Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2017, 20:15   #40
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Lokal przypominał jedną z tych droższych restauracji, jakie pokazała mu Charlie. Przeprowadzono ich przez pierwszą salę i wpuszczono do drugiej, która wypełniona była głównie alkowami. Tu przejął ich inny kelner i zaprowadził do jednego z ukrytych stolików.
- Jak mogę państwu pomóc?
- Dwa kielichy czegoś zacniejszego i chciałabym zobaczyć się z Benem. - Anna wskoczyła na wysokie krzesło
.
Gaheris zobaczył jak kelner zadrżał, ale skłonił się nisko i poleciał wypełnić polecenie.
- To jedno z nielicznych miejsc, w których możesz napić się krwi za pieniądze, a także przyprowadzić to Charlottę, bo ją także bez problemu tu obsłużą, włącznie z podaniem ci nożyka, gdybyś chciał ją napoić swoim vitae. - Anna wyszczerzyła się do wampira. - Ja często tu przychodzę, ze swymi ghulami, omówić jakieś bardziej “ludzkie” tematy.
- Właściwie Charlotta oraz ja debatujemy wyłącznie na ludzkie tematy
- wyjaśnił uprzejmie nie mówiąc szczegółowo, co ma na myśli, ale właściwie to B&S (Bussiness&Sex). - Ale strasznie ci dziękuję za pokazanie tego miejsca, bowiem rzeczywiście, brakuje takich sal, gdzie swobodnie możnaby się odprężyć. Trochę krwi, może nieco whisky. Lubię takie połączenie - przyznał.
- Wybacz mi, ale moja głowa podpowiada mi jakie to mogą być tematy. - Anna wyszczerzyła się, a wampir poczuł, że chyba jego mała towarzyszka lubi tę odrobinę pikanterii, którą m.in. zafundowali jej z Charlie, ciesząc się sobą na ulicy. Cóż, trafił swój na swego. Oni razem z Charlie robili takie rzeczy, które co poważniejszą wiktoriańską matronę mogłyby doprowadzić do jakichś waporów, omdleń oraz innych globusów, czy jak to się zwie owe udawane choroby bogatych pań.- Jest i nasza zguba!

W ich stronę szedł wysoki mężczyzna, niosąc na tacy dwa kielichy. Na widok Anny uśmiechnął się szeroko.


Wszedł spokojnym krokiem do loży i ustawił przy nich kielichy. Przyklęknął przed krzesłem Anny i ucałował obie jej dłonie.
- Mówili, że przyszedł ktoś ważny, ale nie spodziewałem się ciebie Pani. Jak się czujesz, jak Robert, ah i oczywiście Klara i Anastazja?
- U wszystkich wszystko dobrze. Przyszłam bo chciałam ci kogoś przedstawić. - Mężczyzna podniósł się, a Anna wskazała na Gaherisa
. - Henry poznaj Bena. Ben, Henry jest bliskim mi towarzyszem, liczę, że zapewnisz mu gościnę.
- Ależ oczywiście. - Mężczyzna wyciągnął w jego stronę dłoń. - To zaszczyt poznać.
- Dobry wieczór panu
- przywitał go grzecznie rycerz. - Miło poznać szefa tak znakomitego lokalu.

Jednocześnie mówiąc to zastanawiał się, kim są osoby wymienione przez Bena, czyżby owa cała trójka dzieci Anny? Zaciągnął się też zapachem tego, co powinno być wewnątrz kielichów. Była to vitae, z pewnością świeżo upuszczona. Hm, istne smakowitości, nie to jakieś stare coś, bardziej przypominające kaszankę, tylko bez dodatkowej kaszy.
Ben zajął miejsce na wolnym krześle.
- Cieszę się widząc cię Pani, już sporo czasu zleciało od ostatniego razu.
- Mój towarzysz zapewnił mi co nieco rozrywki
. - Anna mrugnęła do wampira. Hm, czyżby odczytała jego myśli? Cóż, jakby nie było, wszystko co ludzkie i wampirze nie jest mi obce, stwierdził filozoficznie rycerz. Tymczasem Anna kontynuowała. - Dziś też nie będę zbyt długo bo chciałam go jeszcze zaprowadzić do Jessie.
- Wobec tego unieśmy kielich za nasze zdrowie oraz naszych przyjaciół
- Gaheris wzniósł. Oczywiście nie zaśpiewał 100 lat, bowiem dla wampira, czy ghula nie byłoby to miłe oraz pozytywne.
Anna uniosła kielich i odezwała się dopiero gdy oboje się napili.
- Nie będę zajmować twojego czasu Ben, wpadnę niebawem i porozmawiamy na spokojnie.
- Oczywiście
. - Mężczyzna wstała i ponownie ucałował dłonie Anny. - Kiedy tylko będziesz miała chwilę, Pani.
Skłonił się lekko Henry’emu.
- Do zobaczenia. - Obrócił się i odszedł do swych obowiązków.
- Bardzo miła atmosfera. Przypuszczam, że imiona, które wymienił, należą do twoich dzieci? Szczerze mówiąc podziwiam was także, ciebie szczególnie. Jesteście dobrze wpasowani do tej rzeczywistości. Czasem czuję się tak, jakbym był dzikusem wpuszczonym na salony.
- Ile dni minęło od twojego przebudzenia? Nie martw się, oswoisz się
. - Anna uśmiechnęła się pijąc krew. - A co do Klary i Anastazji, tak to moje córki.
- Bardzo niewiele dni, bardzo … jednak, dla ciebie pewnie to byłoby zabawne, lecz kiedy pierwszy raz zobaczyłem pociąg, byłem przekonany, że to smok buchający parą. Powoli się nauczę … wiele rzeczy mnie zaskakuje, choćby Londyn. Ludzie mają tyle pomysłów, tyle nowych rzeczy. Tym bardziej więc cieszę się oraz bardzo wdzięczny jestem tobie, Charlotcie, Rebecce, wszystkim którzy spoglądają na mnie pozytywnie. Zaś co do twoich córek, kiedyś chętnie je poznam, po prostu dlatego, żeby im powiedzieć, że mają super matkę.
- Jeśli odwiedzisz Francję i Rosję z pewnością, cię ugoszczą
. - Anna uśmiechnęła się. - Ale uprzedzam, że to specyficzne istotki, zupełnie różne od kurtuazyjnego Roberta.
- Ooo, co przez to rozumiesz? Wybacz, że wypytuję, ale taka odpowiedź zaintrygowała mnie. Robert do elegancki gentleman, bystry jednocześnie kurtuazyjny. Posiada doskonałe maniery oraz wyrafinowany gust. Jednak biorąc pod uwagę ciebie, nie wyobrażam sobie, żeby były … zaraz, eee, Francję i Rosję? - popatrzył na nią niepewnie. - Francja wiem, za Kanałem, ale Rosja - szukał wewnątrz pamięci, coś mu się kołatało gdzieś. Charlotta pokazywała mu wszak atlas. - Chyba także jakiś kraj?
- Tak, na wschód od Europy
. - Anna uśmiechała się wyrozumiale. - Dziewczęta są dużo starsze od Roberta i są odzwierciedleniem mojej… - zamyśliła się na chwilę. - … bardziej wyuzdanej części osobowości.
- Hm, niezbyt rozumiem
- przyznał - ale pozwól sobie powiedzieć, że bardzo pozytywnie oceniam twoją osobowość. Jednak rozumiem, że niegdyś wędrowałaś przez Europę. Także kiedyś odwiedziłem ziemię Franków. Wtedy rządził nią król Claudas, zwany przez niektórych Chlodwigiem. Nauczyłem się mowy jego ludu. Odwiedziłem także Rzym, jednak tylko tam oraz pewnie obecnie owe krainy wcale nie przypominają tych dawnych.
- Nie nigdy nie wyjeżdżałam poza Anglię. Dobrze mi tutaj. Ale moje córki chciały się wyrwać ze szponów matki i wyjechały
. - Anna skończyła pić i odstawiła kielich. - Z tego co mi piszą, te kraje bardzo przypominają Anglię. Ten sam pęd co i tutaj.
- Rzeczywiście, dzieci ludzkie czy wampirze nie różnią się pod większością względów od siebie
– skonstatował filozoficznie. - Ale ale, wspominałaś, że zabrałabyś mnie gdzieś jeszcze? - spytał przypominając sobie rozmowę wampirzycy z właścicielem restauracji.
- Tak. Wypiłeś już? Jeśli tak możemy ruszać dalej.
- Już. Oczywiście. Bardzo chętnie poznam kolejne miejsce. Przy okazji, może to niewłaściwe pytanie, ale ile powinienem zapłacić?
- Za kielich 5 funtów, ale gdy jesteś tu ze mną nie ma takiej potrzeby. Coś się należy pani tego interesu
. - Anna zeskoczyła z krzesła. - Idziemy?
- Wobec tego prowadź
– powstał z krzesła również podając jej dłoń.
Anna wyprowadziła ich na ulicę i poprowadziła dalej. Gaheris czuł, że są obserwowani.
- Jessie to brujah, której pozwoliłam funkcjonować w mojej domenie.
- Hm, lubię brujahów
- przyznał rycerz. - Kiedyś nazywaliśmy ich przeważnie Zelotami. Uważam, że to szlachetni członkowie rodziny, mający honor we krwi. Przynajmniej takich spotykałem. Chętnie poznam więc Jessie. Inna kwestia, że ja ogólnie nie mam niemal nic przeciwko komukolwiek. Poza skończonymi draniami - dodał zastrzegając się.
- Mówisz raczej o starych dobrych Brujah. - Anna pokręciła głową. - Jessie rzeczywiście jest taka, ale reszta. - machnęła wolną dłonią. - Szkoda gadać.
- Szkoda naprawdę. Szlachetne plemię szlachetnych istot. Przynajmniej kiedyś brujahy były właśnie takie. Cieszę się wobec tego, że przynajmniej niektórych nie dotknęła owa zmiana. Wtedy stanowiły wojowniczą elitę mającą przekonania mogące budzić podziw.
- Byli mędrcami… wojowniczymi, ale zawsze mędrcami
. - Anna ponownie skręciła w jedną z uliczek. Wampirzyca poruszała się po tym labiryncie, zwanym londynem bez większego trudu. Tymczasem pogubionemu nieco rycerzowi nie pozostało nic, tylko rozglądać się oraz trzymać przewodniczki.

Anna poprowadziła go ponownie uliczkami Londynu. Pokazała mu po drodze dwa budynki będące domenami jakichś wampirów, aż w końcu trafili do celu.


To był sklep z trumnami! Był też ewidentnie zamknięty, Anna poprowadziła go jednak na tył i bez pukania weszła na podwórze. Przeszli przez całkiem obszerny i zadbany teren. Podeszli do drewnianych drzwi i dopiero tu mała wampirzyca zapukała.
- Wejść! - Dobiegł do nich stanowczy kobiecy głos.
Anna otworzyła drzwi i zobaczyli siedzącą na fotelu, elegancką kobietę. Spojrzała na nich i zrobiła zdziwioną minę.


- Witaj Jessie! - Anna podeszła do wampirzycy, bo Gaheris rozpoznał bez trudu bladą aurę.
- Witaj, witaj. - Jessie podniosła się i ucałowała dłoń Anny. - Jak mogę pomóc? Trochę wcześnie jak na awaryjny nocleg.
- Chciałam ci kogoś przedstawić
. - Mała wampirzyca pokazała na niego. - Jessie do Henry, Henry to nasza wspaniała Jessie.
- Madame Jessie, miło mi poznać
- ucałował jej dłoń, oczywiście nie tak poddanie, jak brujach, jednak dystyngowanie oraz wedle szacunku, jakim pan powinien obdarzać panią. - Jestem nowy, moja przyjaciółka pozwala mi poznać co milszych, sympatyczniejszych oraz bardziej wartościowych przedstawicieli rodziny.
- No, no
. - Jessie uśmiechnęła się i zerknęła na Annę. - Gdzieżeś go znalazła?
- Można by rzecz, że Robert go znalazł
. - Mała wampirzyca zajęła miejsce w jednym z foteli. - Opowiesz mu czym się zajmujesz?
- Jasne, szklaneczkę czegoś dobrego
? - Jessie podeszła do barku i wydobyła z niego zalakowaną butelkę.
- Bardzo chętnie - Gaheris nie odmówił, aczkolwiek zaczął się zastanawiać: krew czy wino, albo może jakaś mieszanka? Trudno byłoby stwierdzić. - Oraz chętnie posłucham o tobie i w ogóle. Jestem przyjezdnym tutaj, można powiedzieć.

Jessie polała im do szklaneczek, czegoś co z pewnością w większości było krwią, jednak do tego dodano czegoś mocnego. Anna upiła z uśmiechem, a gdy zrobił to też wampir, poczuł smak kojarzący mu sie z północnymi bimbrami ziołowymi, którymi poczęstowano go dawno temu. Z resztą Jessie miała typową dla tamtych obszarów, rudawą urodę.
Brujah duszkiem opróżniła szklaneczkę.
- Kiedyś byłam wojem, teraz jednak z uwagi na czasu prowadzę tu leże, trochę na zasadach elizjum, ale przeznaczone jedynie dla wampirów. Do tego uczulam wszystkich, że książe i Anna dowiadują się o tym kto tu sypia za dnia.
- To bardzo ważne dla przyjezdnych, którym nie udało się znaleźć miejsca do snu tak jak tobie
. - Anna uśmiechnęła się do Jessie.
- Albo dla tych, którzy zasiedzieli się w okolicy i nie zdążą wrócić do siebie. - Jessie polała sobie kolejną szklankę. Widocznie cieszyła się z okazji do napicia się. Jednak mimo prostego stylu bycia, Gaheris czuł w niej pewną mądrość. Jej oczy analizowały go uważnie, oceniając.
- Byłaś wojem? Rzadkość, jak na kobietę - powiedział zastanawiając się, kim naprawdę jest owa wampirzyca. Wiadomo, że wśród najemniczych oddziałów zdarzyły się niewiasty, ale niewiasty - wojowniczki, to już, przynajmniej za jego czasów, raczej była domena plemion saskich, przeciwko którym walczono. - Słyszałem wprawdzie, iż istnieją nacje, gdzie zdarza się to niejednokrotnie, ale na naszych terenach zaiste byłaby to prawdziwa rzadkość pani Jessie.
- Przemieniono mnie w czasach, w których musiał walczyć każdy. Mój ojciec odratował mnie podczas III wojny północnej, jak to teraz się ładnie nazywa. I jakby co nie musisz mówić do mnie per Pani. To zarezerwowane jest dla takich jak ta tutaj
. - Jessie wskazała na Anne.
- Wybacz prosze, nie kojarzę takiej wojny - przyznał uczciwie. - A jeśli chcesz, żebym mówił po imieniu - chociaż dla niego to dziwny był obyczaj - oczywiście chętnie. Przyzwyczajam się do tego. Wobec tego mów mi także po imieniu - trochę trudno było mu akceptować rozmaite elementy obyczajowości, jednak jakoś powoli sobie radził. Oraz przypominać sobie musiał, ze tutaj nosi imię Henry.
- Przywykniesz, na tytuł pana lub pani trzeba w tych czasach zasłużyć, a już szczególnie w naszych wampirzych kręgach. - Jessie uśmiechnęła się. - Ale miło widzieć nową twarz w Londynie, środowisko się trochę zastało, co Anno?
- Prawda, że ostatnio nie słyszałam o jakichś specjalnych ruchach, nawet po drugiej stronie
. - Mała wampirzyca przytaknęła.
- Dolewki? - Jessie uniosła w jego stronę butelkę.
- Tak proszę, zaś po drugiej stronie, o co chodzi? - próbował uszczegółowić informację.
- Po drugiej stronie rzeki. - Anna machnęła w kierunku, gdzie prawdopodobnie płynęła Tamiza. A Jessie polała mu więcej drinka.
- Moi “inni “ kuzyni nie do końca radzą sobie z zapanowaniem nad spokrewnionymi. - Powiedziała brujah siadając na swoim miejscu z pełną szklanką. - Więc jest tam małe zamieszanie.
 
Kelly jest offline