-
Niech was Corellon błogosławi…- odparł -
nazywam się Egondrom Groh. A to mój towarzysz Maalu i resztki po Saidzie - tu spojrzał na krwawą miazgę w glebie.
-
Przybyliśmy tu po niego. Ja przybyłem. Jego róg jest mi niezbędny do prac alchemicznych…- wyjaśnił -
Choć nie spodziewałem się, że będzie taki wielki… - pokręcił głową -
A was co sprowadza w to przeklęte miejsce?- spytał.
Rycerka nim odpowiedziała, skupiła się na sprawdzeniu aury czarodzieja.
-
Jeśli komuś macie dziękować to tylko Helmowi - odparła. Elf okazał się nie mieć w sobie zła, dlatego paladynka w końcu zdecydowała się schować
Pożogę. - Jestem lady Venora Oakenfold. Niedawno napadł na nas licz, pokonałam go, a teraz szukamy jego krypty, by nie powstał już więcej ze zmarłych. Ten tu - wskazała na jaszczuroczłeka. -
To Balthazaar, mój towarzysz - przedstawiła go, zakładając, że sam tego nie zrobi.
-
Niesamowite. Spotkać w jeden dzień dwie tak niesamowite istoty…- zadumał się podchodząc bliżej do smoczydła. Elf dokładnie przyjrzał się Balthazaarowi, na co smoczydło odpowiedziało jedynie buchnięciem pary z nozdrzy i ledwie słyszalnym pomrukiem.
-
Licza też się obawiałem. To miejsce jest spowite silną magią, która blokuje wszelkie próby wieszczenia. Domyśliłem się, że to sprawka nekromanty - miał spokojny i przyjemny dla ucha głos. Jego jasne włosy sięgały łopatek, a twarz miał smukłą i przystojną.
-
Zatem przy najbliższej okazji podziękuję Helmowi- dodał po krótkiej chwili -
Myślę, że możemy pójść na mały układ. My pomożemy wam znaleźć kryptę licza, a wy pomożecie odnaleźć leżę smoka. Łupami podzielimy się na równe cztery części. Będzie bezpieczniej razem przeczesywać moczary-
Paladynka skinęła głową.
-
Rozsądna propozycja, ale wszelkie przeklęte przedmioty zabiorę ze sobą by je zniszczyć. One nie będą też wchodzić w pulę łupów do podziału - zastrzegła Venora i podeszła do Balthazaara by samej ocenić jego stan. Doskonale zdawała sobie sprawę, że on nawet jakby mu rękę urwało to by udawał, że wszystko jest w porządku. Jaszczuroludź miał ślady zadrapań, ale na jego grubej skórze trudno było znaleźć siniaki, czy cokolwiek co świadczyłoby o uszczerbku na zdrowiu. Na szczęście nie krwawił.
-
To uczciwy układ. Rozumiem twoją misję. Paladyni zawsze mnie zadziwiali- podkreślił -
Dajcie mi chwilę na przypomnienie sobie zaklęć, którymi jeszcze dysponuję-
-
Dobrze więc, odpocznijmy, nam też się to przyda - zgodziła się Venora i sięgnęła do plecaka. Wyciągnęła z niego miksturę i wcisnęła ją smoczydłu w dłoń. -
Wypij - nakazała.
Balthazaar rzucił jej chłodne spojrzenie, jakby chciał przypomnieć, że rozkazy Venory nie dotyczą jego osoby. Ostatecznie jednak uznał, że najwyraźniej leczenie jest mu potrzebne i przyjął flaszę z naparem, wlewając sobie do pyska całą zawartość. Venora usiadła sobie pod pniem połamanego drzewa, by odetchnąć po walce. Położyła dłoń na piersi i uleczyła się w pełni ze swoich obrażeń.
-
Dobrze. Jestem gotów, a wy?- elf zwrócił na siebie ich uwagę.
Panna Oakenfold na te słowa podniosła się z miejsca i zbliżyła do czarodzieja.
-
Orientujesz się gdzie może być tu krypta licza? - zapytała go.
-
Jestem tu pierwszy raz, a jak wspomniałem magia wieszczenia tutaj nie działa…- odparł przecząco elf -
Mój przyjaciel pofrunął nad drzewa i powiedział, że ta wysepka nie jest taka wielka. Powinniśmy ją obejść do końca dnia, więc przy odrobinie szczęścia znajdziemy kryptę. Gorzej z leżem smoka…-
-
Ja dostrzegłam oznaczenia na pniach i po nich, tak mnie więcej, kierowaliśmy się tu. Opiekun lasu wspomniał mi jeszcze o żywych drzewach, które mają wskazać miejsce krypty - dodała na koniec Venora, wzruszając ramionami. -
Tam nic nie ma - wskazała kierunek, z którego przybyła wraz z Balthazaarem. -
Więc proponuję już iść gdzieś tam - skinęła głową w drugą stronę. -
Nam się niestety śpieszy, więc tylko krypta tak naprawdę mnie interesuje. Jednak z martwieniem się poczekałabym jeszcze chwilę, bo może to właśnie smok był istotą, która strzegła krypty? - zasugerowała rycerka w optymistycznym tonie.
Elf wymienił porozumiewawcze spojrzenia ze swoim towarzyszem, po czym zgodzili się na wytypowany przez rycerkę kierunek. Balthazaar ruszył przodem, a Venora tuż za nim. Smoczydło z łatwością odcinało kolejne gałęzie, czyszcząc drogę sobie i kompanom. Marsz trwał kilka chwil. Ziemia pod nogami znowu zrobiła się grząska. Gęste krzewy w końcu się skończyły a grupa dotarła na obumarłą polanę, gdzie sucha trawa sięgała piersi najniższej w grupie Venorze. Drzewa również toczyła jakaś paskudna choroba, gdyż nie miały ani kory, ani liści.
-
Tu znowu torfowiska. Czyli musieliśmy minąć nasz cel…- burknął Maalu.
-
Możliwe… - mruknęła z niezadowoleniem Venora rozglądając się wkoło, podchodząc do pnia najbliższego drzewa by go dokładnie obejrzeć. Przeszło jej przez myśl, że łatwiej by im szło szukanie gdyby licz żył, a oni po jego żywych trupach mogliby dotrzeć do kryjówki jak po sznurku. Zaraz jednak zganiła się za te myśli.
-
Najlepiej skupić się na przeszukaniu twardego gruntu, zanim zabierzemy się za brodzenie w bagnie - zasugerowała i skinęła na Balthazaara by iść dalej.
-
Dobra, to dajcie chwilę odsapnąć…- burknął Maalu, siadając pod jednym z chorowitych drzew. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni zawinięty w płótno kawałek suszonej wołowiny, odgryzając kawałek.
-
Pamiętajcie, że zarówno licz, jak i czarny smok to mistrzowie podstępu. Trzeba zwracać uwagę na każdy szczegół żeby znaleźć wskazówki. Może nawet takich nie być…-
-
Dopiero co odpoczywaliśmy - zwróciła uwagę Venora. -
Ale niech będzie, tylko nie długo - dodała spoglądając na wojownika. -
Osobiście uważam, że najlepiej będzie zacząć się modlić do Tymory, bo jeśli się nie potkniemy o tą kryptę to chyba inaczej jej nie znajdziemy - wyraziła swoje zdanie paladynka, nie poprzestając na rozglądaniu się.
Maalu dokończył posiłek i już miał się podnieść, gdy korzeń na którym siedział nagle się poruszył. Balthazaar od razu złapał za miecz. Drzewo drgnęło, a w centralnej części pnia zalśniły dwa ślepia.
-
Pożywka… Pożywka…- syknął wspólną mową dziwaczny drzewiec.
-
Maalu, uważaj! - krzyknęła Venora. Paladynka wzięła przykład z towarzysza i sama również chwyciła za broń. Nim jednak zaatakowała, tchnęła w swoją broń boską energię.
Pożoga zapłonęła, a jej ostrze zabłysło jasną poświatą. Wtedy też panna Oakenfold ruszyła szarżą na tą dziwną istotę. Płynny cios miecza odciął jedną z patykowatych gałęzi. Drzewo syknęło w dziwny sposób i zamierzyło się na rycerkę. Szponiasta gałąź smagnęła Venorę w twarz, pozostawiając piekące ślady. Roślina spróbowała raz jeszcze, lecz rycerka zdążyła zasłonić się tarczą. Balthazaar poszedł w ślad Venory i natarł agresywnie na drzewca. Cios był jednak dość słaby i nie dał rady obciąć żadnej z gałęzi. Maalu również wartko się pozbierał i dwukrotnie uderzył toporem, lecz głowica topora nawet nie wbiła się porządnie w drzewo.