Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2017, 19:57   #243
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Błękitna esencja magii nekromantycznej eksplodowała z ust szkieletów i zombi, kładąc ich na ziemi. Nie wszystkie jednak padły od razu. Część uciekła, a pozostałe na polu bitwy trzy szkielety rzuciły się na Venorę. Licz dokończył inkantację swego zaklęcia i tuż za paladynką, w powietrzu pojawił się migoczący symbol, który nagle zalśnił oślepiającą aurą i wszystkie dzieci, łącznie z Netirem i Ergonem w popłochu rzuciły się do ucieczki piszcząc i krzycząc przy tym. Licz - nekromanta stanął w miejscu uśmiechając się szyderczo.
Panna Oakenfold w pierwszej chwili wystraszyła się, że martwy mag rzucił zaklęcie które zrobiło krzywdę dzieciom. Na szczęście tylko je wystraszył, możne nawet magią wzbudził w nich większy strach, ale na pierwszy rzut oka wyglądało, że nie zrobił im fizycznej krzywdy.
- Wracajcie do wozu! Tam jesteście bezpieczne! - krzyknęła Venora do wystraszonych dzieci. - Łap je! - warknęła do smoczydła mocno już poirytowana jego zachowaniem, a sama wyminęła szkielety i szarżą rzuciła się na licza, bo jeśli jego się nie pozbędzie to trupy tylko będą tu przybywać w nieskończoność.
Smoczydło prychnęło na rycerkę i rzuciło się z mieczem na najbliższego szkieleta, najwyraźniej uznając, że dzieci nie są jego problemem. Truposz posypał się w drobny pył, a smoczydło już rozglądało się za kolejnym oponentem.

Venora natarła na wroga, szczerze licząc, że smoczydło zajmie się łapaniem otumanionych magią dzieci. Rycerka uderzyła z wielkim impetem. Żywemu człowiekowi, ten cios zmiażdżyłby wszystkie kości ręki. Licz był jednak znacznie bardziej wymagającym przeciwnikiem. Nekromanta wydał z siebie cichy pomruk i po chwili Venora poczuła jak aura zła wkoło znów zaczyna przybierać kształty humanoida. Venora dostrzegła jak cienista forma przemknęła jej pod nogami. Tym razem musiała uporać się z przyzwanymi cieniami, a to już nie był spacer po szkieletach i zombi.
Paladynka mając nadzieję, że smoczydło robi to co mu kazała, skupiła się by natchnąć kolejny atak pozytywną energią karcenia zła. Musiała skupić się na nekromancie bo to on był największym zagrożeniem. Zamachnęła się od dołu buzdyganem, wprost w pierś licza.
I chybiła dosłownie o włos, gdy nekromanta skutecznie się uchylił przed jej ciosem i zaczął szyderczo się śmiać. Venora zaklęła pod nosem i nie tracąc wiary w swe umiejętności wyprowadziła drugi atak. Musiała zrobić wszystko co w jej mocy by pozbyć się tej przeklętej istoty, szczególnie, że natrafili na niego tak blisko jej rodzinnego domu.

Wokół rycerki krążyły cztery natarczywe cienie. Te nieumarłe istoty dosłownie pływały w powietrzu, nie odpuszczając swej ofiary na krok. Ożywieńcy raz po raz smagali Venorę swoimi pozbawiającymi sił łapami, lecz jej aura póki co chroniła przed negatywną energią. Nekromanta zaczął inkantować kolejne zaklęcie szczerze licząc, że Venora skupi się na cieniach. Mylił się. Rycerka zignorowała przyzwanych nieumarłych i natarła po raz kolejny. Cios buzdyganem był silny, lecz nie wystarczyło by odesłać go do diabłów.
Paladynka była skupiona na swoim przeciwniku i zmotywowana go zabić. Wezwała na pomoc boską energię i tchnęła ją w swoją broń. Zamachnęła się z całej siły buzdyganem celując ponownie w bok licza.
Tym razem trafiła bezbłędnie, co potwierdził odgłos pękających żeber nekromanty. Licz z pełną zaskoczenia miną zgiął się wpół, a wtedy Venora wyszarpnęła buzdygan z niego i spuściła cios na jego głowę. Z roztrzaskaną twarzą nekromanta padł na ziemię. Venora ciężko dysząc patrzyła z triumfem na jego bezwiedne ciało. Wraz z pokonaniem licza cienie rozpłynęły się w niebyt. Nawet mgła zaczęła ustępować, odsłaniając ciała pokonanych zombie i szkieletów. Paladynka opuściła rękę z buzdyganem widząc, że nic nie zamierza powstać i jej zaatakować. Zaraz odwiesiła broń na pas i opuściła tarczę.

~ Muszę znaleźć jego relikwiarz, inaczej wróci ~ przeszło jej przez myśl, widząc jak ciało nekromanty zaczyna znikać. Odwróciła się jednak, bo w tej sekundzie miała inne zmartwienie. Dzieci.
- [i]Pokonałam ich, nie bójcie się już, nic wam nie grozi! - krzyknęła Venora, rozglądając się za dziećmi. Musiała jak najszybciej je znaleźć.
Większość dzieciaków kryła się po okolicznych krzakach i za drzewami. Venora sprowadziła ich do wozu najszybciej jak się dało licząc grupę po kilka razy. Brakowało dwójki, choć obecność Netira i Ergona nieco ją uspokajała.
-Nie próbuj mi rozkazywać dzieciaku, bo ja swoje pierwsze potyczki toczyłem kiedy twój ojciec był małym chłopcem…- burknął Balthazaar za plecami rycerki -Chcesz ratować świat wszędzie tam gdzie się zjawiasz to sobie ratuj. Chcesz karmić głodnych i szukać dom dla sierot. Proszę bardzo. Ale nie licz na to, że będę się tym za ciebie przejmował - warknął podchodząc do wozu, który wciąż był zaklinowany między kamieniami pod tonią strumienia.

- Świetnie! Najpierw idziesz w las, cholera wiedzieć po co, później wracasz okaleczony, gdy ten licz prawie cię zabił i jeszcze masz czelność mnie pouczać?! - odgryzła mu się Venora, która wciąż była na niego wściekła za to co wyprawiał. - Mógłbyś mieć choć na tyle rozumu w głowie, żeby posłuchać mnie ten raz. Przykro mi urażać twoją dumę, ale tak się składa, że to ja ci teraz uratowałam skórę - dodała ze złością w głosie i nie czekając na jego odpowiedź ruszyła na poszukiwania brakującej dwójki, wołając ich imiona.
Venora pomaszerowała rozjuszona wymianą zdań z smoczydłem, oraz wciąż buzującą w jej ciele adrenaliną, po potyczce z liczem. Balthazaar przyklęknął na jedno kolano i buchając parą z nozdrzy próbował coś zdziałać z zaklinowanym kołem.
Rycerka weszła między drzewa rozglądając się za dwójką chłopców. Kilkuletnie rodzeństwo, niezbyt chętnie wspominało o swej przeszłości, ale wydawali się Venorze bystrzy i zaradni. Venora chodziła po lesie nawołując zaginionych chłopców. Nagle coś jej mignęło kątem oka i prędko spojrzała w prawo. Chłopcy stali w miejscu, patrząc na nią.
- Tu jesteście - uśmiechnęła się do nich czując ulgę. Przykucnęła. - Chodźcie, już jest bezpiecznie. Jedziemy dalej i już nie będziemy spać w lesie - dodała ciepłym tonem głosu i rozłożyła ręce zachęcając by Addi i Inso do niej podeszli.
W tym momencie kobieta usłyszała cichy warkot. Kątem oka dostrzegła stojącego za krzewem stu kilowego wilka. Czworonóg spoglądał na nią przez liściasty krzak.

 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline