26-07-2017, 12:06
|
#31 |
| Kilka dni wcześniej, garnizon wojsk w Nuln
Decyzja o karcerze była skądinąd spodziewaną, acz nie pozbawioną pewnego tragizmu. Oto banda wojskowych żółtodziobów rozniosła na mieczach bandycką szajkę z powierzchownymi wręcz ranami (biorąc pod uwagę stan w jakim zostawili przeciwników) a nagrodą był ... karcer. Było to jednak dość infantylne spostrzeżenie ze strony Abelarda - i konstatując dalej poprawił się, pamiętając pierwotne założenia planu Grubera. Wszak mieli być właśnie rozhulanymi wojakami, którzy pohałasowali w mieście i przez żandarmerię zhaltowani, do karceru zostali wtrąceni.
I niby wszystko się zgadzało, lecz długie godziny aresztu pozbawione możliwości nauki czy rozmowy z garnizonowym medykiem, wydawały się Nossenkrapowi typową stratą czasu. A tego nie cierpiał jak mało czego - często jego flegmatyczność mylono z lenistwem i warcholstwem; nic jednak bardziej mylnego. Cyrulik wolał bowiem wykonywać jedną rzecz a dobrze niźli ciągnąc stado srok za ogon, każdej z aktywności nie przykładając choćby i minimum należytej uwagi.
Wreszcie jednak czas aresztu minął i podłym nastroju lecz nieco bardziej wyspany Abelard ruszył do swoich. Nie musiał długo czekać na informację o rychłym wymarszu - w toku gorączkowych prrzygotowań nie zdążył nawet zajrzeć do lazarety, by zapytać medyka o przydział i możliwość dalszej nauki.
W jeszcze gorszym nastroju, marudny, pochmurny i z "niewystrzelanym" kręgosłupem młody cyrulik zarzucił plecak na grzbiet i wraz z kompanią ruszył ku przeznaczeniu... Obóz postojowy sił zbrojnych
Drogę cyrulik zniósł okropnie. Nienawykły do ciężkiej, fizycznej roboty już w trakcie samego marszu słaniał się na nogach, jedynie litościwą pomocą kolegów z oddziału wspierany dotarł do popasu. W trakcie budowy umocnień po kilku wywalonych wiadrach ziemi padł na twarz dysząc ciężko - sierżanci odciągnęli chudego cyrulika na bok i wylawszy manierkę wody na jego głowę przykazali odpoczywać. Bo, jak to ujęli, należy teraz do armii - a armia nie lubi jak jej własność w głupi sposób się psuje. To też i cyrulik siedział, dochodząc do siebie powoli, po raz kolejny biczowany wściekłymi spojrzeniami współtowarzyszy muszących odwalać za niego fizyczną pracę...
Wieść o stratowaniu Detlefa dotarła do cyrulika, gdy wraz z Olegiem dyskutowali na temat właściwości leczniczych i rekreacyjnych lulka czarnego, rosnącego w okolicznych lasach. Nim jeszcze zdążył zbliżyć się do krasnala poznał jednak, że niskiemu brodaczowi koń nic nie zrobił - widać khazady ulepione zostały z twardszej gliny niż ludzie.
Wreszcie, słysząc wraz z drużyną rozkaz do pościgu za Allandorem - jak to celnie ujął w rozmowach Detlef: "długouchym burakiem o gębie pełnej mchu a dupie przez byka rozpechanej" - sprawdził stan zaopatrzenia drużynowej apteczki. Słysząc jednak o brakach podstawowych produktów w zaopatrzeniu, zrezygnował z prób uzyskania wsparcia kwatermistrza - pozostały czas poświęcił więc na przygotowywanie szarpii, wygotowywanie starych i rozmowy z Olegiem nad możliwością pozyskania ziół do naparu kojącego w okolicznych ostępach przyrody. Las, miejsce opróżnienia juków
Abelard nie wtrącał się w dyskusję sierżantów - włączył się dopiero, gdy Oleg zaczął nastawać na imię maga. Zmęczonym acz spokojnym tonem rzekł:
- Panowie ... ekhm: kurwa ... Tracimy czas - obojeście w gospodzie mieli słabsze chwile co do panowania nad własną wolą. A szanowny Diuk to aby w szał jakowyś nie wpadał, że tak zapytam? Więc upraszam, kolego Olegu i kolego Loftus, o przełożenie tych rozważań na czas po zakończeniu zadania. .. A, no tak, znów bym zapomniał ... Kurwa.
|
| |