Konto usunięte |
Stało się tak, jak zapowiadali słudzy. Pod wieczór nim jeszcze słońce schowało się za horyzontem, u progu Kocich Łbów pojawił się młody mężczyzna na karym koniu, podający się za historyka. Prosił on o spotkanie z wielmożą zamku, a gdy zaproponowano, że zamiast Torina de Barra, który nie wiadomo kiedy by znalazł dlań czas, przyjmie młodziana jego bratanica, ten nie obraził się bynajmniej. Jeno poprosił, by do spotkania doszło w przyzamkowej kaplicy. Dziwna to prośba, lecz po prawdzie Aili była ona na rękę. Ledwo zdążyła zagonić służbę, by ta czyściła srebra i salę rycerską przygotowała na wypadek, gdyby gość okazał się godzien zaproszenia go na wieczerzę.
Kiedy Aila de Barr z właściwym sobie wdziękiem i godnością zmierzała do owej kaplicy, okazało się, że gość, któremu po prawdzie kazała trochę na siebie poczekać, wyszedł zaczerpnąć powietrza świeżego, toteż spotkali się pod drzewami u wejścia do świętego przybytku.
Kasztelanka aż przystanęła zdziwiona widokiem gościa. Spodziewała się młodzika… gołowąsa jakiegoś… może spasionego jak świniak, a może wychudłego gruźlika, bo przecie wiadomo, ze ludzie nauki tężyzną fizyczną nie grzeszą, a tutaj… spotkała nie młodzieniaszka a męża postawnego o licu, które choć męskie w swej ostrości rysów, miało w sobie swoistą szlachetność. Rozumność. Tak, to określenie najbardziej pasowało, gdy kocio-zielone oczy przybysza zwróciły się ku Aili. [MEDIA]http://s2.ifotos.pl/img/a94c03b05_qpsawna.jpg[/MEDIA]
On również wydawał się zaskoczony i będący pod wrażeniem jej urody, co właściwie dziwić nie powinno. Jednak tym razem szlachcianka poczuła się tym faktem wielce ukontentowana. - Pani Aila de Barr? – zapytał mężczyzna, kłaniając się w pas – To dla mnie zaszczyt panią poznać. Nazywam się Valentino z Canossy…
- Panienka – wtrąciła blondwłosa piękność, poprawiając przybysza co do swojego stanu i aż się zaczerwieniła, że nie poczekała do końca jego wypowiedzi. - Ach, no oczywiście, panienka jest taka młoda… a jednocześnie tak piękna, że nie sposób w niej widzieć dziewczę, lecz prawdziwą kobietę. Nie pąk, a kwiat najurodziwszy. Doprawdy proszę o wybaczenie. – Valentino znów zgiął się w ukłonie – Bardzo dziękuję za poświęcony czas i… przepraszam za najście. Studiuję nauki historyczne na uniwersytecie w Padwie. Obecne jestem w trakcie podróży, mając na celu spisać wszystkie zamki na ziemiach burgundzkich. Oczywiście, Kocie Łby w swej wspaniałości zasługują nie tylko na uwzględnienie w spisie, ale też krótki opis losów, toteż chciałem spotkać się z jego… mieszkańcami. Panienka długo tu mieszka, jeśli wolno mi zapytać?
Zmieszała się. Jednak tylko na chwile. W końcu była kimś kto „bywał” a nie jakąś zaściankową szlachcianką… przynajmniej według własnej opinii. Ukrywszy podniecenie przystojnym gościem, gestem dała mu znać, by dołączył do niej na spacerze. - Niedługo. Po prawdzie przyjechałam do wuja ledwo dwie wiosny temu. – odparła niespiesznie – Mogę jednak Pana oprowadzić po włościach.
- Jeśli to nie problem, czułbym się zaszczycony. Tylko… - mężczyzna nieco się zmieszał – Proszę wybaczyć, ale w trakcie oprowadzania chciałbym robić szkice. No i dokładnie przyjrzeć się architekturze. Dziś już natomiast zmierzcha. Czy miałaby panienka czas dla mnie jutro?
- Jutro? Oczy… - umilkła, przypomniawszy sobie o planie Alexandra – Niestety nie. Lecz pojutrze. Jak najbardziej.
- O, to nawet lepiej, mógłbym jutro zapuścić języka wśród służby… o ile oczywiście, panienka się zgodzi.
- Wiedza to to, co odróżnia nas od zwierząt. – odpowiedziała Aila de Barr, omiótłszy Valentina spojrzeniem, by upewnić się czy docenia jej elokwencje – Postaram się panu pomóc, najlepiej jak mogę. Zresztą, może zechce pan uczynić nam zaszczyt i zatrzymać się w zamku na parę nocy?
- Och, jeśli to nie problem… byłbym zaszczycony. – w przypływie emocji Valentino złapał dłoń Aili i ucałował jej palce. Dziewczyna zaczerwieniła się lekko, lecz przyjęła sytuację ze spokojem.
- Nie mieszka tu wiele osób, toteż towarzystwo osoby wykształconej będzie dla mnie miłą odmianą.
- Zatem jutro z rana pozwolę sobie przenieść swoje rzeczy. Naprawdę, jestem ogromnie wdzięczny! To… wspaniały zamek.
- To żaden kłopot. Każę naszykować komnatę od wschodniej strony, żeby jak najdłużej miał pan światło, by móc pisać. – odparła Aila, po czym dodała - Może też przyjmie pan zaproszenie na dzisiejszą wieczerzę? Choć mój wuj jest niezdrów to na pewno inni mieszkańcy zamku uraczą pana jakimiś historiami z czasów jego wielkich czynów.
- Pani wujem jest osławiony Torin, zwany Dębem?
- Owszem.
- Jest to więc kolejny zaszczyt, panienkę poznać. Wiele słyszałem o zasługach wuja w wyprawach krzyżowych.
- Taaaak, kiedyś był on nie do pokonania. – westchnęła blondwłosa piękność z nostalgią, biorąc przybysza pod ramię – Proszę za mną, wieczerza powinna być niedługo gotowa. - Z przyjemnością panienką. – mężczyzna posłał jej delikatny uśmiech, którym nieomal skradł niedoświadczone serduszko... gdyby nie było ono nasączone krwią nieumarłego wampira.
Ostatnio edytowane przez Mira : 05-08-2017 o 09:53.
|