Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-07-2017, 21:15   #57
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Propozycja Simona i niezbyt udana próba Any nie były w stanie wyrwać Jess ze stanu, w którym się znalazła. Jej wzrok utkwiony był w ledwie widocznych dłoniach, które ściskały zgaszoną latarkę. Wyłączoną bowiem oszczędzała baterie na ostatnią chwilę, na moment w którym także to mizerne światło jakie padało z deski rozdzielczej, zniknie. Na chwile, w której ciemność otoczy ją ze wszystkich stron, oddcinając od najmniejszego nawet światełka nadziei. Nie podnosiła wzroku bo i po co? Świat za oknami wozu obdarty został ze swych kolorów i kształtów. Noc wyssała z niego wszelkie życie i wypaczyła to co w dzień przypominało o tym, że wciąż można zwyciężyć, można trwać, można owe życie wieść. Nie chciała też spoglądać na twarze tych, którzy jak ona tkwili w niewielkiej przestrzeni wnętrza samochodu, uciekając od nieznanego zagrożenia. Nie chciała, bo wiedziała co ujrzy na twarzach braci. Niepokój i troskę o nią, o słabe ogniwo w ich grupie, o chodzący kłopot którym stale trzeba się było zajmować bo sama nie dawała rady. Ana z kolei… Nie, na nią też nie chciała patrzeć, chociaż z innych powodów. Bała się ujrzeć odwagę, której jej brakowało. Pewność siebie, którą Jessica wykazywała zwykle jedynie w tych chwilach gdy słońce radośnie wisiało sobie nad głowami lub gdy zastępowała je żarówka. Nie chciała też zobaczyć pogardy, bez względu na to czy ona tam była, czy nie. Z tego też powodu nie odezwała się słowem ani na próby Simona, ani tym bardziej na te, które podjęła siedząca obok kobieta. Jedyne co to ciaśniej oplotła palcami trzon latarki, jej ostatnią deskę ratunku i wierną towarzyszkę, która nie oceniała ani nie starała się na siłę dodawać jej otuchy. Po prostu była i czekała aż Jess zdecyduje się skorzystać z tkwiącej w niej, napędzanej baterią mocy rozjaśniania najgłębszego nawet mroku i przeganiania skrytych w nim koszmarów. Koszmarów, które niekiedy okazywały się być równie realne co dłonie trzymające latarkę.

Z tego letargu, który utrzymywał jej psychikę z dala od poważniejszych zagrożeń w postaci histerii spowodowanej naciskającej na nią z każdej strony ciemności, wyrwał ją dopiero odgłos wystrzału. Do świadomości przedarło się kolejne zagrożenie, który wynikało z faktu poruszania się niesprawnym pojazdem, a także to, że najprawdopodobniej będą zmuszeni do ruszenia w dalszą drogę na własnych nogach. Przyciskając do ust dłoń zdusiła jęk. Nie było szans na to by dała radę zmusić się do marszu w środku nocy. To było zwyczajnie ponad jej siły i nic na to poradzić nie mogła. Co innego z próbami naprawy wozu…
- Lest… - jęknęła, po czym zamilkła by spełnić prośbę brata i pofatygować się z wozu wprost w objęcia nocy. Na szczęście reflektory działały więc przy sporym nakładzie siły woli była w stanie opanować drżenie ciała i zmusić je do zrobienia tych paru kroków które przywiodły ją do obu braci, zajętych obserwacją szkód. Latarka została włączona, a jasny snop światła, które generowała żarówka, skierowany na wnętrze wozu.
- Chłopaki, ja mogę sprawdzić czy coś nie siadło i nawet pobawić się tym nadkolem ale do cholery, opony ani koła nie wyczaruję - poinformowała ich, nie patrząc żadnemu w oczy, tylko skupiając się na wnętrznościach wozu. Nawet gdyby doprowadziła go do pełni sprawności, którą to sztukę udało się jej dokonać z setkę razy odkąd Lest “odziedziczył” tego grata od nieboszczyka będącego ich celem, któremu to już wszystko jedno było czy wóz nadal w jego posiadaniu był czy nie, to wciąż pozostawał problem koła.
- Może rzeka coś wywaliła? - zasugerowała, prostując się i omiatając snopem latarki nieco większy teren od tego, który oświetlały reflektory. - Albo ktoś zaliczył niedawno podobną wpadkę jak my i zostawił wóz?
Za słowami szła wyraźna sugestia by ruszyli dupska i zaczęli szukać bo bez tego tak czy siak skończą pokonując dalszą drogę na własnych nogach. I nie, nie chciała żeby ją zostawili i ruszyli na poszukiwania, co było dość wyraźnie słychać w jej nader cichym i wyraźnie zmęczonym utrzymywaniem nerwów na wodzy głosie, jednak nie widziała też innego wyjścia jeżeli chcieli dalej podróżować na czterech kołach.

- Jess ma rację Lest, bez koła nic nie zrobimy. - Simon poparł siostrzyczkę i popatrzył na starszego brata. Ten skrzywił się, splunął, przygryzł wargę i rozejrzał się.

- No to na co czekasz młody? Rozejrzyj się. - burknął na młodszego brata i sam podszedł do skraju wody próbując rozeznać się w ciemnościach nocy. Simon wzruszył ramionami i zaczął iść z nurtem rzeki. Ana po chwili wahania dołączyła do niego.

- Jest coś! Za zakrętem. Ale tam już jest woda. - powiedział podbiegając prawie z powrotem do uszkodzonego samochodu. Wskazywał coś poza rozświetlonym przez reflektory obszarem. Z jego relacji wynikało, że za zakrętem czy w jakiejś bocznej drodze zauważył sylwetkę pojazdu. Jak był pojazd mógł mieć i koła. Ale to wyglądało na kawałek do przejścia w tej wodzie. Przynajmniej tu w pobliżu gdzie stali wydawała się dość płytka. W reflektorach nadal widać było prześwitujący asfalt i namalowane żółte pasy. Ale jak tam jest dalej nie było wiadomo. Chociaż jeśli widać było sylwetkę pojazdu to przynajmniej tam gdzie była nie mogło być strasznie głęboko.

- Zobaczmy to. - powiedział Lester spluwając w wodę. Obydwaj bracia wrócili do samochodu by zabrać co potrzeba do odkręcenia i przytaszczenia koła i paru potrzebnych na drogę drobiazgów.

Jessica w międzyczasie zajęła się doprowadzeniem tego, co doprowadzić mogła, do stanu użytkowego. Na szczęście nic nie wskazywało na to, że uszkodzenia są na tyle poważne by ich na stałe zatrzymać, chociaż bez wątpienia wóz wyglądał znacznie gorzej niż w chwili wyruszenia spod baru. W sumie nie było się czemu dziwić biorąc pod uwagę ile razy oberwał w trakcie tej krótkiej drogi, ale i tak rusznikarka posłała kilka soczystych określeń w stronę młodszego z Thorn’ów i jego umiejętności z zakresu prowadzenia pojazdów. Określeń, których nikt poza zdewastowanym samochodem, nie słyszał.
Gdy Simon wrócił z nowiną, a Lester postanowił ową nowinę sprawdzić, wyprostowała się przerywając naprawę, która w sumie i tak zbliżała się do końca i na krótką chwilę skupiła wzrok na rzece. Wiedziała co powinna zrobić tylko nie była pewna tego, czy starczy jej sił na podjęcie decyzji. Na dobrą sprawę miała przecież reflektory i ewentualnie zawsze mogła się wesprzeć zapalniczką. Nadkole nie wymagało aż takiej ilości światła by nie mogła się rozstać ze swoją latarką na rzecz ponownego ruszenia w drogę. Chłopaki będą przecież potrzebowali jakiegoś źródła światła by wymontować koło lub chociażby podjąć próbę wyciągnięcia znalezionego przez Simona wozu z wody. Działanie w takich ciemnościach, do tego na zdradliwym terenie bo wzburzonej rzeki za pewną określić nie można było, groziło większymi szkodami niż pożytkiem. Wszystko zatem przemawiało za tym by latarka trafiła w ich dłonie. Wszystko, poza wrednie kąsającym strachem, który sprawiał że tylko mocniej zacisnęła palce na trzonie.
- Głupota - warknęła w końcu, odwracając się od rzeki i podchodząc do Lestera, wytaszczającego z bagażnika potrzebny im sprzęt. - Trzymaj - mruknęła, wyciągając w jego stronę latarkę. - Wam się przyda bardziej niż mi. No i wóz będzie sprawny do waszego powrotu. Tylko… No, tylko nie guzdrajcie się za bardzo, ok? - poprosiła, bo wolałaby jednak nie zostawać zbyt długo sama.

- To nie idziesz z nami? - zapytał starszy Thorn zerkając na podaną latarkę. Nie sięgał po nią, może dlatego, że obwiązywał się w pasie liną. Simon zaś podobnie postępował z drugim końcem. Też zerkał ciekawie na Jess ale nie odzywał się.

- Ktoś przecież powinien zostać przy wozie - odparła, nadal trzymając wyciągniętą w jego kierunku latarkę. - To że teraz nikt się nie napatoczył nie znaczy że ktoś się nie napatoczy jak wszyscy pójdziemy. Jak dojdziecie na miejsce to wyślijcie Anę żeby mnie zastąpiła, a ja w tym czasie dokończę robotę przy silniku - zaproponowała, wysilając mięśnie w słabej imitacji uśmiechu.

- Nie no coś ty Jess nie zostawimy cię samej. Ana z tobą zostanie nie? - Simon powiedział raźno kończąc już chyba obwiązywanie się liną i zerkając pytająco na czarnowłosą kelnerkę. Ta chyba była zaskoczona wywołaniem do odpowiedzi ale po chwili namysłu pokiwała głową uśmiechając się skromnie do Jess.

- No. Poradzimy sobie we dwóch. Odkręcimy to jak ma koła i wrócimy. - pokiwał głową Lester też kończąc się wiązać. - Dzięki Jess. - powiedział biorąc od niej latarkę.

- Zostawiamy strzelbę w samochodzie jakby co. - powiedział Simon wskazując na samochód. Faktycznie bracia mieli tam strzelbę. A nawet dwie. Jeden skrócony obrzyn w uchwycie od strony kierowcy. I druga też niezbyt długa ale już bardziej wymiarowa pompka po dachem. Ani jedna ani druga broń do odkręcania kół, ich dźwigania i brnięcia przez zimną wodę nie była potrzbna a nawet przeszkadzała.

- Umiesz strzelać? - temat o broni jakby coś przypomniał Lesterowi i zapytał kelnerki o ten detal. Ta skrzywiła się i pomachała widełkami dłonią na znak, że to chyba nie jest jej najmocniejsza strona. - Szkoda. - wzruszył ramionami. - Dobra to my idziemy. Nie gaście świateł. Chyba, że się zrobi chujnia to będziemy widzieć wtedy. - rzucił Lester zerkając na Jess. - Dobra młody to zasuwaj do tej swojej wymarzonej fury. - burknął starszy brat do młodszego.

- A dlaczego ja mam iść pierwszy? - młodszy brat jak zwykle zapowietrzył się słysząc ten protekcjonalny ton. Ana zahichotała cichutko widząc ten numer jak z kabaretu.

- Bo jak cię gdzieś wetnie to ja cię wyciągnę a ty mnie niekoniecznie. - warknął Lester jak zwykle zirytowany gdy napotykał opór, jakikolwiek opór od kogokolwiek. Po chwili namysłu Simonowi takie rozwiązanie chyba wydało się niezbyt głupie bo wzruszył ramionami i wszedł w wodę. Z bliska była dość płytka, sięgała gdzieś do kostek. Póki bracia by szli wzdłuż drogi dość długo powinni być widoczni w smugach świateł reflektorów a i im pewnie w świetle szło by się łatwiej.

Także usta Jess ułożyły się w nieco bardziej wesoły uśmiech, słysząc tą standardową wymianę zdań między braćmi. Była czymś znajomym i dobrym, wskazującym na to że świat wraca do normy, do poziomu chaosu do którego była przyzwyczajona. Zaraz jednak uśmiech zgasł. Miała robotę do wykonania, chociaż skupienie się na naprawie samochodu nie przychodziło tak łatwo jak zwykle. Jej ruchy były pospieszne i nerwowe, co tylko dodatkowo utrudniało jej odzyskanie spokoju ducha. Nie znosiła zostawać sama. Obecność Any niewiele tu zmieniała bowiem kobieta nie należała do rodziny, była obcą w tym gronie, piątym kołem u wozu. Do tego miała problemy z posługiwaniem się bronią. Jak w ogóle, w obecnych czasach można było mieć z tym problemy? Jess nie miała pojęcia, tym bardziej że Ana była przecież barmanką, pracowała w barze, a każdy wiedział że w barach każdy, ale to każdy powinien mieć opanowaną sztukę obsługi broni na poziomie zaawansowanym by przetrwać. No, może przesadzała tu nieco, jednak będąc wychowaną wśród ludzi dla których pistolet, rewolwer czy strzelba były niczym integralna część ich samych, przedłużenie ręki, nie potrafiła sobie wyobrazić innego życia, życia w którym liczyłoby się coś innego.

Szybko uporała się z silnikiem i zajęła nadkolem, próbując doprowadzić je do stanu zbliżonego do pierwotnego. Postarała się przy tym o to, by robotę swoją wykonywać tak, by jednocześnie mieć widok na braci, a przynajmniej na migoczące w mroku światło latarki.
- Dzięki że ze mną zostałaś - mruknęła po chwili zmagania się z blachą. Nie była szczęśliwa z tego powodu bo jednak wolałaby być teraz z braćmi lub nawet sama, ale zostały jej jeszcze resztki dobrego wychowania którego uczyła ją matka i z którego niekiedy pamiętała by skorzystać. Powinno się dziękować gdy ktoś coś dla nas zrobił, a Ana przecież wcale nie musiała się godzić na to by niańczyć małą siostrzyczkę swojego kochanka. Nagłe ukłucie gniewu sprawiło że nieco zbyt mocno naparła na blachę, przez co ta za bardzo się wygięła zmuszając Jess do dodatkowego wysiłku i sprawiając że jej nastrój galopująco zaczął się pogarszać.
- Szlag by to trafił - warknęła, uderzając pięścią w maskę samochodu co wcale nie przyniosło pozytywnych skutków.

- Pomóc ci jakoś? - zapytała Ana podchodząc do Jess. Ana też zerkała na dwie oddalające się sylwetki póki nie znikły z widoku. Teraz nie było wiadomo co tam u nich się dzieje gdy pochłonęła ich ciemność nocy.

- Radzę sobie - odburknęła Jess. Że z wozem sobie radziła to było widać gdy akurat się na nim wyżywała. To że z emocjami szło gorzej, także było widoczne. To że była tego świadoma, co tylko dodatkowo ją wkurzało, również.
- Nie lubię gdy mnie zostawiają samą… Znaczy... gdy sobie tak znikają - poprawiła się bo pierwsze zdanie zabrzmiało jak narzekanie małej dziewczynki na to, że ją rodzice na pięć minut samą zostawili, a ona chciała iść z nimi. To, że zostawili z opiekunką wcale sprawy nie poprawiało, a wręcz przeciwnie, pogarszało. I kij z tym, że samej byłoby jej nawet gorzej, to przecież nie miało obecnie znaczenia.

- Nie przejmuj się, zaraz na pewno wrócą. - rzuciła pocieszająco kelnerka kładąc jej swoją dłoń na ramieniu w pokrzepiającym geście. Klękła przy rusznikarce i spojrzała na pogięte nadkole. - Może ci jednak pomogę? Mów mi co mam robić i spróbujemy to zrobić razem. - powiedziała zachęcająco czarnowłosa kelnerka.

- Wiem że wrócą - odparła bo zwyczajnie nie miała zamiaru dopuszczać do siebie opcji że coś by się stało i któryś z braciszków lub obaj, mieliby nie wrócić. To było zwyczajnie poza jej obecnymi możliwościami więc nawet się nie starała. - Trzeba wygiąć blachę z powrotem tylko trzeba to zrobić po cichu więc młotek odpada. W nocy dźwięk się niesie daleko, a wolałabym uniknąć przypadkowych spotkań, nie ważne jak mało prawdopodobnych. W bagażniku powinny być drugie kombinerki więc jak chcesz pomóc to weź je i rób to co ja - wyjaśniła nieco burkliwie ale już bez tej niechęci, którą słychać było w jej głosie gdy Ana zaproponowała pomoc za pierwszym razem.

Los bywał jednak wyjątkowo złośliwa kreaturą. Za nic miał ludzkie prośby i ciche marzenia, kołujące wokół rejonów mogących zostać dołączonych do ogólnej grupy “święty spokój”. Drwił z klątw, ignorował modlitwy. Najbardziej zaś lubił karmić się strachem - tym pierwotnym, ukrytym pod skórą i wypacanym przez rozszerzone pory razem z lepkimi, słonymi kroplami. Otoczone ciemnością kobiety mogły odczuć go na własnej skórze, jakby wszechobecny, gęsty mrok nie był wystarczająco niepokojący… o szumie toczonej pierwotna siłą fali nie wspominając. Stały wszak w jej pozostałościach, walcząc usilnie z poczynionymi przezeń zniszczeniami. Żywioły, podobnie jak Fortuna, bywały nieczułe i rządziły się własnymi, niepojętymi dla ludzkiego umysłu regułami. Ludziom zaś pozostawało w pokorze przyjmować co ze sobą niosły. Lub walczyć z płonną nadzieją na polepszenie sytuacji.
Nadzieja Jess została wystawiona na kolejną próbę w niezwykle krótkim czasie. Sama, raptem z obcą na dobrą sprawę kobietą utknęła pośrodku przysłowiowego niczego, zamknięta w czarnej klatce nocy niczym przerażony kanarek. Co czaiło się poza granicą wzroku? Nie wiedziała, skupiona na oględzinach auta i najbliższym otoczeniu wolała tego nie roztrząsać. Tak było bezpieczniej, bardziej… higienicznie.

Wpierw to usłyszała - niski, mechaniczny warkot przeplatający się odległym chrobotem wyrwanej z okowów rzeki. Do przeoczenia, nic istotnego i, podobnie jak ludzie, tonącego w mokrym piekle. Lecz dźwięk nie niknął, wręcz przeciwnie! Nabierał mocy, wypierając inne nuty z symfonii kataklizmu. Wibrujący ryk silnika.

- Słyszysz? - Ana poderwała głowę, rozglądając się czujnie dookoła. Mrużyła oczy i wysilała wzrok, by namierzyć źródło hałasu. Wyłoniło się ono nim rusznikarka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, świetlny punkt na drodze którą przybyli.


Reflektory, dwa. Czyli samochód, nie jednoślad. Ktoś za nimi jechał i wyraźnie się spieszył, wyciskając z maszyny ile się tylko dało. Rozminięcie było niemożliwe, stały jak na patelni, ale ciągle miały parę oddechów na działanie. Chwilę, zdecydowanie zbyt krótką jak na ich gust. Obcy pojazd zbliżał się szybko, drąc podłoże oponami i chrypiąc pracującymi na wysokich obrotach tłokami.

Oczywiście że słyszała, nie dało się bowiem tego dźwięku pominąć, nawet biorąc pod uwagę szum wezbranej rzeki. Sytuacja nie wyglądała wesoło, nie trzeba było geniusza by to stwierdzić. Pewnie, mogło się okazać, że to tylko jacyś dobrzy samarytaninie pędzący z pomocą potrzebującym. Jasne, takie przypadki się zdarzały, pewnie. Tyle tylko, że zwykle zwano je cudami i wciskano między bajeczki albo gadanie idiotów którym się coś poprzestawiało. Bardziej prawdopodobne było że to inne dusze, które jak oni zwiali przed zagrożeniem i zmierzają w tym samym kierunku tyle że z wyraźnym opóźnieniem. Najbardziej zaś bliskie prawdopodobieństwu, przy obecnym nastroju Jess, było to że do czynienia za chwilę mieć będa z kimś, kto ma na pieńku z ich grupą, kto wypatrzył ich wóz w trakcie tego całego chaosu. Prawdopodobieństwo raczej duże nie było, gdyby spojrzeć na sprawę chłodno i logicznie, bo w tym całym pandemonium które się w osadzie odprawiało nikt raczej by czasu nie miał na przyglądanie się samochodom. Jakby nie spojrzeć to ponad każdą chęć zemsty zwykle przebijała ta, która tyczyła się własnego życia i chęci jego zatrzymania. Biorąc to wszystko pod uwagę opcja druga była zapewne tą prawdziwą, co jednak nie znaczyło że Jess miała zamiar składać swój los w łapska szczęścia. O nie, ci co to robili zwykle kończyli sześć stóp pod ziemią, wąchając kwiatki od tej niewłaściwej strony. Jej się do tych atrakcji nie spieszyło. Nie patrząc na Anę poderwała się i dopadła otwartych drzwi wozu. Najpierw strzelba przypięta do dachu, później ta druga. Gdy obie znalazły się w jej dłoniach, podała je czarnowłosej.
- Biegnij do chłopaków! Szybko! - krzyknęła, poganiając ją. We dwie miały marne szanse biorąc pod uwagę że barmanka z bronią radziła sobie średnio. Gdyby jednak udało się jej dotrzeć do Lestera i Simona, ci dwaj powinni już coś wykombinować w razie kłopotów. No i nie mogła przecież zapominać że obaj poleźli bez broni. Przede wszystkim zatem należało swoją kawalerię poinformować o problemach i dozbroić. W następnej kolejności zadbać o własne dupsko. Plan był prosty i parę już razy wypróbowany. Samotna kobieta i problem z wozem to była, jakby nie spojrzeć, sztuczka stara jak świat i zwykle działająca na płeć przeciwną, a czasem nawet i na tą samą. Była to więc pułapka niemal doskonała, chociaż w obecnej chwili miast być pułapką miała być jedynie zmyłką z konieczności. Ani nie zaplanowaną, ani obgadaną ani być może konieczną, ale Jess na szybko nie była w stanie wymyślić nic lepszego co by miało ręce i nogi. Bo nawet gdyby Ana z nią została to wciąż byłyby tylko we dwie i wciąż zostawiliby chłopaków bez broni. Marna to odsiecz by była.
Sama Jess zamierzała zgarnąć swojego busha i odejść te kilka kroków od wozu, na wypadek gdyby tamci nie wyhamowali i wpakowali się w zadek uszkodzonego samochodu. Zejście z widoku miało też inne plusy, w postaci chwili na ogarnięcie ilości i rodzaju “gości” zanim ci zdążą ją dostrzec. Na więcej nie było już czasu.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline