Dzięki zabiegom Galadiona Roisin ponownie odzyskała pełną świadomość, a także częściową sprawność we własnej ręce. Jako, że było to jej pierwsze leczenie czarami była trochę zdumiona rozczarowaniem lorda nad efektami własnej pracy. Na zagojenie ran, które odnosiła żyjąc w miescie zwykle potrzebowała dużo więcej czasu. Podziękowała najpierw aniołowi, a potem elfowi za pomoc, ciesząc się z powracającego zdrowia.
Oglądając pole bitwy i jej efekty w postaci wielu rannych i zabitych uświadomiła sobie, że mogła skończyć dużo gorzej. Ta myśl spowodowała, że na kilka chwil chwycił ją ogromny strach o własne życie. Nie codziennie w końcu brała udział w bitwach… w zasadzie to wcale. Świat wydał jej się niebezpieczny, a przygody mogły się kończyć w zupełnie inny sposób niż jej się dotychczas wydawało. Szybko jednak zebrała się w sobie i na moment wróciła myślami do zawieszonego na niej wzroku lorda. Zdawało jej się, że to nie pierwszy raz zwróciła z jakirjś przyczyny jego uwagę. Ostatecznie uznała, że i tak nic nie wymyśli więc postanowiła się na coś przydać. Pokład wypełniały głosy ciężej rannych, którzy wymagali pomocy. Chciała porozmawiać o tym z Maelarem, ale wtedy dopiero dotarło do niej, gdzie udała się Fira. Wstała i podeszła do łaczek z ogromnym niepokojem. Znała Grosha krótko, ale z całej ekipy jego i Firę polubiła najbardziej.
- Co z nim? - wyszeptała niepewnie, mając nadzieję, że to jednak Silly będzie się nim zajmować.