Dublin nigdy nie słynął z rzek, ale jak każde większe miasto miał jedną czy dwie. Wszystkie zlewały się Liffey, wpadającą do Zatoki Dublińskiej. Jedną z takich rzeczek było Dodder, odległe o ledwie kwadrans spaceru od szpitala gdzie Elaine zostawiła znajomych magów.
Kamienista plaża przy parku była całkiem urokliwym i spokojnym miejscem. Co zostało docenione co najmniej przez dwójkę nastolatków która została zmuszona do nagłego czmychnięcia głębiej w krzaki kiedy Elaine zachrzęściła butami po kamieniach.
Miejsce było ciche i spokojne - pod wszystkimi względami. Żadnych zaklęć, zaburzeń czasu, innych nadnaturalnych istot - tylko szum wody i ćwierkanie ptaków. W sam raz żeby dojść do ładu z tym co się właśnie wydarzyło.
Elaine przysiadła na jednym z większych kamieni. Dłuższą chwilę wpatrywała się w płynącą leniwie rzeczkę. Lubiła wodę. Płynęła niczym czas. Jak każdego człowieka i jej los był nieuchronny. Ach, no i była siłą… potężną siłą. Pozostało pytanie czemu to konkretne miejsce czemu ta rzeczka.
Zdjęła z szyi zegarek i odpięła od niego monetę. Chwilę wpatrywała się w oba przedmioty. Minął kwadrans…
To był dom. Zawsze. Tydzień temu - choć Elaine nawet nie wiedziała o jego istnieniu - miesiąc temu, rok, dekadę, wiek, milenium temu. Nie miał konkretnego kształtu ani pozycji - te zmieniały się w czasie - stałe było tylko atrium odlane z zastygłej lawy z białym pulpitem na środku. Dom wam przeznaczony, dom chroniący przed upływem czasu. Stały punkt w czasie, olbrzymia zmarszczka na powierzchni czasu, widoczna tylko dla was. Elaine kusiło by sięgnąć głębiej, spróbować zrozumieć istotę i przeszłość tego domu, ale wiedziała że nie powinna popychać tego na siłę. Założyła wisiorek, odpinając do niego monetę i wydobyła szkicownik. Powoli zaczęła rysować w nim wciąż świeżą wizję. Była ciekawa czemu przyszłość tak bardzo domaga się teraz od niej uwagi jednak musiała się zająć najpierw czymś innym. Płótna!
Wstała z kamienia, chowając szkicownik i ruszyła w kierunku swojego ulubionego sklepu. Po drodze planowała zajrzeć do Blaithin.
Nie było jej w jej studio nad najstarszym dublińskim zegarmistrzem - ale jeden telefon i zjawiła się w mgnieniu oka. No, bardziej w ciągu kilku minut.
Mieszkanie było dokładnie takie jak ona - eleganckie, dostojne...bliskie. W ciepłej czernii, w harmonijnych wzorach, z zapachem burzy zwiastującej coś nowego i tykaniem zegarów odliczających sekundy do tej chwili. Blaithin nie była potężnym - ani nawet doświadczonym magiem. Po prostu była we właściwym miejscu i czasie kiedy Elaine stawiałą pierwsze kroki. Miała za to inne zalety.
-
Już myślałam że zapomniałaś adres
Elaine chwilę delektowała się atmosferą miejsca nim odpowiedziała.
-
Prędzej zapomnę gdzie sama mieszkam. - Uśmiechnęła się zaciągając się zapachem deszczu. -
Mogę ci zająć chwilkę?
-
Myślę, że da się coś zorganizować. Coś się dzieje, czy…? - zrobiła króciutką pauzę z delikatnym uśmiechem, jakby czekała na obwieszczenie że świat się wali i pali.
Elaine machnęła ręką i rozsiadła się na jednym z foteli. Tykanie zegarów uspokajało ją, sprawiało że czas jakby wracał do swojego rytmu.
-
Wiesz jak jest. Świat się nigdy nie wali czasem tylko nadchodzi nieuknikniony koniec jakiegoś etapu. - Wydobyła z torby szkicownik z rysunkiem altany i niebieski dziennik. -
A dziś moje przeznaczenie po prostu dziwnie starało się o uwagę i muszę uspokoić myśli. - Położyła rzeczy na stoliku przed sobą i skupiła na nich wzrok.
-
Mam coś w sam raz na to - od niechcenia odsunęła dłonią kosmyk włosów z twarzy niewiele młodszej koleżanki...i poszła do kuchni. Chwilę później wróciła z dwiema filiżankami pachnącej cytrusami zielonej herbaty. Podała jej beżowy kubek i usiadła naprzeciwko bez słowa.
Elaine przyjęła naczynie i chwilę piła herbatę wsłuchując się w tykanie zegarów. Chciała się na chwilę oderwać. Oczyścić głowę, nim zacznie analizować to wszystko.
-
A co tam u ciebie? - Podniosła wzrok na Blaithin.
-
Próbuję uratować tramwaje w centrum - zaśmiała się -
Te cuda techniki które nie powinny być w stanie ruszyć od dekady, a ciągle jeżdżą. Ktoś postępowy w ratuszu uznał że wszystkie opóźnienia w mieście to ich wina i ruszył na krucjatę. I wyszło że po części miał rację. - z torebki wyciągnęła kilka zdjęć, spojrzała na nie jeszcze raz i podała Elaine .
-
I jak planujesz je uratować. - Elaine sięgnęła po zdjęcia i zaczęła je przeglądać z uśmiechem. To było takie zwyczajne, bez magii, grimuarów.
-
Mogłabym je skorygować zaklęciem na czas decyzji, w końcu to tylko cztery egzemplarze. Ale wolałabym coś trwalszego, coś co będzie się samo utrzymywać
I to tyle jeśli chodzi o brak magii.
-
W sumie można by zrobić tak by sprzyjały temu kto je prowadzi. - Elaine pogładziła tramwaj na zdjęciu. -
Omijałby korki, unikały wypadków… może po prostu prowadziłoby się je wygodniej niż pozostałe pojazdy i z czasem nawet kierowcy nie chcieliby się ich pozbyć.
-
Tylko to są zaklęcia których nie jestem w stanie wiecznie podtrzymywać. A z czasem się wykrzywiają i będzie jeszcze gorzej
-
Najprościej by było gdyby ktoś je po prostu spowalniał i dało się przełamać to zaklęcie. - Elaine oddała fotografię.
-
Czasami nie wszystko jest tak magiczne jak byśmy chciały.
-
Dzisiaj byłam w bardzo magicznym miejscu. - Sięgnęła po herbatę i ją dopiła. -
Była tam całkiem silna czarodziejka.
-
Mhm? - mruknęła z zaciekawieniem, pijąc herbatę.
-
Kojarzysz Central Mental Hospital? Była tam dziewczyna Julia. Leżała w śpiączce, a mimo to była powiązana magią z wieloma ludźmi. - Elaine sięgnęła po grimuar i zaczęła go kartkować, pobieżnie przeglądając spisane w nim Roty. -
Ba! Rzucała zaklęcia.
-
Kojarzę - zastanowiła się chwilę -
Jakie zaklęcia? - zapytała
-
Gdy się pojawiliśmy w szpitalu rozpętało się małe szaleństwo… wiem, że to dom wariatów, ale według mnie ewidentnie było spowodowane magią. - Elaine przyglądała się krojom pisma, patrząc czy niektóre wydają się jej jakby starsze, pisane piórem, a inne nowsze. -
Miała bardzo przyjemną aurę, dającą zrozumienie drugiej istoty.
-
Arkanum Umysłu? Szaleństwo na jak dużą skalę? Improwizacja, rota? Co z paradoksem?- najwyraźniej miała jakiś pomysł.
-
Na pewno ruszyło cały szpital, nie sprawdzałam czy poszło po wszystkich powiązaniach. A Julia była związana z wieloma osobami. - Elaine zamyśliła się. -
W sumie na nas nie zadziałało, a z nami też była związana.
Przekartkowała grimuar szukając czegoś, co choćby odrobinę przypominałoby jej to, co zaobserwowała w szpitalu. Z tego co znalazła przynajmniej 2 roty - pasowały jak ulał.
-
Czyli nie była to świeżo Przebudzona, tylko ktoś doświadczony - odstawiła filiżankę na stolik i podeszła do swojej biblioteczki.
-
Podejrzewam, że ta śpiączka mogła być skutkiem tego, że złamała przysięgę. - Elaine przyglądała się swojej mentorce.
-
Czyli wiemy nieco więcej - wybrała jakąś książkę z regału, ale odłożyła ją na ziemię koło swojego fotela -
Co jeszcze? - kobieta była podekscytowana, ale całkiem zgrabnie panowała nad swoim nawykiem głaskania przedmiotów.
Elaine pomachała trzymaną książeczką.
-
To grimuar, który miała przy sobie. Wydaje mi się, że z dwie ze spisanych tu Rot, mogą być tymi, których użyła. - Uśmiechnęła się. -
No powiedz, co tam masz ciekawego.
-
Kodeks Astralny. O celowym rozdzielaniu świadomości i ciała. W którymś momencie Strażnicy Zasłony zaczęli publikować takie książeczki żeby zaciemnić obraz, ale ta wydaje się być jedną która przemknęła przez ich sito - nieco wstydliwie podała Elaine książkę. Co było do niej bardzo, bardzo niepodobne.
Elaine skinęła z wdzięcznością i chwyciła kodeks.
-
Skąd ty bierzesz takie skarby? - Spytała, nawet nie oczekując odpowiedzi. Otworzyła księgę i powoli zaczęła przeglądać ją, bawiąc się drugą dłonią wiszącym na szyi zegarkiem.
Książka z wierzchu była typową brednią pełną new-ageowego slangu, tanich obrazków raniących poczucie estetyki i wrzut jak to tylko wtajemniczeni mogą to poczuć. Albo jesteś wtajemniczony albo nie. Ale hierarchia światów astralnych - płycizny snów, głębiny duszy, wspólna świadomość ludzkości i makrokosmos - zgadzała się z tym co Elaine słyszała od magów. I, co gorsze dla zachowania tajemnicy, książka podawała zwykle pomijany warunek udanej podróży astralnej - należało się znaleźć w miejscu z osłabioną Zasłoną.
Elaine cmoknęła i podniosła wzrok na Blaithin. Zamknęła księgę i oddała ją swojej mentorce.
-
Myślisz, że Julia mogła próbować się przenieść?
-
Mogła nie być w śpiączce.
-
Tylko działała z innego planu? - Elaine wyraźnie spodobał się ten pomysł. -
W sumie poczułam związek z pewnym miejscem, ale będę chciała je sprawdzić bardziej. - Podała Blaithin kartkę, na której naszkicowała altanę. -
Widziałam ją na końcu ścieżki.
-
Wygląda dość swojsko. Jesteś w stanie określić gdzie to?
-
Musiałabym pogrzebać głębiej, a nie chciałam tego robić na Wybrzeżu. - Elaine przyglądała się swojej mentorce. -
Wiem tylko, że istnieje jakby poza czasem. Ale jestem w stanie sobie wyobrazić siedzącą w tej altanie Julię.
-
Poza czasem... - Blaithin na chwilę stwardniała - To byłoby groźne miejsce
-
A czy jest jakieś niegroźne miejsce? Jedno z nas oszaleje i całe to miasto może się stać bardzo groźne. - Elaine oparła się wygodnie w fotelu i chwilę wsłuchiwała się w dźwięk zegarów. -
Namówię cię na jeszcze jedną herbatę?
-
Groźne gdyby wpadło w ręce kogoś niepowołanego - wstała i oparła ręce na biodrach -
HerbatÄ™? Tak
-
A co mam szansę namówić cię na coś więcej? - Elaine podniosła się z fotela, zgarniając swoją filiżankę. -
PomogÄ™ ci.
-
A ja tobie, jeżeli dasz się namówić - lekko rozbawiona wstawiła wodę na palnik -
CiÄ…gle jestem w stanie.
-
Namawiaj. - Elaine przygotowała herbatę i oparła się o szafkę kuchenną obserwując Blaithin.
-
Widzisz… - powolnym, zmysłowym krokiem cofała się z kuchni z powrotem w stronę stolika. I wyciągnęła coś z tylnej kieszeni -
Myślę, że masz w tej sprawie jeszcze co najmniej jeden ślad, kochana.
Elaine oderwała się od blatu i ruszyła za swoją mentorką.
-
Chcesz mi zdradzić jaki to ślad, piękna?
-
Nie - zamknęła oczy, dotknęła grymuaru i zaczęła pewnym głosem zaczęła inkantację w Wysokiej Mowie. Mówiła o przyczynach i skutkach, o przeszłości i o osi czasu, o spojrzeniu w tył i drogach które zeszły się tutaj. Jej własny zegarek - stary, zdezelowany mechanizm który działał tylko dzięki jej trosce - zaczął rozkręcać się w jej dłoni do nienaturalnych prędkości.
To ją zaskoczyło. Nie zastanawiając się skróciła dystans. Jedną dłonią sięgnęła do wiszącego na szyi zegarka, a drugą do ramienia Blaithin.
Imago zaklęcia tworzonego w umyśle Elaine niespodziewanie stanęło na tle Rzeki Czasu Arkadii - wiecznie płynącej i wiecznie zmiennej. Świat - syk palnika, szum samochodów zza okna, ruch cień chmur - zwolnił na żądanie. Czarodziejka chwyciła grimuar i wyjęła go z dłoni Blaithin. Kobieta drgnęła i jak na zwolnionym filmie zaczęła osuwać się na podłogę.