Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2017, 22:50   #19
Cedryk
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację
Świetlica. Drużyna plus dzieciaki.

Nie skończył dobrze mówić kiedy do świetlicy weszła dwójka “zwiadowców”. Elf od progu, nie mówiąc nic zaczął zamykać drzwi i barykadować je pierwszym co wpadło mu w ręce. A gdy w końcu był już jako tako zadowolony ze swej pracy zwrócił się do pozostałych.
- Pomóżcie mi zaryglować okiennice i wzmocnić drzwi.

Panna Canvas tylko pokręciła z politowaniem głową na ten przejaw, przewrażliwienia elfa. Sama dłonie miała całkiem delikatne więc nie rwała się do szarpania z ryglowaniem. Zajęła sobie kąt, wyciągnęła z plecaka zwijane posłanie i po rozłożeniu go usiadła na nim.

Bertrand wzruszył ramionami. Odkorkował butelkę z gorzałką i polał do jednego z kufli, z którym podszedł do elfa. Podał mu.
- Wypij na raz. Jak już odzyskasz oddech opowiedz co się stało.

- Dziękuję, nie pijam czyściochy, mam potem zgagę. - Grzecznie odmówił uszaty. - Może nic się nie stało, może to tylko mgła i ciemności i przywidzenie, może po prostu jestem przeczulony, może… Ale jeśli nie to w wiosce jest ludzki ly’tel’quessir, czy jak wy je tam nazywacie.

Bertrand wzruszył ramionami wypił gorzałkę. Dużo jej nie było, ot tak by uspokoić skołatane nerwy, skoro zaś nie chciał, to nie. Bertrand nie miał zamiaru nikogo przymuszać.
- Nie znam tego określenia. To z elfickiego tyle wiem. - spokojnie wrócił do stołu. - Okiennice zamknie się przed samym snem. Cóż takiego widzieliście?

- Ślady - odparł elf zamykając i ryglując okiennice po kolei - świeże ślady, ni to człowiek, ni zwierzę, raczej pomiędzy, drapieżca… może przesadzam, ale mi to wygląda na jedną z bestii księżycowych, ludzkiego ly’tel’quessir, tylko nie tak pokojowo nastawionego.

- Od kiedy to bardowie, znawcy pułapek, znają się na myślistwie i tropieniu, a nie znają wspólnego.- Bernard uśmiechnął się. - [/i] z opisu wnoszę, że chodziło pewnie o któregoś z likantropów, może wilkołak lub niedźwiedziołaka.[/i] Przez chwilę w zamyśleniu wpatrywał się w ogień z paleniska.
- Jednak nie widzieliście nikogo, tylko dziwny ślad, który jeśli ktoś nie jest tropiciel może być wszystkim. Myślę, że widzieliście po prostu nietypowe obuwie. Zapewne śladów rakiet śnieżnych też byście nie rozpoznali. Górale chodzą często w dziwnych ciżmach z wieloma lub jednym palcem. Siadajcie zatem.

- W Cormantorze tropienie i myślistwo przydają się bardziej niż znajomość wspólnego, toteż każde dziecko poznaje jak ślady rozpoznawać. - Odparł elf niewzruszony, miał poważniejsze sprawy na głowie niż kleryk podważający jego kompetencje. - A wy czcigodny możecie mieć rację, a możecie się mylić. Pytanie czy gotowi jesteście zaryzykować życiem naszym i tamtych dzieci byle tylko przeforsować swoją opinię. To jak będzie pomożecie mi czy wolicie dalej się wymądrzać?

- Przypomnę, że jesteśmy tu by załatwić tą kwestię, zatem skoro upierasz się, iż to morduje lykantrop, powinniśmy wyjść temu naprzeciw a nie barykadować się jak wieśniacy. W końcu nie kto inny jak ty sam mówiłeś o chęci pomocy. Odparł spokojnie Bertrand.

- No co wy czcigodny, życia wam nie żal? - Elf postukał się palcem w czoło. - Przecież na zewnątrz mgła taka, że widać nie dalej jak na odległość wyciągniętego ramienia, jak chcecie walczyć z bestią której nie zobaczycie choćby i dwa kroki od was się czaiła?

- Na pewno nie pomoże nam panikowanie. Do trzech czy nawet czterech teorii dołożyliście kolejną. Bea wracaj do swoich gości! Opowiedz im coś śmiesznego, ja ty to umiesz. Przerwał Bertrand na chwilę na widok wychylającej się zza przepierzenia głowy akolitki Lathandera.
- Nie w smak mi by dzisiaj, prosto z podróży uganiać się za niebezpieczeństwem, jednakże w końcu trzeba będzie się z nim zmierzyć a nie jest łatwo odkryć likantropa w jego ludzkiej postaci. Pozostaje zatem noc, nawet tak mglista jak ta dzisiejsza. Z nieumarłymi też w dzień nie będziecie walczyć tylko nocą.

- No, nareszcie z sensem mówicie czcigodny. - Długouchy pochwalił człowieka. - Słusznie, w dzień go trudno znaleźć, i całe szczęście bo nie mam zamiaru go szukać jeśli sobie w wiosce żyje spokojnie. Może zresztą żadnej bestii nie ma, ale to mnie nie powstrzyma przed zabezpieczeniem naszego noclegu, nie przeżyłem tak długo licząc na swe szczęście. - Lugolas ani na chwilę nie przestał ryglowania okiennic.

- Czyń jak uważasz, też miałem zamiar je zaryglować ale nie w takim pośpiechu. Jak już mówiłem Wielebnemu Dolonowi, jest ktoś, kto jakby widział tego potwora. Najbogatszy mieszkaniec wioski, niejaki Varrin. Wywiedziałem się też o myśliwych z wioski. Jest tu takich trzech braci, według słów strażnika dzisiejszej nocy mieli zasadzić się na niedźwiedzia, więc nawet do nich nie szedłem
Bertrand spokojnie nalał sobie do kufla piwa.

- Skoro jest to lykantrop to lepiej jakby ktoś z nas miał posrebrzaną broń - odezwała się cicha do tej pory Ilaria. - Ja takiej nie mam, ale i tak wyłącznie czarami operuję - dodała po chwili.

- Mam kilka sztuk srebra w sakiewce - niezbyt chętnie przyznał elf - w razie konieczności mogę je zaostrzyć i zrobić z nich prowizoryczne groty strzał, nie będzie to najlepsza broń na świecie, ale zawsze to coś. - Kontynuował pracę, zabezpieczając okiennice. - Poczekałbym jednak do świtu by za dnia, jak mgła się podniesie zbadać uważnie okolicę. Nikt nam nie każe przecież rzucać się na bestię niezwłocznie. Ja w każdym razie nie zamierzam bez dobrego planu, toć byłoby to samobójstwo. Może też, jeśli znalazłbym potrzebne materiały, udałoby mi się stworzyć alchemiczne srebro, lecz ktoś by potem musiał z tego broń wykuć. - Dodał po chwili zadumy.

- Mam tylko posrebrzany sierp. Nie jest to moja ulubiona broń - Bertrand w zamyśleniu obracał kubek z piwem.
- Gdybyśmy mieli odpowiednio wiele na to czasu to nawet ja potrafiłbym broń taką zrobić. W wiosce jest krasnolud kowal, być może zna się on lepiej ode mnie na wytwarzaniu broni. Zajmuje to jednak czas. Słyszałem też, że niektórzy walczący z wilkołakiem srebrzyli ostrze przez pocieranie go srebrną monetą, nie wiem jednak jak skuteczna była ta metoda. Zapewne srebro starte z monety też długo nie utrzymywało się na ostrzu.

Skończywszy ryglować okiennice, elf sięgnął ręką w przepastne odmęty swej torby i wydobył z niej miecz. Broń raczej zwyczajna, jakich wiele można było kupić tu i ówdzie.
- Warto będzie spróbować i tej metody. - Przytaknął kapłanowi. - Ciągle nie mam pewności czy to w rzeczywistości lycantrop - wypróbował słowo którego z jakiegoś powodu wcześniej nie znał - ale lepiej być gotowym, no i słyszałem, że srebro dobrze działa również na nieumarłych, nigdy jednak tego nie sprawdziłem.

Bertrand z uśmiechem pokręcił głową.
- W pewnym sensie. Jak tłumaczył mi to jeden z moich nauczycieli alchemii i teologii, srebro jest czystym metalem przejmuje energię pozytywną. Dlatego srebro wykorzystuje przy wodzie święconej, potrzeba go aż dziewięć funtów srebra, dlatego też tyle kosztuje ona. Sama srebrna broń nie ma wpływu na nieumarłych, bo wykonał bym z niej halabardę. Inny zaś z moich mentorów wskazał mi szybę w bibliotece i zapytał “Co widzisz? Ludzi” odpowiedziałem, potem postawił mnie przed lustrem “Co widzisz? Siebie. A dlaczego w lustrze szkło i w szybie szkło. Bo szkło w lustrze jest z jednej strony pokryta srebrem mistrzu. Pamiętaj więc by nigdy ci srebro czyli bogactwo nie przesłoniło ludzi.”
Bertrand chrząknął i pociągnął niewielki łyk piwa.

- Powinieneś wybrać się do Calimshanu i im takie morały prawić. Tamtym to nikt chyba o tym nie mówił - powiedziała Ilaria do kapłana i krytycznie spojrzała na własne posłanie. Poprawiała je już dłuższą chwilę i wciąż było jej niewygodnie. W końcu ułożyła się do spania, a jej kot zwinął się w kłębek kładąc przy jej głowie. - Dobranoc panowie - dodała Canvas i zamknęła oczy. Kot zrobił to samo i tylko czujnie postawione uszy futrzaka wskazywały, że czuwa.

Bertrand uśmiechnął się i wzruszył ramionami nim odpowiedział.
- Szkoda mojego czasu i zachodu. Ich to nikt nie zmieni.

- A po co ich zmieniać? - Zdziwił się elf. - W Calimshanie z tego co słyszałem popularnością cieszy się kult Waukeen, a tej bogini zawsze można było ufać. - Wyraził swoją opinię na temat religijny, choć wiedział, że może tym sprowokować nielada dyskusję. - Dobranoc piękna pani.

- Ja mam srebrną broń - rzekł wtem Dolon zmęczonym głosem. Najwidoczniej prawie już przysypiał, a i stąd zapewne jego opóźniona reakcja. - W świątyni w której dostąpiłem święceń tradycją było, by każdy wyświęcony otrzymał broń ze srebra. Nie do końca pamiętam już jakie było tego wytłumaczenie, ale chyba odnosiło się do występowania łaków na północy… Aaahhhh… - ziewnął przeciągle.

- Łaków? - dopytywał elf podejrzliwie.

- Tych… no… likantropów - wyjaśnił niziołek.

- Czyli jednak! Nie miałem pojęcia, że tak łatwo tu spotkać bestie księżycowe, ale skoro i ciebie przed nimi ostrzegano to jest to argument przemawiający za tym, że jednak się nie pomyliłem. - Elf nie wyglądał na zbyt zadowolonego, że jego racje się potwierdzają w słowach Dolona.

- Wprawdzie nie rzekłem, że muszą być akurat w tej okolicy, ale tak, słyszałem historie, że takie dzikie tereny jak tutejsza północ sprzyja ich występowaniu. - starał się doprecyzować. - Mimo wszystko jakoś niespecjalnie pasuje mi tutaj jakiś łak do naszej zagadki. Chociaż to może być powodowane zmęczeniem.

Bertrand spojrzał po zgromadzonych. Wszyscy powoli szykowali się do snu. Zza przepierzenia docierał do niego cichy głos Bei.
- Kierunków działania jest wiele. Potem podzielimy się zadaniami, chociaż myślę, iż większość czynności i tak pewnie wykonamy razem. Co cztery… pięć głów to nie jedna. Myślę że na dziś będzie to wystarczająca praca . Czas na odpoczynek.
Po tych słowach wstał, dopił piwo, dorzucił do paleniska w taki sposób by drewno powoli się spalało przez całą noc.
Przeszedł do dzieciaków. Bea kończyła właśnie przypowieść o rycerzu Drepataku.
https://www.youtube.com/watch?v=NI02...7561073F4B 1C
- Dość na dzisiaj
Zarządził, na co odpowiedziały mu jęki. Bertrand przyjrzał się Bei. Dostrzegł w jej oczach zawód.
- Dobrze jeszcze dwa razy zagramy. Beo przynieś swoją cytrę.
Dziewczynka rzuciła się do swoich rzeczy. Wyjęła cytrę od razu po futerale można było poznać, iż instrument nie będzie tak misternie wykonany jak cytra kapłana Lathandera. Było tak też w istocie. Cytra Bei nadawała się dla początkujących grajków.
https://www.youtube.com/watch?v=I6IW...jBuNU&index=14
- Dobrze, teraz twoja Beo pokazać, że i ty potrafisz tańczyć
https://www.youtube.com/watch?v=acsn...=RDlgOGeMeutb8
Akolitka oczywiście umiał tańczyć, może nie nadawał się jej taniec na salony ale tutaj jej umiejętności wystarczyło. Tańcowała z najstarszym z chłopaków, tak że spąsowiał on jak róża.
- Dość tego dobrego, nie będę was teraz po nocy odprowadzał widziałem tu jakiś sienniki i koce. Bea pomóż im. Możecie też rozmawiać ale tylko szeptem, więc nie musisz jeszcze kończyć wieczoru. Pamiętaj jednak, że wstajemy jak zwykle przed świtem.
Bea szybko zabrała swoje posłanie i umieściła się przy dzieciakach z wioski w jednym z sąsiednich “boksów”. Bertrand w tym czasie zdjął większość swoich blach, kolczugowe elementy, pozostał tylko w skórzni chroniącej ciało przed otarciami od wcześniej wymienionych elementów ciężkiej pełnej zbroi płytowej. Po tym wydał jeszcze gwizdem jednej z suk polecenie by pilnowała terenu i alarmowała. Zbyt długo był jednak treserem dzięki temu wiedział, iż psy sypiają czujnie i często w nocy budzą się, zatem faktycznie sali pilnowało więcej psów. Potem jeszcze przeszedł sprawdzając wszelkie wejścia czy są dobrze zaryglowane nim położył się na spoczynek.

Elf tymczasem wyciągnął trzy koce ze swej torby i umościł sobie posłanie blisko paleniska. Następnie przygotował sobie łuk by mieć go pod ręką w razie kłopotów. A była to broń piękna, jej twórca nie tracił czasu ani sił na zbędne zdobienia, lecz cały swój kunszt włożył w zwiększenie skuteczności broni. Jakich komponentów użył było już jego tajemnicą, gdyż sama broń wyglądała jakby zrobiono ją z jednego tylko materiału, czegoś pośredniego między drewnem a rogiem. Do tej to wspaniałej broni elf przygotował sobie kołczan strzał i raz jeszcze upewnił się, że w razie potrzeby bez problemu zdoła jej dobyć. Dopiero wówczas przyjął swą ulubioną asanę i bez większego trudu wprowadził się w trans.
 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 25-07-2017 o 22:57.
Cedryk jest offline