Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2017, 20:33   #72
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację

Rycerz i krasnolud posilili się suchym prowiantem, żując powoli suszone mięso i suchary. Ragnar usiadł przy sporym kamulcu i łapał ostatnie chwile odpoczynku przed prawdopodobnie olbrzymim wysiłkiem psychicznym i fizycznym. Brenton natomiast skorzystał z nastroju podenerwowania i oczekiwania, zbierając informacje i rozładowując napięcie przyjazną pogawędką z żołnierzami.

Dwóch z nich wdało się z Griskiem w dłuższą rozmowę – o kobietach, dobrym żarciu i walce. Czyli o tym, o czym się w takich sytuacjach rozmawiało. Rambrecht i Max, bo tak się nazywali, służyli w Salkalten jako piechurzy Elektora od dwóch lat, walcząc w tym czasie głównie z Norsmenami – obecnie z ich chaotycznymi najazdami, a wcześniej w trakcie najazdu armii Archaona. Wielokrotnie myśleli o porzuceniu służby, ale zawsze jakoś brakowało im kasy i musieli wracać do halabardy i muszkietu. Nie było to złe życie – zawsze było jedzenie, wino i trochę grosza na kobiety. A jak nie było kobiet, to było więcej wina i problem schodził na drugi plan. Gadka, pomimo swojej przyjemności, niestety nie przyniosła żadnych konkretnych korzyści, oprócz znajomości, która się może kiedyś przydać.


Ragnara przebudził głos kapitana: „Ruszać dupy, leniwe kozły!” oraz dłoń Brentona na ramieniu, który lekko nim potrząsnął. Chwilę później zobaczyli maga Richtera, który mówił coś kapitanowi. Ten zaś oświadczył oddziałowi:

Plugawy niedźwiedź mocno śpi, my się go boimy i tak dalej. Ale jak kutas śpi, to mamy szanse go podejść. Nie wpadnijcie tylko w szał na widok martwych kobiet i dzieci, bo ich zwłoki – zacisnął zęby i pięści – a raczej ich resztki, można znaleźć w promieniu dziesiątek metrów od jego cielska. Plan jest następujący – forsowny marsz przez dwa kilometry, potem wysyłam was dwójkami na stanowiska wokół olbrzyma, schemat narysuje wam pan Richter, jak się zatrzymamy. Jak zajmiecie pozycje, atakujemy wszyscy naraz, na dystans. Nie ma sensu zbliżać się do poczwary, bo zakładam, że jak się przebudzi, to jesteście martwi, jeżeli będziecie zbyt blisko. Jak ktoś zacznie uciekać, nie będzie to powód do wstydu, oj nie. Ale będzie to powód do procesu przed sądem wojskowym, więc utrzymujcie swój strach w ryzach. I podobno pan Richter ma dla nas niespodziankę związaną ze strachem właśnie, więc mu zaufajcie. To wszystko.

Grupa ruszyła.


Jesteśmy na miejscu – oznajmił spokojnie bursztynowy mag, następnie zrzucił z ramion ciężko płaszcz i zniknął w ciemnościach między drzewami.

Mordy, żołnierze – rozkazał cichym, acz stanowczym głosem kapitan. – Od teraz macie być cicho. A wy – wskazał sztyletem w stronę Brentona i Ragnara – albo siedzicie w odwodzie i czekacie, aż rozpęta się piekło, albo weźcie dwie kusze z zapasów i się na coś przydajcie. Bo raczej pod ubraniami łuków nie ukrywacie, co?

Lukas zaczął rozrysowywać schemat okolicy na piasku, najwyraźniej bazując na słownym przekazie czarodzieja. Większość żołnierzy, jakkolwiek wcześniej zdeterminowanych, wyglądała, jakby rozważała ucieczkę.




Franz gadał z kim się dało, jednak nie dowiedział się wiele więcej, niż już wiedział. Natomiast Martin… Oj, Martinowi udało się wyciągnąć z jakiegoś kupca nożami wyciągnąć kilka przydatnych informacji. Pierwsza taka, że Dignam tego dnia przez Verborgenbucht przejeżdżał. Wracał z Salkalten i dał do podkucia konia, bo ten podkowę zgubił gdzieś po drodze. A druga taka, że ostatnimi czasy bardzo poirytowany bywa i jeździ do miasta często – sam, bez obstawy.

Atanaj także co nieco w karczmie poplotkował, jednak nie dowiedział się nic ponadto, co już wiedział – że Ada to cudowna kobieta, że ryby źle biorą, a kurwy z Kisleva zdzierają na skórach, zamiast po dobrych cenach sprzedawać.

Franz, udając się do dziada w czapce, spostrzegł w kreślonych znakach jakąś regularność, ale jako niepiśmienny kiep (czy też człowiek od pracy fizycznej, nie trwoniący czasu na naukę niepotrzebnej zdolności pisania). Chłop jednak zbyt skory do rozmów nie był, więc jeżeli Franz nie naciskał na rozmowę, to ta się nie odbyła. Co do pokoju, to Franz pamiętał, że tutaj nie było żadnego zajazdu, jednak pan Herz miał stajnie i pewnie odstąpi miejsca dla chętnych do snu. No i był szkutnik Waldor, który chciał z nich zedrzeć srebro za nocleg miesiąc wcześniej.

W każdym razie Atanaj i Martin spędzili przyjemny czas na piciu piwa i rozmowach, a Franz wyszedł na zewnątrz, gdzie przywitał go gorący wieczór. Dotarł do zielarki bez najmniejszych przeszkód. Tej jednak w domu nie było – pewnikiem poszła zbierać jakieś zielsko czy bezoary z rybich nerek. Czy co tam zielarki robią obrzydliwego. Kiedy wrócił do karczmy, zobaczył, że chłop w czapce przygląda mu się intensywnie. Atanaj i Martin zajadali się kaszą ze smalcem i kwaszoną kapustą. Natomiast chłop wstał z trudem, łapiąc się za plecy i podszedł do Schierkego.

- Panie – zaczął melodyjnym i zachrypniętym głosem – nie jesteś może spokrewniony z moim przyjacielem hrabią Luitprandem Drugim?

Martin dostrzegł Franza, jednak w tym samym momencie jakiś cwaniaczek chciał ukraść mu sakiewkę! Spryciarz oparł się tyłkiem o stolik i jakoś pod blatem wykręcił dłoń, która delikatnie, prawie niezauważalnie odcinała sznurek, którym był woreczek przywiązany do Martinowego pasa.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline