Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2017, 16:54   #29
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Thing Aftergangerów na jeziorze Farup

Łódka wielka nie była.
W zasadzie gdy ją ujrzeli w pierwszej chwili myśleli, że to barka jakowaś co drwale czasem do spławiania wielkich bali drewna używali. Gudrunn z pewną miną jednak zachęcała do wejścia na chybotliwe, choć utrzymujące się z dobrą wypornością medium.
Ranulf pierwszy wskoczył ciągnąc Freyvinda za ramię, trzymane w uścisku jak z żelaza. Minę miał taką jak zawsze przy grze w kości. Coś kombinował a uchować tajemnicy nie umiał, bo oczy mu lśniły jak u niedorostka jakowegoś. Reszta ruszyła za nimi by począć rozsiadać się na niziutkich ławach co ulokowano na szybko by wszystkich obecnych pomieścić. Ranulf zaś nim zasiadł z godnością popchnął skalda tak by barkę rozbujać mocniej, a przy okazji celując by samemu nie zamoczyć się przy okazji. Helleven idąca za skaldem przytrzymała go za ramię pomagając mu utrzymać równowagę i lekko prychnęła na dziecinne wręcz zachowanie aftergangera, a sam obiekt dowcipu jedynie uśmiechnął się i udał, że wygraża palcem staremu druchowi. Zajął miejsce na ławie miedzy nim a volvą.

Pierwszy głos zabrał Siggeirr, dumnie się wyprostowawszy:
- Witajcie. Wielki to czas gdy tylu z nas w jednym miejscu się zebrało by naradzić się i decyzję podjąć o wyprawie przeciw Frankom. - skinął głową tocząc godnie spojrzeniem. - A jeśli ruszyć to pod czyim przywództwem. - zakończył krótką przemowę i na Wiedzącą spojrzał.
Ta skinęła mu głową z leciutkim uśmiechem ale pozostała na miejscu, ona i Freyvind byli w zasadzie gospodarzami tego spotkania, więc ich kolej przypadnie na końcu.
- Decyzję chyba każden samotrzeć podjął idąc na Ostarę do Jelling - Ranneveig palnęła prosto z mostu z rechotem. Trzęsła się ona, trząsł się jej obfity biust i trzęsła się barka wprawiania w ruch.
- Jeśli Ty idziesz to i ja pójdę. - odkrzyknął Ranulf przez rechot berserkerki się przebijając - Przekonać się chcę, czy to prawda, że masz specjalny sposób na wrogów pokonanie.
Kobieta błyskawicznie rżeć przestała spoglądając na niego, a ten z niewinnie radosną miną na nią spozierał. Rebecca przyglądała się to jednemu to drugiem i w końcu nie mogąc doczekać się dodatkowych wyjaśnień zabrała głos:
- Nie pojmuję do końca o co rzecz idzie Ranulfowi, ale Ranneveig ma zdaje się rację. Czyż każdy z nas nie wyrobił sobie jakowegoś osądu w kwestii wyprawy?
- Wiele zatem wskazuje, że poparciem się wyprawa cieszy skoro każdy z was przybył. Stratą czasu byłoby gdyby tego wikingu nie wspierać, a na wezwanie Freyvinda odpowiadać - wciął się Sven.
- Oh, bycie na bieżąco nigdy stratą czasu nie jest. A wszak tutaj będą się decydować losy wielkiej wyprawy i być może Denemarki - wieszczka wtrąciła lekkim tonem.
- Strata nie-strata - mruknął Myskia, a z boku skalda i volvy odezwał się i Gjest:
- Każdy szafuje swym czasem jako mu pasuje. Nie każdy wielką wojnę popiera.
- Zaiste - zgodził się Freyvind zabierając w końcu głos. - Są może i wśród was tacy co przeciwni, a przybyli by to wyrazić i szacunek winniśmy mieć do nich. Tedy kto przeciw temu, niech rzeknie czemu.
- Moje zdanie znasz, skaldzie. - Myskia nie przestawał mieć kwaśnej miny. Kręcił się też na swym kawałku ławy, najwyraźniej pokazując jak niewygodne warunki mu koniecznym jest znosić. - Tam siły rzucim, uwagę odwrócim, a na naszym podwórku kto zostanie? I ważniejszym: co zastaniem po powrocie?
- Niedawno wojna domowa była - Gjest ciągnął jakby myśli Myskii. - Silne dowództwo było. Co będzie stało na przeszkodzie wrogom i szpiegom ichnim rozpętać kolejną? Kto północy strzec będzie?
- Służby swej ostawić nie możecie? - Sven wciął się w zdanie Gjesta. - Zaufanych swoich?
Na stwierdzenie to afterganger parsknął z lekceważeniem.
- To śmiertelni. Choćby i najwierniejsi.
- Śmiertelni, śmiertelnym dadzą radę, a najniebezpieczniejsi z naszego rodzaju czekają we Franków stolicy - odezwała się Helleven spokojnie. - Od lat knują jak nas przycisnąć i zniszczyć… A teraz dostali w swe ręce coś co może im to ułatwić. Dlatego musim działać szybko i bez zawahania.
- … by to zagrożenie wyeliminować - rzekł skald jakby kończąc wypowiedź volvy i przemycając tym obraz iż razem stoją murem. - A kraj bezpieczny będzie. Jedynie Obodryci lub Sasowie mogą na kraj opróżniony z wojów uderzyć. Jednak król Sasów może wręcz chcieć wspomóc nas, samemu wgryzając się we Franków, bo rywalizują okrutnie, a jak nie… - urwał i dodał cicho: - Ulhedinn kraj obronią. Danevirke obsadzą chroniąc Denemearke. Obiecali mi to.
Cisza zapadła, bo jeno Sven i Gudrunn wiedzieli, że pakty z wilkami i w przeszłości prowadzono.
Reszta osłupiała.

- Ulfhedinn? - spytał cicho Becan jakby się upewniając. Rebecca wyglądała jakby właśnie darowano jej wielki skarb, Ranulf z zaskoczenia przeszedł we wściekłość, Hakon zerwał się na równe nogi. Kolejno powstawali.
Rwetes się począł nieść po wodzie, gdy wszyscy na raz przez siebie gadać poczęli o szaleństwie wykrzykując. Myskia pioruny ciskał w skalda spojrzeniem.
- Spokój! - Frey też powstał i siłą swej charyzmy, autorytetu oraz głosu poskromił rozbuchane towarzystwo. Uciszyli się choć z wolna, a ci co się poderwali nie siadali na powrót na ławy. - Dzieci Lokiego, wrogowie nasi, na istnienie nasze zaciekle czychający. Tak. Ale Loki to nie tylko wróg i morderca Baldura. Loki to brat w krwi Odyna, największy z druchów Thora. Asgard dzięki niemu ma mury przeciw Thursom. Dzięki Lokiemu Thor ma swój Mjolnir którym zabije Jormunganda. Zło i dobro w nim mieszka, fałsz i dzikość. - Frey potoczył wzrokiem po twarzach aftergangerów. - Ale jest nasz! - wycedził ze złością i jakby wyzwaniem. - Norny los bogów zdradziły, Ragnarok będzie i jest to cel wszystkiego. Godna bitwa, epicka śmierć. Odrodzenie Gimlei powrót Baldura. To jest zapisane - ryknął. - Loki prowadzący do boju olbrzymów, bestie i zmarłych wrogiem jest, ale częścią tego wszystkiego! Tam zaś - Frey wskazał kierunek, gdzie przy dobrej woli można było uznać iż leży kraj Franków. - Tam słudzy Białego knują. Przybyli tu już i nawracali w Hedeby. Głosili, że Asowie i Wanowie to jeno wymysły i przeklęte bożki, a bóg jeden jest. Gdy zabraknie tych co czczą starych bogów, to ulegną zapomnieniu - Pochylił się ciskając gromy z oczu. - Zapomnieni bogowie, którym odmówiono nawet Ragnarok i godnej śmierci. Północy pełna kościołów Białego. To bije również w Ulfhedinn. Jedność pokazali i nie tylko kraj obiecali obronić, ale i ruszą na kraj Franków. Jedność całej północy w walce z zagrożeniem. Ludzie, ulfhedinn, einherjar. Co rzekniesz potomkom zrodzonym z krwi Gjest gdy przyjdzie ci opowiedzieć coś robił gdy furia północy niszczyła Franków chcących zniszczyć naszą wiarę? Looki towarzyszył Thorowi w drodze do Utgardu gdzie ramię w ramię próby Útgarða-Lokiego czynili. Przyjaciółmi nie będziemy nigdy, ale ramię w ramię stawać możemy.
Gdy Freyvind skończył i Helleven się podniosła do tej pory siedząca spokojnie i przyglądająca się twarzom zgromadzonych.
- Trzynaście lat temu przepowiedziałam, iż przeciw sługom Białego jeno jedność nam pomoże. - Jej głos był spokojny ale dobrze słyszalny dla wszystkich. - Wtedym jeszcze nie spodziewała się, że i o jedność z Ulfhedin może również chodzić. Dziś wiele jednak na to wskazuje. Pragniemy zmiażdżyć sługi Białego i pozostawić nasze ziemie bezpieczne? To potrzebujemy ich pomocy. - Dokończyła wpatrując się w Siggeira będąc ciekawą jego opinii.
- I im mamy powierzyć wszystko co nam drogie? Na jedno wasze słowo? Zaiste wiele żądacie - Myskia nieprzekonany był. Siggeirr milczał najwidoczniej rozważając powiedziane rzeczy.
- Na viking ruszali nasi dziadowie i ich dziadowie - Ranneveig wcisnęła swoje mądrości. - Bez pomocy kundli i jakoś północy krzywda się nie podziała.
- To nie zwykły wiking Władczyni Pola Kruków. - Frey nie wymieniając jej z imienia, a z lekkim szacunkiem w głosie używając kenniga do odniesienia się do jej wojowniczości. Miał zamiar ją tym połechtać. - Weland to Agvindur. Przybrał to miano i ruszył na Frankię. Dostał się w ich ręce o czym pewnie wiecie. - Skald zimnym wzrokiem spoglądał na twarze nieumarłych. - Jeżeli związali go krwią to przyjmie wiarę Białego. Jego imię sławne i znajdzie posłuch u tysięcy wojów co wciąż tam tkwią. Jak nie ruszymy, to za rok, dwa, trzy? Agvindur z krzyżem nad głowa na czele Dunów i Franków przyjdzie tu - wycedził. - Trza nam go uratować lub jak nie da się, zniszczyć. Przyjdzie nam nie łupić tylko wsie i miasta, ale zetrzeć się z krześcijańskimi przeklętymi. Po to wilki! Gdyby nie jedność ulfhedinn i einherjar, nie odzyskano by Aros z rąk krześcijańskiej nieumarłej.
- Słyszelim, słyszelim o Aros i twoim wkładzie, skaldzie - Gjest machnął ręką jakby odpędzając i temat i argumenty. Przerwał tym samym zapadłą ciszę.
- Ale tym razem Agvindura nie będzie by ratować Aros. Nie będzie by ratowac Danimarkę i Svenię i resztę terytorium. Szalony pomysł! Oddawać kraje północy pod kontrolę wilków! Skąd pewność, że będzie do czego wracać? Skąd pewność, że gdy my tam ryzykując nie dostaniemy nożem w plecy z tyłu? - wątpliwości swe wyłuskał dotąd jedynie raz przemawiający Hakon, a Frey przez ten czas zbliżył się do Geista i pochylił nad nim lekko.
- Gdym przebudził się po długim śnie z drzewcem w sercu - wycedził, a w głosie znać mu było niebezpieczne nuty świadczące o bliskiej furii. - I ja usłyszałem o mym wkładzie w Aros. Eryk z Tisso wystarał się o to by głosić ustami skaldów co zaszło, gdym w śnie był pogrążon. Obiecałem sobie wtedy, że ubiję każdego, kto te kłamstwa powtarzał będzie. - Patrzył aftergangerowi w oczy. - Alem przejrzał. Bo któż winien, że w to wierzy gdy to jeno słyszał? Łeż to Geist. Jak choćby to, żem na bezbronnego miecz uniósł. Owszem broni w dłoni nie miał, ale mocą Canarla chciał mnie zniewolić, gdy ostrzegłem, że gdy to zrobi to zabiję. Rzeknij mi Geist gdzie teraz on, a gdzie ja. Ja was tu zwołałem by chrześcijan pognębić i zabezpieczyć od nich północ, a on tam, przeciw północy knuje. W co wierzysz zatem co w Aros zaszło?
Volva w tym czasie Hakonowi odparła.
- Wolelibyście, byśmy zdecydowali się ruszyć i nic o wilkach nie wspomnieć? Wtedy to byłoby ostawienie im kraju i pozwolenie na zabranie. Umowa chyba lepsza zatem.
- Wolelibyśmy gdyby powiedziano nam słowo nim umowy dobito. Jakim prawem w naszym imieniu umowy dokonano? - Spytał Siggeirr.
- W swoim jeno imieniu się z nimi ułożyłem. - Skald odwrócił się do niego. - Ja tak czy owak ruszę i pociągnę ilu wojów zechce się dołączyć. Ale pomyślałem przy tym o bezpieczeństwie Jutlandii. Zabranie zbrojnych za morze, to zaproszenie na napaść, tak tedy ułożyłem się by to bezpieczeństwo zapewnić. Zostaniecie? Wasza wola, zadbałem jeno o to by Ulfhedinn uchronili was od Sasów. I nie darmo. Do Denemearki poza rodzinnym miastem powrotu nie mam. To oddałem za bezpieczeństwo kraju.
- Zatem działałeś w swoim imieniu, ale i w naszym. Nie wiedząc jaka nasza decyzja będzie. Nie wiedząc czy zostać zechcem czy nie. I pomoc wilków nam narzucając. Agvindur by tak nie postąpił. - Hakon pokręcił głową. - O takich rzeczach godzi się wpierw mówić, a nie w twarze nam osiągnięcia rzucać - ostatni słowa rzucił z przekąsem ku volvie.
- Coście jeszcze zaoferowali? Jakie warunki dokładnie. - Siggeirr wtrącił się kolejno, miarowy ton głosu utrzymując.
- I co oni dokładnie obiecali. - dorzuciła z uprzejmą ciekawością Rebecca.
Kilkanaście par oczu wpatrzyło się w skalda i volvę.
- Dziesiątkę łodzi, która wyruszy wraz z nami do kraju Franków i obronę tutejszych ziem w przypadku ataku. Pewnam, że tam gdzie nie będzie tej obrony trzeba, pchać na siłę się nie będą. Dostaną w zamian trzy miasta w kraju Franków. Tutaj nic się nie zmienia. Strefy pozostają niezmienne, tak jak Lenartsson powiedział, dogadywaliśmy się w naszym imieniu. On i ja już tu nie wrócimy. - Helleven furię dało się ukryć w głosie, gdy to mówiła i patrzyła wtedy prosto na Siggeira. Może będzie dokąd wrócić w razie czego? - Jak zapewne słyszeliście o naszym wkładzie w Aros, słyszeliście również zapewne o naszym wkładzie w walce z Ulfhedin. To utrudniało pertraktacje, nie mogliśmy czekać na Wasze decyzje, teraz przynajmniej możecie je podjąć wiedząc, że w razie czego ziemie chronione będą przed napadem z zewnątrz. - Volva rozejrzała się po wszystkich i po chwili jeszcze dodała. - A co do tego, że jeno nasze słowa macie… Agvindur jeno z mym słowem, mą przepowiednią, nawet w obliczu klęski w Aros, ruszył na Franków i Anglów… I wiele lat sukcesy odnosił. Sami więc zdecydujcie, czy warto w nie zawierzyć.

To było zastanawiające, że Freyvind potrafił powstrzymać emocje nawet wobec eksplozji gniewu wilkołaczki, a tu na łodzi wśród innych aftergangerów musiał powstrzymywać się by nie wybuchnąć wściekłością na słowa Hakona i Siggeira. Nie dodał nic do słów volvy zajęty zaciskaniem szczęk i powstrzymywaniem się od wypowiedzenia słów, co dalsze rozmowy by zniweczyły.
- Nie ma sensu temperamentem się unosić - Rebecca wtrąciła się ugodowo uśmiechając się do wszystkich obecnych. Sven choć słowem się nie odezwał, stał opodal skalda i volvy. - Lepiej siły swe oszczędzać na wyprawę lubo też na kraju obronę. Jakim gwarantem z ich strony jest umowa potwierdzona? Możecie to rzec?
Jako, że Volva milczała i też patrzyła wyczekująco na skalda, ten w końcu odezwał się:
- Jest taka gwarancja. Wiecie z pewnością, że lat temu trzynaście po ataku wilków na Ribe poprowadziłem atak na siedzibę Ulfhedinn ich święte miejsce. Tu, pod Jelling. Zniszczyliśmy je, a przez ten ponad tuzin lat Synowie Fenrira nie potrafiły przywrócić mocy temu miejscu. Prócz tego, że nie powrócę do Denemearki, obiecaliśmy z volvą że przywrócimy moc ich świętemu miejscu, albo jedynie spróbujemy. - Potoczył wzrokiem po twarzach. Potem stoczę holmgang z jedną z przewodniczek wilków w kraju Dunów i odejdę. - Spojrzał na Hakona stalowym wzrokiem. - Nie zwykłem Sighvartssonie konsultować z einherjar kogo na wyprawę biorę. Dlategom Was o zdanie nie pytał, a jako Volva rzekła: tu do boju staną gdyby na granice wróg przyszedł, a nie jak dotąd po swoich leśnych ostępach się kryć będą. Gdyby zdradzili i z obietnicy się nie wywiązali, to nie uzyskają sposobu by Caern mocy przywrócić, a ja z armią wtedy tu wrócę. Raz jeno z kilkoma einherjar i tuzinem ludzi natłukłem ich tu i zniszczyłem jedno z ważniejszych leż. Nie wydaje mi się by gniewu za zdradę chcieli ryzykować.
- Skoroś nie nawykł do konsultacji - Hakon spojrzał na skalda - tedy i zapewne pomocy nie wypatrujesz ni wsparcia ni udziału. Ni ludzi, ni zapasów, ni broni Ci nie trza. Sam zaczynasz wojnę i sam wszystko załatwiasz…
- Weland ją zaczął. Agvindur z tobą nie konsultował też, czy wilki na Aros zabierze, ani czy miasto im odda.
- W Jelling thing zebrał nim na Aros ruszył. I tutaj negocjacje prowadzone były, narada się odbyła. - mruknął Sven pod nosem. Gudrunn też głową przytaknęła.
- Tak tedy i teraz naradę czynimy.
- Co w połowie dokonana, boć skald nie nawykł pytać innych o zdanie - dorzucił oliwy do ognia Hakon.
Pomruk jakiegoś niezadowolenia przeszedł pod zebranych.
- Pytanie jest. Padło - wtrąciła się Lodowooka występując przed Lenartssona i Elin. - Czy ruszycie na pomoc Agvindurowi a takoż by powstrzymać wyznawców zdradliwego Białego i ochronić Północ.
- Czego dokładnie od nas chce Freyvind? - z nieco rozjuszonego tłumku padło pytanie Becana.
- I co oferuje w zamian - dorzucił Siggeirr.
Gudrunn spojrzała na skalda i volvę pola im ponownie ustępując.
- Pomocy w uwolnieniu Agvindura i w walce z tamtejszymi nieumarłymi - rzekła milcząca przez dłuższą chwilę wieszczka i zerknęła na Lenartsonna ciekawa, co im zaoferuje w zamian. On zaś wyglądał jakby zależeć mu przestało na tym spotkaniu, a bardziej by gniewowi się nie poddać nim się skończy.
- Nic wam nie zaoferuję. Nic poza to co sami mieczem w kraju Franków nie zdobędziecie. Jak tradycja tu panuje. Einherjar co do Valhall trafiają z pól bitew ramię w ramię z Asami i Wanami będą walczyć w Ragnarok. Wszechojciec stworzył Canarla, einherjar kroczącego po Midgardr po własnej śmierci, a przy tem i nas wszystkich. Byśmy dbali o to, aby ludzie bezpiecznymi byli przed zakusami południa i wytrwali…
Myskia machnął ręką przerywając Freyvindowi.
- Znamy historię, znamy wierzenia. Żyjemy tu, wśród ludzi. Skoroś wilkom oferował trzy miasta za morzem, jakże to że tutaj umów nie zawierasz?
- Nic im nie ofiarowałem. Volva prawdę rzekła ale nie do końca. Lud Franków bardzo liczny, jeżeli tam zostaniemy to Northmani rozpłyną się w nich, na jednego choćby i pana dziesięciu albo i więcej ich będzie. Jako rzekłem wodzowi wilków: jak zostaną tam, to ich wnuki po frankijsku rozmawiać będą w drodze na modły krześcijańskie w świątyni. Chcecie tam miast? Ziemi? Bierzcie ile chcecie choćby po samą Romę, ale źle zrobicie. Tedy nie ‘dałem’ miasta Ulfhedinn’, a rzekłem że jak ślepi są na to, to przeciw nic nie mam.
Volva w milczeniu obserwowała reakcje pozostałych aftergangerów na słowa skalda.
- Tak tedy wilki zostają tu a i przyczółek tam chcą budować - mruknęła Rebecca. - Co konkretnie ci trzeba? - zwróciła spojrzenie wyglądających ciepło i niewinnie oczu na skalda. - A nie ogólniki.
Frey roześmiał się.
- Ano, niech budują… - W oczach zabłysły mu wesołe ogniki. Jego radości jednak nikt z zebranych nie podzielał i milczenie wokół się pogłębiło na jego wybuch. - Branka darowana mi przed laty przez Agvindura z krainy dalszej niż Frankia pochodzi i opowiadała o Ulfhedinn tam żyjących. Skoro krześcijańscy nieumarli w kraju Franków żyją, to i z pewnością wilki tam są frankijskie. Między nami, a aftergangerami z południa przyjaźni nie ma, więc pewnie między Ulfhedinn a frankijskimi wilkami braterstwa próżno szukać. Niech dzieci Fenrira tam spróbują osiąść jak chcą. Z własnym rodzajem tamtejszym się może za bary wezmą, a tu się osłabią. - Machnął ręką. - A konkretnie, trzeba mi einherjar na wyprawie. Gdyby o zwykły wiking szło to wojowie jeno wystarczą, ale Agvindura trzeba z ich łap wyciągnąć by go nie spętali i nie wysłali tu jako krześcijanina. Sami wojowie mogą nie podołać walce z południowymi przeklętymi. I chcę przed Wszechojcem uczynić jedność jak Volva przepowiedziała. Ludzie, Einherjar i Ulfhedinn. Dunowie, Svedowie i Goci, wojowie z kraju Północnej Drogi. Cała północ razem w furii niszcząca zagrożenie tradycji i wiary. Na tamtej ziemi, nim tu przyjdą i w Jutlandii przyjdzie się zetrzeć. Potrzebuję was i waszych zbrojnych, drakkarów i mieczy.

Gjest i Myskia miny mieli takie same.
- Zatem powodzenia w walkach, niech bogowie prowadzą twe ramie - mruknął ten pierwszy.
- Nie rzekłeś nic, czegobym w zaproszeniu na thing nie słyszał - dodał drugi z nich siadając obok przedmówcy. - Nie ostawię swoich by ruszać na wojnę co jeno przyczynkiem do kolejnych lat niepokoju będzie. Zadbam o swoich inaczej.
Kolejno berserkerka się ozwała:
- A ja ruszę. Choćby po to by zgnieść kilku krystjan na proch. - Zacisnęła pięść wielką jak bochenek.
Ranulf kiwnął też na zgodę. Po nim Hakon chociaż wielce niechętnie na skalda spoglądał.
- Dołączę ale nie na twe wezwanie. Agvindura z rąk wyznawców Białego wyciągnąć i chronić tradycje to godny cel - rzekł spokojny i chłodny taktyk. - Swoich ludzi pod swoim dowództwem mieć będę.
Siggeirr zaś dorzucił:
- Ja zaś poczekam. Nie pali się nam grunt pod nogami. Nie będę ryzykować teraz sytuacji na terenach naszych i ataku rozochoconych wilków. - Rudowłosy spojrzenie na volvę rzucił. - A i Ty wracać powinnaś gdzie twoje miejsce i twoi ludzie.
Kolejno Rebecca się wypowiedziała:
- Jeśli znajdzie się miejsce dla mnie, chętnie dołączę. Wiele dziać się może, a z bliska lepiej widać i słychać nawet na polu bitwy.
Becan długo myślał nim się opowiedział. Głową jedynie skinął i zaraz zniknął w uścisku Ranulfa.
Skald skinął głową.
- Po thingu ruszymy najszybciej jak się da. Czas goni. Choć nie ruszacie z nami dzięki wam za przybycie .- Potoczył spojrzeniem po Gejście, Myskii i Siggeirze. - Plan omówimy później, bo wierzę, że jest wiele innych spraw co na tym thingu aftergangerów omówić chcecie, skorośmy tak licznie się zebrali.
Helleven skinęła głową wszystkim.
- I ja dziękuję za Wasze przybycie - odrzekła po prostu, po czym zwróciła się do Siggeira. - Chętnie pomówię z Tobą o tym gdzie me miejsce lecz wiedz, że dług wobec Agvindura mam do spłacenia.
Rudy afterganger powoli skinął głową. Wkrótce einherjar zaczęli rozprawiać o innych kwestiach korzystając z thingu.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline