Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2017, 00:34   #33
hen_cerbin
 
hen_cerbin's Avatar
 
Reputacja: 1 hen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputacjęhen_cerbin ma wspaniałą reputację
Dzień Świąteczny (Festag), 20 Vorgeheim 2522, po ucieczce Allandora
Godzina drogi na północ od Obozu
Okolice Maselhof


Elf najwyraźniej spodziewał się szybkiego przybycia pościgu i to konnego. Juki przejrzał pobieżnie, wywalając większą część ich zawartości na ziemię i zniknął w lesie. Zapewne po raz kolejny przecenił własne znaczenie...

Na miejscu gdzie znaleźli konia podoficerowie i żołnierze wdali się w rozmowę.
Gdy inni dyskutowali, Leo jako pierwszy zabrał się do roboty zamiast do gadania - przeglądnął dokładnie porzucone juki oraz przeszukał miejsce postoju.
Przejrzenie juków nie było łatwe - wciąż były przymocowane do konia. Rannego. A zbliżał się do niego ktoś kto nie bardzo potrafił obchodzić się ze zwierzętami. Ani się skradać.
Walter zdążył tylko syknąć gdy zauważył, że Leo podchodzi do konia od tyłu. Solidny kopniak powinien zgruchotać żebra żołnierza, te jednak chyba miał dość bycia trafianym i odruchowo odchylił się w ostatniej chwili. Był też wystarczająco zręczny by chwycić konia za uprząż i nie dopuścić do drugiej próby kopnięcia. Juki okazały się puste, elf musiał w nich wywalić wszystko szukając przydatnych rzeczy. Za to worek po drugiej stronie okazał się być pełny obroku dla konia. Olstra przy siodle zawierały za to prawdziwe skarby: dwa błyszczące nowością pistolety zostawione przez kuriera i zapomniane widać przez elfa.
Obejrzał sobie też dokładnie miejsce postoju - zawartość juków leżała niedaleko. Znalazł zabrudzone, ale zdecydowanie dobrej jakości zapasowe ubranie kuriera oraz resztki prowiantu, na szybko widać zjedzone lub poupychane do plecaka przez elfa. I nic więcej - kurierzy musieli podróżować szybko, zatem również lekko.

Oleg potrafił podejść do konia cicho i zręcznie, złapał go pewnie za uzdę, nikt się jednak nie zajął raną wierzchowca. Cóż, sam wędrowiec tego także nie potrafił, a ani drużynowy cyrulik ani jedyny potrafiący się opiekować w całej drużynie Walter nie kwapili się do tego. Uczeń czarodzieja proponował wręcz by konia dobić. Były włóczęga tymczasem nie zaprzątał sobie tym głowy - zamiast tego szybko narysował poglądowy plan okolicy, dzięki któremu dowódcy mogli lepiej zaplanować dalsze działania.

Karl Altmeier żałował, że nie sprawdzono powiązań spiczastouchego przed wyruszeniem, ale nic co do tej pory widział nie sugerowało jakichkolwiek związków z kurierem. Przypomniał sobie za to, że rzeczywiście, elf często wspominał o dzielnicy morskich elfów, z której pochodził i w której może teraz szukać ratunku, choćby i mustrując się na jakiś statek płynący w dół rzeki, daleko od pościgu.


***

Gustaw, Loftus, Bert, Leo, Karl Altmeier

Noc z 20 na 21 Vorgeheim 2522
Las w okolicach Maselhof


Bert łatwo znalazł miejsce, w którym elf wszedł w las. Niemalże zbyt łatwo. Elf zachowywał się tak, jakby nie chciał bądź nie potrafił maskować śladów. Szli jak po sznurku.
Żołnierze maszerowali większość dnia do obozu. Potem kawałek w drugą stronę. A teraz dodali do tego marsz w trudnym terenie. To miało prawo zmęczyć każdego. I zmęczyło. Gustaw nadrabiał miną, ale mag zaczął coraz częściej się potykać, a niziołek, który przez większą część dnia robił trzy kroki na każde dwa ludzi, zwymiotował ze zmęczenia. Karl mimo zmęczenia zaciskał zęby i szedł dalej, ale robił to wyłącznie siłą woli. Jedynie Leo trzymał się jakoś, ale oddział wyraźnie zwolnił, a sam Estalijczyk nie był w stanie pomagać wszystkim. W takim stanie i w nocy kontynuowanie podchodów za elfem nie miało sensu. Wasz jedyny tropiciel padał ze zmęczenia, a nikt z pozostałych nie widział w nocy na tyle, by nie potykać się o korzenie i nie wpadać na drzewa. Loftus dzięki swoim czarom przez pewien czas ratował sytuację, ale z narastającym zmęczeniem coraz trudniej było mu utrzymać koncentrację konieczną do ich rzucania.
Zmuszeni do założenia obozu na znalezionej tylko dzięki czarom maga polanie, zakończyli pościg na ten dzień. Gdyby nie znajomość kilku sztuczek przez Berta poszliby spać po zjedzeniu wojskowych sucharów, łowca nagród jednak nie wiedzieć kiedy zdołał po drodze nazbierać jagód, a teraz dał radę rozpalić malutkie ognisko, dające akurat tyle ognia by odstraszać dzikie zwierzęta, a nie dać sygnału wszystkim wrogom w zasięgu dziesięciu mil, że ktoś tu obozuje. Przez całą noc wartownicy słyszeli piski, trzaski, wycia, ale nikt i nic was nie zaatakowało. To jednak nie była zupełna dzicz, zbyt blisko było do siedzib ludzkich by mogły się tu uchować bandy goblinoidów czy watahy wilków. Nad ranem okazało się jednak, że tak blisko siedzib ludzkich może się czaić najgorszy wróg - ludzie właśnie. Najwyraźniej jednak ktoś zdołał dostrzec wąską smużkę dymu.


Pełniący akurat wartę Bert niby to przypadkiem narobił wystarczająco dużo hałasu by śpiący koledzy obudzili się i zobaczyli co się dzieje. Można było dostrzec trzech mężczyzn z napiętymi łukami i jednego z mieczem w dłoni, a także kobietę z pistoletem, skradających się w stronę leżących. A ilu było niewidocznych tego nie wiedział nikt, choć Gustaw spodziewał się przynajmniej dwóch osób "ubezpieczenia". Od co najmniej kilkunastu kroków mieli wszystkich w zasięgu skutecznego ostrzału. Nie było zbyt dużo czasu na reakcję - tylko stojący na warcie Bert oraz leżący Baron i Karl potrafili dzięki bojowemu doświadczeniu przejść od snu do działania natychmiastowo. Leo i Loftus potrzebowali chwili by w ogóle zorientować się co się dzieje.

***


Detlef, Oleg, Abelard, Walter, Karl Topher

Noc z 20 na 21 Vorgeheim 2522,
Trakt na południe od Nuln


Maszerowali większość dnia do obozu, maszerowali całe popołudnie i wieczór, teraz nocny marsz po szlaku dodał swoje. Każdego mogłoby to zmęczyć. Detlef, Oleg, Abelard oraz Walter okazali się jednak ulepieni z dość twardej gliny. Jedynie Diuk zdradzał oznaki zmęczenia. Od czego był jednak koń. Prowadzony za uzdę nie protestował nawet gdy na grzbiecie wylądował mu ciężar w postaci obolałego recydywisty i mimo coraz większego kuśtykania nie spowalniał oddziału. Nad ranem dotarli do miejsca narysowanego wcześniej przez Olega. Khazad żądał przeprawy na miejsce zasadzki i ją dostał.


Półżywi ze zmęczenia i ledwo trzymający się na nogach, ale dotarli. Wiedzieli, że elf przedzierający się przez las z plecakiem nie będzie w dużo lepszej formie. O ile oczywiście nie zdążył już minąć tego punktu... Ku zdumieniu nawet siebie samych, nadal zachowali nieco sił na przygotowanie zasadzki lub dalszy marsz. Nawet Karl wypoczął na tyle by być gotów do działania. Tylko Oleg, całą noc prowadzący wierzchowca uśmiechnął się gdy doprowadził oddział do dobrego miejsca na pułapkę i padł na twarz. Jeśli zdecydowaliby się iść dalej, jego trzeba by nieść lub wieźć. Abelard wiedział jednak, że za jakąś godzinę będzie można kolegę obudzić. Sprawdził przy okazji ranę wierzchowca. Zaczynała śmierdzieć. To nie był dobry znak. Zakażenie mogło zabijać nawet pewniej niż utrata krwi.
 

Ostatnio edytowane przez hen_cerbin : 28-07-2017 o 01:20.
hen_cerbin jest offline