Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-07-2017, 17:59   #45
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Japonia, Tokyo, niedziela, ranek

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=O7e2OA7bTt4[/MEDIA]

- Majorze O’hrurg, znaleźliśmy coś! – starsza, niezbyt urodziwa kobieta w szarym, nieformalnym kostiumie weszła do gabinetu bez pytania i od razu zaczęła mówić z podnieceniem – Pomysł z taksówkami okazał się świetny. Namierzyliśmy jedno źródło sygnału. Siedem i pół minuty nadawania! Mamy wszystko na dysku.
Mężczyzna aż się poderwał zza biurka.
- Kto jechał samochodem?
- Para nastolatków. Chłopak i dziewczyna. Właśnie ustalamy ich tożsamości. Młodzi spędzili razem ponad godzinę w…em… hotelu miłości, po czym rozjechali się do miejsc, które prawdopodobnie są ich domami. Niestety, wtedy sygnału już nie było…
- Obserwujcie oboje. Niech nasi ludzie mają cały czas aktywne rejestratory.
- Tajesss!
– kobieta nieudolnie zasalutowała, po czym wyszła. Peter O’hrurg uśmiechnął się do siebie. Więc jednak małe zielone ludziki przybyły i tak jak podejrzewał w jakiś sposób były w stanie udawać ludzi. Pytanie tylko po co?


Saito
- Kalibracja transferu gotowa. – odebrał czyjś strumień myśli. Czuł, że z nerwów aż się trzęsie. Na szczęście na ramieniu poczuł znajomą, ciepła dłoń, która dodawała otuchy.
Z nieznanych powodów poczuł jak wzruszenie ściska mu gardło.
Ponad dziwnym monitorem w czymś na podobieństwo kosmicznej kapsuły leżała błekitnoskóra, eteryczna istota.
- Powodzenia, księżniczko...
Jakiś inny błękitny osobnik, mężczyzna, pochylił się nad piękną istotą, podając jej zastrzyk.
- Będę na was czekać... - szepnęła owa księżniczka, po czym zamknęła złociste oczy.
KANAŁ TRANSFERU OTWARTY



Obudził się ze ściśniętym wzruszeniem gardłem. Co to było? Skąd te sny? Nie miał niestety okazji dłużej nad tym pomyśleć, gdyż jego telefon właśnie zaczął dzwonić.

Spojrzał na wyświetlacz. To dzwonił Kazuhiro – jeden z jego nielicznych przyjaciół. Coś zaczęło mu świtać... była niedziela. Czy Yui coś nie mówiła, że planują rano wspólnie pobiegać? A Asakagawa wyraził wtedy chęć dołączenia... No to miał teraz.


Orochi
Orochi obudził się w wyjątkowo dobrym nastroju. Co prawda, sen ledwo pamiętał, ale na pewno w nim kogoś mordował. To chyba znów byli ci niebieskoskórzy kosmici... Nie to że w śnie go to radowało, ale teraz jak to wspominał... Tryskająca krew i flaki... I to na niebieskim tle, przez co wszystko było jeszcze bardziej czerwone.

Niedziela to był zdecydowanie najlepszy dzień tygodnia! Tego dnia rodzice zwykle składali wizytę jakimś znajomym, siorka jak zwykle szła gdzieś ze znajomymi i Orochi miał cały dom dla siebie. Nie musiał się nawet ubierać. Mógł w piżamie paradować do popołudnia/wieczora, a w lodówce czekało na niego przygotowane przez matkę śniadanie, które mógł zjeść przed komputerem i nikt z tego powodu nie czynił mu wyrzutów. Żyć nie umierać!

Chłopak wstał z łóżka i przeciągnął się. Odruchowo zauważył za oknem jakiś nowy element otoczenia. Dwóch gaijinów ubranych w garniaki stało opartych o czarnego, błyszczącego nowością suva. Obaj mieli na oczach przeciwsłoneczne okulary i… patrzyli wprost w okno Orochiego!

[media]http://www.urbanoptiques.com/wp-content/uploads/2010/11/Men-In-Black-Sunglasses-Quicken-Loans.jpg[/media]


Yamasaki
Płakała. Podniosła głowę i widząc, że ktoś do niej podchodzi spróbowała się ogarnąć. Na szczęście to był On. Jemu ufała. Choć nie chciała go martwić.
Wysoki, niebieskoskóry mężczyzna o nieco dzikim spojrzeniu czerwonych oczu podszedł i po prostu objął ją ramieniem. Nie bała się go. Czuła niesamowitą wręcz czułość do drugiej istoty.
- Wiem, że mają mi o za złe. – otworzyła przed nim swoje myśli – Istri, Haggare, Asamork umarli bezpowrotnie. Nie zrobiłam nawet wyjątku dla Rasthy, chociaż to… to… tylko dziecko. – znów zapłakała.
- Dobrze wiesz, że musiałaś przygotować pełny transfer duszy księżniczki. – odparł mężczyzna gładząc delikatnie jej ramię.
- Musiałam… - powtórzyła, choć nadal z jej oczu kapały łzy.
- Musiałaś. – powiedział z mocą – Dobrze o tym wiesz. Jeśli księżniczka nie miałaby wszystkich wspomnień, jeśli jej dusza nie byłaby w pełni utkana, to możemy nigdy się nie odnaleźć. Ona jest nam potrzebna. Potrzebna, byśmy mogli się znów spotkać.
Podniosła na niego smutne oczy. Zawahał się. Po chwili jednak złożył na jej ustach delikatny pocałunek.



Obudziła się, trzymając dłoń na wargach. Tam gdzie jeszcze przed chwilą czuła wyśniony pocałunek. Już miała zerwać się, by ruszyć do pracy w kawiarni, gdy przypomniała sobie, że jest niedziela i otwierają dopiero o 12. Mogła poleniuchować…
Dopiero gdy wstała zauważyła też, że o 8:00 dostała sms’a od gaijina z klubu:
Cytat:
Witaj Yamasaki, dziękuję za odpisanie. Dziś też pojawiły się te 'uszka' i tak, śnię o niebieskich odkąd się mi to pojawiło na ręce. Może to nic, ale... Mógłbym Cię poprosić o krótkie spotkanie? Gdziekolwiek na mieście. Nie zabiorę dużo czasu, a dostosuję się do pory jaka Ci pasuje. Pozdrawiam

Haruka
Kochała go i nienawidziła w tej chwili. Patrzyła na błekitnoskórego mężczyznę w kitlu i… nie wiedziała co robić.
- Jak możesz?! – krzyknęła zdenerwowana - Znalazłeś lekarstwo i nic nie powiedziałeś? Jak mogłeś?!
- Surowicę jest bardzo ciężko pozyskać – tłumaczył jej ze spokojem – To co mam, starczy zaledwie dla jednej osoby.
- Więc podaj to Selohi. Ona umiera!
- Nie.
- Co? Przecież wciąż ją kochasz. Nie myśl, że nie wiem… - nagle umilkła. Nie była może piękna, ale inteligencji na pewno nie można jej było odmówić.– Ty chcesz żeby umarła… Ty… chcesz ją tam odnaleźć. I znów rywalizować o nią z Makhenike.
- Niekoniecznie…
Zamarła. On w tym czasie wykorzystał chwilę i kliknął coś na kokpicie.
- Ty… - czerwone tęczówki wpatrywały się w niego z niedowierzaniem i rosnącym przerażeniem – Ty… zamierzasz go uleczyć.
Pokiwał głową.
- I zadbać o to, by nie mógł się zabić, dopóki planeta nie schowa się w cieniu Jowisza. Wtedy…
- Będzie musiał czekać około ziemskiej dekady, by dokonać transferu! – odpowiedziała za niego, posiłkując się logiką. Przerażona cofnęła się do drzwi – Kocham cię, ale… ty zwariowałeś… zwariowałeś na jej punkcie! – wrzasnęła, a z jej oczu pociekły łzy - Nie… nie mogę ci na to pozwolić!
- Wiem. – mężczyzna wciąż zachowywał spokój. Był taki pewny siebie… i inteligentny. To ją zgubiło. To i fakt, że jej ukochany miał wszystko poza dobrym sercem.
Nacisnęła na przycisk, otwierający grodź. Nie ustąpiła. Haruka poczuła prawdziwą trwogę w sercu.
- Wiem. – powiedział po raz kolejny mężczyzna.



Kolejny sen o niebieskich ludkach prześladował ją przez cały ranek. Gdy ubierała się do pracy, gdy szła, gdy otwierała drzwi, nawet gdy dziarała ślicznego kolibra na ramieniu jakiejś dziewczyny. Mężczyzna ze snu wciąż był w jej głowie…


Shunsuke
Długo nie mógł zasnąć, a gdy w końcu mu się to udało nad ranem, śnił o błękitnych ludziach.

- Wirus jest śmiertelny. Nie mamy z nim szans. – usłyszał wewnątrz swojej głowy.
- Jedyne wyjście to transfer. Transfer dusz. Setsebi wytłumaczysz? – czuł że to on mówi, choć fizycznie nie poruszał wargami.
Wywołana błekitnoskóra kobieta – chyba najbrzydsza z zebranych – odgarnęła czarne warkocze na plecy i zaczęła mówić.
- Jak wiemy, to jest możliwe.
- A co z Ziemianami? Przecież nie możemy ich zabić… to nasze dzieci. – odezwała się inna kobieta. Znał ją. Miała na imię Mofuputsi. To na nią patrzył z miłością. Choć nie było ku temu przesłanek, wiedział, ze to jego kobieta i był z niej dumny. Nawet jeśli jej wątpliwości wydawały się przesadne, pozostali członkowie załogi powinni być ich świadomi.
- Spokojnie. Możemy dopisać nasze DNA do DNA ludzkiego. Modyfikacja będzie niewielka, lecz będzie nieść nasze wspomnienia, charaktery… niepełne, ale… jeśli ktoś mógłby nas tam „przebudzać”…
- Wystarczy jeden pełny transfer danych. Znajdziemy zarodek, który z uwagi na degenerację genetyczną i tak będzie skazany na śmierć i podmienimy jego genotyp. Razem z duchem. Wystarczy wszak jedno z nas, które przejdzie pełny transfer, by gdy jego ciało dorośnie podjąć się odnalezienia pozostałych, uśpionych.
- Ale chwila… przecież to już nie będziemy my. – niebieskoskóra partnerka wyraziła kolejną wątpliwość, poprawiając odruchowo upięcie włosów – będziemy dopisani. Czyli… będziemy też tymi ludźmi. Jak więc się poznamy? – z trwogą spojrzał na niego. Wszyscy na niego patrzyli, a on nie wiedział co im odpowiedzieć.
- Kapitanie… chyba wiem jak temu zaradzić – nieśmiało odezwała się trzecia z kobiet, najpiękniejsza może, ale też najmniej pewna siebie – Mogę utkać jedną duszę w pełni. Możemy umieścić ją w ciele płodu nim… nim ludzka osobowość by się rozwinęła. To zajmie dużo czasu, ale zakładając, że się uda… ta z nas będzie posiadała pełnię wspomnień i nie tylko pomoże nam się odnaleźć, ale także wrócić tu. W nowych, zdrowych ciałach.
- „Ta”? – Mofuputsi zmarszczyła brwi.
- Ona mówi o księżniczce. – podsunął wysoki mężczyzna, pierwszy oficer.
Wszyscy umilkli. No tak… jeśli ktoś miał zrobić, to tylko osoba, której wszyscy ufają.



Dźwięk smsa obudził Shunsuke. Półprzytomnie więc sięgnął po aparat i odczytał treść wiadomości. Początkowo jej nie zrozumiał. Dopiero po chwili jego umysł zepchnął senne majaki i zaczął pracować na normalnych obrotach.

To była wiadomość od Chisako:
Cytat:
Przepraszam za wczoraj. Nie wiesz jak mi głupio.
Wybacz mi. Kogo jak kogo, ale ciebie nie powinnam ranić.
Kłopotliwa ale oddana: Ayame

Alice
KANAŁ TRANSFERU OTWARTY – dobiegł z góry komunikat komputera.
Mężczyzna przed nim siedział skrępowany na fotelu. Powoli zaczynał się budzić. Alice był jednak spokojny. Metalowe okowy zapewniały bezpieczeństwo. Oczywiście, nie chciał by biedaczek zmarł z głodu czy odwodnienia, dlatego zaprogramował mechanizm na 12 godzin – tak, żeby mieć pewność, że transfer nie będzie już wtedy możliwy.
- Coś ty mi zrobił? – wychrypiał skrępowany błękitniak o dzikim spojrzeniu gniewnych, czerwonych oczu.
- Uleczyłem. – odpowiedział spokojnie, uśmiechając się lekko.
- Ule… jak?
- Surowicą oczywiście. Mówiłem, że to nie jest niemożliwe, tylko że to kwestia czasu… którego nam brakowało. – wyjaśnił patrząc na wyświetlacz. Zostało pół godziny do zakłóceń transferu. Mógł się jeszcze chwilę podroczyć.
- Yakalafi… ty zdradziecki… jak mogłeś? – mówił tamten, coraz agresywniej szarpiąc się w okowach. Te jednak były solidne i nic nie świadczyło o tym, że mogłyby być zerwane. A jednak mężczyzna zachowywał się jak zwierze we wnykach – próbował walczyć, choć była to strata energii.
- A co by nam dało wyleczenie jednego z nas, skoro inni by umarli? W tej chwili na Ziemi jest już pięć dusz. Tutaj jesteśmy ty i ja. Wybacz, ale wolę tamto towarzystw. Za to ciebie… ciebie tam nie widzę, przyjacielu. – uśmiechnął się sztucznie.
- Poczekam… Dorwę cię Yakalafi! Dorwę i zabiję!
- No wiesz, co? Obawiam się, że złamałbyś wtedy serce Selohi. Wiesz, na Ziemi już nie będzie miała problemu, by wybrać między nami…
- Yakalafi ty szujo! Walcz ze mną! Walcz!!! Nie zostawiaj mnie tak! YAKALAFI!!!!



Dźwięk dzwonka domofonu wybudził gwałtownie Alice’a ze snu. Był cały spocony. I śmierdział. No tak, zaćpał i zapomniał się wykąpać. Odruchowo zerknął na wyświetlacz komórki. Wczoraj w nocy dostał wiadomość od Asuki:
Cytat:
Co ty piszesz?! Okradziono? Odwiedzę cię jutro koło 10.00. Musisz mi opowiedzieć co się stało! Oraz jak mogę pomóc. I nie kłopocz się śniadaniem. Przywiozę świeże bułeczki babci. Całuję: Asu
Czyżby to ona?! Zegarek nie był po stronie Lindsaya i podawał godzinę 10:07.
 
Mira jest offline