- A coż tacy zapatrzeni? Ładnam ja wam? Mozecie dziś wieczorem posłuchać mojego śpiewu. Senosha obiecuje być zalana w trupa i dać wam coś miłego. Artystycznie. Senosha lubi wasze brody. - tak, trakjotala, jak to szela, przestępując zwodniczo z łapki na łapkę, jak jakiś mały, potulny zwierzak, co doskonale maskowało wrodzoną krwiożerczość tego gatunku. W większym mieście każdy znal kogoś kto był pogryziony/napadnięty/zgwałcony przez szele.
Panom krasnoludom trzeba przyznać jednak rację w ich zmieszaniu: po szeli nie widać często płci i wieku, a często nawet nie sposób odróżnić od zwierzęca, bo niektóre doskonale się bawią, udając takowe. Zwierzęta znaczy. Udając zwierzęta.
- My rozmawiamy, panie. - Kiedy z wnętrza Kurewskiego nurtu wyszedł mężczyzna, Senosha przekrzywiła łepek a potem ukłoniła się, uginając przednią łapę. Podziękowała w ten sposób za wstawienie się – choć rzecz jasna mogłaby poradzić sobie sama! A jakże! Do karczmy wbila dostojnym kłusem, wprawiającym w miarowe falowanie jej bujnej, opadającej na obie strony szyi grzywy. Jak i szuranie koralików.
- Gorących dni i długich nocy, dzęntelistoty! - przywitala się,z walniajac kroku, stawiając dumnie przednie łapy w szlachetnym ruchu, omiatając dechy szczecinami nadgarstkowymi. Zatrzymawszy się na środku, ogonem jak biczem strzeliła, rozprostowując na nim włoś, a pokaz ten bez wątpienia służyć miał pokazaniu swojego zwierzęcego, pierwotnego piękna – niezależnie od poczucia estetyki. Ale patrzeć nikt nie kazał, choć spojrzenia czuła., Nie będąc istotą niesmiałą ani wycofaną, zdawała się radować z owej atencji.
- Niosły mnie do was drogi dalekie, kręte, pełne baśni i przygód. Kalep wszechmogąca, podnosząca mi słońce co rano wskazała mi jedyną najjaśniejszą ścieżkę do najwspanialszego przybytku w caaaaałym Trójlesie! - usiadłszy na zadzie przybrała pozycję pionową i rozłożyła na boki długie ramiona.
- Calutkim. Pierwej jednak napić się należy. Trzeba nawet. Stado Senoshy powiada: jak się jest w oberży to napić się należy. A jak się jest przed norą to napić się należy!
Ponownie opadłszy na cztery łapy, już radośnie, z zadartym ogonkiem, skocznym kłusikiem przydwefiladowała do lady. Tam jednak zwolniła nico, tracąc animusz, a wachlarze jej uszu pochyliły się do przodyu I nie dlatego że ją to interesowało – niiieeee. Ale mówili takim konspiracyjnym głosem – to się samo podsłuchuje, nie da się inaczej! Przekrzywiwszy łeb popatrzyła na tego narzeczonego, który koniecznie chciał zobaczyć papier na którym głupie ssaki zapisują kto śpi w danym miejscu. Gdyby szele tak robiły to by chyba w życiu nic nie robiły. No przecież wiadomo,ze jak ktoś zrobi imprezę z alkoholem, to ma całą norę szel. Raz nawet ktoś się udusił – Senosha pamięta tą historię. Aaaale – ważne ze nie ona!
Wtem jakiś głos odwrócił jej uwagę. Kelnerka. Wzięłą go za samca, ale dziś szela była samicą. Odwrociła się zatem rpzodem do dziewki i ukłoniła jej – niby to ukłon, ale z taką pewnością siebie i dworskoscią.
- Jam jest księżna Kala’kitarisu, dziewiąta córka Sułtana Gwieździstego Grodu. - zadarła dumnie łeb.
- Ugość mnie miodem pitnym oraz tuzinem surowych jaj. To tradycja naszego szlachetnego rodu! |