Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2017, 18:03   #19
Leoncoeur
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
Nice to meet U




Baza Matrix, noc
Po drodze do kantyny Mazzy wsunęła dłoń w dłoń Luca zaciskając palce i splatając je z palcami reportera. Była lekko spięta, jakby zwykle gdy “butelkowała” w sobie emocje. Do tej pory nie wpięła czipa komunikacyjnego, bawiąc się nim w wolnej dłoni. Edek za to przeciwnie: peplał radośnie i z zachwytem, że “ledwo godzina w Matrix a już się akcja szykuje”, Kira wciśnięta pod jego ramię milczała co chwilę oddmuchując grzywkę opadającą jej na oczy.

Dotarli do kantyny przepełnieni mieszanymi uczuciami, które zostały zagłuszone dobiegającą dziwnie radosną muzyczką:



Samo pomieszczenie było ogromne, zdolne pomieścić na oko czterysta, może i pięćset osób, jednak tylko jedna z jego części była wykorzystywana przez ludzi z Matrix. Druga pozostawała bez zasilania a stoły pokryte były odwróconymi do góry nogami krzesłami.
Część użytkowa sprawiała przytulne i miłe wrażenie, które nie miało wiele wspólnego z kantynami do jakich Luc nawykł. Przypominało raczej kawiarnię w starym stylu. Ściany wyściełane były drewnopodobnymi panelami, a podłoga pokryta wykładziną anytpoślizgową w maskującym wzorze i kolorze upodobniającym ją do tekstylnej. Dopełniające wystroju wysokie stoły i teleskopowe stołki zapewniały wygodę podczas posiłku czy relaksu.
Po lewej stronie od wejścia znajdowały się przeszklone kontuary z wystawkami możliwych do wyboru potraw. Dwa roboty służące polerowały ladę, lśniącą bielą kości słoniowej, a dwóch kucharzy/barmanów nie spiesząc się specjalnie obsługiwało kilkunastu gości, bardziej na zasadzie wzajemnego towarzyszenia niż faktycznego pełnienia usług, czy też służalczości. Gdy czwórka weszła do kantyny, oczy wszystkich zwróciły się na nich wpatrując się oceniająco.
- No to robimy wielkie wejście - mruknęła Kira.
- Jak gwiazdy - Heen odmruknął przyglądając się zgromadzonym. - A ja cholera nie mam nic by rozdawać autografy.
Objął Mazz i ruszył do przodu w kierunku grupki w której wypatrzył Mike’a. Znajoma twarz w nieznajomym gronie była niczym latarnia morska w starych portach. Co z tego, że widzieli się tylko jeden raz, przelotnie i wymienili raptem kilka zdań? Ot tak to działało i już.
- Tēnā koutou - odezwał się podchodząc. - Miło poznać. Jeżeli liczycie na jakieś wkupne to będzie problem. Melissa nie dała zahaczyć o 7eleven.

Mike wyciągnął dłoń do wyższego od siebie nreportera i uśmiechnął przyjaźnie:
- Trudno. Będziesz musiał postawić kolejkę. I tu i tu. - Wskazał na bar i na stojącą w kącie szafę grającą, stylizowaną na najnowszą gierkę czy też film. Heen nie bardzo kojarzył. Była krzykliwa i nie przyciągała wzroku jedynie przez to, że upchano ją w przejściu za barem kantyny a korytarzykiem w głąb, zapewne do toalet.
- Jasne. - Solos kiwnął głową i sięgnął do kieszenim, druga ręką wskazując po kolei przyjaciół. - To Mazz, a to Kira i Ed. ja jestem Lucifer. - Wyjął kilka chipów jakie zostały mu po opłaceniu tatuażu, podczas gdy Mike kolejno witał się z ekipą. - Edek Ty wybierz coś dla ciała a ja - wskazał szafę - coś dla ducha.
- To co moje panie? Usiądziemy sobie i porozmawiamy dlaczego zadajecie się z tą dwójką? - Mike mrugnął żartobliwie do Mazz i wskazał jeden ze stołów.
- To bardzo dobre pytanie! - Kira odezwała się wesoło po raz pierwszy od dłuższej chwili.
Nowopoznany kumpel powiódł je do stolika, zachęcając do opowieści.

Luc zaś mógłby przysiąc, że zawartość szafy dobierała Mo. Po pijaku z Edkiem. Przeglądał ten misz masz neorocka, electricmetalu, urbanpunka i cybertechno, wiele utworów w ogóle nie potrafił sklasyfikować. W koncu wybrał jeden ze znanych sobie i lubianych kawałków cięzszego łupnięcia rocka spiętego z tonami electro. Lubił taką mieszankę, bo choć lubił klasykę roka, to uwazał, że ten gatunek doszeł już do ściany, a mix z tworem konsol muzycznych dawał świeżyćś takim kawałkom. Zaraz popłynęła muzyka.



Wracając do gromadki przypatrywał się z ciekawością członkom Matrixa, którzy wybrali spędzenie wieczoru w chyba najlepszy możliwy tu sposób. Średnia wieku utwierdziła Luca, że organizacja hucznie nazywana Matrixem to banda młodocianych narwańców.
Pytanie jednak nadal pozostawało skąd u nich takie środki.
Dwie niewielkie grupki porozsiadały się przy osobnych stołach. Przerwane wejściem ekipy Heena rozmowy zaczęły powoli powracać do życia. Większość z obecnych ubrana była przeciętnie, moda zdecydowanie nie zwracająca uwagę na ulicy.
Mike przy całym towarzystwie wyglądał na najstarszego, w porównaniu do czterech dziewczyn i sześciu młodych mężczyzn, zdecydowanie odcinał się i wiekiem i czymś co ciężko było nazwać.
Heenowi określenie plątało się na języku ale ciągle umykało.
Dwie ekipy rozmawiały ze sobą dość głośno o ostatnich akcjach. Z rzucanych przez nich określeń Luc niewiele rozumiał, dopiero gdy jedna z dziewczyn zaczęła opowiadać gwałtownie gestykulując o najnowszych wszczepach poczuł się nieco jak w domu.
Mazz poklepała siedzenie obok siebie z lekkim uśmiechem. Wyglądała na nieco bardziej wyluzowaną odkąd spotkali się po wyjęciu Luca z Chell.
- No to jak trafiliście pod czułe skrzydełka Melissy? - spytał ciekawsko Mike, wcale nie kryjąc wścibstwa.
- Czułe skrzydełka… - solos powtórzył w zamyśleniu siadając obok Rudej. - Tak, definitywnie tak właśnie bym to określił - zakpił. - Szukaliśmy kontaktu, ona przyjechała gadać, potem sytuacja stała się bardziej dynamiczna… no i jesteśmy.
- Dynamiczna? - Mike uniósł jasne brwi. Mimo wieku wyglądał jak nieco mniejsza wersja amorka. Blond włosy, niebieskie oczy otoczone ciemną oprawą i uśmiech najniewinniejszego “dobrego chłopca” - W co was wkopała?
- Problemy z policją, ale nie z krawężnikami, a z górą. Długa, nudna historia - Heen nie przejawiał większej chęci wchodzenia w szczegóły. - A wy jak? “Na ochotnika”, czy też sytuacja zmusiła? - Popatrzył ciekawie po pozostałych, których nie znał nawet imion.
- Na ochotnika!
- Na ochotnika…
- Samodzielnie…
Odpowiedzi padały na przemian od dwóch najbliżej siedzących chłopaków i jednej dziewczyny.
Jeden z nich, wysoki i nieźle zbudowany wyciągnął dłoń kolejno do ekipy reportera:
- Jurek - rzucił z uśmiechem, który wydał się Lucowi jakoś znajomy.
- Maya - pisnęła dziewczyna, która nawet siedząc, sięgała Jurkowi do pachy. Ciemnowłosa, z ciepłym brązem oczu, sprawiała wrażenie wróżki z bajek - pixie. Obcięte na króciótko włosy podkreślały to wrażenie.
- Jeszcze czerwony dywan im rozwińcie - zakpił ich kumpel, o hiszpańskiej urodzie. Smagły, z dość wydatnym nosem i kilkudniowym zarostem robił wrażenie urocze: ni to groźne ni to śmieszne. Za kilka lat byłaby szansa, że wyrośnie ze szczeniackiego uroku i mordercza aura ustatkuje się na dobre.

- Kiedy zaczynacie szkolenie? - zapytała Maya gibając się na wysokim krześle. Najwidoczniej majtała nogami.
- Jakie szkolenie? - Lucifer rzucił swobodnie, choć miał nadzieje, że dowie się więcej o tym słynnym “szkoleniu”. - Powiesz mi jakie tu szkolenia Maya? - uśmiechnął się ciepło do dziewczyny.
Dziewczyna łypnęła na Jurka nim odpowiedziała marszcząc brewki.
- No jak jakie? - Spojrzała nieco zdezorientowana na Luca i Mike’a. - Nooooooo wdrożenie do Matrixa, ogar współpracy z psi, walka wręcz, czy co tam. - Rozejrzała się ponownie jakby poczuła się wkopana. - Nie wiesz?
- Melisa coś wspominała, ale bez szczegółów, nie bardzo był czas. Jak pytałem co to za szkolenia, stwierdziła, że mi się spodoba. Psi? Jakie “Psi”?
- Na pewno Ci się spodoba. Z resztą każdemu z was - wtrącił się Mike.
Maya wyglądała jakby dostała ciężki ochrzan. Zdecydowanie dziewczyna była jak otwarta książka.
- A jak u was z walką? Co potraficie? - zapytał emo-Spaniard.
- Ho ho synku, czego my to nie potrafimy - Edek wciął się radośnie niosąc tacę z drinkami jak na pułk wojska. Za nim toczył się robocik dźwigający drugą taką tacę.
- A to ma być jakaś walka? - Luc udał zdziwienie. - Ej, pisaliśmy się na to? - szturchnął Mazz lekko w bok.
- Każdy się pisze wchodząc do Matrixa - mruknął smętnie młodzik. Mina mu jednak zaraz się poprawiła, gdy Edek postawił przed nim szklankę z piwem.
- A jak wasze kwatery? - Jurek zagadnął uprzejmie przechwytując kolejną piwną przesyłkę.
Edek zajęty rozstawianiem drinków, cmoknął Kirę w skroń.
- Próbowałem u Violi zamówić apartament z widokiem na Hudson, ale to co dostaliśmy też okey. Powiedzcie mi - solos zmienił temat - skąd w ogóle macie… mamy tyle sprzętu? Zaplecze mega.
- On cierpi na syndrom nowego! - “Mała pixie” zaśmiała się wyciągając łapkę po butelkę z kolorowym napojem, która zdawała się świecić własnym światłem. - A jaki masz poziom dostępu? - uśmiechnęła się szeroko.
- Poziom dostępu? - solos jęknął. - Czyli faktycznie wylądowaliśmy w korpo. - Udał zbolałą minę spoglądając na Mazz i Kirę, ale reakcja na żart przyszła z innej strony. Młody mroczny szurnął stołkiem rzuciwszy przez zęby:
- Pierdol się… - faktycznie wyglądał jakby miał na myśli coś innego. Dłonie zaciśnięte w pięści też sprawiały wrażenie, że chłopak się ledwo kontroluje. Nim jednak ktokolwiek zdążył zareagować odwrócił się na pięcie wywracając stołek i ruszył ku wyjściu.
Maya zerwała się, zeskakując z siedziska. Mike westchnął ciężko, a Lucifer potoczył nic nie rozumiejącym spojrzeniem, które w końcu spoczęło na blondynie.
- Co jest…?.
- Przeszłość wiecznie żywa. Wyciągnęliśmy go niedawno…
Nim jednak Mike skończył mówić do baru weszła parka.
Luc w zasadzie najpierw wyczuł, że coś jest nie tak, gdy poczuł tężejące ciało Rudej. Edek wstrzymał ruch podnoszenia kufla do ust. Ze stolika obok dobiegły gwizdy.



Dziewczyna jaka się pojawiła była bliźniaczo podobna do kroczącego obok chłopaka. Oboje w okolicach dwudziestu paru lat emanowali świeżością, pewnością siebie i … perfekcją. To było pierwsze słowo jakie nasuwało się na ich widok. Oboje smukli, ciemnowłosi z zielonymi oczyma. Oboje z pełnią świadomości jakie robią wrażenie.
W obojgu było coś, co podnosiło ciśnienie, chęć bycia w pobliżu i przypodobania się.
- Jeszcze ich tutaj brakuje - Mike mruknął pod nosem. - Hej! Tutaj! - Machnął dłonią do parki.
Dwie pary zielonych oczu skierowały się na grupkę Heena.
- Skąd ja ich znam? - mruknęła Kira.
- Też jestem ciekaw - odburknął jej Edek niezadowolony i zadowolony jednocześnie.
Wrażenie, że gdzieś już ich widział nieobce było też Nowozelandczykowi, przypatrywał się im oszukując sam siebie, że gdyby chciał mógłby odwrócić wzrok.
- No to mamy komplet - mruknął odczytując zachowanie Rudej jako to samo. - Lucifer - wyciągnął rękę najpierw do ciemnowłosej dziewczyny i uzyskał dystyngowany uścisk dłoni z krótkim spojrzeniem oceniającym od góry do dołu. Leciuteńki ruch kącikiem ust, którego miał nie widzieć, wyrażał cień aprobaty.
- Dominique… - przedstawiło się zjawisko z męskich marzeń i mokrych snów.
Tuż obok pojawiła się dłoń jej bliźniaka, skierowana do Mazz:
- Dominic… - lekko musnął ustami kłykcie palców soloski, pod czujnym obstrzałem jej spojrzenia. Rudą brało tak samo jak pozostałych ale potrafiła jeszcze zachować nieco kontroli.
Pod ostrzał uwagi Dominica poszła Kira, zaś Nożycoręki stał się obiektem zainteresowania jego siostry. Heen miał wrażenie, że Edek pręży się pod muśnięciem jej dłoni na cyberłapce.
- Znamy się? Mam wrażenie jakbym Was gdzieś widział… - Lucifer nie widział sensu w ukrywaniu tego co przyszło mu na myśl i nie spuszczał spojrzenia z Dominique jakby przez chwilę zapomniał gdzie, z kim jest, po co i kiedy. Pytanie chyba miało na celu przerwać tę ciszę w której spadał jak do studni.
Dziewczyna usiadła na podsuniętym jej stołku. Nawet nie obejrzała się jakby oczekując, że znajdzie się dla niej miejsce. Dekadencka nonszalancja przejawiła się kolejno w zapalanym długim e-papierosie o zapachu mięty.
Dominique zmarszczyła lekko nos, a Dominic roześmiał się głębokim barytonem:
- Byliście niedawno w Paryżu? - Uniósł ciemne brwi i posłał uśmiech w kierunku Rudej.
Ich zachowanie nie było manierą. Nie było wyuczone.
Luc był przeświadczony, że oboje pokazują jednak zaledwie czubek góry lodowej.
Świadomość, że poznanie ich bliżej mogłaby przypominać zderzenie Titanica przesyłało ciarki.
A jednak leciało się do tej pułapki jak ćma do światła.
Kira parsknęła cicho, Edek pokręcił głową wpatrzony w dekolt Dominique.
- Co pijecie robaczki? - przerwał napięcie Mike.
- Nigdy nie byłem w Paryżu. Kiedyś… może. Gdyby było tam coś bardziej ciekawego niż zabytki. Rozumiem że pochodzicie stamtąd? Co sprawiło, że mamy przyjemność się tu spotkać? - Solos uśmiechnął się niby to kierując wypowiedź do obojga, ale na pierwszy rzut oka do chłopaka. Choć mało skrywane spojrzenia względem Dominique przeczyły temu wrażeniu.
Przelotne spojrzenie dziewczyny musnęło reportera:
- Old fashion - zażyczyła sobie brunetka w odpowiedzi na pytanie Mike’a. - Oui - skinęła głowią, mrucząc odpowiedź z francuskim akcentem - jesteśmy przejazdem. Wy też? - ostatnie pytanie otoczone było pachnącą chmurką dymu.
- Chyba na dłużej, jest parę spraw które trzeba załatwić. - Heen upił łyk piwa spoglądając na brunetkę sponad rantu szklanki. - A później? Cóż, z M. się nie wychodzi.
- I to źle? - spytał Dominic przyjmując zwykłe piwo, kto by pomyślał?, od Kiry. Barmanka wyglądała jednak jakby miała ciężką zwiechę, co u zwykle żywiołowej brunetki, robiło dziwne wrażenie.
- A powiedziałem, że to źle? Rozmawiałem o tym z Melisą, Matrix to idea, jak się w coś wierzy, to się w tym po prostu jest. Można działać też normalnie żyjąc. Wy dwoje nie wyglądacie jednak jakbyście dali się skoszarować na resztę życia.
Odpowiedzi, takiej odpowiedzi się nie spodziewał.
Bliźniaki spojrzały po sobie z niejakim osłupieniem na twarzach i wybuchnęły równocześnie śmiechem.
Wdzięcznym jak oni oboje, ale tak przeraźliwie zaraźliwym, że siedzący obok też się uśmiechnęli. Śmiali się przez chwilę do rozpuku, niemal padając sobie w objęcia z rozbawienia.
Dominic objął Dominique ramieniem co siedzący obok Jurek i Edek obserwowali z niejaką zazdrością, podobnie jak Luc, ale ten wyglądał jakby po prostu nie rozumiał co się dzieje.
- Wszystko zależy od definicji normalności...eeeee…. - Spojrzał nieco zdziwiony na Heena.
- Lucifer - podszepnęła mu siostra z wciąż szerokim uśmiechem.
Mike westchnął ponownie choć tym razem z rozbawieniem.
- Nasze bliźniaki to specyficzny przypadek. - Oboje zrobili miny lekko fochnięte - Są … charakterystyczni. Upchanie ich gdziekolwiek i tak wiąże się z takimi reakcjami jak u was.
- Ostatnio jesteśmy grzeczni. - mruknął Dominic, a Dominique wtuliła się w brata poufale i wyłączyła w końcu tlącego się papierosa.
- Ostatnio tak. Cały tydzień - skomentował ironicznie blondyn.
- Już wiem! - palnęła Kira z radością. Na chwilę jej reakcja wywołała ciszę i zdecydowanie przyciągnęła uwagę rodzeństwa.
- Wiem skąd was kojarzę - mruknęła dmuchając zawadiacko w grzywkę. - To nie wy przypadkiem byliście na wielkiej gali u burmistrza nNY? Tej co podobno terroryści napadli? - Kira zadawała pytania choć ton głosu brzmiał raczej jak stwierdzenie. Luc wyglądał jakby zbierał się do wyjścia powoli. Dopicie piwa, ostatnie buchy z papierosa, ale to pytanie zaciekawiło go. Uniósł lekko brwi przyglądając się Dominique.
- Tam jakiś pożar wybuchł zupełnie od czapy, nie Edek? Pamiętasz? - Barmanka jak pies myśliwski nie popuszczała tematu, gdy raz już zaskoczyła.
- Noooo… coś tam ględzili, że spore straty, kilka osób rannych.
- Taaaak, to było straszne! - Dominique stwierdziła spoglądając prosto w oczy Heena z miną niewinności. - Tyle zamieszania, ogień, krzyki, strach...
Pierwsze wrażenie może by się i zgadzało, jednak dla Heena nawykłego do manipulowania emocjami innych pierwsze wrażenie nie zawsze było najważniejsze.
Drugie uderzenie serca przyniosło mu pewność, że Dominique rozkoszowała się tymi wspomnieniami. Kątem oka dostrzegł też minę Mike’a, któremu ciężko było zapanować nad swoją reakcją: smutek i nieco strachu. Reporter dojrzał te emocje na twarzy blondyna. Gdy ten zorientował się, że jest obserwowany wzruszył ramionami z kwaśną miną.
- Ogień, krzyki, strach… zawsze są straszne Dominique. - Solos zgasił papierosa i wstał. - Fajnie było poznać, ale z rana pierwsza misja. - Starał się walczyć z samym sobą, bo całym jestestwem chciał siedzieć dalej w zasięgu tego zielonookiego spojrzenia. - Zmykam złapać chwilę snu. Wy zostajecie? - Spojrzał kolejno na Mazz, Kirę, Edka.
- Zaraz będziemy się zbierać - mruknął Edek oceniający jeszcze kilka nietkniętych trunków.
- Idę z tobą - Ruda zebrała się wsuwając dłoń w dłoń reportera.- Do następnego - uniosła lekko rękę na pożegnanie.
- A bientot! - Dominique zamachała paluszkami.
- Do zobaczenia. - Dominic skinął głową.
Solos uśmiechnął się i odmachał starając się aby wyglądało to jak względem wszystkich, a nie “abientotki”, po czym pociągnął Mazz ze sobą ku wyjściu.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"

Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 28-07-2017 o 18:10.
Leoncoeur jest offline