Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2017, 16:06   #28
Blaithinn
 
Blaithinn's Avatar
 
Reputacja: 1 Blaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumnyBlaithinn ma z czego być dumny


Elin, Siggeirr

Elin stanęła prostując się na całą swą wysokość (co przy Siggeirze nie było zbyt imponujące, ale jednak) i wpatrzyła w oczy aftergangera.
- W czym mogę Wam pomóc? - zapytała.
- Mnie pomóc?! - Rude brwi odruchowo powędrowały w górę, gdy aftergangera zdziwienie przepełniło - Gdzieś Ty się na wszystkich þursar podziewała te wszystkie lata? - Twarz gniewem mu się nagle wykrzywiła. - Tuś pod bokiem siedziała, ni słowa nie wysławszy?!
Aftergangerka zamrugała zaskoczona i krok zrobiła do tyłu zdając sobie sprawę, iż ten mężczyzna zna ją z ukrytej dla niej przeszłości.
- Leiknar nie pozwolił… - odpowiedziała niepewnie częściowo zresztą zgodnie z prawdą.
- Nie pozwolił? - Zdumienie rudowłosego nie miało końca. - Znalazł Cię? - Siggeirr podjął próby zrozumienia co zaistniało. Myśli jego były ciekawym kąskiem a zagubiona Elin spanikowała i chcąc jak najszybciej zorientować się w sytuacji do nich pierwszych sięgnęła. Jedyną rzeczą jaką udało się jej ujrzeć był widok Leiknara trzymanego w żelaznym uścisku za szyję. Palce wciskały się w martwe ciało z mocą wielokroć większą niż teraz w ramię Elin. Czerwona mgła zasnuła jednak ten obraz a świadomość wiedzącej odpłynęła gdy świadomość straciła.


* * *

Obudziła się w chacie, pustej choć i tak gwar z zewnątrz docierał jakby ludzka ciżba w środku jej była. Obok siedział sprawca jej bólu głowy co niczym młot Thora łupał raz za razem między oczyma.
- Wróciłaś… - mruknął w końcu Siggeirr. - Masz… - Podał jej kubek krwią pachnący.
Volva uniosła się gwałtownie do pozycji siedzącej przez co aż syknęła z bólu i musiała przymknąć oczy na chwilę. Kubek przyjęła mrucząc podziękowanie ale nie wypiła tylko spojrzała na mężczyznę.
- Co się stało?
- Pytałem, czy znalazł Cię Leiknar. Tomność straciłaś. - Zacisnął usta z uporem. - Rzeknij mi co się stało? Co przez te wszystkie lata, te wszystkie poszukiwania działo się z Tobą? Czemuś słowa nie posłała? Czemuś nie wróciła? Męża swego zostawiłaś… mnie zostawiłaś… - Walnął pięścią w kolano - Aż nagle tu cię znajduję?! - minę miał groźną i wyglądał jakby miał Elin zacząć potrząsać. - Rzeknij choć słowo!!!
Volva głowę lekko między ramionami schowała gdy afterganger mówił ale na słowo “męża” błękitne oczy rozszerzyły się ze zdziwienia i wpatrzyły w mężczyznę, którego gniew i wola skłoniły ją by mówić poczęła.
- Nie wiem czy zostawiłam… Nie pamiętam. Ktoś… najpewniej Leiknar, me wspomnienia zamknął. Tutaj dom odnalazłam ale on wrócił niosąc ogień i łzy, a potem zniknął. Męża miałam? - Zapytała nagle.
- Miałaś. - Skinął głową osłupiały nieco Siggeirr. - Masz - poprawił się szybko - chyba, żeś rozwód wzięła.
Po chwili rozmyślań dopytał:
- Widziałaś go tedy później?
Pokręciła lekko głową.
- Od trzynastu lat nie. Nikt o nim też nie słyszał tutaj… Kto… Kto mym mężem? - Zapytała z obawą w głosie.
Siggeirr żachnął się:
- Toż to Leiknar - ale ton jego złagodniał gdy wspomniał o wspomnieniach zamkniętych - hirdman mój były…
- On… - Wiedząca zadrżała i z przerażeniem wpatrzyła się w aftergangera. Miała wrażenie, że dach chatki zaraz zawali jej się na głowę. - Muszę wyjść… - Wstała powoli odstawiając kubek.
- Wrócisz? - spytał cicho i z napięciem.
Elin odwróciła się do niego. Chciała od razu “Nie” powiedzieć ale wszak nie miała pojęcia dokąd się uda po tym wszystkim… Na chwilę obecną nie wiedziała zresztą niczego… W jej głowie tłukło się tylko to jedno słowo: “mąż” zwiększając ból głowy.
- Nie wiem… Pomyśleć muszę… To za dużo… dla mnie… - Pokręciła głową. - Ale… dziękuję. - Wieszczka zawahała się na moment ale nie zdecydowała się odezwać tylko ruszyła do wyjścia.
- Wybacz teraz… do zobaczenia na zebraniu. - Skinęła lekko głową i wyszła.


* * *

Snuła się niczym we śnie zatłoczonymi ulicami Jelling szukając Freyvinda, gdy imię ukochanego mężczyzny przebiło się przez otępienie i volva nad brzeg jeziora swe kroki skierowała. Widząc, iż skald z kimś rozmawia odetchnęła głębiej próbując się uspokoić i podeszła uśmiechając się łagodnie. Skinęła głową Myski i zapytała.
- Wybaczcie, dołączyć można?
- Oczywiście Elin - Skald też się uśmiechnął robiąc vovie miejsce, ale coś w jej twarzy zdziwiło go. Wydawała się czymś wzburzona i jak na Elin były to silne uczucia. - Ale jeżeli Myskia wybaczy, to i z Tobą o thingu porozmawiac chciałbym na osobności, a lada chwila czekać Gudrunn. - Skald wstał kiwając głową aftergangerowi z północy i skierował Elin pomiędzy drzewa porastające brzeg jeziora.

- Wzburzoną się zdajesz… - zaczął gdy byli już sami - Dawnom cię takiej nie widział. Nie skłamię chyba jak powiem, że nigdy.
Volva chwilę myślała od czego zacząć mówić i zdecydowała od najważniejszej dla niej w tej chwili rzeczy.
- Rozwodu potrzebuję. - Chwyciła Freyvinda za rękaw koszuli i spojrzała a niego całkowicie poważnie.
- Rozwodu? - powtórzył zaskoczony. - Mężatką jesteś? Nic o tem nie rzekłaś… i teraz dopiero nagle naszło?
- Bom pojęcia nie miała! - Elin niemal krzyknęła. - Helleven nic nie wspominała?
- Helleven - Skald jakby zrozumiał. - Tedy… nie potrzebujesz Elin. Dwie w jednym ciele mieszkacie, tyś nikogo nie pojmowała, a ona. Ona żoną, ona by się rozwodzić musiała.
- Nie wiem czy to takie proste… A ona, mówiliście, że pamięta co się z nami działo przed przybyciem do Denemarci… - Volva dreptać wzburzona poczęła. - Myślałam, że może… - Westchnęła cicho. - Siggeir mnie zna - zdecydowała się mówić po kolei - z czasów gdy w Skanii mieszkałam… i zna Leiknara… - dodała cicho.
- Znany Leiknar widzę. Ty nic nie pamiętasz? Nawet skąd do kraju Dunów przybyłaś? - Frey znów się zdziwił.
- Nie mówiłam wcześniej… - Spuściła wzrok zawstydzona lekko. - Nie pamiętam niczego co wydarzyło się przed mym przybyciem do Denemearki. O tym, żem ze Skanii i kim jestem dowiedziałam się od mych sług, którzy ze mną przypłynęli. - Elin zaczęło lekko nerwowo chodzić w tą i we wtę przed Freyvindem. - Gdy Sighvartowi o Svenie mówiliśmy, wtedy... nad jeziorem... sprawdził mą pamięć. Podobnie jak Svenowi, ktoś wspomnienia me zapieczętował i Sighvart nie był w stanie tej bariery pokonać… Teraz Siggeir mówi, żem zniknęła nagle i nikt nie wiedział co się stało. Leiknar jego hirdmanem był ponoć… - objaśniła najprościej jak umiała całą sytuację.
- Tak.. nie rozumiem jednak wciąż jaki to ma związek z rozwodem? Od męża uciekłaś do Ribe? Hm… tyle lat, mąż Twój aftergangerem musi zatem być jako i Ty... Chciał coś jeszcze rzec, ale urwał, bo w jego myśli wkradło się niepokojące przeczucie.
Volva wykorzystała, to by w końcu wyrzucić z siebie to co było najważniejsze.
- Leiknar mym mężem! - Złapała się za głowę. - Przynajmniej tak Siggeir twierdzi… i nie widzę by kłamał… Nie chcę… On nie może… - Pokręciła głową. - Teraz już wiesz czemu rozwodu mi trzeba? - Wpatrzyła się w skalda błagalnie, a on patrzył na nią tępo.
Wyglądał jakby dostał obuchem.
- Na młot Thora… - wyszeptał. - to dlatego… - Pokręcił głową i położył dłoń na ramieniu Elin. - Rozwód to nie problem, thing jest, zgłoś to mówcy praw jako swą sprawę. Niewiasty wszak tu w Denemearce w prawie są mężów opuszczać gdy powód jest. W sagach najczęściej o niemoc w łożu mężatki przy rozwodzie swych mężów oskarżały, ale jak on einherjar to nie przejdzie. Z Bjarkim pomów, on jak nikt na prawie się zna, a ze śmiertelnych w nim obeznanych najstarszy. Sto lat blisko już po świecie kroczy. Pewnie mówcą na thingu go wybiorą. Pomoże. Nie frasuj się.
Wieszczka pokiwała leciutko głową.
- Pomówię… Dziękuję… Prośbę mam jeszcze jedną - wyszeptała zagryzając wargi.
- Mow. Wiesz, że jak w mocy mej to będzie spełnie ją - Frey odpowiedział patrząc volvie w oczy. Coś jakby go męczyło i chyba nie mówił wszystkiego co o tym wszystkim myśli.
Przyjrzała mu się uważniej.
- Pierw powiedz co myślisz. - Poprosiła.
Westchnął.
- Sprawę rozwodu z Helleven musisz rozmówić.
Zamrugała zdziwiona.
- Myślisz, że może mieć coś przeciwko?
- Tak - odparował nie odwracając wzroku. - Ty lub ona miłowałaś Leiknara i wyszłaś zań. Z jakiegoś powodu… uczucie mocne być musiało, wszak einherjar rzadko pojmują się, to ludzka tradycja i założeniu rodziny służy. U nas, afergangerów o rodzinie nie może być mowy, tedy silnego uczucia to symbol. Coś się wydarzyło, Ty uciekłaś od niego, ale nie wiadomo co ona na to… rzadko Cię spycha w dal ciało Twe przejmując, niewiele razy rozmawialiśmy z nią, nie wiadomo co o tym myśli i zamierza.
- Gdyby chciała, to z pewnością spróbowałaby wrócić… Poza tym… Jenna ostrzegała bym wracać nie próbowała… - Elin pokręciła lekko głową. - Ale porozmawiać by się z nią przydało, prawdę powiadasz. - Westchnęła cicho. - Zrobiłbyś to?
- Tak. Jeno nie wiem jak ją wywołać.
- Wystraszyć mnie…
Skald zastanowił się. Pełna dobroci Elin i zawzięta zła, wyrachowana Helleven. Byli tuż przed thingiem na którym potrzebowali przekonać aftergangerów do wyprawy.
- Mogę to zrobić. Teraz - zasugerował przypatrując się wieszczce.
Kobieta nerwowo skinęła głową.
- Dobrze zrób to… Objaśnij jej wszystko… Być może na thingu bardziej niż ja się przyda.
Kiwnął głową i nie przestając patrzeć jej w oczy sięgnął po moc Canarla. Jego oczy stały się jakby czerwonym płomieniem, a w rozchylonych ustach pojawiły się kły. Twarz jego wykrzywiła się w przerażającej mimice.
Z początku aftergangerka stała spokojnie patrząc w oczy skaldowi, by po chwili na jej twarzyczce wymalowało się czyste przerażenie. Freyvind w tej chwili wydawał się najstraszliwszą istotą na świecie i umysł volvy przejęła we władanie panika. Wieszczka wrzasnęła dziko i spróbowała wyrwać się i uciec od niego jak najdalej, ale widząc pierwsze oznaki reakcji na jego moc budzenia przerażenia zacisnął mocniej dłoń na jej ramieniu. Targnęła się odruchowo próbując uciec z krzykiem, ale nie udało jej się wyrwać. Tyle osiągnęła, że odwróciwszy się nie panując nad sobą mogła wywichnąć rękę. Doskoczył do niej i obiął w pasie jedną ręką, a drugą na wysokości piersi, unieruchamiając jej ręce. Przylgnął do jej pleców nie dając dużej możliwości ruchów poprzez uniesienie w powietrze. Będąc plecami do niego nie mogła gryźć, unieruchomione ręce nie mogły drapać, mogła jedynie drzeć się majtać nogami i targać głową.
Przynajmniej póki wciąż była Elin. Ta rzeczywiście wrzeszczała wręcz potępieńczo i majtała nogami przez dłuższą chwilę, by nagle przestać. Freyvind poczuł jak jej ciało uspokaja się, by po chwili z ust wieszczki popłynęła dość niecenzuralna mieszanka zakończona złośliwym pytaniem.
- Sama dać Ci nie chciała, to siłą próbujesz?
- Sprawdzony sposób na Saski, Franki i Fryzyjki - Frey odetchnął w duchu i rozluźnił się, oraz chwyt. - Tedy i tu winno zadziałać - dokończył też z lekką złośliwością.
Wyszarpnęła mu się wtedy zwinnie i stanęła pewnie na nogach odwracając ku niemu. Blękitne oczy niemal ciskały iskry.
- A teraz na poważnie skaldzie, o co chodzi? Widzę, że dalej podróżujemy razem… - Rozejrzała się lekko. - Czyżbyś po rozum w końcu przyszedł?
Frey nie czuł się pewnie przy Helleven, zbyt przypominała mu demona i Chlohild. Drugi byt w jednym ciele.
- Elin już wie - odparował ignorując przytyk i w zupełnie innym temacie. - Dowiedziała się dziś o Leiknarze. Chce rozwodu.
Wieszczka zaśmiała się cicho.
- W zasadzie sama mogłam o tym pomyśleć… - powiedziała uśmiechając się lekko. - Tylko zawsze jest tyle spraw, gdym w końcu się budzę... - Teatralnie załamała ręce, by zaraz spoważnieć. - Zatem posłuchaj uważnie i jej to przekaż. - Wygnał nas, pierw zatłukł niemal na śmierć, a potem wygnał. - Słowa Helleven były mroźne niczym lody północy. - Sądzę więc, że to małżeństwo od dawna nieważne. - Zesztywniała nagle. - On gdzieś tu jest?
- Nie. Przynajmniej nie wiem o tym by był. Elin zależy na tym, bo różnie wygnanie takie można rozpatrywać. Thing jest wielki, całej Denemearki, ale i kilku władców z Nord Vegr przybyło, trochę Gotów i Svedów, jarl z wybrzeża Slavii, Sighvart z Gaudariki w drodze. Jarl z Orkad o wybrzeży Scatii. Dawno nie było takiego zgromadzenia, a staram się by Grim logmadurem został. Rozwód oficjalny przeprowadzić można, cieszy mnie, że nic przeciw nie masz.
- Thing wielki? - Oczy volvy zabłysły teraz zainteresowaniem przez ułamek chwili, po czym się opanowała. - Wojnę chcesz ogłosić? - zapytała domyślnie.
- Już ogłosiłem. Idę nieść Frankom śmierć i uwolnić Chlothild i Agvindura. Przekonać trzeba jak najwięcej ludzi by też ruszyli. - Zawiesił głos i spojrzał jej znów w oczy. - Ja i Elin z wilkami się ułożyliśmy. Nawet one ruszą w dziesięć drakkarów. Ta co Sigrunn z Ribe porwała ,hirdmanem wodza wyprawy nawet będzie. Nawet jak to będę ja, morderca jej braci.
Helleven zmarszczyła brwi na te wieści.
- Ona z nami będzie? Wszak, to honoru za grosz nie ma! Chcesz mieć pazury w plecy wbite w najgorszym momencie Freyvindzie?
- Nie uczyni tego. Jednym z warunków było przyjęcie holmgangu z nią, po wyprawie. Jam sławny - powiedział bez pyszenia się - śmierć moja po całej północy siię poniesie. Gdyby uprzednio wyzywając na pojedynek, w plecy pazury wbiła… Cała północ wiedzieć o tym będzie. Miejsca bez hańby zaznania nie odnajdzie. Miast braci pomścić siebie i ich jeszcze hańbą okryje.
- Obyś miał rację - odparła już spokojniej ale bez przekonania w głosie. - Zatem i einherjar się gromadzą… Pamiętny thing to będzie, oj pamiętny. - Spojrzała z lekkim uśmiechem na skalda. - Obdarowałeś już pewnie niemało Ulfhedin, by nam pomogli, teraz z naszymi braćmi przyjdzie się targować. Jesteś na to gotów?
- Jestem. Niełatwe to będzie. Wilkom miałem co ofiarować, einherjar nie.
- Einherjar najczęściej pragną władzy i wiedzy... Trzeba będzie zapewne strefy wpływów nowe ustalić. - Zamyśliła się na moment. - A my nie wiemy co planował Agvindur… Jaki obraz miał w głowie… Cóż będzie musiał nam wybaczyć, jeśli stworzymy odmienną mapę od tego co pragnął… wszak o jego wolność tu idzie.
- Wiemy… - odpowiedział z bólem i jakby nutą skruchy. - W Aros nieumarli z południa krew naszą wzięli, aby w mocy nas mieć, to dlatego zakazał wyjmować nam drzewca z serc. To wszystko co rozpętał to by krew odzyskać i imię Welanda rozsławić. Aby, jak się nie uda, oddać się w ich ręce za tę krew. Za naszą wolność. To planował.
Helleven wyglądała jakby obuchem w głowę dostała. Wielu rzeczy mogła się spodziewać ale nie czegoś takiego. Agvindur poświęcił wszystko dla nich? Dla tego nieopierzonego furiata i szalonej wieszczki? Zaklęła cicho pod nosem, szok powoli w złość się przeradzał.
- Zaryzykował wszystko?! Wszystko co udało mu się osiągnąć, Denemarcę całą, bo wszak on w ich rękach, to broń potężna przeciwko nam wszystkim! Wszystko postanowił na ostrzu noża bo w Ciebie wierzył?! - Parsknęła cicho i pokręciła lekko głową. - Szaleństwo chyba zaraźliwe się robi… - mruknęła na koniec.
- We mnie? W Elin? W Ciebie? Tego nie wiemy. I nie zaryzykował, poświęcił wręcz. I nie pozostawił nam wyboru. - Skald zbliżył się do volvy przybliżając swą twarz do jej twarzy, że prawie stykali się nosami. - Wdzięczność, przywiązanie i mus odwdzięczenia się to jedno. Teraz jednak musimy go uwolnić, bo jak rzeczesz: on bronią i kluczem ich do Denemearki. Zaraz rozmawiać będziemy z einherjar. Lepiej nam się postarać. Mocno.
- Trudne wyzwanie… Bardzo trudne… - Wieszczka uśmiechnęła się, a w jej oczach błysnęła radość, choć ta sama twarz, to gdy Helleven się cieszyła, chłód dało się ciągle w jej spojrzeniu dostrzec. - Postaram się. Wierzaj mi. - Powiedziała poważnie.
- Och wiem, że się postarasz, ale przed Tobą Helleven zadanie trudniejsze. - Skald uśmiechnął się. - Elin wiele dni przygotowywała się do obrzędów Ostary. Ale chwilowo jej nie ma… Ty masz… dzień, althing już jutro.
- To lepiej żeby wróciła… Ale teraz spotkanie ważniejsze. Kto z aftergangerów przybył, opowiadaj dokładnie. Muszę wiedzieć wszystko co i Ty by dobrze to rozegrać.
Nie mieli dużo czasu bo łódź już podpływała.
Frey starał się wykorzystać go maksymalnie opowiadając Helleven o wszelkich szczegółach.


 
Blaithinn jest offline