Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2017, 00:33   #81
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Agnese ucałowała go i skierowała się w stronę swych komnat. Dwójka żołnierzy jak zwykle stała przed jej drzwiami. Standardowy środek ochronny.
- Którą suknię pani sobie życzy. Według mnie powinna być jakaś kolacyjna - wspomniała Gilla, bowiem wiadomo, balowa miała zbyt szeroki klosz, ale jednocześnie na przyjęcie księżnej należało się ubrać elegancko.
- Nie przesadzajmy z nadmiarem bogactwa. - Agnese przyglądała się zawartosci skrzyń. - Księżna przyjmuje też kapadocjan i nosferatu, przeżyje jakoś suknię, która będzie też wygodna.
Po chwili wydobyła zapakowany strój.
- Co powiesz?


Gilla pokiwała twierdząco.
- Ta suknia jest przepiękna, signora. elegancka oraz bogata, zaś przy tym doskonale się nosi. Jeszcze musi pani założyć jakieś klejnoty oraz dokonam szybko makijażu.
Wampirzyca zrzuciła podomkę i okazało się, że po jej nóżce jeszcze spłynęło kilka strużek soków markiza. Agnese roześmiałą się ciepło.
- Czy mamy jeszcze jakąś gąbeczkę i wodę?
- Wszystko, co tylko potrzeba. I jeszcze więcej. Szybko, zapraszam, signora, za parawan, tam zrobię to co potrzeba, później suknia oraz dokończenie makijażu
.
Wampirzyca poddała się wszystkim ablucjom. Jak zwykle z przyjemnością oddała się w ręce troskliwej Gilli. Miała tyle garderobianych, ale jednak nie ma nic cudowniejszego niż moment, w którym zajmuje się tobą osobą która cię kocha.
- Już lepiej się czujesz? - W jej głosie dało się usłyszeć odrobinę troski.
- Tak, przyznaję, tyłek nie boli mnie, już tak jak przedtem. Doskonale wiem, że każdy kolejny raz będzie zmniejszał nieprzyjemność, zaś dawał na jej miejsce więcej radości, ale nic to. Chyba my, kobiety musimy być na to zawsze przygotowane. Jesteś gotowa, signora - dodała po chwili tak mocno dumna. Gilla niewątpliwie miała oko do zestawów modystycznych umiejąc doskonale połączyć stroje oraz eleganckie dodatki.

Kiedy tak zajmowała się Agnese, nagle rozległo się pukanie.
- Dostojna pani - rozległ się chropowaty głos żołnierza. Agnese rozpoznała któregoś spośród Normanów Kowalskiego - Obserwator wystawiony na murze dał znać, że do bramy zbliża się kareta zaprzężona poczwórnie. Podobno pani wie, kto to. Pan Borso kazał natychmiast przekazać pani tą wiadomość oraz że czeka na panią przy wejściu - cóż, wypadało powitać władczynię Rzymu.
- Już idziemy! Wezwijcie markiza. - Wampirzyca uznała, że będzie dobrze, jak pan domu powita księżną. Pobiegły wraz z Gillą przez korytarze oraz po schodach do bramy, która właśnie się otwierała. Uff, zdążyły na czas. Obok doleciał markiz w eleganckim stroju. Był też Borso, który w razie czego szykował się już do samodzielnego powitania księżnej. Jednak ewidentnie się ucieszył, kiedy jego pani pojawiła się także. Kiedy kareta wjechała miejscowi ustawili się niedaleko przy niej. Była czarna, jak się można było spodziewać. Prowadzona przez stangreta mającego kaptur na głowie, zaś z jej tyłu stało dwóch kolejnych mężczyzn. Niewątpliwie pełnili funkcję ochrony, bowiem rozglądali się wokoło. Kiedy kareta wjechała, jeden spośród nich wyskoczył rozkładając drzwiczki karety i otwierając drzwi. Podał ramię, żeby dostojny gość mógł swobodnie wyjść. Chwilę potem pojawiła się młodsza wersja księżnej, owej blondynki opancerzonej niczym rycerz na jakiejś wyprawie. Tym razem jednak nie miała miecza oni stalowej zbroi, lecz elegancką, złotobrązową suknię z kapturem.


Tuż za nią wysiadła kolejna trójka kobiet, dosyć podobnie ubranych, rozglądających się wokoło nie mniej bacznie, niż żołnierze.


Były naprawdę kimś mającym wyjątkowo twarde spojrzenie, które ostrzegało, by nikt nie wykonał jakiegokolwiek głupiego ruchu. Agnese dygnęła lekko. Wszyscy pozostali także oddali honory.
- Wasza wysokość - skłonił się głeboko markiz - zaszczycasz swoja obecnością moje progi.
- Dziękuję, że szanowny markiz przyjął mnie wraz ze swoją uroczą narzeczoną. Dużo słyszałam o panu.
- Och, mam nadzieję, że nic złego.
- Absolutnie, hoho
- Agnese usłyszała na moment żartobliwy głos siostry Fredegondy. - Czy zaszczycisz mnie, signora, chwilą rozmowy i kielichem dobrego napitku? - spytała. - Wybaczcie, że tak przechodzę do sedna, ale czas jest nieubłagany oraz wszyscy żyjemy pośpiechem - rozłożyła dłonie niby gestem bezsiły.
- Pani, każde inne zachowanie, godziłoby w mą godność. - Agnese wskazała korytarz. - Czy pozwolisz, że poprowadzę?
- Oczywiście, signora
- uśmiechnęła się kobieta - prowadź. Później zaś, będzie mi miło, porozmawiać także z twoim narzeczonym. Wybacz mi, markizie, wiesz, kobiece sprawy. Mężczyźni bywają nimi znudzeni.
- Ależ wasza miłość, doskonale rozumiem potrzebę rozmowy z signorą Contarini. Osobiście także jestem zachwycony za każdym razem, kiedy mogę z nią spotkać się i o czymkolwiek podyskutować.
- Ech, wy młodzi
… - uśmiechnęła się księżna, która jak widać reagowała dyplomatycznie podobnie na wszelkie odezwania. - Pozwól markizie, że później jeszcze poproszę cię na króciutkie spotkanie, choć mam nadzieję, że kiedyś później uda nam się porozmawiać znacznie dłużej.
Colonna odpowiedział ukłonem.
- Proszę prowadzić, signora - zwróciła się do Agnese.
Florentynka ruszyła, obok niej szła księżna, zaś tuż za nimi owe trzy zakapturzone kobiety. Strażnicy oraz stangret pozostali przy wozie obserwowani przez kilku żołnierzy pełniących akurat służbę oraz Borso. Gilla natomiast szła przy tamtej trójce.
Wampirzyca zaprowadziła księżną do jednego ze swoich salonów. Gilla odłączyła się chwilę wcześniej by przynieść wampirzycom napitek. Agnese wskazała księżnej jeden z foteli, a sama zajęła miejsce w drugim.
- Cieszy mnie, że mogłaś się Pani tu pojawić. - Contarini uśmiechnęła się lekko. - Przyznam się, że znalazłam się w dosyć kłopotliwej sytuacji.
Po chwili pojawiła się Gilla niosąc tacę na, której stały dwa kielichy.


Gilla ustawiła kielichy i wycofała się.
- A więc droga córuchno - głos gderliwy lekko Fredegoncy kłócił się z młodym wygladem księżnej Matalesty. Przypuszczalnie lubiła takie połączenie kontrastów, które miało rozmówców nieco denerwować. Przyznać jednak należy, że jak na Tzimisce raczej można było to uznać za łagodne hobby. - jeszcze raz dziękuję za pozwolenie wejścia na twój teren, zaś co do tego kłopociku, słucham, może uda mi się coś zaradzić. Niewątpliwie wiesz, jak jest, my babcie i dziadkowie nie lubimy specjalnie jakichś problemów, których nie znamy. Kiedy przeżyjesz swój pierwszy pięćset lat, sama także zaczniesz sobie cenić nieco większą wygodę oraz pewną spokojność. Dziękuję za poczęstunek - uniosła kielich. - Powodzenia - wychyliła nieco wspaniałego płynu. - Ooo, interesująca odmiana - przyznała. - Jakiś specjał toskański? - spytała podejmując jednocześnie kilka tematów.
- Gilla w specyficzny sposób dobiera mi służbę. - Agnese uśmiechnęła się. - Przyznam się, że pewna familia stara się mi uniemożliwić udanie się na bal, o którym niedawno rozmawiałyśmy.
- Ooo
- zmartwiła się stara wampirzyca - to niedobrze, córuchno, to niedobrze, taaaaaak, bardzo niedobrze. Nie lubią cię, co?
- Uznali, że sprzedaż mojej osoby może być dla nich sporym zyskiem. Nie wątpię mają odrobinę racji, tyle, że ja nie lubię być sprzedawana, nie lubię gdy robi się to bez mojej zgody i gdy przy okazji mi się grozi
. - Wampirzyca mówiła to z uśmiechem na twarzy i lekkim rozbawieniem w głosie.
- Byłaś im coś winna, że pozwolili sobie na taki krok?
- Przedstawiono mi to jako czysta chęć zysku. Do tego drugą osobą na sprzedaż jest czarownica, która stara się mnie zabić. Jak się pewnie domyślasz Pani, może się to skończyć dla Rzymu niewielkimi kłopotami
. - Agnese sięgnęła po kielich i sama upiła łyk. Było pyszne… jak zwykle.
- Ach kłopoty, dobre jedynie dla młodych, nie dla takiej staruszki, jak ja. Opowiedz mi dokładnie, ale tak naprawdę wszystko ze szczegółami, proszę - uśmiechnęła się signora Matakesta.
- Pojawił się u mnie wczoraj kupiec z rodu Giovanni, nijaki Philippo i przedstawił się jako przedstawiciel kantoru Pazzich. Przyznam, że z uwagi na moje pochodzenie nie darzę Pazzich sympatią i o ile mogę zatruwam im życie. Zaoferował mi wkupienie się na licytację za jedyne 100 tysięcy weneckich dukatów, podobną ofertę dostała podobno “czarownica z Anglii”. Jeśli nie stawię się tam naśle na to miejsce zombie. Jeśli się stawię mam wygrać licytację inaczej zostanę zabita. - Agnese opowiadała to wszystko lekko, spokojnie. Przerywając po to by upić łyk wina, raz na jakiś czas. - Pomysłodawcą jest podobno Amrosianinno Giovanni.
Księżna słuchała przygryzając niekiedy jasnym kłem wargi. Widać było, iż jest wściekła.
- Morgan nie ma w Rzymie - powiedziała - pewnie będzie licytować przez pośredników. Czy wiesz cokolwiek jeszcze na ten temat?
- Reszta to tylko domysły
. - Agnese wzruszyła lekko ramionami. - Ostatnio zaatakował mnie ktoś kogo podejrzewam o współpracę z tą czarującą kobietą. Jego śmierć jest dla mnie w równym stopniu korzystna.
Signora na chwilę zamyśliła się wpatrując się w księżną.
- Pani… nie zamierzam się godzić na takie traktowanie, szczególnie gdy przysyła się do mojej “domeny”, bo wybacz ale tak właśnie traktuję te mury, wampira naznaczonego diabolerią.
- Ooo, poważna sprawa, któż to taki?
- Philippo Giovanni, który przyniósł mi te radosne nowiny.
- Ach, Giovanni … dobry napitek, zacny
- nagle stwierdziła wesoło księżna. - I powiedz córuchno, co ty chciałabyś z tym począć?
- Zniszczyć kantor Pazzich, przechwycić złoto Morgan jeśli okazja na to pozwoli, wybić wampiry naznaczone diabolerią zgodnie z zasadami, których kazano mi przestrzegać
. - Agnese mówiła to radośnie. - Jeśli oczywiście księżna nie będzie miała nic przeciwko.
- Hola droga córuchno. Zmodyfikuję nieco twoje plany. Kiedy odbędzie się wspomniana licytacja?
- Jutro i nie uważam, że ma prawo się odbyć, Pani.
- Cóż, licytacja odbędzie się, zaś ty wystawisz mi upoważnienie, żebym reprezentowała cię na niej. Zajmę się tą sprawą
- stwierdziła księżna.
- Pani… - Agnese spoważniała. - Nie mogę narażać cię na koszty, a mimo mego majątku nie jestem w stanie opłacić udziału w tej licytacji.
- Ty nie rozumiesz. Ech młodzi nie są tak domyślni, jak za czasów Babilonu … naprawdę nie planuję dopłacić ani sestercji
- podała nazwę drobnej monety. - Po prostu muszę tam pójść, albo raczej, chcę tam pójść, bowiem nie lubię, gdy ktoś sprowadza na moje miasto kłopoty. Morgan oraz jej wysłannicy to twoja sprawa. Pomogę ci, jeśli mi się to opłaci, ale nikt nie będzie sprzedawał w moim mieście moich gości.
Agnese ukłoniła się nisko nadal siedząc.
- Zaszczytem jest dla mnie, że traktujesz mnie jak swego gościa. - Wyprostowała się i na jej twarzy znów był uśmiech. - Jeśli takie jest twoje życzenie Pani, wystawię upoważnienie. Pozwól jednak, że w okolicy kantoru pojawia się moi ludzie by uzyskać informacje o współpracownikach czarownicy.
- Cóż, co do tego nie ma problemu, chyba że znajdziesz ich wcześniej. Nic mi do tego, czy to wampiry, czy ktokolwiek inny. Jeśli nie rozniesiesz części miasta, rób sobie z nimi, co chcesz, ale Giovannich masz nie ruszać, nie dotykać, nie rozmawiać z nimi i nie zadawać się. Pewne sprawy książęta muszą załatwiać samemu.
- Gillo
.
Do pomieszczenia zajrzała ghulica i skloniła się nisko.
- Przynieś mi proszę przybory do pisania.
Gdy kobieta opuściła pokój Agnese spojrzała na księżną.
- Co tylko sobie życzysz Pani. Byleby nie pojawili się w tym pałacu. Tak jak powiedział traktuję go niczym swoją domenę i od tej pory oni nie mają tu wstępu.
- Oczywiście córuchno, wszyscy tak traktujemy własne domostwo. Jeśli zjawią się tutaj oczywiście możesz się bronić, ale poza nim, wierzę, że wiesz, co chciałam powiedzieć. Cóż, czy jeszcze jakieś kwestie pozostały do wspólnego omówienia?
- Postanowiłam, że udam się na bal z Alessandro jako partnerem, Alessio będzie nam towarzyszył jako sługa
. - Agnese całkowicie zmieniła temat. - Uznaliśmy, że tak najprościej będzie mu uzyskać jak najwięcej informacji.
- Ryzykujecie, jednak macie prawo do własnych decyzji. Na pewno nie będę wam zabraniać, byle misja została odpowiednio wykonana, jeśli oczywiście zajdzie potrzeba wsparcia. Cóż, jeśli tylko tyle, niechaj zobaczę tego twojego narzeczonego. Wydawał się kawałem sympatycznego chłopca
- uśmiechnęła się.
Agnese przytaknęła ruchem głowy. Po chwili pojawiła się Gilla niosąc przybory do pisania. Posłała ją więc po markiza, a sama zabrała się za sporządzenie upoważnienia. Krótka notatka, wskazująca księżną jako osobę, która wystąpi w jej imieniu została szybko nakreślona. Wampirzyca rozcięła dłoń klem i maczając w ranie pióro, podpisała dokument własną krwią, jak to zazwyczaj robiła gdy dochodziło do spraw wampirzej polityki. Szybko zasklepiła ranę i zalakowała pismo. Podniosła się z fotela i podała pergamin księżnej. Do pokoju dotarł w tym czasie Alessandro, ale widząc, że kobiety są czymś zajęte, zatrzymał się przy drzwiach.
- Na twe ręce składam życie swoje, księżno. - Agnese wręczyła wampirzycy pismo i skinęła na markiza, że może do nich dołączyć.
Teraz znów zasiadły w fotelach, a Agnese niby nigdy nic sięgnęła po swój kielich.
- A więc księżno, w końcu mogę przedstawić ci jak należy. - Contarini uśmiechnęła się wskazując podchodzącego do nich mężczyznę. - Markiz Alessandro di Colonna, mój narzeczony.
 
Kelly jest offline