Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2017, 09:31   #127
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel Cotant - krótko ścięty brunet


Cotant a właściwie Eric Smith jak to się na tym globie nazywał był całkiem zadowolony z przydzielonego przez Sejana zadania. Akurat było takie jakie lubił. Cel wojskowy, na wojskowym terenie i pełna swoboda działania bez żadnych ograniczeń. Jaguar 3 mógł więc podziałać w po swojemu. Tak to wyglądało jakiś czas temu gdy Sejan przydzielał zadania. Potem w praktyce wykonywania misji wyszło to co zwykle czyli wszelkie plany i wstępne szacunki trzeba było "trochę zmodyfikować" czyli wywalić do kosza.

Sporo czasu i wysiłku zajęło mu samo rozpoznanie celu. Cel owszem wojskowy ale, że Uberkundle zgarnęli fuchę Brutalom to i w sporej mierze pętali się teraz po terenie i włościach Machenko. Swoją drogą te "zgarnięcie" to prywatnie strasznie Kaarela wkurzało. Poznał i polubił tych kontraktorów z Brutali pracując z nimi i walcząc razem przeciwko kolejnym podpuchom i atakom suczy burej. Nie byli oni tak zagłębieni w temat jak "Jaguary" czyli de facto agenci Tronu ale mimo to stawali razem w ramię w ramię. A, że przeciwnik nie był partaczem to lojalni słudzy Imperatora jak właśnie Brutale i Machenco oberwali i to solidnie za tą pomoc. I ucierpiała przy tym ich duma i reputacja. Można było co prawda machnąć ręką i wyniośle stwierdzić, że tylko wykonywali rozkazy więc pownni pokornie zwiesić łeb i dalej robić swoje. Tyle, że to co się przydarzyło z podluchy Ubersoldatów i tej cholernej Rathbone prywatnie strasznie Cotanta właśnie wkurzało. Wcześniej miał swoje rozkazy i zadania więc nie mógł nic więcej zrobić poza prywatnym rozdrażnieniem. Ale teraz, wreszcie z tym zadaniem, trafiła się okazja by choć trochę tym uberpyszałkom utrzeć nosa.

Dlatego najprostszy plan choć z militarnego punktu widzenia miał solidne podstawy odrzucił. Czyli skasować nr. 2 u Uberów w trakcie przejazdu przez miasto albo w miejscu gdzie mieszkał. Nawet rozważał przebierankę a te pełne hełmy i masku uberów bardzo temu sprzyjały. Tylko, że to było jakieś, takie... Skrytobójcze. No nie byłoby wyjścia to trudno ale jakby to wygladało? No ktoś w tym jakże ciekawym i barwnym mieście sprzatną jakiegoś pomniejszego oficera jednej z licznych band najemników. No i?

Nie. Niezbyt mu to pasowało. Słabo wgrywało się w motyw by utrzeć uberpalantom nosa. By jakoś wynagrodzić i Brutalom i Machenkom ich wkład w ich przykrywkę. Choć było nie lekko swoją dolę odwalili do końca i bez zgrzytów. Jeśli jakieś były to może Sejan coś wiedział ale do Kaarela nic nie dotarło. Dlatego na etapie przygotowań poszedł do Durrana. - Cześć Durran. Słuchaj, przydałoby mi się parę rzeczy... - powiedział gdy jakoś zdążył go złapać jeszcze w międzyczasie w bazie. Dzięki temu ich spryciarz wysłuchał go i dał mu parę gadżetów na drogę by mógł mieć i oko i ucho na swój cel.

I właśnie w którymś momencie, gdy zobaczył limuzynę z logo Machenko wyczuł, że to to. Okazja. Jak drapieżnik czujący jeszcze słabą ale już wyczuwalną woń krwi. Nakierował swoje zabaweczki na limuzynę, na lokal gdzie weszli, na swojego ulubieńca którego podsłuchiwał i podglądał od jakiegoś czasu i wtedy jego przeczucie go nie zawiodło. To było to! Jakiś mityng czy inne przyjęcie. W biurowcu Machenko. Pod chlubną ochroną Uberów. Z jego ulubieńcem który obiecywał zająć się sprawą osobiście. O tak! To było to! Imperator czuwa a jego łaska jest nieskończona!


---



- Te ciemne to chyba śliwki a te pomarańczowe? Kawałki pomarańczy? - uzbrojony w wyciszony karabinek Taurusa i karapaks w malowaniu Brutali z logo Jaguarów zapytał uprzejmie siedzącego obok mężczyznę w unoformie z logo Machenko. Ten wymemłał coś niezbyt wyraźnie przez tą taśmę hydrauliczną jaką miał zaklejone usta. Obcy nie do końca był pewny co ale wziął to za dobrą monetę. - No tak. Pomarańcze. No jasne. Przecież są pomarańczowe właśnie. - pokiwał głową przeżuwając kolejny kęs ciasta. Było naprawdę dobre! Poczęstował się jak już tak leżało na talerzu przy pulpicie sterowniczym. Mężczyzna z taśmą na ustach patrzył na niego z rozszerzonymi oczami i pocił się obficie. Pierwszą i nawet drugą młodość musiał mieć już za sobą. Zerkał oczami na drugiego, młodszego ale tak samo usadzonego taśmą do swojego krzesełka. Obcy trzasnął jego twarzą o lat pulpitu więc młodszy siedział z uwaloną własną kwią twarzą i unifomem na piersi. Jemu zakneblowane usta pewnie zdecydowanie bardziej przeszkadzały.

- Dobre. Naprawdę dobre. Kupiłeś gdzieś? - obcy w karapaksie siedział na krześle przed pulpitem i kiwał głową zżerając kolejny kawałek ciasta jaki mu tak bardzo posmakował. Starszemu z pracowników stróżka potu pociekła po skroni. Pokręcił przecząco głową po chwili wahania. Nie miał pojęcia o co temu obcemu chodzi! Wpadł tutaj, do samego centrum ochrony razem z wypadajacą kratką wentylacyjną i momentalnie z zaskoczenia rozbroił o obezwłądnił ich dwóch i oficera kontaktowego od Uberów! A potem ich zakneblował, związał tą taśmą i usadził na krzesełkach. I czekał. Oglądał to co się dzieje na ekranach kamer ochrony, zżerał jego ciasto, i gadał jakieś głupoty. O co mu chodziło?! Bał się njgorszego. Że nie będzie chciał zostawić świadków i ich tu zarżnie albo zastrzeli. Rozpoznał tłumik na jego karabinie więc pewnie mógł po kilku pociągnięciach spustu uciszyć ich na stałe. Ale na razie siedział, oglądał, zżerał ciasto no i tokował jakby wpadł na pogawędkę w gości. O co mu chodziło?!

- Aha. Samoróbka? Sam robiłeś? Aha. Nie sam. Twoja żona? Matka? Córka? A! Córka! No świetnie, naprawdę ma talent dziewczyna. Naprawdę dobre ciasta robi. Nie zapomnij jej przekazać. Nie zapomnisz prawda? - powiedział obcy biorąc nóż jaki leżał przy talerzu do krojenia ciasta do ręki. Starszym pracownikiem wstrząsnęły skrajne emocje. Strach i nadzieja. Obcy zaczął podnosić się z nożem w ręce. Chciał ich uspokoić zanim ich zarżnie?! Czy jednak była nadzieja, że ich puści cało?! Pokiwał więc szybko i gwałtownie głową na znak zgody. Ubersoldier też nie wytrzymał. Zaczął wierzgać jakby chciał uderzyć czołem w przycisk alarmowy. Ale obcy był szybszy! Kopnął jego krzesło i te gładko przejechało na swoich kółkach po podłodze uderzając w ścianę. Uderzenie wstrząsnęło oficerem kontaktowym kompani najemnej. Zanim się otrząsnął obcy przy nim już był. Butem przyszpilił mu klatkę piersiową do ściany i dźgnął go nożem! Plecy obcego przysłoniły widok ale obydwaj pracownicy Machenko widzieli charakterystyczne dźgajace ruchy ramienia i jak sylwetka najemnika nieruchomieje. Zadźgał go! A teraz zadźga ich!

- No. Uważaj. Wyczyściłem nóż. Więc jest gotowy na nowe krojenie. - wycedził obcy wycierając nóż o kołnierzyk ubera. Na wypadek gdyby tamten nie wierzył albo nie dowidział pokazał mu kawałek, czystej już i wypolerowanej stali na kilka centumetrów przed oczami by mógł mu się spokojnie przyjrzeć. Podziałało jak modlitwa na uspokojenie ducha bo najemnik praktycznie zamarł w bezruchu. Obcy wrócił do puplitu odkładając nóż obok talerza z ciastem. Stał i patrzył się w ekran. Para strażników ze sterówki widziała równie spanikowanego, związanego i spoglądającego z wyraźną obwaą najemnika. Wciąż jednak żywego nie licząć uszkodzeń jakie doznał przy wpadnięciu nie zapraszanego gościa do środka.

- Noo niee... - mruknął zdegustowanym głosem obcy. - Słyszeliście co on powiedział? No sam się prosi o łomot. - obcy komandos pokręcił głową wskazując na jakiś ekran na jakim widać było głównego oficera Uberów na tym przyjęciu rozmawiajacego z samym prezesem korporacji w tym biurowcu. Obcy zwłaszcza tym przyjęciem wydawał się najbardziej zainteresowany, zupełnie jakkby tu wpadł właśnie po to by je pooglądać i podsłuchać przez ich kamery. - No. To ja lecę chłopaki. Nie zapomnij pochwalić córki za te ciasto, naprawdę świetne! Imperator chroni! - uśmiechnął się obcy i wreszcie wyszedł. Głównymi drzwiami. Starszy z pracowników pokiwał gwałtownie głową na znak zgody widząc wreszcie cień nadziei, że wyjdą jednak z tego cało. I gdy obcy z imieniem Imperatora wreszcie wyszedł i zniknął za drzwiami naprawdę zaczął odmawiać psalm dziękczynny.


---



Cotant przeżuwając ostatni kęs pomarańczowo - śliwkowego ciasta parł korytarzem w swoim jaguarowym pancerzu i wierną "Natashą" na przywieszeniu. Minął kilku wyraźnie zaskoczonych kelnerów czy sekretarki ale oni chyba kompletnie nie mieli pomysłu jak zareagować na jego widok. Przecież tutaj, tak głęboko w budynku, byli tylko ci co mogli tu być prawda? A obcy zbrojny szedł szybko i roztaczał taką aurę bezczelnej pewności siebie jakby był tutaj jak najbardziej na miejscu albo przynajmniej był umówiony. A ciężar i rodzaj dźwiganego ubzrojenia też miały swój ciężar wymowy dla ludzi uzbrojonych w kieliszki i aktówki. Poza tym, gdy tak zasuwał tym korytarzem właściwie nie zachowywał się agresywnie więc nie było powodów by wzywać ochronę czy panikować. Jaguar 3 w pełni wykorzystał ten efekt zaskoczenia i zmieszania by dotrzeć do głównej sali przyjęcia. To co usłyszał dzięki kamerom ochrony to było to. Wiedział, że sam Imperator w swojej mądrości i łasce pokierował jego krokami do tej sterówki i pozwolił być naczyniem swojej woli. No ten palant którego Sejan kazał mu skasowac sam się prosił o ten łomot! I to przy wszystkich! Dzięki gadżetowi od Durrana mimo wyjścia ze sterówki mógł dalej chociaż słyszeć to co najbardziej interesująca go kamera mogła usłyszeć. Szedł i już gotował się ze złośliwej uciechy na to co zaraz nastąpi.


---



- To naprawdę był świetny wybór panie prezesie. Nasza kompania jest najlepsza i reprezentuje najwyższy poziom usług. Mamy bogate doświadczenie wyniesione z wielu wcześniejszych konfliktów dzięki któremu nasi ludzie są gotowi na każde zadanie i ewentualność. Ochraniane przez nas miejsca i firmy są w pełni bezpieczne. Nie tak jak ci poprzedni amatorscy partacze z usług których korzystaliście wcześniej. - oficer Uberów gładko nawijał makaron na uszy głównego gospodarza tej imprezy ubranego w elegancki garnitur i jeszcze bardziej elegancką czerwoną szarfę na brzuchu. Szedł powoli trzymając swój kieliszek i czasem popijając z niego skromny łyczek. Jeden słuchał a drugi mówił.

- Zapewne. - odpowiedział oszczędnie prezes nie chcąc dać się pociągnąć za język. Sprawa obecnie została i tak załatwiona przez naprawdę grube ryby ponad jego głową więc nawet jak miał wcześniej coś do gadania to było już po sprawie. Wcześniej ochraniała ich jedna kompania a teraz kolejna. Normalna sprawa w tej okolicy więc na czym się tu rozwodzić? Chociaż facet był trochę natrętny z tą swoją propagandą zupełnie jakby chciał albo dostał rozkaz by go urobić w odpowiednią stronę.

- Zapewniam pana, że tak właśnie jest. Dostali od nas łupnia w dżungli nie tak dawno temu więc chyba oczywistym jest, że nam ustępują pod każdym względem. Teraz podkulili ogony i czmychnęli z systemu a plac boju opanowaliśmy my. No sam pan powie panie prezesie czy nie lepiej być w gronie zwycięzców? - roześmiał się swobodnie i z uczuciem triumfu w głosie i twarzy oficer najemników. Przecież tak właśnie było. Wszystko szło po myśli Uberów i Machenko wykazali się rozsądkiem zmieniając tapety i wystrój wnętrz na taki zgodny z aktualną sytuacją. Trochę drażniło go, że tan stary dziadyga nie chce tego otwarcie przyznać.

- A czy mi się wydaje, czy jednak jacyś Brutale nie zostali jednak tutaj na miejscu? - zapytał uprzejmie pan prezes pozwalając sobie na zwrócenie uwagi na ten detal o jakim wiedział. Upił łyk z kieliszka i patrzył z uprzejmym zainteresowaniem na umundurowanego rozmówce. Ten roześmiał się wesoło słysząc pytanie.

- Żałosne resztki! - machnął pogardliwie ręką zbywając taką drobnstkę. To miał być jakiś problem?! Dzieicnada! - Na pewno wkrótce też podkulał ogony jak i ich reszta tych miernot co już stąd zwiała! Zapewniam pana panie prezesie, że jak tylko byśmy mieli możliwość i okazję spotkać się z nimi osobiście to... - oficer Obersoldaten mówił wesołym i swobodnym tonem do szefa imprezy gdy przerwało mu nagłe trzaśnięcie drzwi uderzających o ściany. A w nich...

- No? Co tam szczekałeś uberkundlu? No co byście zrobili gdybyście mieli okazję spotkać się z tymi z Brutali? Bo nie dosłyszałem końcówki. - pstrokaty tłum elegancko ubranych biznesmenów i dam z korporacji i ich gości zafalował wbzurzony jak woda po upadku kamienia gdy przeszło echo uderzenia drzwi i w drzwi. Potem zapanował pierwszy moment wszelkich ochów i achów gdy jakby z dna piekieł przed nimi zmaterliazliwał się, w samym centrum budynku, w samym centrum głównej sali bankietowej obcy i w pełni wyekwipowany na bojowo facet! Do tego szedł z tym bezczelnym i kpiącym uśmiechem na twarzy spokojnie zbliżając się do pana prezesa i jego głównego, uundurowanego gościa jakby tylko na chwilę go nie było we własnym biurze i własnie wrócił.

Niektórzy nie zajmującymi się tak błachymi szczegółami ich pełnych pieniędzy biznesów życia na szczycie widzieli w nagłym wtargnięciu obcego po prostu uzbrojonego obcego. Ale nie mało osób rozpoznawało emblematy kompanii jaka do niedawna ochraniała ich firmę. A na pewno sam oficer Ubersodatów rozpoznawał nie tylko emblematy konkurencyjnej firmy ale i naszywkę samych Jaguarów. Tu na miejscu! W samym centrum budynku w biały dzień! Co on tu kurwa robił?! Oficer Ubersoldatów najchętniej od razu wezwałby wsparcie i wyciągnął broń ale tamten choć swojego Taurusa jeszcze nie miał w łapach zbliżał się swobodnie majac go swobodnie zawieszonego na piersi i opierajac na nim swoje łapy. Jasne było, że siła ognia i szybkości była po jego stronie. No i czuł piekacą wściekłość i wsyd gdy własne, właśnie wypowiedziane słowa paliły go jak kwasem. Chciał ratować choć trochę swoją twarz choćby przed prezesem ale kompletnie nie miał pomysłu co powinien teraz powiedzieć. W przeciwieństwie do prezesa.

- Kim pan jest i co pan tu robi?! - przes wyszedł na spotkanie uzbrojonego w karabin brutala wskazujac go palcem i rządając wyjaśnień. Cotant zawsze szanował i doceniał odwagę nawet jeśli widział ją w obozie przeciwnika. A nieuzborjony cywil musiał mieć nie wąsko pod spodniami by mówić takim tonem do obcego z bronią w łapach.

- Drużyna specjalna Jagurar z Brutal Deluxe panie prezesie! - wrzasnął Eryk Smith jakby odpowiadał sierżantowi na placu apelowym. W efekcie jego głośny i dziarski okrzyk był pewnie słyszalny wyraźnie w całej sali. Pozwolił tak z oddeh czy dwa na to by do zebranych dotarło z kim mają do czynienia nim kontynuował. - I jestem w tym niby ochranianym przez tych uberkundli budynku bo mam wykonać wyrok śmierci na tym konkretnym uberkundlu! - wycedził prawie wypluwając ze złością słowa i celując palcem w oficera Oberów który przed chwilą rozmawiał z panem prezesem. Ten zbladł i spocił się jednocześnie i w ogóle wyglądał jakby mu się słabo zrobiło. Rozejrzał się nerwowo po zebranych gościach a goście spoglądali to na niego to na tego Jaguara. Pan prezes też spojrzał na Soldata.

- Zabraniam! Żadnego zabijania w tym budynku! - prezes korporacji wrócił spojrzeniem do Kaarela i uniósł w górę palec w zabraniającym geście przez co Cadiańczykowi przypominał nauczyciela zabraniającemu coś uczniowi. Tyle, że Cadiańczyk już od dłuzszego czasu nie był ani chłopcem ani uczniem a ten koleś nie był jego szefem. Jego szefem był Sejan a on wydał mu całkiem inne rozkazy. By zlikwodować palanta którego miał o kilka kroków od siebie i miał i okazję i możliwość zlikwidować kilkoma celnymi tripletami "Natashy". Więc ten prezes trochę się chyba zapominiał jaką ma pozycję w tym równaniu. Na oko Cotanta to co najwyżej mógł mieć prośbę czy życzenie. Ale jak na prośbę czy życzenie to coś słabo mu to wyszło bo brzmiało jak polecenie. No ale sprawa była prestiżowa więc Kaarel przygryzł wargi. W sumie wiele to nie zmieniało. Wiedział, że skasuje ubergnojka najwyzej tamten trochę mocniej się spoci wcześniej.

- Dobrze panie prezesie. Bez zabijania w tym budynku. - zgodził się więc z uśmiechem Jagurar kiwając głową ale nie dorywając wzroku od cofajacego się rakiem w stronę drzwi celu. - Słyszałeś uberkundlu?! Wychodzimy! - krzyknął do Soldata. Ten faktycznie wypełnił polecenie Jaguara choć aż za bardzo nawet. Znaczy się odwróćił się i wybiegł z sali. Cotant co prawda mógłby nawet w tej sytuacji posłać mu kilka tripletów w plecy no ale jak miało być bez zabijania w budynku... No to będzie trochę dłuższe niż dotąd oczekiwał.


---



Jedną z rzeczą jakie Kaarel zabrał na misję był superklej. Czuł, że się przyda choć gdy go zabierał jeszcze nie był pewny jak i kiedy go użyje to gdy Blackhole mu opowiadał relacje ze swojej akcji na mieście to uznał to za genialne w swojej prostocie z tym klejem! Też tak chciał! I klej tak polecany przez Blackhole maprawdę mu się przydał. Zaraz potem gdy jego cel wybiegł z sali Kaarel podąrzył za nim. Tak jak się spodziewał tamten wezwał wsparcie i dobył swojej klamki i otworzył do Jaguara ogień zaczajony o kilkanaście kroków od drzwi. Jaguar faktycznie przez te drzwi wypadł. Ale, że nie był tak naprawdę zwykłym Jaguarem tylko zcybernetyzowanym Kasrkinem i agentem Tronu to przeciął ten korytarz znikając w przeciwnych drzwiach niczym zamazana smuga. Ubersoldat strzelał ze swojej klamki ale szerokość korytarza była zbyt krótka by przeciwnik miał czas wziać poprawki.

Potem przebiegł przez jakąś kuchnię i wypadł na korytarz przez inne drzwi które powinny wyprowadzić go na tego strzelającego palanta. Wyprowadziłyby ale tamten okazał się mieć głowę na karku i pobiegł w kierunku tych drzwi przez jakie po sobie obydwaj przebiegli a potem dalej. W efekcie więc rozminął się z Jaguarem a ten prawie wypdał pod lufy dwóm innym Uberom. Powinien ich zastrzelić. No ale miało być bez zabijania w budynku. Więc z impety gdy triplety z automatów szatkowały powietrze i ściany korytarza wskoczył na tą ścianę a rozpęd pozwolił mu na kilka kroków po niej. Najemnicy oczywiście próbowali unieść swoją broń by go trafić ale było już zbyt blisko a cel dla nich był zbyt szybki. Komandos zeskoczył na jenego lądując butami na jego napierśniku i ugiął się gdy triplety drugiego już zaczynały go doganiać i szatkowana ściana zasypywała go odłamkami. Wtedy zmiażdżył podeszwą buta kolano drugiego najemnika a ten zawył gdy trzasnęła mu rzepka i reszta okolicy. Poleciał na ścianę i osunął się po niej wyjąc z bólu. Pierwszy zaczynał łapać Kaarela ale szybkie trzaśnięcie kantu dłoni w krtań pozbawiło go tchu więc puścił go i złapał się za krztuszącą się nagle krtań.

Ci dwaj zajęli agentowi Tronu sekundy ale te sekundy pozwoliły się wyforsować jego celowi na tyle daleko, że musiał zdążyć do windy nim dopadne go Jaguar. Ten zaś słyszał i po trzeszczących krótkofalówkach Uberów i po łomocie korytarza pod butami, że posiłki i to nie dla niego są w drodze. Nadal zdąrzyłby trafić z "Natashy" gamonia no ale jak miało być bez zabijania w budynku...

Uniósł "Natashę", wycelował i strzelił. Przez korytarz rozległy się znowu triplety wojskowej broni ale Taurusek zasillany dupleksami miał się jeszcze czym karmić. Dobiegającemu już prawie do windy oficerowi panel windy prawie wybuchł w deszczu iskier. Tamten palant rozwalił panel! Ale nie! Co prawda przyciski kierujące windę w dół zostały roztrzaskane ale chociaż te na górę były sprawne! Nie zwlekajac wcisnął je i drzwi zasunęły się odcinając je od zagrożenia.

Kaarel dobiegł do windy i z ulgą zorientował się, że tamten pojechał na górę. Nie był pewny tak w biegu w co dokładnie trafił choć miał nadzieję, na rozwalenie panelu. Nie do końca wyszło choć nie było źle bo byli prawie na samym szczycie wieżowca. Obok była druga winda więc z niej skorzystał wjeżdżając na ten sam poziom co zbieg. Po drodze przesiadł się na dach windy bo oczywiście palant myślał, że jest cwany i go skasuje ze swojej klamki gdy drzwi się otworzą. Dobrze. Przez to, że opanował newry i próbował zdjąć Jaguara został na miejscu więc dystans się skrócił. Kaarela cholernie korciło bo przez kratkę w wentylacji nad windą widział go i znów mógł mu sprzedać trochę kulek by mu dorbić więcej otworów. No ale jak miało być bez zabijania w budynku...

Trzasnął butem w kratkę i wrzucił do środka flashbang. Poczekał aż huknie i sam wyskoczył zaraz potem. Widział jak tamten skulony odbiega w jakieś boczne drzwi wciąż ogłuszony działaniem granatu. Sam agent Tronu zaś zajął się zadbaniem o trochę prywatności. Wiedział, że wsparcie dla ubergnojka jest w drodze i długo sami tu nie zostaną. Dlatego przydał mu się własnie ten superklej od Chrisa. Walnął trochę najedne drzwi windy, trochę na drugie i gdy sprawdził chwilę potem faktycznie działało i nie mógł już otworzyć drzwi. Co sprawiało mu złosliwą uciechę to to, że tamci się zorientują dopiero jak ściągnął podziurawioną przez ich towarzysza windę na dół, zapakują się i wjadą tutaj i wtedy odkryją, że tutaj drzwi na poziom nie chcą się otworzyć! Aż żałował, że ich wtedy nie będzie mógł widzieć albo chociaż słyszeć. Były oczywiście inne windy i klatki schodowe no ale to już im powinni trochę zająć czasu. A póki co byli teraz na solo.


---



Oficer Obersoldaten czuł jak serce mu bije jak oszalałe! Przybyli! Dzięki komunkatorowi wiedział, że tamten jakoś zablokował windy więc jego towarzyszom trochę czasu zajęło nim tu dotarli no ale w końcu! Nie miał pojęcia co to za koleś ale liczył już ostatnie naboju w ostatnim amgazynku. Próbował już wsyzstkiego! Ryglował drzwi, barykadował je biurkami, gasił światła, w despercaji nawet raz rzucił go krzesłem ale jedyne co zyskiwał to trochę czasu. Tamten odbił lecące krzesło, był zbyt szybki i cwany więc nie latał po gołych korytarzach by go można było trafić a jak już to tylko krótkie odcinki, zbyt krótkie by liczyć na realne trafienie. Gdy się zaczaił w dobrym miejscu skitrany za biurkiem gdzie tamten miał tylko jeden, cholerny korytarz do przejścia to tamten rzucił znowy flashbang i wszystko poszło w dupę! Innym razem okazało się, że ma dettaśmę i przebił się przez zaryglowane drzwi. No nie szło go zatrzymać! Nic nie działało! I kończyły mu się już naboje tak samo jak pomysły. No ale wreszcie nie był już sam i przybyła odsiecz! Teraz chłopcy go załatwią!


---



Kaarel jęknął wstając na czworaka. Gdyby nie pancerz i wzmocnienia mogło być krucho. Gnojki ściągneli ciężki sprzęt. I troszkę ich było. Musiał jednak odciąć drogę by uberkundel nie dobiegł do reszty stada. Zaczaił się więc na drodze i dwóm pierwszym przestrzelił nogi. Wytłumiona "Natasha" plus ukryta pozycja pozwoliły mu zadziałać z zaskoczenia. Tamci upadli wrzeszcząc a reszta rozsypała się kryjąc się gdzie się dało. Kaarel na zachętę do prawiłdłowych reakcji rzucił im jeszcze kolejny flashbang. Zyskał trochę czasu ale jak miał ich nie kasować to się zaczynało troszkę jakby trudno robić. Zwłaszcza jak chyba nie był to obustronny deal.

Akcja opóźniająca zaczęła się sypać. Dochodzili już do rogu wieżowca. Zagnał tamego uberkundla w kozi róg choć jeszcze nie tak ciasno jakby chciał. Ale i obława na Jaguara też była coraz ciaśniejsza. Dopadli go w jakimś pustym sektorze z licznymi słupami i gołymi ścianami. Wykorzytali przewagę liczebną i ogniową. Robiło się ciasno. Odłupywanie ciężkim ogniem i granatami ściany i słupy za jakimi się krył i odstrzeliwał zasypywały go odłamkami. Te odbijały się grzechotem od jego pancerza ale jakaś cieżka broń choć trochę osłabiona przez słup jaki rowaliła szarpnęło nim w tył rzucajac go na ziemię Cięzka drużyna wsparcia. Z dobrych kilkunastu ludzi bezlitośnie zacieśniało kordon wokół samotnego Jaguara. Cięli pomieszczenie ogniem, szatkowali granatami, i zasypywali pustymi magami i rozgrzanymi łuskami chcąc samym ogniem zdusić wszelki opór jak tyle razy wcześniej. Kaarel wiedział, że w tak nieprzychylnej sytuacji i scenerii to albo coś wymyśli, albo zwieje, albo go w końcu rozwalą. Zwiać nie miał zamiaru. W końću sprawa była prestiżowa. Ginąć tutaj jakoś mu się nie uśmiechało. Ale leżąc na betonowej podłodze gdy widział nad sobą sufit właśni coś wymyślił.


---



- Tam jest! Dawać chłopcy to tylko jeden szmaciarz! - krzyknął sierżant Obersoldaten czując już zwycięstwo w rozgrzanym od wystrzałów powietrzu. Tamten już niezbyt miał się ani gdzie cofać ani gdzie ukryć. Wcześniej gęsty teren biur, kortarzy, pomieszczeń dawał mu osłonę i nie pozwalał wykorzystać w pełni siły ognia i przewagi liczebnej ale teraz go mieli! Już oberwał więc nie był taki mocny jak mu się zdawało! I jeszcze strzelał chujowo. Zawsze w nogi. Karla i Michaela nawet wciągnął w zasadzkę gdy wyskoczył z jakiejś dziury. Zanim się tam dostali obydwaj najemnicy żyli ale jęczeli boleśnie złożeni na podłodze z płamanymi kończynami i wybitymi stawami. Sierżant wiec wiedział, że zwarcie z tamtym Jaguarem jest niebezpieczne. Dlatego chciał załatwić sprawę na odległosć i teraz wreszcie mieli okazaję. Nagle z sufitu trysnęły strugi wody ze zraszaczy. Zaskoczyło to sierżanta i jego żołnierzy ale tylko na moment. Woda nie mogła ich zatrzymać! - To tylko woda! Chce zyskać na czasie! Dawać chłopcy, wykończymy go! Miotacze ognia naprzód! - zachęcił ich prawie wesoło sierżant. Dwaj żołnierze z butlami na plecy wyforsowali się na czoło by skorzytsać ze swojej tak strsznej na krótki dystans broni.


---



Oficer Obersodlaten czuł przypływ euforii. Słyszał ich! Już nie tylko w radio ale i za ścianą! Ich głosy i kanonadę! Zaraz tu będą! Załatwią tego pyszałkowatego skinsyna! Obersoldaten znów będą górą! Nagle wszystko ucichło. Koniec. Dorwali go! Załatwili! Czuł jak satysfakcja, radość i ulga wypełniają jego ciało. Było blisko. Ale jednak fortuna mu sprzyjała i jeszcze raz mu się udało. Odetchnął z ulgą ocierajac rekawem pot z czoła. Spojrzał na drzwi. Pomacał radio. Działało. To czemu nadal jest tam tak cicho?

Po jednym pytaniu ukłuła go jakoś igiełka niepokoju. Przecież powinni zameldować o wykonaniu zadania. A nic nie meldowali. Nie słyszał nawet ich głosów ani kroków. No nic. Zza drzwi dochodziło go nic. Kompletna cisza. Jakby nikogo tam nie było. Co jest kurwa grane?! Wykończyli go i poszli sobie?! No przecież... Nie to głupie. Paru może ten Jaguar mógł wykończyć ale no nie całą drużynę wsparcia. Drużynę wetaranów. No i tam były gołe ściany i jak zgodnił przez radio z sierżantem zaciągnął tu tego Jaguara więc nie mógł robić tych swoich sztuczek. Więc kurwa czemu tam jest tak cicho? Przez drzwi zaczęła się wlewać woda. No tak, tamten włączył zraszacze albo może same się włączyły od tego strzelania. Może nawet chłopcy użyli miotaczy ognia to mogły się włączyć. Nie było się czym niepokoić. To czemu kurwa tam jest tak cicho?!

- Sierżancie co z wami? - nie wytrzymał i zgłosił się przez radio. Odczekał chwilę i drugą nim ponowił zgłoszenie. - Sierżancie odezwijcie się! To rozkaz! - zarządał kategorycznie ale znów odpowiedziala mu cisza. - Drużyna Wsparcia odbiór! - czuł, że głos mu się podnosi z niepokoju ale jeszcze nie krzyczał w pełni. Jak coś się stało sierżantowi to może ktoś z jego ludzi się odezwie. Ale znów nie doczekał się odpowiedzi. - Centrala tu Dwójka! Nie mam kontaktu z Drużyną Wsparcia! Jaki jest status! - zgłosił się do centrali dowodzenia budynku. Powinni mieć lepszą świadomość sytuacji niż on tutaj sam w tym narożnym gabinecie.

- Nie mam kontaktu z Drużyną Wparcia sir. Straciliśmy też kontakt z większością Dwójki i Trójki. Jest wielu rannych i mają duże straty. Czwórka jest w drodze do pana. Ściągamy posiłki z miasta powinni dotrzeć w ciągu kwadransa. Mamy odwołać Jedynkę z parteru? - centrala działała sprawnie tylko przekazywała bezsensowne informacje! Nie mają kontaktu z Drużyną Wsparcia?! Dwójka obstawiała iprezę i była najbliżej no załatwił ich?! Trójka była w rezrwie więc ściągnieto ich zaraz potem trochę przed przybyciem Drużyny Wsparcia. I co?! Ich wszystkich też załatwił?! Jeden koleś?! Niemożliwe! Ostatnią drużyną w budynku była Jedynka jaka obstawiała podejścia i zewnętrzy perymetr. Poza nimi juz trzeba byłoby ściągać posiłki z bazy i innych placówek z miasta. Na jednego kolesia?! Niemożliwe!

- Bzdura! - krzyknął w radio nie ukrywając swojej irytacji i zdenerwowania. - Na pewno go załatwiliśmy! Zaraz to sprawdzę! Jedynka niech zostanie na miejscu! - tak. Musiało tak być. Chłopcy z Drużyny Wsparcia na pewno go załatwili. Coś im musiało nawalić ze sprzętem albo nawet go pojmali i poszli go zawlec gdzie trzeba na przesłuchanie. Tak! Na pewno tak było! Przecież niemożliwe by jeden koleś wyeliminował z akcji cały pluton Obersoldaten wzmocniony Drużyną Wsparcia! Bzdura!

Odetchnął głębiej i zaciskajac spocone palce na uchwycie pistoletu podszedł do drzwi. Nasłuchiwał. Ale słyszał tylko szmer tych zraszaczy a podłgoa w gabinecie była już całkiem ładnie zalana kałużą tej wody od nich. Ale żadnego ruchu nie słyszał. Położył dłoń na klamce i otworzył drzwi. Woda. Wszędzie woda inormalny deszcz wewnątrz budynu. Zalewał oczy zimnmi strugami i nieco ograniczał widzenie ale na takie wewnątrz budynkowe odległości nie miało to zbytnio znaczenia. I wtedy ich zobaczył. Drużyna Wsparcia. Leżeli pokotem na zalewanej strugami deszczu podłodze. Leżeli bez ruchu, tak jak upadli, razem ze swoją bronią, amunicją, pancerzami no wszystkim. Niemożliwe! Wszyscy?! Niemozliwe! Jak?! Jeden koleś?!

Oficer rozejrzał się ale pomieszczenie wyglądało na puste. Same słupy, ściany i deszcz ze zraszaczy. Rozchlapując kałuże wody, od filaru do filaru zbliżył się do leżących ciał kolegów. Byli tak blisko do miejsca gdzie się ukrywał! Zabrakło im z kilkanaście kroków! Stanął przy najbliższych ciałach. Coś było nie tak. Co jest grane? No tak! Żadnych ran! Żadnych przestrzelin, ran ciętych, wyprutych flaków ani innych tego typu obrażeń tak typowych dla walki na krótkie dystanse. Oficer poczuł jak jeżą mu się włosy na karku. Co tu jest kurwa grane!? Rozejrzał się po otoczeniu ale znów widział same filary i ściany. Gdzie tamten palant? Poszedł sobie?

Kucnął przy ciele śierżanta. Sprawdził jego puls. Żył! Wbrew pozorom podoficer żył! Ale wyglądał jak martwy, prawie nie oddychał. Tknięty przeczuciem przesunął się do żołnierza z miotaczem ognia. Też żył! Jeszcze jeden i ten sam wynik. Żyli. Wszyscy więc pewnie żyli. Ale jak?! - Centrala mam kontakt z Drużyną Wsparcia. I paroma chłopakami z Dwójki i Trójki. - zameldował do centrali choćby po to by podzielić się z kimś tą informacją. Żałował, że nie odwołał Jedynki.

- Jaki jest ich status sir? - krótkofalówka zazgrzytała od razu odpowiedzią. Oficer zagryzł wargi nie do końca pewny co i jak odpowiedzieć.

- Żyją ale są wyłączeni z walki. Przyślijcie pomoc. Przyślijcie Jedynkę, zostawcie minimalną obsadę a reszta tutaj na ostatnie piętro. Trzeba je odciąć i przeszukać. Ten skurwiel gdzieś tu musi być. Ja zaraz do was zejdę. - głos oficera najpier brzmiał niepewnie ale w miare jak sytuacja coraz bardziej wracała na znajome tory pobrzmiewała mu oficerksa pewność siebie. Nie miał pojęcia co tu się stało ale nie było to istotne. Sciagnął kogo trzeba i załatwią palanta czy z jego sztuczkami czy bez. Rozłączył się, minął bezwłądne ciała i ruszył ku windom przez jakie wcześniej przyjechali jego żołnierze.

- Nie. Nie zejdziesz. - usłyszał obcy głos tuż za sobą i poczuł uderzenie w plecy. Jęknął i poleciał na ścianę. Chciał się szybko odwróćić i strzelić ale tamten był szybszy. Złapał za jego nadgarstek i z jednym chrupnięciem nadwyrężony nagle staw wyskoczył z panewki barku gdy ramię tamtego wygięło oficera w scyzoryk. Oficer wrzasnął wypuszczając broń z ręki. Wrzeszczał z bólu przy wyłamanyms tawie. Ale tamten odwrócił go twarzą do siebie. Znów widział jego twarz. Też mokrą od wody i z przylepionymi do czaszki krotkimi, ciemnymi włosami. Z tym swoim bezczelnym uśmieszkiem na gębie.

- Nie możesz! Nie możesz mnie zabić w budynku! Obiecałeś! - wysapał desperacko oficer. Musiał grać na zwłokę! Jedynka była w drodze jak i reszta posiłków z miasta! Despercacko więc chwycił się jedynej myśli jaka przyszła mu do główy. Walczyć z wyłamanym prawym barkiem już przecież nie mógł.

- Ano fakt. Firma jest firma. - Kaarel pokiwał smutnie głową jakby uberkundel przypomniał mu o niesmacznym daniu do skonsumowaniu.

- No właśnie! Dogadajmy się! Już tu idą moi ludzie. I inni z całgo miasta. Nie masz szans! Poddaj się! Weź mnie na zakładnika! Puścisz mnie wolno to odejdziesz wolno. Taki deal! Uczciwy! Może jesteś dobry ale nie dasz rady nam wszystkim! Możesz też zażądać okupu! Kasa! Zawsze chodzi o kasę nie? Przecież jesteśmy najemnikami i ty i ja! Robimy to dla pieniędzy! Tak naprawdę jesteśmy tacy sami! - Ubersoldat skoro nie mógł walczyć ani kryć się ani uciekać próbował pertraktacji. Desperacko liczył, że przemówi tamtemu cholernikowi do rozumu. Brzmiało sensownie! Musiał to wiedzieć. Może udał mu się atak z zaskoczenia ale przecież nie mógł się sam bić z posiłkami z całego miasta! Przerwało mu uderzenie gdy Jaguar oderwał go od ścian a potem trzasną nim w nią jeszcze raz przerywając nerwowy słowotok.

- Nie jesteśmy tacy sami! -
warknął gniewnie Cotant. Co on sobie myslał dupek jeden!? Ktoś kto przeszedł szkolenie Kasrkina w cadiańśkich regimentach miałby być taki sam jak ten uberkundel?! Ktoś kto przetrwał rzeźnię w inkwizycyjnym pałacu i został Agentem Tronu i ten chłystek co czekał aż go jego kundelki wyratują mieliby być tacy sami?! Akurat! Chris, Durran, Matuzalem to mogli tak mówić ale nie ten zesrany ze strachy dupek! - I nie robię tego dla pieniędzy uberkundlu! - warknął mu skracając odległość między ich twarzami.

- To dlaczego? - prawie wyszeptał łykając oddech razem ze strachem oficer z wyłamanym barkiem. Czuł, że chyba się zbliża jego ostatnia godzina.

- Bo mój szef kazał mi cię zabić. - wyjaśnił mu spokojnie Eryk Smith odsuwając się co nieco. Spojrzał w bok. Tak. Właściwie miejsce było w sam raz.

- Nie możesz! Jesteśmy w budynku! - wyjęczał żałośnie trzymany najemnik próbując wyrwać się z mocnego uchwytu. Ale Jaguar nie puszczał ani nie odpuszczał. Wolną ręką szarpnął za klapę węża strażackiego i sięgnął po sam wąż. - Co robisz?! Nie! Nie możesz! Nie rób tego! - krzyczał spanikowany gdy silne ramiona zaczynały okręcać mu wąż wokół szyi.


---



Kaarel wyszedł z windy i wrócił do sali bankietowej. Miał uczucie dobrze spełnionego obowiązku. Po drodze mijał postrzelanych i okaleczonych żołnierzy Oberspldaten i słyszał jak meldują, że nadchodzi, że go widzą albo, że ich minął. Póki nie stawiali mu oporu to ich omijał. Nie byli jego celem. Ten dwóch czy trzech co mimo ran próbowali go rzucić granatem czy strzelać w plecy przekonało się, że w jednym ruchu można połamać nadgarstek a w drugim drugi, co całkiem skutecznie pomagało pohamować największe akty desperacji. Wiedział, że oficer nie ściemniał z tymi posiłkami w drodze bo go podsłuchiwał podczas rozmowy. Mogło się zrobić naprawdę grubo. Ale. Był jeszcze pan prezes. Dlatego wrócił do sali bankietowej.

Sala bankietowa znacznie się przerzedziła z gości ale najwytrwalsi, najbardziej ciekawscy czy odważni zostali. W tym sam pan prezes. Kaarel skierował się wprost na niego a ten znów wyszedł mu na spotkanie. - Miało być bez zabijania w tym budynku! - krzyknął wzburzonym głosem.

- No i było. - odpowiedział spokojnie Cotant patrząc ciekawie na pana prezesa.

- Tak?! A to?! - krzyknął wkurzony biznesmen Machenków wskazując na okno. Kaarel spojrzał w tamtą stronę i uśmiechnął się wesoło. Imperator chroni! I jest taki łaskawy! Okno było pod samą górą zamazane czerwonymi rozbryzgami. Pewnie z tego ciała w mundurze Ubersoldaten na zewnątrz. Z odstrzeloną głową. Nie mógł go zabić wewnątrz budynku więc okręcił mu wąż na szyję i wywalił za okno. Podziałało jak szubienica gdy wąż sie skończył i trzasnął oficerski kark. Ale do końca Cadiańczyk nie był pewny więc gdy się wychylił by spojrzeć w dół wieżowca posłał mu dla pewności potrójny prezent od "Natashy" który zdjął mu mózgoczaszkę z głowy. Widocznie właśnie jej resztki zachlapały szybę od zewnątrz.

- To jest na zewnątrz panie prezesie. Nie w budynku. Tak jak się umawialiśmy. - Kaarel odwrócił się by spojrzeć na prezesa. Chwilę milczeli spoglądając na siebie. Drzwi trzasnęły i wbiegli do środka żołnierze pewnie z tej odwołanej Jedynki. Wycelowali w Jaguara. Zebrani goście zamarli i wstrzymali oddech. - No ale panie prezesie. Każdy ma swoje limity. Jeśli dalej potrwa moja wizyta tutaj to nie wiem czy uda mi się dłużej spełniać pańskie życzenie. - powiedział spokojnie kiwając brodą na uzbrojoną grupkę która już się darła, że ma rzucić broń, odsunąć się od prezesa i podnieść łapy do góry i takie tam głupoty. Prezes spojrzał na nich a potem na Jaguara. Rozejrzał się po swoich gościach i w końcu podjął tą rozsądną decyzję. Rozstali się we względnej zgodzie a Cotant nawet zostawił mu wizytówkę Brutali na pamiątkę tego spotkania.


---



Zdołał wydostać się z miasta i zanurzyć się w wieczny, przegniły półmrok otaczającej dżungli. - Cześć szefie. Tu Trójka. Uberkundel zdjęty. I rany, muszę wam opowiedzieć co można zrobić w połączeniu zraszaczy i kabla z prądem! Ale to jak wrócę. - roześmiał się wesoło meldując się szefowi po zakończeniu swojej misji. Zostawało wrócić do bazy i zobaczyć jak innym poszło.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline