Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2017, 13:57   #245
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-Ostrożnie, ostrożnie. Ciągle doskwierają mi że… Na Ilmatera! A kim jest… Twój towarzysz?- spytał patrzą ze zdziwieniem na Balthazaara. Smoczydło spojrzało zdrowym okiem na Gerwina, lecz zwyczajowo nie powiedziało ani słowa.
Czarnowłosa przyjrzała się swojemu ojcu uważnie i krytycznie zarazem. Zmartwiło ją, że wciąż chodził w bandażach.
- Pozwól, że coś z tym zrobię - odparła Venora, ignorując na tą chwilę temat smoczydła. Położyła dłonie na piersi ojca i uleczyła go swoją paladyńską mocą. Dopiero gdy to zrobiła to spojrzała na smoczydło. - To Balthazaar. Jest znajomym sir Rolandsa. Opowiem o mojej wyprawie później, jestem wykończona drogą. Mam ze sobą jeszcze ósemkę dzieci uratowanych z rąk kultystów którzy przetrzymywali Ergona i Netira. Muszę prosić was o opiekę nad nimi. Przynajmniej do czasu - powiedziała i spojrzała po nich.
Tulący swoich synów Dorner i Alta spojrzeli po sobie słysząc prośbę Venory, ale żadne nich nic nie wypowiedziało.
- Oczywiście córeczko - odparł wnet Gerwin, kiwając ze zrozumieniem głową. - Chociaż tyle możemy zrobić - dodał.
- Wspaniale - westchnęła z ulgą jego córka i spojrzała w kierunku wozu, gdzie wszystkie dzieci już zdążyły się przebudzić i teraz przyglądały się Oakenfoldom w napięciu, gdyż teraz przecież też ważyły się ich losy. Venora podeszła do nich. - Zamieszkacie tu - powiedziała i zaczęła im pomagać w schodzeniu z wozu. Zaraz Alta, onieśmielona obecnością smoczydła, poprowadziła swoich synów do domu.

Z pomocą brata i ojca panna Oakenfold zabrała z wozu to co trzeba było zabrać i wraz z Gerwinem, zaprowadziła gromadkę dzieci do domu. Dorner natomiast wraz z Balthazaarem zajęli się wozem i koniem. Oczywiście najmłodszy syn Gerwina spoglądał nieufnie na jaszczura, lecz nawet słowem się nie wypowiedział w tym temacie. Wymęczony ciągnięciem wozu Młot grzecznie dał się zaprowadzić do boksu w stajni i tam od razu zainteresował się żłobem, do którego nasypana została świeża pasza.
W tym czasie w domu, do Venory zdążyła dopaść jej matka. Ta z miejsca zalała się łzami, gdyż odkąd jej jedyna córka wyruszyła na ratunek malcom, to wciąż tylko snuła czarne scenariusze doprowadzając tym pozostałych domowników do szewskiej pasji.
- Niech bogom będzie dzięki, wszyscy wróciliście! - Odera doskoczyła do córki i przytuliła ją z całych sił. Widząc jej nowe blizny na twarzy jeszcze bardziej się rozpłakała, wieszcząc, że pewnie prawie zginęła przez to wszystko. Dopiero mąż skutecznie ją odciągnął od Venory, która i tak już ledwo stała na nogach.

Tego dnia gości było tylu, że posłania dla wszystkich trzeba było rozłożyć w salonie. Nawet Netir i Ergon marudzili, że chcą spać ze wszystkimi, a nie w pokoju rodziców jak zazwyczaj. Rycerka odstąpiła swój pokój Balthazaarowi, samej decydując się na spanie wraz z dziećmi, by nie zostawiać ich jeszcze samych. Musiały się choć trochę oswoić z nowym miejscem. Rodzina jeszcze przez chwilę próbowała wyciągać z Venory informację, ale gdy tylko pozbyła się z siebie pancerza to zniknęła by wziąć zimną kąpiel. A po niej, choć od czasu ataku nekromanty boczyła się na smoczydło, to wykorzystała tyle mocy magicznej ile mogła by uleczyć jego obrażenia.
W tym czasie jej matka i bratowa doprowadziły do porządku dzieciaki i zaczęły układać je do snu po pełnej wrażeń wyprawie.
Wszystko to zajęło około godziny, nim rycerka miała w końcu okazję położyć się na prowizorycznym posłaniu ułożonym na środku salonu. Kilkoro dzieci przysunęło swoje spania by być bliżej "cioci", a mała Maera po prostu wtuliła się w nią. Venorze to zupełnie nie przeszkadzało, a i wystarczyło jej zamknąć oczy by od razu odpłynąć w sen.

~***~

Było późne popołudnie gdy zapach gulaszu obudził Venorę ze snu. Nie wiedzieć jak i dlaczego, była sama w pokoju gdy w końcu otworzyła oczy. Usiadła na posłaniu i zaczęła wsłuchiwać się, by namierzyć obecność jej podopiecznych. Ich głosy dobiegały zza okna, więc Venora prędko wstała i podeszła by sprawdzić co się dzieje. Tam, na placu za domem wszystkie bawiły się pod okiem Alty. Paladynka przez chwilę przyglądała się im w milczeniu. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że opieka nad taką gromadką będzie problematyczna, ale nie miała innego wyjścia jak zostawić ich tutaj. Szczególnie, że nie wiedziała co czeka na nią w zakonie.
- Wyspałaś się? - usłyszała za sobą głos matki, na co paladynka odwróciła się w jej kierunku.
- Trochę... - odparła, bo szczerze mówiąc najchętniej by wróciła na posłanie i spała dalej. Przynajmniej przez tydzień by tak spędziła czas. Venora podeszła do matki i przytuliła ją.
- Chodź zjesz - ponagliła ją Odera i obie udały się do kuchni. - Jest nas dużo to i zjemy na zewnątrz, już rozstawiliśmy stoły by wszyscy się zmieścili.
- Wspalniale - ucieszyła się Venora. W kuchni przywitał ją ojciec, co było niezwykłe na tą porę dnia. Na zdziwioną minę córki, Gerwin uśmiechnął się.

- Dorn już powinien wracać, dziś obiad zjemy tu, wszyscy razem - oznajmił w tonie wyjaśnienia.
- Dziękuję, cieszy mnie to, bo muszę jak najszybciej jechać do Suzail - odparła mu Venora. A te słowa wzbudziły niezadowolenie na twarzach jej rodziców. - Przepraszam, ale w Ilipur czekają na pomoc, a ja mam ją sprowadzić z zakonu - pośpieszyła z tłumaczeniem, na co rodzice spojrzeli po sobie ze skwaszonymi minami.
Przygotowania nie trwały długo, bo wszystko było już prawie gotowe nim Venora się obudziła.
- Dzieci opowiadały niestworzone rzeczy... - odezwała się niepewnym głosem Alta, gdy wszyscy już zasiedli do stołu. Dorner zjawił się tu ledwo co, a Balthazaar nie uczestniczył w rodzinnym spotkaniu, ignorując zaproszenie jakie dostał od Gerwina. Wziął więc tylko miskę z gulaszem i oddalił się poza zasięg wzroku Oakenfoldów.
- Trochę się działo... - mruknęła Venora wpatrując się w swój talerz. - Nie udałoby się to gdyby nie ta elfka, która tu przybyła oraz mój przyjaciel Albrecht, kapłan z mojego zakonu, który wyruszył razem ze mną ku Smoczemu Wybrzeżu - zaczęła swoją opowieść i czym prędzej pośpieszyła z wyjaśnieniem czemu ani Helmita, ani Harfiarka nie są z nią. Co do Gritty powiedziała całą prawdę, natomiast w sprawie Albrechta nieco pozostawiła niedopowiedzenia określeniem "musiał zostać w Ilipur, a ja czym prędzej powinnam zdać raport swoim przełożonym by wrócić tam z obiecaną pomocą".

Jej bliscy, z niedowierzaniem wymalowanym na twarzach przysłuchiwali się okrojonej wersji opisu wydarzeń ze Smoczego Wybrzeża. Dowiedzieli się o pomocy Okhe, udanej rozmowie z Gigantami, tym jak wyciągnęli dzieci z niewoli w pewnym opuszczonym młynie. Oczywiście wszystko to z pominięciem walki z demonem oraz zmaganiem się z oprychami Pomocnej Dłoni, czy tym ilu było kultystów w szturmowanym przez zaledwie trójkę kompanów młynie.
- ...z pomocą kapłanki udało nam się pozbyć kultystów z miasta - zakończyła swój monolog Venora, która między słowami spożywała swoją porcję gulaszu przez co ostatnią łyżkę zjadła dużo po pozostałych osobach zasiadających przy stole. Ale zaraz przypomniała sobie o niebezpieczeństwie jakie grasowało nieopodal więc nie omieszkała przestrzec swoich bliskich by nie zapuszczali się we wskazane jej przez nieznajomego półorka miejsce. Gorliwie zapewniła ich, że postara się by zakon wysłał kogoś kto raz na zawsze upora się z liczem.
 
__________________
A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny!
Nefarius jest offline