Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2017, 18:30   #96
Tabasa
 
Tabasa's Avatar
 
Reputacja: 1 Tabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputacjęTabasa ma wspaniałą reputację

Wykorzystując zamieszanie i chaos, jaki zapanował przy jadalni, obaj sportowcy przebiegli szybko na drugą stronę ścieżki i wpadli w wysokie krzaki rosnące na tyłach domków nauczycieli. Poczekali chwilę, nasłuchując, jednak wyglądało na to, że nikt ich nie zauważył i nie podjął za nimi pogoni. Weszli na schody i mogli tylko dziękować losowi, że domki uczniów i nauczycieli posiadały drzwi po stronie północnej i zachodniej, dzięki czemu chłopaki mogli wejść do środka nie martwiąc się o to, że zostaną zauważeni.

Przyjęli z ulgą fakt, że drzwi do domku Lambo były otwarte, więc weszli szybko do środka i pochyleni zaczęli przeszukiwać rzeczy nauczyciela. Na pierwszy ogień poszła jego torba, którą zajął się Danny, Marty natomiast przeszukał szafkę nocną stojącą przy łóżku. Dopiero w ostatniej szufladzie na dole natrafił na dwie pary kluczyków do autobusów, które aż ucałował ze szczęścia. Znaleźli, po co tu przyszli, teraz mogli zastanowić się nad dalszym planem.

Przemykając koło okna zauważyli, że banda dzikusów niemal wdarła się już do jadalni i zupełnie nie interesowali się przywiązaną do masztu Kate. Kobieta w dodatku zaczęła poruszać niezdarnie głową, co oznaczało, że odzyskuje przytomność. Musieli szybko się zastanowić, jaką decyzję podjąć. Rozmyślając o tym, przez uchylone drzwi wpadł do środka ostry, dziewczęcy krzyk. Czy to była Claire? Kim? Nie mogli rozstrzygnąć.



Bieg i jednoczesne rozglądanie się o drzewach za żółtymi kropkami było dość uciążliwe. Co jakiś czas musieli zwalniać i omijać dany teren, gdy każde z nich dostrzegało charakterystyczny znak. Zostawili za sobą trzy pułapki, przecięli pole golfowe i znów zniknęli między drzewami. Napastnicy złapali ich trop i ruszyli za nimi, choć wciąż byli dość daleko. Czwórka uczniów dawała z siebie wszystko, a adrenalina zagłuszała strach przed nadciągającą śmiercią.

Drzewa przerzedziły się i już widzieli w oddali spokojną taflę wody, gdy w ułamku sekundy usłyszeli brzęk metalu i Kim przeraźliwie krzyknęła. Prawą nogą nastąpiła na ukryte pod ściółką wnyki, które zacisnęły na jej kostce swoją paszczę, raniąc dziewczynę dotkliwie. Hart padła, krzycząc, a z rany w moment popłynęła struga krwi. Chwila nieuwagi, nieostrożności i Kimberly nie była w stanie kontynuować ucieczki. No chyba, że towarzysze jakoś szybką jej pomogą, gdyż napastnicy wciąż byli dość daleko, zbliżali się jednak szybko. Kim krzyczała, kwiliła, próbując się jakoś oswobodzić. Ból był nie do zniesienia.



Dzikus powarkiwał ciężko pod nosem, rozglądając się po okolicy i krążąc między paprociami. Siekierą rozgarniał krzaki, jakby próbował odnaleźć kroki, bądź jakieś wskazówki, gdzie dalej podążać. Przechadzał się tak z wolna, aż w końcu ruszył obok Vesny. Los chciał, że... nadepnął dziewczynie na nogę. Zdziwiony, rozchylił liście paproci i dojrzał wystraszoną, zwiniętą w embrion Vesnę. Warknął, po czym chwycił Chorwatkę za rękę, podciągając ją do pionu. Ta próbowała się bronić, ale mężczyzna był duży i silny, w mig sobie z nią poradził.

Trzymając ją za szyję tak, że dziewczyna ledwo co mogła złapać powietrze, uniósł siekierę do ciosu, jednak ostatecznie się powstrzymał. Przypatrywał się roztrzęsionej Chorwatce, a ta czuła od niego przeraźliwy smród ludzkiego stolca zmieszany z potem i zepsutym mięsem. Myśliwy warknął i zbliżył jej twarz do swojej, a następnie polizał ją szorstkim językiem po policzku. Jego smród był nie do zniesienia, więc na moment Vesna aż wstrzymała oddech. Odrzucił w krzaki siekierę, a dziewczyna czuła, jak jego dłoń przemieszcza się z jej piersi na krocze. Po chwili mężczyzna cisnął nią w paprocie i rozsupłał kawałek skóry na biodrach służący mu za przepaskę. Oczom Chorwatki ukazała się nabrzmiała, żylasta męskość.

Już wiedziała, co za chwilę się wydarzy, gdy tamten z niemal bezzębnym uśmiechem i pożądaniem w oczach zbliżał się do niej powoli.



Odbiła w prawo, tak jak zadecydowała i trzymała się kilkanaście metrów nieopodal mężczyzny, który zaczął rozgarniać okoliczne paprocie, najpewniej szukając Vesny, w końcu skoro Bay wpadł w pułapkę, to i Chorwatka nie mogła im daleko uciec. Sam obserwowała poczynania dzikusa, gdy ten nagle warknął, pochylił się i szarpnął za coś, a spomiędzy paproci wyskoczyła mizernie wyglądająca przy nim Chorwatka. Mężczyzna chwycił ją za szyję i niemal uniósł nieco nad ziemię.

Zamachnął się siekierą i gdy Parker myślała, że to już koniec, zatrzymał ją nagle w powietrzu, po czym zbliżył swoje paskudne oblicze do twarzy Vesny i polizał ją po policzku. Samantha odruchowo skrzywiła się i niesmak pozostał, gdy widziała, jak tamten przejeżdża dłonią po piersiach i kroczu Vesny. Wcześniej odrzucił siekierę i Samantha zarejestrowała dokładnie, gdzie broń się znajdowała.

Dzikus cisnął Pavicić w krzaki, po czym zdjął skórzaną przepaskę biodrową, a Sam ujrzała tylko jego brudny tyłek. Vesna musiała mieć gorsze widoki, bo zaczęła odczołgiwać się w tył, podczas gdy tamten z wolna zbliżał się do niej. Wyglądało na to, że dzikus najpierw chce się z nią zabawić, a potem dopiero zabić. Co najciekawsze, obserwująca całą scenę Parker znajdowała się za plecami skupionego na Vesnie dzikusa, zaledwie cztery drzewa od miejsca, gdzie rzucił siekierę. Czy jednak był sens ryzykować? Samantha musiała sobie sama odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ Vesna wiele czasu nie miała, nim tamten do niej dopadnie.



Wpadli do jadalni, niczym huragan i zamknęli za sobą drzwi. Ranny Gaudencio, najwyraźniej napędzany adrenaliną, przesunął w pojedynkę stół w miejsce, gdzie stał Ken. Ustawili go pod drzwiami akurat w momencie, gdy ostrze siekiery przebiło się przez drewno. Pierwsze, drugie, trzecie. Mordercy rozwalali drzwi i za chwilę nic z nich już nie zostanie.

Nim zastanowili się, co dalej, po jadalni rozniósł się hałas rozbijanego szkła i trzy szyby we frontowych oknach rozprysły się w drobny mak, a w oknach pojawili się dzikusy próbujący wedrzeć się do środka. Jeden z nich machnął długim nożem, rozcinając Lindsay skórę na ramieniu prawej ręki. Blondynka krzyknęła, próbując zatamować krwawienie i ciskając w napastników czym popadło. Ken chwycił za gaśnicę prochową i wypalił w dwóch dzikusów, którzy zaklinowali się w jednym z okien. Tamci dostali proszkiem, wrzasnęli i odskoczyli w tył, ale na ich miejsce pojawiło się dwóch kolejnych.

W końcu proszek się skończył i trzeba było złapać za olej. Lindsay i Lulu chwyciły za garnki z rączką i chlusnęły rozgrzaną cieczą wprost w dzikusów wdzierających się przez kolejne okna. Tamci przeraźliwie krzyknęli i wycofali się, a dziewczyny widziały, jak ich skóra w mig zrobiła się czerwona i zaczęły tworzyć się na niej pęczniejące bąble. To musiało boleć. Chwilę później dołączył Ken i poczęstowali tak pięcioro dzikusów, gdy drzwi prawie zostały rozniesione na strzępy. Nie było sensu tutaj zostawać, gdyż oznaczało to dla nich pewną śmierć.

Wyskoczyli więc tylnym wyjściem na zewnątrz i jakże się zdziwili, gdy wpadli na grupkę czterech dzikusów, którzy musieli zajść domek od tyłu. Ken dostał kilka cięć w prawą rękę, Lindsay została draśnięta w lewą nogę, a Gaudencio przyjął na plecy maczetę i zwalił się, jak stał. Lulu dostała cios młotkiem w głowę i zatoczyła się oszołomiona za plecy Kena. Sytuacja była bardzo poważna i w zasadzie musieli szybko znaleźć z niej jakieś wyjście, gdyż za chwilę mogło być za późno.



Kaya czaiła się w krzakach, przypatrując sytuacji. Czekając. Dwóch napastników ruszyło w stronę krzyku, reszta przypuściła szturm na jadalnię, w której ukrywała się ta banda zjebów, jak ich dziewczyna uhonorowała. Niby idealna sytuacja, a jednak coś podpowiadało van Ophem, by jeszcze chwilę zostać. Jeszcze poczekać. W końcu dzikusy musiały dostać się do jadalni, gdyż naprędce tylnym wyjściem wypadli z niej Ken z ekipą, jednak - i tutaj Kaya niemal parsknęła śmiechem - wprost na czteroosobową grupkę morderców, którzy najpierw powalili Gaudencio, potem Lulu i ranili Larkinsa oraz Lindsay.

Oboje byli w nieciekawej sytuacji i było pewne, że jeśli nie stanie się jakiś cud, to zginą. Zwłaszcza, gdy z prawej strony, niedaleko miejsca, w którym siedziała, dziewczyna dostrzegła kolejnego z dzikusów, ciągnącego w stronę obozu za nogę jednego z uczniów. Chyba Silvę. Gdy tylko zobaczył, co dzieje się przy domku, porzucił jego ciało i ruszył w tamtym kierunku z uniesioną siekierą, mając chyba zamiar zajść Kena i Lindsay od tyłu, co przypieczętowałoby ich los. Tylko czy Kaya chciała coś z tym zrobić?

 
Tabasa jest offline