Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2017, 00:49   #4
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację

Dla wielu ludzi życie kręciło się wokół wina i piwa i miodu.
Jak wino to akwitańskie przywożone przez kupców skupujących drewno, kamień i inne towary jakie do zaoferowania miało Coiville.
Jak miód to ten sycony w klasztorze ojca Armanda, od którego lepsze były chyba tylko te pochodzące ze wschodu, z Polski, Litwy i Rusi.
Jak piwo, to warzone przez Johana, karczmarza “Lorelai” będącego jednocześnie właścicielem nabrzeża w mieście. Był on jednym z ludzi wiedzącym o wampirze i intrydze skutkującej faktycznym brakiem zwierzchności tych terenów względem księcia i biskupa. Był on pierwszą linią obrony przed podróżnymi i kupcami, gdyby interesowali się podległością miasteczka. Obok burmistrza i ojca Armanda najwięcej zyskiwał na tym, że nie zaglądali tu ani poborcy Filipa III, ani ci z Liege. Ludzie jednak nieświadomi tego wszystkiego uwielbiali go za jego piwo.
Alexander wyjątkiem tu wcale nie był.

Tego dnia do Lorelei nie wybrał się jednak po to, aby smakować kunsztu karczmarza. Był to raczej miły dodatek do głównego celu…
Owszem, Niemiec z Nadrenii wygaszał plotki i ucinał pewne pytania podróżnych, ale oprócz tego był jak dżuma względem wieści, które nie groziły zmianie statusu tego terenu. Co wypowiedziane zostało bez skrycia w miejskiej karczmie było jak choroba zakaźna, rozpylała się wszędzie. Lorelei nie była tu zresztą wyjątkiem, bo tak było chyba wszędzie. Karczmy już tak po prostu miały, że co tam powiedziano niosło się jakby kto wykrzyczał nad przepaścią mierząc się z echem.
- Ty przynajmniej Johann, masz z tego profity. Jak cię najdzie to kieckę zadrzesz, a ślubna z ochotą aż zapiszczy, żeś małżeńską powinność gotów czynić - Aleksander rzekł w odpowiedzi na utyskiwania karczmarza, że małżonka mu się coraz częściej biesi. Nie była to znowu jakaś pociecha, bo karczmarzowa bynajmniej nie była osobą na którą połasiłby się i człek rok żyjący w celibacie, a Johann sukcesywnie wizytował jedną uroczą wdówkę po bednarzu. Skryba zdawał się być już mocno pijany.
- Ja - Alexander ciągnął po otarciu ust z piwa - uszherać się muszę z bratanicą Paaana, a ani ona moja by te pfffrofity mieć s teho… ani stan nie poswala - powiedział wskazując niedbałym gestem na habit. - A co jej do łba strzeeeeeela raz za razem, to trwoga boska chw*hep*chffyta…
- A co czyni? - zainteresował się Gaspard, rzeźnik.
- Pan zachoszał. Zdarzaaa się przecież w taką pogodę. Kicha jak kot któremu się mąką w pysk prysnęeeeło. Ale oć stary już, to katar zwykły za mało by Niecciiifiedzia z Kocich Łbów złamać. Aleeeee!!! Sobie dziewcze umyśliło, że co uczyni! Jutro na nieszpory ma w klasztorze stanąć, aby zadać ofiarę za wuja zdrowie. Pieeeeekna jak poranek w zimowej nocy - rozanielił się - to mnisi zgłupieją z pewnikiem. - Zamkowy skryba pokręcił głową, a Kowal Marcel zarechotał.
- No to zdrowie Pana się napić trzeba! I bratanicy jego co tak dba o wuja, jakże bym chciał aby los mój tak kogo obszedł - Johan zgarnął pustawe kufle i zabrał się za nalewanie z beczki.
- Anoooo zdroooofie, aleeee dopiero będzie jak jeej co się prztrafi. Niebezp… Niebezp… Niedopsz od czasu jakiego tu - Alex mówił z lekkim bełkotem, jakby szumiało mu już w głowie.
- Zbrojnych do ochrony będzie wszak miała.
- A gwnooo! - Alex walnął pięścią w kontuar. - W okolice sowiego wierchuu Pan kazał jutro zbrojnym iść. Ojciec Armand zbieeeesił się, sze “Łysy” go nachodzi i dobra ściąga okupie. Cały *hep* dzień będą szukać by wie*hep*szczorem do klasztoru stannąć i na powrót eskortę dać dopfiero. Pszekonaaaała go, że nijak jej nic nie grozi, bo wszak nie wie kiedy beeeeedzie jechać.
- Jutro na nieszpory? - Gaspard potoczył wzrokiem po karczmarzu i kowalu.
- A skąd to wiesz? A może za dwa dniiiin nna jutrznie? - Potężny skryba zainteresował się nagle patrząc podejrzliwie na rzeźnika. Starał się wzrok na nim skupić zamglony, ale chwiejąc się na stołku szło mu to niesporo.
- Tak tylko rzuciłem - mężczyzna uniósł ręce w obronnym geście jakby nie zamierzał tłumaczyć, że Alexander rzekł to kilka chwil wcześniej.
Na próżno jednak, bo skryba zamkowy zachrapał na ławie.
- To moczymorda w dupe przez gęsi szczypany - Johann pokręcił głową, ale z niejaką sympatią. - Już podcięty przyszedł widać wina na zamkowe msze nie oszczędza. Odnieść go na Kocie Łby trzeba. Piwo za to zadam, a niech tam mi będzie. Trzy kufle na łeb. A zresztą i tak jemu je do rachunku dopiszę.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 31-07-2017 o 19:55.
Leoncoeur jest offline