Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-07-2017, 23:08   #6
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację

Dawno nie jedzono tak wystawnie w Kocich Łbach. I nie to nawet, że czegoś brakowało najszlachetniejszym mieszkańcom zamku. Po prostu od kiedy Torin de Barr zachorzał nikt jakoś nie miał śmiałości, by organizować wspólne obiady. Każdy jadł więc w swoich pieleszach... Dopiero gdy na zamku pojawiła się Aila de Barr ze swoimi wielkodworskimi zwyczajami, sala rycerska została odkurzona i odświeżona.

[MEDIA]http://www.new-design-times.com/pic/rooms/dining/550/d12a.jpg[/MEDIA]


Po prawdzie jednak panienka jadała tam zwykle sama lub w towarzystwie przyzwoitki, dawniej niańki i guwernantki - starowinki Marii Fugo. Podobnie jak Torin, stara Maria coraz częściej wolała zostać w łóżku, a panienka - choć czuła doń sentyment - wolała samotnie jadać niż po kroć razy słuchać tych samych historii ze swego dzieciństwa.
Teraz jednak, gdy w zamku zjawił się przystojny młodzian, Maria zjawiła się przy stole i łypała raz po raz na Valentino, oceniając wprawionym okiemwartość jego majątku, by zdecydować na jak wielką komitywę jegomościa z panienką pozwolić.
Ponadto na wieczerzy zjawiła się “śmietanka” Kocich Łbów, składająca się z paru szlachetnie urodzonych mieszkańców zamku oraz najwyższych rangą pracowników: trzech urzędników, dowódcy straży, bibliotekarza i skarbnika. Brakowało jedynie pana zamku i... skryby.
Nieobecność tego ostatniego zdecydowanie była na rękę Aili, która mimo fascynujących opowieści Valentina raz po raz wracała myślami do dzisiejszej rozmowy z Alexandrem. Miała bowiem wrażenie, że coś w niej było niepokojaco nowego, coś... ulotnego, coś... czego nigdy by się nie spodziewała. Może to wtedy, gdy stanął tak blisko niej? Czemu w ogóle to zrobił?
- Panienko, podać panience jeszcze baraniny? - zagadnęła Maria, podsuwając trzęsącą się dłonią półmisek.
- Nie, dziękuję - odparła, wyrwana z rozmyślań szlachcianka - ale może nasz gość się skusi?
- Doprawdy pani, jadło przepyszne, ale choćbym chciał, więcej w siebie nie wcisnę.
- Bzdura! -
prychnęła stara piastunka. - Toż nawet waść nie zjadł połowy tego, co chłop powinien. Tam na południu was głodzą czy co?
- Gdzieżby, pani. Matka zawsze mnie pilnowała, bym niczego na półmisku nie zostawił, odchodząc od stołu -
zaśmiał się historyk, po czym rzekł na swą obronę. - Muszę jednakoż przyznać, że nasze jedzenie jest trochę inne. I nie to że gorsze, bo tak dobrej baraniny to chyba nigdy żem nie jadł, ale jakby lżejsze. Więcej warzyw się jada...
- Tfu, warzywa! -
zbulwersował się dowódca straży, będąc już nieco wstawionym. - Toż to dla zwierząt. Chłop winien jeść mięso! I to krwisss...
Nie skończył, bo z głośnym skrzypnięciem otworzyły się wrota do sali.

Wkraczająca do niej potężna postać Alexandra odziana była w biały dominikański habit, bo ten który miał na sobie w Coiville, zalał piwem, winem i udając pijanego na Amen solidnie zaślinił. Kanclerz Kocich Łbów był nawet ciekawy skąd sire ma te szaty, ale to wiązało się zapewne z tym kto siedzi w podziemiach i co się tam dzieje. Na taką wiedzę Alex nie był gotowy i jej wręcz nie chciał. o ile zamek i okoliczne tereny były domeną wampira, to podziemia były jego leżem i królestwem szaleństwa. To czy jakiś dominikanin dawniej noszący tą szatę jest tam rezydentem… Skryba wolał nie wnikać.
Nie można było rzec, że wszedł dziarskim krokiem. W karczmie co prawda udawał, ale i tak wlał w siebie co nieco. Choć pijany nie był to podchmielonego stanu skryć się nie dało choćby i się chciało. Alexander zaś nie chciał, baczył jedynie aby zachowywać się układnie.
“I narazimy się na śmieszność twym brakiem manier?” Słowa te wypowiedziane w komnacie Torina ubodły go niejako. Owszem nie czynił nic aby zachowywać się jak na hrabiowskim lub książęcym dworze, ale i nie epatował przecie chamstwem. Dopiero rozmyslając o tym później przypomniał sobie ileż razy po prostu o to nie dbał.

Zoczywszy nieznajomą twarz wnet odnalazł w niej zapowiedzianego przez Ailę italskiego scholara i skłonił się mu nim zasiadł do suto zastawionego stołu.
- Wybaczcie, spóźnienie me na wieczerzę, alem trudami dnia znużon był. Wielce sobie obiecuję, że ni znani mi tu przy tym stole, ni gość nasz miły i szlachetny krzywi za to nie będą. - Zrobił przepraszająca minę i zwrócił się do Italczyka: - Jestem Alexander, kapelan zamkowy i kanclerz naszego umiłowanego pana. Szlachetnego Torina z Barr.
Młody mężczyzna w stroju, który choć nie był strojny, zwracał uwagę dobrą jakością materiałów i zgrabnym szwem, wstał i ukłonił się lekko. Alexander zauważył, że porusza się z niezwykłą sprężystością, jakby ciało jego wciąż było ćwiczone w boju, nie zaś w ślęczeniu nad księgami.
- Valentino z Canossy, trzeci syn pana na Słonecznych Wzgórzach Canossy, student historii na Uniwersytecie w Padwie i mam nadzieję, niedługo magister tejże nauki - przedstawił się, po czym dodał: - miło waszmościa poznać.
Tymczasem gdy służka szła, by nalać nowemu biesiadnikowi wina, AAila schwyciła ją za rękaw i coś szepnęła. Dziewka wyszła, a gdy w końcu podeszła do Alexa, nalała mu do kielicha... wody.
- Historia, piękna nauka. Królowa! Rzekłbym nawet. - Skryba patrzył w to co dostał starając się nie przenosić grobowego spojrzenia na bratanicę zarządcy. - Z historii wszak wynika… wina na szlacheckie gardła, piwa na poślednie: chłopom i łykom, a wodą zwierzęta poić. Tedy wychylmy za zdrowie pana Torina co Bóg nam przeznaczył. - Uniósł kielich.
- Lepiej bym tego nie ujęła - rzekła na to Aila, posyłając skrybie piękny i zarazem jadowity uśmiech. Tymczasem nieświadomy niczego gość po prostu wychylił puchar i otarł usta wierzchem dłoni.

Wtem... gdzieś za oknem rozległy się znajome dźwięki lutni. Sire najwyraźniej obudził się i przybrał swą bardzią postać, na co Alexander drgnął. Jakby wiedząc, że Pan jest za oknem chciał zerwać się i wybiec tam by napawać się jego obecnością, a w głębi się za to przeklinać. Wypił wodę i zerknął na służkę.
- Nie dolewaj mi już, starczy mi kielich jeden bo w głowę uderzy. - Zerknął na Ailę, ale tym razem prócz tęsknoty do sire w oczach miał iskry rozbawienia. - A panicz jak historyk, to gdzie się kieruje, jeżeli śmiałościa zgrzeszyć mogę? Na dwór samego księcia znanego z opasłego scriptorium? Badać traktaty, wśród których i starozytnych nie brak, w opactwach Saint-Clair, lub Montcoeur?
- Och nie, to zbyt odpowiedzialne zadanie dla mnie by było -
odparł gładko mężczyzna, pocierając lekko kwadratową, ale jakże symetryczną szczękę. - Moim celem jest spisanie zamków tych ziem. Nasz profesor ma zamiar wielki taki spis wykonać dla wszystkich rodowych posiadłości szlacheckich tego kontynentu - wyjaśnił ze spokojem, po czym zwrócił spojrzenie na Ailę. - Pani, czy źle się poczułaś? Zbladłaś nagle...
Szlachcianka spojrzała na niego półprzytomnym, pełnym rozterki wzrokiem, który tylko Alexander mógł zrozumieć. Po chwili jednak opanowała się.
- Proszę wybaczyć, ja... ja... - najwyraźniej żadna sensowna wymówka nie przychodziła jej do głowy.
Spojrzenie Alexandra też zatrzymało się na kasztelanównie. W każdej chwili też walczył z zewem lutni. Elijah być może jedynie brzdąkał sobie ku własnej radości, ale czy wiedział jak sam fakt tej muzyki, znamionującej jego przebudzenie i obecność, działa na jego sługi w krwi?
Znosił to lepiej jedynie przez lekkie otumanienie winem i piwem. A może przez tę zadrę w sercu bijącym tylko dla lutniarza?
- Może rześkie powietrze nocy pomóc ci Pani zdoła - scholar wciąż patrzył na Ailę.
- Zatchła się. -
Pokiwał głową Alex, wewnątrz lekko spanikowany, że Italczyk chciał wyjść tam gdzie właśnie grał nieprzewidywalny wampir, ich ukochany pan. - Panna Aila czasem ma tak z winem, że nie przejdzie przez przełyk gładko.. - Nie wypadało mu wstać i uwiarygodnić naprędce wymysloną bajeczkę, ale uznał, że lepsze to niż nie zareagować. Mówiąc to wstał szybko dopadając do dziewczyny i przez chwilę krótką zamarł. Nie tyle żeby bał się krzywdę jej uczynić, ale niewiastę nawet w potrzebie uderzyć... Przymknął oczy i nie za mocno klepnął w plecy kasztelanki jak mógł delikatnie i by swe słowa uwiarygodnić względem oceny jej stanu i potrzeby ‘odetknięcia’. W myślach przeklinał lekko oszolomioną głowę swą, że na inny koncept nie wpadł, na wytłumaczenie jej reakcji na grę sire.
Oczy Aili zrobiły się jeszcze większe i jeszcze bardziej błękitne, jeśli to możliwe. Patrzyła z niekrytym zdziwieniem na Alexandra, gdy do niej podszedł. Wydawało się też w pierwszej chwili odtrąci go, lecz czy to świadomie, czy z powodu szoku po prostu zastygła. Aż do chwili gdy silna ręka mężczyzny spadła na jej plecy. Sapnęła, zgiąwszy się nieco. W sali wszyscy zamilkli, zastanawiając się zapewne, co z tego wyjdzie. Czy panienka zrobi awanturę? Dla wielu wszak nie było tajemnicą, iż mało ciepłe uczucia żywi ona względem kapelana.
Teraz też nabrała tchu w pierś, aż gorset jej sukni zatrzeszczał ostrzegawczo, by znów wzrok swój skierować na Alexandra.
- Dziękuję - powiedziała cicho. - Nasze jadło chyba faktycznie jest... ciężkie. - Oczy dziewczęcia zalśniły blaskiem zdradliwych łez, gdy muzyka lutniarza coraz bardziej się oddalała. A oni musieli być tu. Tkwić w swoich sztywnych, ludzkich rolach.

Sam się zdziwił zupełnym brakiem reakcji szlachcianki, a przynajmniej tej obliczonej ne lekką choć złośliwostkę lub stonowane pogromienie go. Alexander też poczuł ukłucie w sercu wobec cichnącej muzyki. Otrząsnął się wychodząc z tego stanu, po czym potoczył wzrokiem po Aili i Valentino. Sytuacja była więcej niż niezręczna, a wzrok scholara i jego lekko uniesione brwi (względem sceny której był właśnie świadkiem), wskazywały że należy działać.
Jakkolwiek skryba był niczym dziecko względem głębokiego planowania długofalowych intryg, to świetnie odnajdywał się w działaniu na bieżąco.
- Ale… na wszystkich świętych! - powiedział zbliżając się na powrót do swego miejsca. - Wszelkie posiadłości szlacheckie Europy, toć życia na to mało! - Wrócił do wątku jaki toczył się nim Elijah wprowadził zamieszanie swą grą na lutni, tak burząc spokój wieczerzy. - Ileś już Panie zamków i kaszteli opisał? Wymieniłbyś co ciekawsze perły nie tak znane a godne uwagi, na swej drodze spotkanie i, których splendor bądź brzydotę piórem na pergaminie uwiecznić raczyłeś?
I tak zaczęli rozmawiać.
Co prawda okazało się, że Valentino jest dopiero na początku swej podróży, jednak kilka zamków z pewnością zwiedził.
Oni rozmawiali a panienka Aila siedziała coraz cichsza. Gdy stara Maria postanowiła udać się na spoczynek, dziewczyna, mimo iż mogła do tego oddelegować służkę, sama również się pożegnała i odprowadziła starszą panią do jej komnaty.
Po jej odejściu pozostali biesiadnicy także zaczęli się żegnać, choć nie wszyscy - zamkowe moczymordy łatwo odpuścić wszak nie zamierzały.

W którymś momencie, korzystając z okazji bardziej spoufałej rozmowy, Valentino zwrócił się do Alexandra:
- Panie, wiem, że pełnisz tu również obowiązki kapelana, a ja czuję, że nie tylko me ciało, ale także dusza potrzebuje zmyć z siebie brudy podróży. Czy zgodzisz się wysłuchać mojej spowiedzi i udzielić pokuty?
- Słucham? Ach oczywiscie - Alexander wyglądał na lekko nieobecnego. - To zaszczyt pomóc duszy tak znamienitego gościa.
- Kiedy wasza dobrotliwość mogłaby... poświęcić mi mój czas? -
szepnął chłopak konspiracyjnie, jakby chodziło o zabójstwo króla.
- Kiedy tylko zechcesz Panie. Jam sługa boży - skłamał - nie mi decydować o tym, a służyć jeno pomocą dla zdręczonej duszy. Teraz, czy jutro, z radością przysłużę się jej ukojeniu.
- Może więc przyjdę z rana. W nocy... w nocy lepiej spać. I ja się chyba pożegnam, bom i tak się zasiedział -
odparł młodszy mężczyzna, niewiele jednak ustępujący wzrostem Alexandrowi.
- Niechaj dobry Bóg ma w opiece Ciebie i twe sny - Alexander też się podniósł. - I ja się oddalę zatem i czekam Cię rano.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 31-07-2017 o 19:56.
Leoncoeur jest offline