Wątek: [SF] Parchy
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2017, 04:00   #168
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 26 - Półmetek (bonus) (34:25)

Miejsce: ???
Czas: dzień 1; g 34:25;


 

Dyskretny pomruk wentylacji mieszał się z jasnym ale nie rażącym światłem. Na twarzach zebranych ludzi odbijała się poświata wyświetlanych holo ekranów. Na nich zaś pojawiały się mapy, wykresy, tabelki, liczby i nazwy. Na twarzach malowała się powaga i skupienie gdy trawili przedstawione dane. Poziom strat w 6 pułku... ilość zużytych kontenerów amunicji strzeleckiej... straty wśród ludności cywilnej... stopień zniszczenia budynków w Maxie... ilość rannych w punktach opatrunkowych... liczba szacowanej do ewakuacji ludności wynosi... ilość zniszczonych czołgów, BWP i mechów...

- Tak. Wygląda to tak jak podczas symulacji i gier bitewnych. - powiedział w końcu jeden z mężczyzn opierając się o oparcie krzesła.

- Tak. Tylko to nie jest już symulacja ani gra. - zauważył drugi również odrywając wzrok od głównego holo i patrząc na tego pierwszego.

- Wszyscy sie na to zgodziliśmy. I na razie nasze szacunki się sprawdzają. Dotąd nie udało nam się nigdzie osiągnąć tak zaawansowanego etapu. I wszelkie dane pomogą nam zaplanować przyszłość. Dlatego niestety to jest niezbędne. Bo poza obecnym etapem bez braku doświadczalnych danych wszelkie symulacje stają się czystą teorią ocierającą się o fantazjowanie. - pierwszy z mężczyzn zwrócił uwagę rozmówcy ale widać było, że reszcie też uznał za stosowne przypomnieć o co toczy się gra.

- Myślę, że możemy uznać dotąd operację za sukces. - powiedziała kobieta przyciągając wzrok pozostałych twarzy. - Mamy wreszcie namacalne dowody na dotąd hipotetyczne modele. Obecnie mamy pierwsze potwierdzone przypadki które nie uwzględniały żadne wcześniejsze symulacje. - zwróciła uwagę zebranym i rozejrzała się uważnie po ich twarzach.

- No nie do końca tak bardzo namacalnych. Nie mamy nic co możnaby wziąć pod lupę. - odezwał się trzeci z mężczyzn pozwalając sobie na okazanie niezadowolenia.

- Coś jednak mamy. - drugi z rozmówców pstryknął coś i na holo ukazało się rozkrojone wnętrze człowieka. Wyglądał jak podczas jakiejś operacji. Zwłaszcza pracujące w rękawiczkach dłonie i narzędzia chirurga wzmagały to to wrażenie.

- Czy to jest to o czym myślę? - zapytała kobieta wpatrzona ze zmrużonymi oczami w wyświetlany obraz.

- Tak. To może być to czego szukamy. Obrzydlistwo swoją drogą. No ale to niestety niezbędne. Skąd jest ten obraz? - zapytał z zainteresowaniem jeden z siedzących przy stole mężczyzn.

- Kamera z Obroży jednego Parcha. Green 4. Jacob Horst, lekarz - kanibal. - odpowiedział ten drugi który znalazł to nagranie i odczytał co trzeba.

- A kogo on tak kroi? - zapytał z uwagą rozmówca i z podobna uwagą przyglądając się operacji.

- Kapral CMC Johan Mahler. Jeden z tych co podejrzewaliśmy, że to ma. Ten z tego ostatniego newsa z IGN. - odpowiedział ten drugi podnosząc głowę znad pulpitu i rozglądając się po twarzach. Przeszedł po nich w różnej tonacji wyraz niechęci.

- Właśnie! Ta Conti! Ona sobie za dużo pozwala! Bruździ nam! Trzeba coś z nią zrobić zanim wywęszy co nie powinna! - jeden z mężczyzn z frustracji i irytacji podniósł głos. Sporo głów pokiwało głowami na znak zgody.

- Spokojnie. Podziałała na naszą korzyść. I tak przecież planowaliśmy wydać oficjalne oświadczenie. Przydała się na coś, świetnie wpasowując się w ten nasz schemat. - uspokoił grupkę pierwszy z mężczyzn rozglądając się uważnie po zebranych twarzach. Ci pokręcili głowami i nosami ale więcej nie protestowali.

- Zaraz! Stój, czekaj, cofnij trochę! - inny facet odezwał się w podnieceniu jakby coś odkrył. Ruchomy obraz na głównym holo jakoś przykuwał uwagę. Drugi z mężczyzn który obsługiwał konsolę zaczął trochę cofać po kawałku obraz by zobaczyć na co tak zareagował kolega. - Stój! Aha! Dobrze mi się zdawało! - wykrzyknął triumfalnie mężczyzna gdy obraz zamarł. - Jest nasza dziewczynka. - uśmiechnął się z satysfakcją gdy na holo pojawiło się zbliżenie twarzy czarnowłosej kobiety z Obrożą i zatroskanym wyrazem twarzy.

- Ona jest od was? - zapytała kobieta przyglądając się zatrzymanemu obrazowi dziewczyny gdzieś tam na powierzchni księżyca.

- Była. Ale wciąż ją monitorujemy. Na wszelki wypadek. - pokiwał głową ten który zastopował akcję przyglądania się operacji.

- E tam, te wasze projekty! - mruknął pogardliwie inny facet machając lekceważąco ręką. - My mamy własne. Co z terrorystami? Zwłaszcza z tą Olsen. Z ważniejszych chyba tylko ona została. Ona jest w tym wszystkim dość kluczowa. A wciąż jej nie mamy. Zgarnięcie jej to sprawa priorytetowa. Nie wiemy ile wytrzyma sądząc po tym co mówili jej kolesie. Kiedy wreszcie wasi ludzie ją odbiją? - zapytał z jawną pretensją patrząc wyzywająco na rozmówców.

- Spokojnie zajmiemy się tym. Na razie trwa bombardowanie więc i tak wszyscy tam utknęli gdzie byli. A jak wiesz wysłaliśmy już zespół. - pierwszy który zaczął rozmowę znów musiał uspokoić towarzystwo. Podziałało bo rozmówca wydawał się być usatysfakcjonowany taką odpowiedzią.

- Jest jeszcze ta Herzog. - przypomniała kobieta. - Ona mogła być najbliżej. Sądząc po wykresach lokalizatora i jej raportach. I ma przeszkolenie medyczne więc jej uwagi mogą mieć kolosalne znaczenie. Po prostu pewnie nie zdawała sobie w pełni sprawy czego jest świadkiem. - westchnęła kobieta.

- Po nią leci ten sam zespół. Za kilka minut, może kwadrans wszystkie cele powinny być w naszych rękach. Niestety w okolicy nie ma naszych jednostek więc musieliśmy użyć Parchów. Ale niech te szkodniki i darmozjady przydadzą się na coś. - pierwszy mężczyzna postukał rysikiem po blacie stołu sprawiając, że większość zebranych jakoś naturalnie spojrzała w ten punkt stołu. Wyglądało, że sytuacja jest pod kontrolą na tyle na ile taki chaos mógł być pod kontrolą.

- Dobrze. Więc teraz zajmijmy się tym. - wskazał rysikiem na główny obraz holo gdzie wciąż trwała operacja wydobywania ciała jak najbardziej obcego z ciała człowieka. - Ci trzej bohaterzy z wiadomości. - wskazał rysikiem i ten zdalnie przemieszał obraz dając na główne zbliżenie trzy portrety mężczyzn. - Wszyscy dalej są w tym klubie? Co na nich mamy? - zapytał patrząc na drugiego z rozmówców a ten zaczął coś gmerać w panelu.

- Mahler i Patinio to właściwie nic. Nie są stąd. Trzeba by działać pośrednio i długofalowo. Ale Hollyard jest tutejszy. Ma narzeczoną. Sara Pierce. Mieli wyznaczoną datę ślubu za dwa miesiące. - odpowiedział grzebiący w panelu mężczyzna czytając wyświetlane dane.

- Świetnie. Żyje ta jego panna? Gdzie jest teraz? - zapytał spokojnie facet cicho stukający rysikiem w blat stołu.

- Tak, żyje, jej Klucz wciąż jest aktywny. - pokiwał głową pracujący przy panelu facet. Nagle zmarszczył brwi i na twarzy pojawiło mu się zdziwienie. - A to ciekawe. Czujniki pokazują, że jest na Falcon 1. W tym zespole co zmierza po nasze fanty. - po zebranych twarzach przelała się podobna iskra zaskoczenia.

- Co ona tam robi? Na wojskowej jednostce podczas misji bojowej? Ona jest jakimś wojskowym? - zapytała kobieta choć chyba wszystkim zebranym pojawiły się podobne wątpliwości.

- Nie. To cywil. Nie ma nic wspólnego z mundurem. Została zabrana przez porucznika Raptorów Svena Hassela. - spec od zbierania informacji obwieszczał kolejne dane. Na ekranie holo pojawiły się dwie dodatkowe twarze, młodej, sympatycznie uśmiechniętej blondynki i faceta w policyjnym mundurze.

- Co wiemy o tym Hasselu? - zapytał z uwagą facet z rysikiem zawieszając go na chwilę nad blatem stołu.

- Służył w Raptorach tak samo jak Hollyard. Do dzisiejszego poranka dowodził Zachodnią Barykadą. Bezpośredni dowódca Hollyarda. Sądząc po fociach i wpisach kumpluja się. O! Gadali ze sobą. W ciągu ostatniej pół godziny. I są jeszcze połączenia z Sarą. - facet zza konsolety oznajmił zebranym kolejne rewelacje. Siedzący ludzie popatrzyli na siebie nawzajem niezadowoleni z tych wieści.

- Ktoś tu nam sypie piach w tryby. - zawieszony dotąd rysik stuknął znowu w blat stołu.- Kolego zdyscyplinujcie waszego człowieka. Musimy mieć czynnik który pozwoli naszemu dzielnemu Raptorowi zachować odpowiedni punkt widzenia. Na wypadek gdyby inne metody zawiodły. - mężczyzna z rysikiem spojrzał na tego który dopytywał się o Olsen. Ten skinął głową i uruchomił swój komunikator.

- Aresztować porucznika Raptorów Svena Hassela i Sarę Pierce. Są na pokładzie Falcon 1 nad centrum krateru. Kategorycznie mają być żywi. Rozkaz pierwszej rangi. Wykonać natychmiast. Bez odbioru. - facet połączył się ze machiną wojenną i wydał jej odpowiednie rozkazy z pewnością i wprawą świadczącej o wielokrotnej praktyce.

- No. Zobaczą biedne żuczki co znaczy sypać piachem naprawdę dużym chłopcom. - uśmiechnął się wyniośle ten który zaczął dyskusję i ostatni raz stuknął rysikiem o blat stołu.


 

Miejsce: ???
Czas: dzień 1; g 34:25;




- Kurwa jakie to gówno jest w chuj ciężkie! - syknął stękając z wysiłku mundurowy w nowoczesnym pancerzu dźwigając z kolegami nieporęczny pakunek. Wyraźnie sprawiał im on trudności. Wszyscy wyglądali na brudnych, zmęczonych i poranionych choć wciąż wykazywali się determinacją i dyscypliną.

- Zamknij się i ciągnij! Jak pchać nie umiesz. - odpyskował mu kobiecy głos choć płeć w pancerzu była ciężka do zidentyfikowaniu na pierwszy rzut oka gdy się nie widziało twarzy właściciela.

- No jazda! Jesteśmy już prawie na miejscu! - ponaglił ich inny żołnierz na chwilę odrywając wzrok od wycelowanej broni by na nich rzucić okiem. Winda była już tuż, tuż! Sam odwrócił się w stronę swojej broni i znów wystrzelił szybkimi tripletami. Od strony korytarza dobiegły syki i jęki trafionych xenos. Było prawie ciemno bo nie było zasilania. Paliły się tylko awaryjne światła i to też chyba w trybie oszczędnym albo na resztkach energii. Było więc prawie całkowicie ciemno choć komandosom z noktowizyjnym sprzętem to akurat nie przeszkadzało.

- Jeszcze chwila! - krzyknął w odpowiedzi komandos dźwigający pakunek. Wszedł już do windy, jeszcze musiała wejść ta partnerka. Dwójka komandosów skróciła dystans biegnąc do przejść w pobliżu windy. Pozostała dwójka wciąż strzelała i rzucała granaty co chwilowo hamowało nadciągającą falę xenos. Z mroków pomieszczenia widać było błyski eksplozji, tam i tu pojawił się ogień. Dwie biegnące sylwetki minęły ichi teraz oni stanowili najbardziej wysunięty punkt oporu.

- Kończą mi się granaty! - zameldował jeden z tej dwójki spiętym głosem. Strzelał i rzucał granatami a tych xenos na tych korytarzach zdawało się nie ubywać.

- Z ammo też nie wesoło! - odkrzyknęła droga sylwetka kobiecym głosem. Też wydawała się być bardziej walką niż strzelaniem.

- Przeszliśmy! - krzyknęła ta od pakunku gdy wreszcie znaleźli się w windzie. W windzie czerwone alarmowe światło działało lepiej niż w reszcie pomieszczeń więc promieniowało czerwonością z otwartych jeszcze drzwi.

- Jazda na górę! Wypakujcie to gówno a potem dawajcie windę z powrotem! - krzyknął dowódca grupy. Dwójka w windzie zawahała się na moment. Naprawdę ciężko było prócz nich wepchnąć do windy kogoś jeszcze. Ale zdawali sobie sprawę jak niebezpieczne jest takie rozdzielanie się. Zwłaszcza dla tych co tu mieli zostać w tym namolnym sąsiedztwie. Jednak rozkaz był rozkazem, więc mimo wątpliwości dziewczyna trzepnęła przycisk i drzwi windy zasunęły się zamykając czerwoną szczelinę pionowymi powiekami drzwi.

- Henry! Stawiaj zasłonę! - krzyknął dowódca. Wywołany żołnierz podbiegł na środek pomieszczenia między tą najbardziej wysuniętą dwójką i zatrzymał się. Zaraz potem ciemności rozświetliła płonąca struga. Z ogniem pojawiło się światło. W świetle widac było podpalone właśnie krzesła, biurka i kafelki podłogi. Oraz skrzeki i jęki podpalonych, poparzonych i przestraszonych xenos. Coś łupnęło mocniej albo bliżej gdy ta artyleria wciąż waliła po okolicy.

- Jest zasłona! Ale to już końcówka! Jestem prawie pusty! - zameldował Henry tym razem doskonale widoczny swoją sylwetką.

- Becky! - krzyk mężczyzny z pary bliższej windy towarzyszył wrzaskom kobiety. - Idą bokiem dorwały Becky! - doprecyzował męski głos i zaczął iść strzelając non stop ze swojej broni.

- Henry, Honda, osłaniajcie nas! Tom osłaniaj windę! Reszta za mną! - dowódca szybko rozdzielił tak szczupłe siły jakie im zostały i ruszył wesprzeć żołnierza idącego w sukurs porwanej Becky.

- Szefie utknęliśmy! Artyleria chyba rozjebała coś w windzie! Możemy wyjść dachem ale winda utknęła! Pakunek też. - komandos z windy złożył krótki meldunek. Miał bardzo zaniepokojony głos.

- Kurrwaa mać! - wrzasnął rozzłoszczony tym faktem lider grupy. Bez windy nie mogli wydostać paczki ani przysłać jej by zabrała ich stąd. - Amaros, wesprzyj ich i zobacz co z tą jebaną windą! Zrób co trzeba by wydostać paczkę! Zaraz artyleria kończy i musimy być wtedy na parterze z pakunkiem! - szef opanował się i wykrzyczał szybko rozkazy do swojej szatkowanej pazurami i problemami grupki. Komunikator zabłysnął nadesłanym połączeniem. Komandos jęknął w duchu widząc kto dzwoni. - Czego!? Jestem zajęty! - warknął nieprzyjemnie wydobywając granat z przywieszki. Walka o odbicie Becky wchodziła w decydującą fazę a jej krzyki rozdzierały im bębenki tak samo jak szpony jej wspierane pancerzem ciało.

- I nie masz czasu na poznanie Olimpii Conti? Tej z IGN? Co taksówkarzu? - zapytała z uprzejmym zainteresowaniem twarz bruneta w czystym garniturze wyświetlana w rogu wizjera hełmu.

- Spierdalaj! - wrzasnął rozjuszonym głosem komandos odbezpieczając granat. Jeszcze się wahał gdzie cisnąć. Jeszcze w xenos czy już w Beckę.

- Olimpio pozwól tu kochana. Przedstawię ci mojego przyjaciela. Świetny taksówkarz no mówię ci pasjonujący człowiek. Na pewno wart twojego poznania. A nie uwierzysz czym się właśnie zajmuje. - facet w garniturze mówił tonem przyjacielskiej pogawędki jak do swojej zaproszonej na podwieczorek koleżanki. W skraju widoczności pojawiła się głowa i twarz rozpoznawalnej reporterki z wyrazem zaintrygowania w oczach.

- Zamknij się! Przyjedziemy po ciebie! - wrzasnął desperacko dowódca komandosów przerywając połączenie i ciskając granat.




Miejsce: zach obrzeża krateru Max; schron cywilny klubu HH;
Czas: dzień 1; g 34:25;




- Taksówkarz? - Conti podeszła do Morvinovicza zerkając ciekawie na urządzenie jakie miał zamocowane na ramieniu pod rękawem garnituru.

- Taki żarcik z kolegą. Lubię się z nim trochę podrażnić. - powiedział z rozbrajającym uśmiechem właściciel lokalu. Reporterka popatrzyła niezbyt chyba przekonana ale nie drążyła tego wątku.

- Ciekawe urządzenie. Wygląda na bardzo nowoczesne. - opuściła wzrok na ramię mężczyzny który właśnie znowu zakrywał te urządzenie mankietem marynarki.

- Oj bo tak ma wyglądać. Rozumiesz kochana jak jest się tylko skromnym biznesmenem trzeba jakoś spróbować rzucać się w oczy by się przebić przez cienie rzucane przez prawdziwe szczupaki. - odparł skromnie Rosjanin kończąc poprawianie mankietu. - To co? Kończymy? - zapytał reporterkę i ta na znak zgody kiwnęła głową. Oboje wrócili do samotnie stojącego trochę na uboczu starszego mężczyzny w okularach.

- A więc jak Olimpio sama widziałaś staramy się naszymi skromnymi środkami pomóc tym poszkodowanym którzy zdołali się tutaj schronić. Zaznaczyć pragnę, że ten skromny schron został wybudowany dla dobra naszych gości jak i okolicznych mieszkańców by mogli się schronić w razie potrzeby. Bardzo ubolewam, że ta nieszczęsna potrzeba okazała się tak potrzebna w tej trudnej chwili. - Morvinovicz zrobił smutną minę a wcześniej mówił z takim przekonaniem i zaangażowaniem gdy oko kamery pokazywało rzędy piętrowych prycz z osowiałymi ludźmi, migające czasem światła i wytłumione ale nie dające się przegapić dudnienie bombardowania.

- Czyli klub Haven - Hell zapewnia schronienie każdemu kto o nie poprosi? - zapytał głos reporterki gdy obraz na kamerze zaczął sunąć podczas spokojnego przemarszu na korytarz ku kolejnej sali.

- Naturalnie! I bez żadnych biletów wstępu, całkowicie za darmo! - roześmiał się pocieszenie "gospodin" okazując poczucie humoru mimo otaczającej ich szarej, ponurej scenerii i atmosferze. - O proszę. Tu jest jeden z naszych ostatnich gości. Ale za to jak znamienity. Nasza sława z dziedziny atroarcheologii i spec od naszej słynnej na całą Federację anomalii. - przedstawił idącego obok starszego mężczyznę. Kamera zaś skierowała się z korytarza na niego i naukowiec wydawał się być tym bardzo stropiony.

- Mowa oczywiście o panu doktorze astroarcheologii Saulu Jenkinsie. Co pan może powiedzieć o tym miejscu? Jak się pan tu czuje? - zapytała Conti stropionego naukowca. Dla odmiany ona czuła się swobodnie i jak ryba w wodzie pytając z sympatycznym zainteresowaniem.

- Tak. Dziękuję. Dobrze. Bardzo się cieszę, że udzielono mi tu gościny. I nie tylko mnie. Ale chciałem na wstępie powiedzieć, że ja nie chodzę do takich klubów. Okoliczności mni zmusiły. - doktor odchrząknął i nie do końca chyba wiedział czy powinien patrzeć na reporterkę czy jej kamerę.

- To znaczy do jakich klubów? - zapytał Morvinovicz mrużąc oczy jak śmiejący się do ofiary rekin. I choć zapytał grzecznie i łagodnie gdzieś między literami dał się słyszeć zaczepny ton.

- No znaczy dla młodych ludzi. To tak, pewnie oni chodzą do takich miejsc ale ja się poświęciłem pracy naukowej i nie mam nawet okazji chodzić do jakichś klubów. - zapewnił od razu naukowiec jakby chciał przekonać i reporterkę i widzów, że tak właśnie jest.

- Dziękujemy panie doktorze. - reporterka uśmiechnęła się promiennie i zwróciła się do gospodarza. - A co pan może jeszcze powiedzieć o swoim w końcu klubie? - zapytała wracając do pierwszego rozmówcy.

- Odwiedzajcie klub "The Haven & Hell"! - roześmiał się jakby mówił jakiś spot reklamowy. - Mamy wspaniałe rozrywki i profesjonalny personel dla każdego! Nawet na koniec świata! Jeśli nadejdzie ostatni dzień i zadnie róg apokalipsy właśnie u nas jest najlepsze miejsce by ją przywitać i w doborowym towarzystwie ją przywitać w najlepszym rzędzie! - czarnowłosy Rosjanin roześmiał się trochę jakby mu właśnie odbiło ale reklama było zrobiona pierwszego sortu. Zwłaszcza gdy wiedziało się, że wokół naprawdę jest ta apokalipsa.

- To zabrzmiało bardzo kusząco! - roześmiała się reporterka będąc pod wrażeniem tego popisowego numeru. Zbliżali się jednak do prywatnego sektora gospodarza i ten dał dłonią ucinający znak, poza kadrem. - Rozmawiałam właśnie z gospodarzem i jak to on sam o sobie mówi, "drobnym przedsiębiorcą" Anatolijem Morvinoviczem, właścicielem klubu "The Haven & Hell" pod którym właśnie się obecnie znajdujemy. - Conti wesoło pożegnała się i wyłączyła kamerę.

- Dalej już pójdziemy normalnie. - powiedział już zwykłym tonem gospodarz. W kadrze już by było widać pancerne drzwi i parę stojących przy nich ochroniarzy z automatami co mogło się dość mało kojarzyć z dobrą zabawą i opieką humanitarną nad cywilami w schronie. - Nagrało się? Kiedy to puścisz? Najlepiej jak najprędzej. - zapytał zaciekawiony Morvinovicz.

- Nie wiem. Wciąż nie mam sygnału. Mogę wysyłać tylko lokalnie. Chyba, żebyś mi pożyczył ten "gadżet". -Conti odpowiedziała spokojnie a na końcu wskazała na widoczne zgrubienie na rękawie jakie powodowało urządzenie.

- Ależ kochanie, ten gadżet wywołuje u mnie poczucie stabilizacji i bez niego się czuję zagubiony. - Rosjanin uśmiechnął się skromnie kładąc sobie dłoń na własnej piersi. Reporterka się nie uśmiechnęła za to jedna z brwi skoczyła jej do góry.

- A ja czuję potrzebę przejrzenia jeszcze materiału przed wysłaniem i pokręcenia się tutaj co nieco. - odpowiedziała cierpko i bez uśmiechu Conti. Oboje przestali się do siebie uśmiechać i chwilę mierzyli się wzrokiem. Naukowiec, najmniej rozmowny z całej trójki patrzył na nich niepewny i zaniepokojony tą sytuacją.

- Może jeszcze o tym porozmawiamy przy kawie? - Rosjanin uśmiechnął się w końcu i zaprosił gestem dwójkę gości do swoich prywatnych kwater w tym podziemnym schronieniu.


 

Miejsce: centralne rejony krateru Max; pokład Falcon 1; ok 30 km od klubu HH
Czas: dzień 1; g 34:25; OCP 5 min




- Potem lądujemy tam gdzie oznaczą lądowisko. Mamy meldunek o 9 osobach cywilnych które mamy ewakuować. Będzie ich eskortować dwójka Parchów. Przynajmniej tak to wygląda w tej chwili. Ale jest jeszcze kilka minut. - dowódca w pancerzu omawiał na holomapie wskazując na zbliżeniu wyświetlany obraz celu i okolicy. Żołnierze i tak mieli własne wyświetlacze HUD ale jednak taka wspólna wyświetlana mapa pomagała tradycyjnej integracji. Omawiali plan już przed odlotem ale teraz z uwagą obserwowali teren w czasie rzeczywistym Cała okolica była poddania działaniu artylerii, salwa za salwą więc wszystko zmieniało się w czasie rzeczywistym. Na ich oczach pocisk trafił w ścianę jednego z budynków i ta eksplodowała dymem i odłamkami a część runęła w dół. Tam gdzie sięgnęły sensory i czujniki szpiegowskiego drona widać było powierzchnię iście księżycowego kraterowiska. Chłopaki z artylerii wyraźnie przyłożyli się do solidnego przemielenia terenu.

- A co z Guardianem? Tam są te wieżyczki? Da się je wyłączyć? Jeśli artyleria ich nie zniszczy może ci z Parchów to zrobią? Są na miejscu. - zapytał zastępca dowódcy wskazując na holo mapie ogrodzenie z wieżyczkami. Część wyglądała na zniszczoną ale część nadal sprawiała wrażenie całych. Milczały i były nieruchome więc ciężko było w tym chaosie na dole stwierdzić czy są całe czy tylko takie sprawiają wrażenie.

- Tam w pobliżu jest tylko dwójka z grupy Black. Nie oczekiwałbym z ich strony jakiejś realnej pomocy w tym względzie. Raczej będziemy musieli załatwić to sami jeśli zajdzie taka potrzeba. - odpowiedział dowódca z wyraźną oznaką sceptycyzmu. Popatrzył po zebranym oddziale ale więcej pytań w tej materii nie było.

- Dobrze ale jak już tu jesteśmy musimy działać elastycznie. - powiedział lider mieszanej grupy wsparcia. Odpowiedziały mu zaciekawione spojrzenia gdy jego ludzie jeszcze nie byli pewni o czego zmierza. - Jak wiecie w pobliżu jest jeszcze jeden Checkpoint Parchów. Tym razem z grupy Brown. Tam też mamy kogoś odebrać. Tym razem naszych chłopców z Zachodniej Barykady. Te nasze telewizyjne gwiazdeczki. - uśmiechnął się dowódca i jego słowa zostały powitane z uśmiechami, gwizdami i roześmianymi twarzami. Ostatni reportaż z klubu widzieli chyba wszyscy i podobnie wszyscy się ucieszyli widząc trójkę towarzyszy broni ze statutem MIA od rana wciąż sprawnych i żywych do tego w newsie z pola walki. Dowódca dał im się nacieszyć tą chwilą radości.

- Nie rozumiem. Jeśli byli w holo i widać, że są cali to dlaczego są dalej jako MIA? - odezwał się jakiś żołnierz patrząc na resztę zespołu pytająco. Kiwające głowy i mruknięcia potwierdziły, że nie tylko on wpadł na takie przemyślenia.

- Wojskowa biurokracja. Z gryzipiórkami nie wygrasz. - machnął lekceważąco ręką inny. Znów część głów pokiwała w odpowiedzi bo aż za dobrze znali temat.

- Plan rezerwowy przewiduje, że nie uda im się dotrzeć do Checkpoint. - ostudził ich zapał dowódca. Na pokładzie latacza od razu zapanowała cisza i powaga gdy zaczął omawiać wariant bardziej pesymistyczny. - Wówczas zasuwamy po naszych chłopaków do Haven, zgarniamy, i zasuwamy do Checkpoint by Parchy mogły odhaczyć sobie misję. - poinformował ich dowódca i odpowiedziały mu twierdzące pomruki gdy wszyscy w zespole nie mieli chyba zastrzeżeń do takiej alternatywy.

- A co nas oni obchodzą? Niech zdechną wreszcie. - wzruszył ramionami inny żołnierz wyznając pogląd, że Parchy to nie wojsko tylko jakiś gorszy podgatunek ludzi. Niechęć i obawa do tej kontrowersyjnej formacji były dość powszechne.

- Pewnie tak. Ale rozmawiałem z Karlem i tego akurat Parcha chyba polubił. I byłoby mu przykro jakby coś jej się stało. - odpowiedział dowódca a na wzmiankę, że chodzi o kobietę w zespole rozległy się porozumiewawcze spojrzenia i uśmieszki. Wiele z nich ciekawie zerknęło na kobietę siedzącą obok dowódcy. Jako jedyna nie miała ani broni, ani munduru, pancerza i o tego jeszcze nogę miała na wyciągu.

- Jesteście niemożliwi. Karl taki nie jest. - uśmiechnęła się blondynka ciepłym i łagodnym uśmiechem co większość oddziału powitała kolejna fala żołnierskiej wesołości.

- Do Falcon 1, rozkaz pierwszej rangi. Zatrzymać i aresztować por. Svena Hassela i Sarę Pierson. - nagłe skrzeknięcie komunikatorów pod jakie była podpięta cała grupa wywołało właściwie szok. Wszyscy patrzyli na siebie nawzajem to na siedzącą między nimi parę z niedowierzaniem wymalowanym na twarzach.

- Co jest grane? - zapytał w końcu Phillips który odezwał się pierwszy po chwili kłopotliwego milczenia. Atmosfera w transportowcu zmieniła się diametralnie. Stężała i jakoś nie szło nie myśleć o tej całej broni jaką oprócz nieuzbrojonej kobiety z przetrąconą miał chyba każdy i umiał się nią posługiwać.

- My nic nie zrobiliśmy! - krzyknęła Sara patrząc błagalnie na Philipsa i opiekuńczo łapiąc za ramię siedzącego obok Raptora. - Ja chcę tylko dostać się z powrotem mojego Karla! - zapewniła blondynka patrząc na zebranych na ławeczkach żołnierzy, marine i policjantów.

- Byłem w sztabie w kosmoporcie. Wydano na nich nakaz. Na całą trójkę która ocalała rano z Zachodniej Barykady. Karl, Elenio i Johan. Przecież ich znacie. - Sven westchnął i zaczął mówić do nagle poważnych i zaskoczonych członków oddziału. Pokiwali głowami, tak, pewnie, że znali całą trójkę i to na długo nim pojawili się w ostatnich wiadomościach IGN.

- Jak to wydano na nich nakaz? Mamy ich aresztować? Za co? W rozkazach nic o tym nie ma. - Philips z oznaczeniami sierżanta okazał sceptyczność słysząc taką wiadomość. Jeśli mieli kogoś aresztować to powinno to być powiedziane jasno przed wylotem. A nic takiego nie było.

- Nie mamy ich aresztować. Mamy ich przewieźć. Do kosmoportu i od razu zapakować na orbitę. Chcą ich pokroić i sprawdzić jak zmienia się człowiek po długim przebywaniu w kokonie. - Hassel wyjaśnił cierpkim tonem rozkazy jakie otrzymała ich grupa. Opuścił głowę gdzieś na buty kolegi na przeciwległym siedzisku a resztę objęło skonfundowane milczenie.

- Co?! Nie możemy na to pozwolić! No ludzie no co wy?! - Sara zareagowała gwałtowniej niż reszta czyli mieszaniną szczerego oburzenia i niezgody na takie wyjście.

- Ale to rozkaz. Jak zaczniemy kwestionować rozkazy wszystko się posypie. - ciężkim głosem głuchą ciszę przerwał sierżant Philips.

- No tak. Masz rację Jeffrey. To jest rozkaz. - Sven pokiwał głową ze smętnym wzrokiem utkwionym wciąż gdzieś w podłogę. Inni członkowie też mieli niewyraźne miny, rozdarci między poczuciem obowiązku a lojalnością wobec kolegów.

- Sven przestań! Jak możesz tak mówić! No ludzie co z wami?! Chcecie ich dać pokroić?! Po tym wszystkim?! - Sara trzepnęła porucznika Raptorów w ramię ale zaraz zwróciła się jak żywy wyrzut sumienia na siedzące sylwetki. Większość twarzy milczała i unikała jej spojrzenia.

- Musimy wrócić z wami. I musimy wykonać rozkaz. Przykro mi. - powiedział w końcu sierżant patrząc przepraszająco na dwójkę przeznaczonych do aresztowania ludzi.

- A może byśmy wypadli za burtę? - Hassel nagle podniósł głowę i spojrzał pytająco na Philipsa. Ten uniósł brwi jakby mielił w głowie ten pomysł. Większośc głów spojrzała z nagleobudzoną nadzieją patrząc na dwóch dowódców.

- Przy rozkazie pierwszej rangi? Nie kupią tego. - pokręcił w końcu głową podoficer patrząc z powątpiewaniem na oficera policyjnej jednostki specjalnej.

- Masz lepszy pomysł? - odpowiedział pytaniem Sven patrząc uważnie na kolegę z oddziału który dotąd był w nim numerem 2 po nim.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline