Rozdzielili się. Axel, Szkiełko i Bern pobiegli w kierunku drzewa, Lothar i Wolfgang do furtki. Pierwsi na drzewo wspięli się Axel i Leopold, stamtąd przedostali się na szczyt muru. Zingger czekał na dole. Lothar doskoczył do krat. Szarpnął. Okazało się, że furta jest zamknięta. Dopiero teraz dostrzegł kłódkę spinającą pręty z klamrą wpuszczoną w mur. Zawrócili z czarodziejem w kierunku kompanów. W tym momencie tylne drzwi rezydencji rozwarły się, strażnicy wybiegli do ogrodu.
-
Tam są! Szybciej! - blask pochodni spowodował, że cienie zatańczyły złowrogo. Morrslieb, nisko na niebie, tuż nad dachem domu Magiriusa łypnął kaprawym okiem.
Szlachcic i młody magister dobiegli do drzewa w momencie, w którym towarzysze wciągali Bernhardta na górę. Następny w kolejce był Wolfgang. Gdy silne ręce z góry pochwyciły go i pociągnęły, Lothar nie miał już czasu aby czekać. Skoczył na najniższe gałęzie drzewa, które złowieszczo zatrzeszczały. Strażnicy byli już niemal pod pniem. Techler znalazł się na górze, gdy w mur, w miejsce gdzie przed chwilą się znajdował uderzył szpic halabardy.
-
Złaźcie w imieniu prawa. Jesteście aresztowani! - krzyczał dowódca patrolu. Jego ludzie wznieśli hałaśliwy okrzyk tryumfu, gdy zdało im się, że pojmali ostatniego mordercę. Von Essing szarpnął nogą i w rękach strażników pozostawił swojego buta. W onucy przeskoczył na mur i dalej, na ulicę do kompanów. Któryś ze strażników szarpał za kraty w furtce.
-
Zamknięte! Wracamy! Szybko! Szybko!
Przez miasto biegli dłuższą chwilę, starając się kluczyć po bocznych uliczkach w nadziei na zgubienie pościgu. Kilkukrotnie za sobą słyszeli krzyki strażników i dwukrotnie musieli zrywać się do biegu, gdy stróże prawa ich dostrzegli. Zziajani i zmęczeni wciąż unikali głównych arterii miasta, przez co droga na Ostendamm wydłużała się. Ale w pewnym momencie, gdy zdawało się, że Morrslieb znów oblizał się swym opuchniętym jęzorem, krzyki usłyszeli... z przodu!
Jakiś człowiek w kapeluszu i opończy wybiegł zza rogu i jak szalony pędził w ich kierunku. Nie było nawet czasu na reakcję, gdy wpadł między nich i przemknął dalej. Najdziwniejsze było jednak to, że wyglądał dokładnie tak samo jak... Kastor Lieberung albo Bernhardt Zingger! Zza winkla dochodziły krzyki i tupot stóp. Zbliżał się tłum ludzi!
-
Łapać podpalacza! Tam! Tam pobiegł! - a gdy pierwsi rozwścieczeni mieszczanie wybiegli zza rogu, krzyki nasiliły się i jeśli to możliwe nabrały więcej wrogości. -
Podpalacze! Powiesić! Szybciej! Łapać! Bić!