Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-07-2017, 19:43   #5
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację

Stało się tak, jak zapowiadali słudzy. Pod wieczór nim jeszcze słońce schowało się za horyzontem, u progu Kocich Łbów pojawił się młody mężczyzna na karym koniu, podający się za historyka. Prosił on o spotkanie z wielmożą zamku, a gdy zaproponowano, że zamiast Torina de Barra, który nie wiadomo kiedy by znalazł dlań czas, przyjmie młodziana jego bratanica, ten nie obraził się bynajmniej. Jeno poprosił, by do spotkania doszło w przyzamkowej kaplicy. Dziwna to prośba, lecz po prawdzie Aili była ona na rękę. Ledwo zdążyła zagonić służbę, by ta czyściła srebra i salę rycerską przygotowała na wypadek, gdyby gość okazał się godzien zaproszenia go na wieczerzę.

Kiedy Aila de Barr z właściwym sobie wdziękiem i godnością zmierzała do owej kaplicy, okazało się, że gość, któremu po prawdzie kazała trochę na siebie poczekać, wyszedł zaczerpnąć powietrza świeżego, toteż spotkali się pod drzewami u wejścia do świętego przybytku.

Kasztelanka aż przystanęła zdziwiona widokiem gościa. Spodziewała się młodzika… gołowąsa jakiegoś… może spasionego jak świniak, a może wychudłego gruźlika, bo przecie wiadomo, ze ludzie nauki tężyzną fizyczną nie grzeszą, a tutaj… spotkała nie młodzieniaszka a męża postawnego o licu, które choć męskie w swej ostrości rysów, miało w sobie swoistą szlachetność. Rozumność. Tak, to określenie najbardziej pasowało, gdy kocio-zielone oczy przybysza zwróciły się ku Aili.

[MEDIA]http://s2.ifotos.pl/img/a94c03b05_qpsawna.jpg[/MEDIA]

On również wydawał się zaskoczony i będący pod wrażeniem jej urody, co właściwie dziwić nie powinno. Jednak tym razem szlachcianka poczuła się tym faktem wielce ukontentowana.

- Pani Aila de Barr? – zapytał mężczyzna, kłaniając się w pas – To dla mnie zaszczyt panią poznać. Nazywam się Valentino z Canossy…
- Panienka
– wtrąciła blondwłosa piękność, poprawiając przybysza co do swojego stanu i aż się zaczerwieniła, że nie poczekała do końca jego wypowiedzi.
- Ach, no oczywiście, panienka jest taka młoda… a jednocześnie tak piękna, że nie sposób w niej widzieć dziewczę, lecz prawdziwą kobietę. Nie pąk, a kwiat najurodziwszy. Doprawdy proszę o wybaczenie. – Valentino znów zgiął się w ukłonie – Bardzo dziękuję za poświęcony czas i… przepraszam za najście. Studiuję nauki historyczne na uniwersytecie w Padwie. Obecne jestem w trakcie podróży, mając na celu spisać wszystkie zamki na ziemiach burgundzkich. Oczywiście, Kocie Łby w swej wspaniałości zasługują nie tylko na uwzględnienie w spisie, ale też krótki opis losów, toteż chciałem spotkać się z jego… mieszkańcami. Panienka długo tu mieszka, jeśli wolno mi zapytać?

Zmieszała się. Jednak tylko na chwile. W końcu była kimś kto „bywał” a nie jakąś zaściankową szlachcianką… przynajmniej według własnej opinii. Ukrywszy podniecenie przystojnym gościem, gestem dała mu znać, by dołączył do niej na spacerze.

- Niedługo. Po prawdzie przyjechałam do wuja ledwo dwie wiosny temu. – odparła niespiesznie – Mogę jednak Pana oprowadzić po włościach.
- Jeśli to nie problem, czułbym się zaszczycony. Tylko…
- mężczyzna nieco się zmieszał – Proszę wybaczyć, ale w trakcie oprowadzania chciałbym robić szkice. No i dokładnie przyjrzeć się architekturze. Dziś już natomiast zmierzcha. Czy miałaby panienka czas dla mnie jutro?
- Jutro? Oczy…
- umilkła, przypomniawszy sobie o planie Alexandra – Niestety nie. Lecz pojutrze. Jak najbardziej.
- O, to nawet lepiej, mógłbym jutro zapuścić języka wśród służby… o ile oczywiście, panienka się zgodzi.
- Wiedza to to, co odróżnia nas od zwierząt.
– odpowiedziała Aila de Barr, omiótłszy Valentina spojrzeniem, by upewnić się czy docenia jej elokwencje – Postaram się panu pomóc, najlepiej jak mogę. Zresztą, może zechce pan uczynić nam zaszczyt i zatrzymać się w zamku na parę nocy?
- Och, jeśli to nie problem… byłbym zaszczycony.
– w przypływie emocji Valentino złapał dłoń Aili i ucałował jej palce. Dziewczyna zaczerwieniła się lekko, lecz przyjęła sytuację ze spokojem.
- Nie mieszka tu wiele osób, toteż towarzystwo osoby wykształconej będzie dla mnie miłą odmianą.
- Zatem jutro z rana pozwolę sobie przenieść swoje rzeczy. Naprawdę, jestem ogromnie wdzięczny! To… wspaniały zamek.
- To żaden kłopot. Każę naszykować komnatę od wschodniej strony, żeby jak najdłużej miał pan światło, by móc pisać.
– odparła Aila, po czym dodała - Może też przyjmie pan zaproszenie na dzisiejszą wieczerzę? Choć mój wuj jest niezdrów to na pewno inni mieszkańcy zamku uraczą pana jakimiś historiami z czasów jego wielkich czynów.
- Pani wujem jest osławiony Torin, zwany Dębem?
- Owszem.
- Jest to więc kolejny zaszczyt, panienkę poznać. Wiele słyszałem o zasługach wuja w wyprawach krzyżowych.
- Taaaak, kiedyś był on nie do pokonania.
– westchnęła blondwłosa piękność z nostalgią, biorąc przybysza pod ramię – Proszę za mną, wieczerza powinna być niedługo gotowa.
- Z przyjemnością panienką. – mężczyzna posłał jej delikatny uśmiech, którym nieomal skradł niedoświadczone serduszko... gdyby nie było ono nasączone krwią nieumarłego wampira.
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 05-08-2017 o 09:53.
Mira jest offline