała Anna i poklepała miejsce obok siebie.
- Oglądałem gwiazdy, zalecałem się do pań, ubijałem potwory, takie tam wiecie, normalne zajęcia dla prawdziwego rycerza - usiadł przy małej wampirzycy. - Przy czym najwięcej było pań, potem potworów, zaś oglądanie gwiazd właściwie przy okazji, kiedy nie było ani tych ani tych - wyjaśnił niby poważnie. - Aha, lubiłem także grać na harfie oraz śpiewać. Jeśli macie taki instrument, mógłbym wypróbować, czy dawne talenty artystyczne pozostały.

Anna roześmiałą się. Rebecca chyba była lekko speszona.
- To jeśli chodzi o Panie, macie z Florence co nieco wspólnego. - Rzuciła małą wampirzyca. - Nam większość nocy zajmują interesy, a chyba większość z nas resztę stara się poświęcać na te cudowne chwile gdy możemy w spokoju napić się ludzkiej krwi. Niektórzy mają kochanków. - Mrugnęła do Rebecci, która nie zarumieniła się chyba tylko dzięki temu, że była wampirem. - Ale głównie biznes i spotkania biznesowe. Nawet do takiej opery wybieramy się by omówić sprawy biznesowe.
- Cóż, kiedy mieszkałem na dworze wuja, biznesem było właśnie przyładowanie jakiemuś smokowi, oczywiście gdyby taki stwór istniał, bowiem nigdy go nie spotkałem. Jednak powiedzmy jakimś dziwacznym stworom wychodzącym spośród odległego lasu. Takie były, niektóre nawet całkiem silne. Pani Jeziora uczyła mnie … - zamilknął na chwilkę. - Cóż, obecnie chyba biznes polega na czym innym - przyznał. - Muszę się tego nauczyć. Cóż, tempora mutantur - westchnął teatralnie, jednak wesoło mrugnął i Annie i Rebecce. - Zaś co do Florence, no wiesz, rzeczywiście pod tym względem mamy wiele wspólnego. Potrafimy docenić kobiece piękno, zarówno ciała, jak ducha.
- I Charlie będzie tą jedyną? - Gaheris zauważył, że wypytując go Anna lekko drażni się z Rebeccą. - To byłoby bardzo w stylu mojego Roberta. Niesamowicie się przywiązuje, aż mi go czasem szkoda.
- Także się przywiązuję, ale wydaje mi się, że znalezienie tej jedynej, to coś wiecej, nizeli przywiązanie. Miłość … osobiście nie zakochuję się szybko, raczej powoli. Lubię Charlie, bardzo lubię. Jest wspaniałą kobietą … naprawdę pod wieloma względami, ale ktoby wiedział, czy jesteśmy dla siebie stworzeni? Może kiedyś tak się okaże, może pójdziemy własnymi drogami. Wiem jednak, iż zawsze będę ją lubił, nawet kochał niczym prawdziwą kuzynkę, lecz nie wiem, czy jako tą jedyną. Może znajdę kogoś innego, ona może także, któż wie. Hm, dlaczego pytałaś - zdziwił się dopiero, kiedy właściwie już odpowiedział na pytanie.

- To dobry materiał na wampira. - Odparła bez zastanowienia Anna.
- Rozmawiałyśmy na jej temat z Anną. - Rebecca uśmiechnęła się sięgając po kielich z krwią. - Ma sporą wiedzę, dobry wiek, brak rodziny.
- Że też Florence chowała ją dla siebie! - Anna odburknęła.
- I nawet nie zghulizowała. - Rebecca zamyśliła się pijąc krew. - Będę musiała ją o to wypytać.
- Osobiście nie mam nic przeciwko, ale Charlie musiałaby chcieć. Tymczasem zapewne potrzebuje trochę czasu, żeby się zająć swoim biznesem podczas dnia. Po wtóre chyba na przeistoczenie książę musi wyrazić swoją zgodę? - spytał. - Zaś co do Florence, zapewne miała jakieś plany, może faktycznie chciała uczynić z niej kiedyś swoją córkę.
- W przypadku starszych to nie problem. Większość z nas ma pozwolenie na childe już od jakiegoś czasu. - Anna wzruszyła ramionami. - Ale gdy wychowa się jedną taką bestyjkę, człowiek nie jest pewny czy chce się ładować w wychowywanie drugiej. Miałam tak po całej trójce dzieci.
- Eee, mam gratulować, współczuć, czy trochę tak, trochę zaś tak? - spojrzał na dziecięcą wampirzycę. - Bowiem sam nigdy nie miałem nikogo, kogo przemieniłbym do tej jeszcze pory. Wydaje jednak mi się, że Pani Jeziora nie przynosiłem wstydu. Kiedy mi coś mówiła, kazała mi dawać słowo honoru, że będę tego przestrzegał. Wtedy chcąc nie chcąc po prostu musiałem.
- Gratulować, wszystko to wspaniali przedstawiciele swego klanu. Mogę na nich marudzić, ale choćby taki Robert, opiekuje się elizjum. - Anna uśmiechnęła się w matczyny sposób.
- Wobec tego gratuluję - powiedział serdecznie. - A ty Rebecco, masz już takie doświadczenia, czy podobnie jak ja, zerowe? - właściwie trochę zastanawiała się, z jakiego klanu jest Anna, a z jakiego Rebecca, może zresztą z tego samego?
- Mam pozwolenie na childe, ale jeszcze nie wybrałam odpowiedniej osoby. Ale ojciec opowiedział mi dużo. - Odstawiła kielich. - Anna też mi sporo opowiada.
- Może kiedyś także wybiorę oraz uzyskam pozwolenie. Może będzie to Charlotta, jeśli zechce. Jednak na pewno nie będę do tego kogokolwiek przymuszał. Cóż, zobaczymy, zaś znając twoich nauczycieli, wybierzesz niewątpliwie Rebecco wspaniałe dziecko - powiedział pełen przekonania.
- Mam nadzieję. Dla ojca to bardzo ważne. - Rebecca zerknęła na Annę.
- Też namawiam Roberta, książę się pewnie zgodzi, ale ten chłopak jest romantykiem. - Anna westchnęła ciężko.
- Jest romantykiem? Doskonale. Mówiłaś przecież, że jesteście tacy zaangażowani w jakieś biznesy. Tymczasem Robert, którego tak chwaliłaś, zresztą słusznie, potrafi łączyć zarówno dobre zajmowanie się tym miejscem, jak również romantyzm. Podoba mi się, takie rycerskie … Faktycznie jeżeli jest zarówno romantyczny, jak praktyczny, wybierze właściwą osobę we właściwym czasie. Chyba nie trzeba go poganiać. Oczywiście nie żebym cokolwiek sugerował. Wydaje mi się po prostu, że Robert dokona właściwego wyboru, właśnie wtedy kiedy będzie miał całkowitą pewność.
- Mam nadzieję. - Anna chwyciła kielich z krwią w obie dłonie i upiła nieco.
- Smacznego - dołączył się do napitku. Krew była dobra, świeża. Wampir czuł że była wyselekcjonowana. Może miałybyście ochotę przespacerować się chwilkę - zaproponował. - Chyba nie pada.
- Możemy się przejść. - Anna przejawiła nawet co nieco entuzjazmu, co innego Rebecca.
- Ja wolałabym nie, ale nie krępujcie się.
- Wobec tego bardzo chętnie. Szkoda, że nie masz ochoty, ale rozumiem – uśmiechnął się do córki księcia. - Może kiedyś … To co Anno, idziemy? - zwrócił się do przyjaciółki. - Jakieś ładne tereny tutaj? - spytał ją, bowiem znała na pewno lepiej okolice.
- Pokażę ci kilka ważnych punktów. - Anna poniosła się. - Rebecco w razie czego nie krępuj się prosić o cokolwiek.
- Pewnie za jakiś czas przejdę się do Roberta, może i Charlotta się obudzi. - Córka księcia uśmiechnęła się i dolała sobie krwi.
- Wobec tego cóż, miłego wieczoru. Innym razem? - spojrzał na sekundę pytająco, ale zmienił temat. - Pozdrów proszę ojca i oczywiście jeśli Charlotta obudziłaby się, wyjaśnij jej proszę, co się stało. Wiesz, może być dosyć niepewna, nawet nie wiedząc, gdzie się znajduje – ponadto zwrócił się do przyjaciółki, która miała go oprowadzać. - Oczywiście bardzo dziękuję za przewodnictwo, chętnie poznam ważniejsze miejsca okolicy.


Anna poprowadziła ich w stronę tylnego wyjścia.
- Rebecca nie może wychodzić. Jest bardzo rozpoznawalna i raczej nie wypada jej “spacerować” bez odpowiedniego towarzystwa.
- Rozpoznawalna? - zdziwił się Gaheris nie bardzo wiedząc o co chodzi. - Jest jakąś słynną artystką, albo zresztą nie wiem … - domyślał się rycerz dosyć zadowolony ze spaceru. Chodzenie nocą po dworze, kiedy czuł świeżość wiatru na obliczu dawała mu wiele przyjemności.
- Jest Lady, żoną lorda i towarzyszką królowej. - Odparła z uśmiechem Anna zeskakując po schodach po dwa stopnie.
- Towarzyszką Jej Wysokości - niemal się zachłysnął. Wprawdzie przy królu Arturze współcześni władcy nie wydawali mu się tacy wielcy, jednak co monarcha to monarcha. Szanował bardzo królewską krew oraz odpowiedzialność. Także miał respekt dla arystokracji, jakby nie było sam wywodził się spośród niej. - Anno, jaka właściwie jest ta królowa Wiktoria? - spytał chcąc wyrobić sobie opinię, na temat jej rządów.
- Dosyć młoda, uwielbiana przez naród, rozsądna. - Anna wymaszerowała na ulicę. Na szczęście nie padało. - Lubi otaczać się rozsądnymi i ciekawymi kobietami, więc i Rebecca często przebywa na dworze.
- Cóż, wobec tego Anglia ma szczęście być rządzoną przez mądrą kobietę. Widywałem już, jak królowie potrafili zniszczyć własny kraj. Wątpię, żebym kiedykolwiek odwiedził królewski dwór, ale to dobrze, że macie, właściwie mamy - poprawił się - kogoś takiego na tronie. Dokąd zmierzamy?
- Jest parę miejsc, które według mnie powinieneś znać, będąc jednym z nas. Pewnie pokaże ci dwa-trzy, ale dobre i to. - Anna wyciągnęła do niego rękę. - Tak będzie wyglądało jakbyś prowadził dziecko.

- Dobrze, chociaż wątpię, żeby ktoś chadzał na spacery prowadząc dzieci późną nocą, ale co tam. Oczywiście droga przyjaciółko, chciałbym poznać owe miejsca - rzeczywiście miał ochotę, głód wiedzy powodował pewną niecierpliwość. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dużo więcej ma do poznania jeszcze, niżeli wie, chociaż poznał już sporo rzeczy.
- Lepiej niż by dziecko prowadziło ciebie. - Anna uśmiechnęła się. - A ja wybacz staram się nie nadużywam swoich talentów, jeśli nie ma takiej potrzeby.
- Również wolę nie przesadzać co do użycia talentów. Przypuszczam, że ludzie się po prostu zdziwią, ale uznają, iż nic im do tego. Lubię przechadzki pod gołym niebem, szczególnie londyńskim, a ty?
- Niezbyt. Lubię swój oderwany, pałacowy świat. Ale wiesz… jestem Panią na włościach, muszę czasem spacerować. - Zażartowała.
- Kiedy byłem dzieckiem mieszkałem w zamku moich rodziców. Któż wie, może po zamku Artura był najbogatszy spośród brytyjskich. Matka miała całe skrzydło do swojej dyspozycji. Bawiła się tam magią. Ojciec zaś nie mniej miejsca. Sale audiencyjne były wysokie, obite najlepszym drewnem, wspaniale rzeźbione. Wiesz, ponadto wiele ozdób, złota oraz innych. Niestety nie było takich pięknych rzeczy jak obrazy. Istniały jednak malunki na ścianach przedstawiające zazwyczaj damy, smoki, wojowników … Później przebywałem na zamku wuja Artura. Jednak przeważnie przemierzaliśmy kraj, jako Rycerze Okrągłego Stołu, gromadząc się najczęściej na sławetne święto Pięćdziesiątnicy. Wtedy polubiłem właśnie takie wędrowanie pod gołym niebem, acz nie przeczę, iż na dworze może być także bardzo przyjemnie. Cieszę się, że zgodziłaś się ze mną pospacerować. Zawsze milej mieć odpowiednie towarzystwo.

- Tylko dlatego się zgodziłam. - Powiedziała z uśmiechem Anna. - Ja jestem typowym mieszczuchem. Mieszkam w Londynie od czasów gdy była to mała osada handlowa.
- Hoho, ja nie pamiętam, kiedy była to mała osada handlowa. Podobno Londyn prosperował już za czasów rzymskich, zaś za panowania króla Artura stanowił spory ośrodek. Chociaż może mamy inne pojęcie, co to oznacza “mała osada handlowa”. Dziękuję ci, że zechciałaś przejść się ze mną.
- Było to duże miasto, jednak XIV wieczny Londyn w porównaniu z obecnym, można co najwyżej nazwać osadą handlową. - Anna, pociągnęła go w jedną z bocznych uliczek i pewnym krokiem poprowadziła dalej.
- Rzeczywiście prawda, współczesny Londyn jest dla mnie jakimś szaleństwem nieogarnionym. Wielkim zbiorowiskiem,niewyobrażalnym wręcz. Bardzo powoli się przyzwyczajam. Szerokie ulice, kamienice wielkie niczym zamki, kamień wykorzystywany, nie zaś drewniane bale - mówił przejęty.
- Tak, to szaleństwo, ale potrafiące zahipnotyzować i wciągnąć. Nigdy nie mieliśmy równie łatwego dostępu do jedzenia i nie mogliśmy poruszać się tak swobodnie. - Wyraźnie mówiła o wampirach.
- Owszem droga przyjaciółko, też zauważyłem, że właściwie wystarczy nieco poczekać, zaś ktoś sam się jakoś napatoczy. Jednakże trochę to dla mnie duży przeskok oraz niełatwo się przyzwyczaić.

Anna wyminęła, prowadząc go, jakieś większe pole, na którym nic nie było.
- Nie mogę się doczekać przyszłości. Mimo wieku w jakim mnie przemieniono patrzę na to wszystko bardzo optymistycznie. - Odparła cały czas się uśmiechając.
- Wobec tego chciałbym, zeby większość spośród nas miała podobne charaktery. Właściwie, co tutaj jest? - rozglądał się wokoło widząc właściwie nic specjalnego obok.
- Jeden robotnik popełnił tam samobójstwo i jest strasznie napastliwy. - Anna wskazała pusty obszar, który minęli.
- Chyba lepiej także nie dawajmy mu powodu do napastliwości. Wolałbym trzymać się bardziej żywych granic, jakkolwiek może dziwnie zabrzmieć.
- Londyn to jedno wielkie cmentarzysko. - Odparła Anna i skręciła ponownie. - Wszędzie są duchy i ich historie.
- Prawdopodobnie chyba tak jest wszędzie wewnątrz wielkich skupisk, jednak nie wszędzie się one manifestują - odparł uszczegóławiając swoje zdanie.
- Wszędzie. - Powiedziała pewnym głosem Anna. - Londyn jest niesamowicie tłoczny, ale większość po prostu patrzy.
- Wobec tego chyba miałem taki fart, że jakoś niespecjalnie je dostrzegałem.
- Umiesz zobaczyć duchy? - Anna była mocno zdziwiona.
- Och nie, mógłbym poznać ducha, gdybym go dostrzegł, może potrafiłbym wyczuć, ale nie potrafię aż tak bezpośrednio dostrzec. Kiedy wspomniałaś je, wyobraziłem sobie wiesz, ze się tak jakoś bezpośrednio manifestują - odparł tłumacząc szczegółowo..
- Uff… - Anna odetchnęła. - ja widzę duchy od przemiany, czasem wmawiam sobie, że część to tylko moja wyobraźnia. Ale to bardzo nieprzyjemne.
- Współczuję szczerze, istnieją rzeczy, których lepiej nie znać. Chociaż pewnie wielu ludzi tak powiedziałoby mając wiedzę dotyczącą wampirów.
- Cieszy mnie dlatego, że Charlie tak dobrze to znosi. Swoje ghule zazwyczaj wdrażałam, sporo dłużej. - Anna skręciła po raz kolejny i wyszli ponownie na szeroką ulicę.
- Wiesz – zażartował. - Dla ghula związek taki ma pewne plusy. Po pierwsze: jest stały, po drugie, gwarantuje łatwą utratę wagi, po trzecie stulecia doświadczenia, dalej odporny na wszelkie choroby oraz zawsze ma niespożytą energię, ponadto uwielbia szyje, oszczędza na jedzeniu, nie urośnie mu brzuch od nadmiernego picia piwa ani nie będzie czuć od niego czosnkiem. Przyznasz więc sama, ze to niebagatelne wampirze zalety.
- Zapominasz o uzależnieniu, o potwornych więzach. Charlie może ich teraz nie czuć, uważać, że to miłość, ale za 10-20 lat? Do tego ghule się starzeją, powoli, ale zawsze. - Mała wampirzyca prowadziła ich wzdłuż całkiem tłocznej ulicy.
- Co do uzależnienia, masz rację, lecz cóż, będę się starał, żeby była zadowolona. Być może także zechce zostać kiedyś wampirzycą. Wtedy przestanie się tradycyjnie starzeć. Mówiłaś jeszcze przed chwilą, że jesteś optymistką - wspomniał.
- Jestem, ale ten optymizm dotyczy głównie mojej osoby. - Mrugnęła do niego i zatrzymała się. - To tutaj. - Wskazała lokal po drugiej stronie ulicy.


- Circus restaurant, prowadzi jeden z moich ghuli. - Anna uśmiechnęła się. - Przedstawię cię.
- Będzie mi bardzo miło. Wygląda dostojnie. Chyba przechodzimy przez dobrą dzielnicę? - spytał niespecjalnie znając się na współczesnej topografii miasta.
- Dosyć bogatą, ale kupiecką. - Anna poprowadziła go przez drogę. Weszli do zatłoczonego wejścia. Ludzi obejrzeli się dziwnie na wampirzycę, ale błyskawicznie pojawił się przy nich kelner i poprowadził ich dalej. Zapewne wiedział, że wampirzyca to specjalny gość szefa. Pewnie pojęcia nie miał dlaczego, ale otrzymał surowe polecenia, zresztą dziewczynka mogła się tutaj pojawiać niejeden raz. Rycerz zwyczajnie się jedynie jej trzymał rozglądając się tylko ciekawie wokoło, zarówno na lokal, jak na zgromadzonych ludzi.
 
Aiko jest offline