Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2017, 03:51   #167
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 3200 m do CH Green 5
Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 1750 m do CH Brown 3
Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH; 2250 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 34:25; 35 + 180 + 60 min do CH Green 5
Czas: dzień 1; g 34:25; 20 + 60 min do CH Brown 3
Czas: dzień 1; g 34:25; 35 + 60 min do CH Black 2




Black 8



Black 8 wyszła z ambulatorium. Ale po kilku krokach na korytarzu dogonił ją Patinio. Reszta została w środku. Choć Karl na drogę powiedział, że jeśli jej się nie uda to sam spróbuje rozmówić się z gospodarzami. Ale chyba też był pod wrażeniem tego co Vinogradovej udało się tu załatwić sztuką dyplomacji więc na razie nie kwapił się do machania odznaką a po dobroci to nikt tu się nie oszukiwał, że gospodarze coś dadzą policjantowi z dobroci serca.

Brown 0 wyrobiła im jakąś markę czy opinię bo mimo minięcia kilku strażników nikt ich nie zatrzymywał. A gdy się spytali o szefa nawet skierowali ich gdzie trzeba. Czyli do czegoś co wyglądało na salę konferencyjną. Tam zaś królował długi stół choć jedno miejsce od strony od której weszli świeciło wyraźną pustką. Z drugiej strony pomieszczenia wyszedł do nich jakiś garniak w uprzejmym uśmiechem i okularach.

- Pan Morvinovicz jest teraz zajęty. - zaczął na wstępie zatrzymując się przed dwójką gości. - Jestem Oleg Kutuzov. W czym mogę wam pomóc? - zapytał patrząc na ich dwójkę. Gdy wyszło, że chodzi o uzupełnienie arsenału drużyny gości nadal wydawał się być uprzejmy ale już właśnie pojawiło się jakieś "ale". Byli przecież tylko lokalem rozrywkowym, obsługa w większości nie miała broni, tylko ochroniarze a i to raczej broń krótką i tylko w tych niebezpiecznych czasach co mieli. Wiadomo by nie psuć renomy lokalu i nie stresować klientów.

- Bardzo długa ta broń krótka. - kpiąco zauważył Patinio wymownie zerkając na strażników. Akurat z dwóch jakich wskazał jeden miał strzelbę a drugi automat. Kutuzov uśmiechnął się promiennie gdy wrócił spojrzeniem od ochroniarzy z powrotem do dwójki gości. No to chyba jasne, że na "nagłe sytuację" mają trochę mocniejszych argumentów ale tylko do samoobrony. Swojej samoobrony. A sprzęt drogi, kosztuje a ostatnio nawet nie ma jak uzupełniać. Trudne czasy nastały. Oleg zrobił bezradnie zbolałą minę. No i ten sprzęt o jaki dwójka gości pytała. Amunicja do wojskowych typów broni, granaty, plastiki, broń ciężka... No nie, nic z tych rzeczy. Przecież widać, że nawet cięższy sprzęt gospodarzy ustępował temu o jakim wspomniała dwójka rozmawiająca z Kutuzovem.

- To czyli nic nam nie dacie? - zapytał wyraźnie zirytowany żołnierz z Armii gdy garniak skończył swoją listę przeszkód i trudności zdawałoby się niemożliwych do przeskoczenia.

- Tego nie powiedziałem. - odparł spokojnie Kutuzov patrząc i na mężczyznę w mundurze i na kobietę z Obrożą. - Jest pewna opcja załatwienia wam sprzętu o jaki pytacie. Ale to ryzykowna i droga opcja. I dla góra dwóch, trzech osób umiejących zachować dyskrecję i zimną krew. - odpowiedział brunet w okularach. Elenio spojrzał na Zoe zanim odpowiedział.

- Co to za opcja? - zapytał z wyraźnym poziomem podejrzliwości i niewiary w głosie.

- Moja eskorta. W terenie. I wykonywanie moich poleceń. Zapewne wkrótce jak skończy się to bombardowanie na górze. Odeskortujecie mnie i jesteście wolni, co sobie zatrzymacie z tego sprzętu to wasze. Możecie też zatrzymać sobie brykę którą pojedziemy bo pewnie wam się przyda. No i naturalnie buzia na kłódkę sprawa zostaje między nami. - Kutuzov mówił pewnie i szybko choć głos przyciszył więc pewnie tylko dwójka gości go słyszała o czym mówił. Wyglądało na to, że albo sprawę ma już przemyślaną albo potrafił tak sprawnie improwizować na bieżąco. Patinio zerknął z wahaniem na towarzyszkę. Minę miał nietęgą choć wydawał się być skonsternowany. Sprawa o jakiej mówił ten garniak brzmiała podejrzanie ale w tym całym klubie i schronie pod nim jak dotąd drużyna gości zdecydowanie zawyżała jakością i siłą ognia przeciętną miejscową średnią. Jeśli zbrojownia schronu oferowała taki typ uzbrojenia jaki widzieli u ochroniarzy no to mogli liczyć na pistolety maszynowe, shotguny i broń krótką. Na lekkie i nieopancerzone cele takie jak atakowały ich w klubie nie tak dawno temu w zupełności starczało aż w nadmiarze. W końcu na takie cele nawet broń krótka mundurowych sprawdzała się wystarczająco. Problemem był niezbyt dobry zasięg tej broni dobry do walki w pomieszczeniach czy dżungli gdzie i tak dalej nie było zwykle widać niż sięgał zasięg nawet tak lekkich broni. Problemem zaś było te większe i bardziej odporne okazy albo całe stada na które przydawały się granaty i inna broń obszarowa. A facet przed nimi twierdził, że ma dostęp do takiej broni.

Drzwi przez które weszła para gości otworzyły się zanim zdążyli się odezwać. Przez nie weszła cała grupka. Czarnowłosy, zaczesany mężczyzna w garniturze otworzył uprzejmie drzwi wchodzącej reporterce. Ta wydawała się być w świetnym humorze. Przepuścił też doktora Jensena ale ten sprawiał wrażenie spiętego albo zmieszanego. Na końcu brunet sam wszedł do środka sali konferencyjnej a za nim weszło trzech ochroniarzy. Cała grupka wydawała się trochę zdziwiona widząc trójkę rozmawiającą przy stole.

- Anatolij! - uśmiechnął się przyjaźnie facet który dotąd rozmawiał z dwójką gości. - Dobrze, że wróciłeś. Ci młodzi i uzdolnieni ludzie przyszli z pewną propozycją. - zaczął przedstawiać sprawę zwracając się do tego bruneta jak do szefa. Choć na dość koleżeńskiej stopie.

- Naprawdę? - zapytał Anatolij patrząc bystro na dwójkę gości jakby chciał wysondować z czym przyszli. - A jaka to propozycja? Od dwójki z naszych telewizyjnych gwiazd? - zapytał i spojrzał wyczekująco na dwie stojące sylwetki podchodząc do nich jakby chciał się przywitać.

- Myślę, że bardzo interesująca dla naszych planów. Ale pozwól na słówko. - Oleg stanął obok szefa gotów by go przejąć.

- Państwo wybaczą. - szef lekko skłonił się z przepraszającym uśmiechem i ujął dłoń Zoe do pocałowania. Cmoknął ją i zwrócił się do Patinio i właściwie nie wiadomo co chciał zrobić ale Latynos go ubiegł.

- Tylko się nie zaśliń z wrażenia dobra? - powiedział z uśmiechem choć nie tak szczerym za to okraszonym złośliwym spojrzeniem gdy podał gospodarzowi dłoń jak do pocałowania.

- Ekhm. Tak. Więc państwo wybaczą. - gospodarz na moment zaniemówił i przestał się tak sympatycznie uśmiechać a spojrzenie jakie posłał latynoskiemu kapralowi dość jasno mówiło, że chyba nie przypadną sobie do gustu. Zaraz potem odszedł z Olegiem w drugi kąt sali konferencyjnej i tam z pobliskimi ochroniarzami o czymś rozmawiali przyciszonymi głosami.

- Dobrze was widzieć. Wyglądacie dużo lepiej niż gdy widzieliśmy się ostatnio. - do dwójki gości podszedł naukowiec astroarcheologii i sprawiał wrażenie, naprawdę ucieszonego ich widokiem. - Chociaż ty to wyglądasz na przeziębionego. - powiedział nieco mrużąc oczy gdy przypatrzył się zroszonej potem twarzy Latynosa.

- A coś chyba złapałem. - mruknął kapral zerkając na rozmawiających w drugim kącie sali mężczyzn w garniturach.

- Pewnie przez te przeciągi i te ciągłe zmiany temperatur z klimatyzowanego pomieszczenia na ten ukrop na dworze. - naukowiec próbował się domyślić co się stało albo jakoś pocieszyć żołnierza.

- Pewnie tak. - żołnierz lekko uniósł brwi i nawet parsknął rozbawiony tą opinią.

- Ale powinieneś schudnąć. Jesteś strasznie ciężki do niesienia. - wyraził swoją kolejną opinię naukowiec. Tym razem tak zdziwił Patinio, że ten spojrzał na niego niezbyt rozumiejąc do czego on pije.

- A może to ty powinieneś nieco przypakować hantelkami co? - zaproponował z uśmiechem żołnierz wskazując naukowca broda. - Ale dzięki stary, że nas wyciągnęliście z tej windy. - klepnął po przyjacielsku ramię naukowca. W międzyczasie Conti też podeszła do nich bo podejście do dwóch rozmawiających ważniaków wydawało się obostrzone lufami ochroniarzy.

 

Green 4



Green 4 mógł stwierdzić, po raz kolejny, że te ambulatorium było całkiem przyzwoite. Nawet niezłe. Właściwie nawet z wyższej półki. Bo w standardzie takie ambulatoria nie były przygotowane na prowadzenie tak poważnych zabiegów jakie właśnie przeprowadzał. A tu komuś udało się skompletować zasoby i sprzęt "jak na wojnę" i na podobne obrażenia. Ale w efekcie przygotowania do operacji przebiegły całkiem sprawnie. Choć wadą było brak personelu pomocniczego bo poza nim nikt nie rozróżniał jednej tajemniczej buteleczki od drugiej więc wszystko musiał przygotować sam.

Dzięki Royowi i jego skanerowi doktor nauk medycznych wiedział gdzie tkwi źródło problemu w ciele pacjenta i jakiej jest wielkości. Sporawej. Przynajmniej jeśli za przeciętną uznać by szrapnele czy kule. Podanie na wpół rozebranemu marine środków anestozologicznych poszło sprawnie i zasnął on chemicznym snem. Pierwsze nacięcia i etap torowania sobie drogi do obiektu też nie odbiegał zbytnio od standardu chirurga. Dopiero w jego pobliżu zaczynały się anomalie.

Obiekt uciskał dół płuca stąd pacjent miał słabszą od normy wydolność oddechową. Szybciej się męczył i czuł pewnie nieustające osłabienie. Obiekt był otoczony jakimiś żyłkami które łączyły się z organizmem nosiciela. Zapewne do pobierania pokarmu. Obiekt jednak musiał też wytwarzać silne środki znieczulające podobnie jak komar przy ukąszeniu. Bo choć urósł już całkiem spory to w porównaniu do ziemskich organizmów rósł błyskawicznie rozpychając tkanki nosiciela co powinno skutkować bólem i podobnymi dolegliwościami. A żaden z mundurowych się na nie nie uskarżał i te które dało się zauważyć pewnie były efektem tego pośredniego nacisku na płuco a nie samym pasożytem.

W końcu narzędzia chirurga dotarły do samego obiektu. Wydawał się być dość obły, pokryty jakimiś skórzastymi błonami przez które nie było widać co jest w środku. Z zewnątrz obiekt przypominał jajo ziemskiego gada lub płaza bez twardej skorupki. Po oczyszczeniu otoczenia obiekt był już właściwie gotów do ekstrakcji. Wtedy też gdzieś zza drzwi doszły do Green 4 jakieś głosy. Ktoś przyszedł. Ktoś nowy. Teraz jednak czekała go główna faza operacji i nie mógł się rozpraszać.



Brown 0



Black 8 wyszła z ambulatorium. Po chwili zastanowienia wyszedł również Patinio. Karl został na miejscu. Wszyscy wydawali się być aż nadto świadomi jakie relacje wiążą go z gospodarzem i w pokojowych negocjacjach z nim działałby pewnie jak płachta na byka. Teraz siedział na jakimś krześle pijąc właśnie zrobioną kawę.

Brown 0 miała trochę inne priorytety. Została z Johanem. Szybko jednak była to dość jednostronna wizyta. Mahler bowiem położył się na stole operacyjnym rozebrany do połowy i w końcu Green 4 podał mu usypiacze po których marine momentalnie odpłynął w niebyt stając się biernym obiektem do oglądania. I krojenia. Zajmował się nim lekarz z grupy zielonych. Szybko zaczęło to przypominać operację znaną z holo, nacinanie, krojenie, odkrywanie kolejnych warstw ciała. Roy zdecydowanie nie wyglądał na takiego co chciałby przy tym być. W końcu był chemikiem a nie od krojenia ludzi jak to nieśmiało gdzieś zaznaczył. Gdzieś wtedy właśnie przyszedł ten facet.

- Co tu się dzieje?! Co wy tu robicie?! - zawołał z progu patrząc pytająco na grupkę ludzi w mundurach, w pancerzach, z rozstawioną tam i tu bronią i jednego brodacza w białym kitlu. Prawie wszystkie głowy spojrzały na niego równie pytająco. Vinogradova poznała go od razu. To był ten medyk co tu był jak tu przyszła z Royem za pierwszym razem ale właściwie się rozminęli gdy strażnik który ich przyprowadził wezwał w zamian właśnie jego. Teraz chyba skończył i wracał. Wyglądał dość mizernie. Wyglądał na starszego mężczyznę, już na pograniczu wieku emerytalnego. Spora tusza, czoło rozciągnięte do połowy głowy nadawały mu wygląd dobrego wujaszka lub nijakiego urzędnika w jakimś biurowym molochu. Roy spojrzał z konsternacją na Mayę. Ciężar rozmowy przejął jednak Hollyard wstając ze swojego miejsca. Ruch przykuł uwagę gospodarza w białym kitlu. - Policja? - widok policjanta jakby go ostudził. Spojrzał niepewnie na Hollyarda jakby szukał czegoś co mógłby powiedzieć.

- Dzień dobry doktorze Kozlov. - Karl przywitał się i wykonał zapraszający gest dłonią. Który jednak nie szło sobie wyobrazić inaczej niż zaproszenie do radiowozu.

- Znasz mnie? - zapytał starszy mężczyzna po chwili wahania wchodząc jednak do ambulatorium. W głosie oprócz niedowierzania i obawy pojawiło się też zdziwienie i jakby iskierka dumy.

- Aż do tej pory nie osobiście. Czujesz się na siłach pełnić swoje obowiązki? - Hollyard choć wciąż się pocił jakby nadal byli o ileś tam pięter wyżej w tropikach jakie serwowała Yellow 14 z wielką zielonkawą tarczą gazowego giganta na niebie o wiele większą niż gwiazda centralna układu to jednak zdołał zachowywać się jak zazwyczaj gliniarz zachowywać się powinien. Para gliniarzy przy drzwiach izolatki też wstała ale widząc, że sprawa się uspokoiła i Karl przejął rozmowę znowu usiedli na swoich miejscach.

- A co trzeba? - zapytał ostrożnie doktor biorąc do ręki kubek z kawą. Spojrzał na Horsta operującego nieprzytomnego marine. Po chwili obserwacji otworzył jakąś szafkę i wyjął z niej butelkę wódki. Zaczął ją odkręcać ale Karl pogroził mu palcem. Lekarz zawahał się i westchnął. Dalej jednak trzymał butelkę w dłoni.

- To już chyba Maya ci lepiej wytłumaczy. I Roy. - wskazał na Brown 0 i technika naukowego z brodą. Roy spojrzał na nich wszystkich i na koniec zakotwiczył spojrzenie na Rosjance. Przez ten pośpiech Horst zaczął operować Johana i nie było jak z nim skonsultować tego specyfiku. Teraz pojawił się drugi lekarz a więc była możliwość działania na dwóch odcinkach. Ale wahanie Vassera wyraźnie wzbudzała trzymana przez Kozlova butelka.

 


Miejsce: zach obrzeża krateru Max; parter do Seres Laboratory; 50 m do CH Black 2
Czas: dzień 1; g 34:25; 35 + 60 min do CH Black 2




Black 4


Alien nie wydawał się ani zaskoczony ani skory do współpracy w wykonaniu planu Black 4. Gdy człowiek z krzykiem rzucił się na niego potwór bez wahania przyjął walkę. Różnica refleksu i reakcji obydwu przeciwników w tym dość małym pomieszczeniu sprawiała, że miejsca i czasu na manewry nie było. Zostawała brutalna, bezpośrednia walka gdzie szpony ścierały się z płonącym tomahawkiem. Gdy człowiek już miał zamiar zwinąć się do swojego ślizgu pod bestią ta świsnęła szponiastą łapą trafiając go w bark i odrzucając z powrotem do tyłu aż uderzył plecami we wciąż zamknięte wewnętrzne drzwi śluzy. Uderzenie było mocne i Graeff poczuł jak rozszarpało mu i napierśnik i ciało pod spodem.

Xenos nie odpuszczał i skoczył by wykończyć swojego ludzkiego przeciwnika. Był szybki i sprawny. Zwiadowca Parchów był przytłoczony jego nawałą ciosów jaka ta duża i zwinna bestia pruła swoimi zaślinionymi szczękami i szponami. Nie był jednak całkowicie bezbronny. Szczęśliwie udało mu się ugodzić w bok łba potwora trafiając go swoim płonącym tomahawkiem. Potwór poszatkowany już wcześniej taką ilością ekspandującego ołowiu która dawno powaliłaby człowieka bez pancerza wciąż był na nogach i miał przewagę nad pojedynczym dwunogiem. Jednak po trafieniu zaryczał wściekle. Zwłaszcza, że w miejscu trafienia zapłonęło ogniem wypalając ciało stwora. Gdzieś na marginesie postrzegania Owain zarejestrował dźwięk zamykanych, zewnętrznych drzwi śluzy. Nie mogło trwać dłużej niż kilka sekund a jednak wydawło się trwać wieki!



Black 0



Black 0 znalazł się przy wewnętrznych drzwiach śluzy razem z Herzog która otwarła zewnętrzne drzwi śluzy gdy Black 4 dotarł do panelu. Dotarł chyba bez przeszkód a przynajmniej o żadnych nie meldował. O tym jak poszło z rurami też nie. Za to gdy w jeszcze dość spokojnych warunkach paramedyczka uruchomiła otwieranie drzwi prawie od razu doszedł do nich alarm od Graeff'a. Przez grube drzwi wewnętrzne śluzy doszło ich stłumione odgłosy prowadzonego ognia. W tej chwili wszystko było w rękach automatów i mechanizmów więc nijak nie można było przyśpieszyć zamykania czy otwierania sterującej drzwiami machinerii.

Na ekranie widzieli coś co w linii prostej było zaledwie o kilka kroków od nich. Po drugiej stronie drzwi śluzy. Do środka wbiegł Black 4 puszczając karabinek i biorąc do ręki swój tomahawk. Ledwo to zrobił do środka wciąż jeszcze otwartych drzwi wpadł xenos. Duży. Klasy major. Zaczęła się bezpardonowa młócka między człowiekiem a bestią. Obydwaj przeciwnicy szlachtowali się wzajemnie bez miłosierdzia. Bestia choć brocząca z licznych przestrzelin żółto - zieloną krwią wciąż była zabójczo niebezpiecznym przeciwnikiem jak to przekonywał się tam, za drzwiami Graeff a oni na ekranie. Wewnętrzne drzwi brzdęknęły gdy plecy Black 4 uderzyły o nie. Ciął co prawda bestię i udało mu się ją ugodzić i podpalić. Na oko Zcivickiego była szansa, że już tak zranioną poczwarę ogień w końcu pokona. Ale tam, w tej klatce Black 4 mógł już tego nie dożyć. Xenos był wyraźnie szybszy i sprawniejszy w zadawaniu ciosów i jasne było, że walka wręcz sprzyja jemu a nie człowiekowi z którym walczył. Graeff jeszcze walczył ale jeszcze dwa czy trzy trafenia stwora i będzie po nim.
 
- Zewnętrze drzwi zamknięte! - krzyknęła Herzog widząc jakiś wskaźnik na ekranie. Spojrzała na Zcivickiego. Tylko on w schronie miał broń by mieć szanse stawić czoła potworowi. Teraz gdy był w śluzie tylko wewnętrzne drzwi oddzielały go od żywej zawartości schronu. Jeśli je otworzą to gdyby potwór zaszlachtował Black 4 zacząłby szlachtować resztę w schronie. Ogień nie musiał go zabić, w pojedynku Black 4 też nie musiał. Wtedy walka spadła by na barki Black 0 i grupkę nieuzbrojonych cywili z czego część była ranna a połowa to dzieci. Ale była szansa, że ogień zabije potwora. Wówczas nawet jeśliby Graeff też zginął wcale nie trzeba by wychodzić a problem zostałby rozwiązany. Jeśli zaś Black 0 zamierzał pomóc Czwórce trzeba było niezwłocznie otworzyć te drzwi i dołączyć do walki. Herzog patrzyła na niego czekając jaką podejmie decyzję.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline