Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-07-2017, 23:39   #13
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
- Czymś się ta panna różni od tych z dzisiaj? Na twarzy twej widziałem odmianę gdy o nią pytałeś. - spostrzeżeniem się Jan podzielił.
Na twarzy Gangrela znów zagościła obawa.
- Tamta jest inna. Starsza chyba. Do figli nieskora, straszna. Samotnie żyje, inne obawiają się jej. Ale Leszy chodził tam, jak niedźwiedzia do miodu go ciągło… Ojciec mój był trocha dziwakiem - podsumował rodzica, bez pogardy, ale i bez wynoszenia na nieboskłon.
Jan uśmiechnął się ciepło. Zaczynał lubić gangrela. Szczery był aż do bólu. Ciekawe co tak Leszego tam ciągnęło. Czy to panna z wizji?
- Jak przyjdzie nam się wadzić z zakonem, trzeba nam wiedzieć. - ostrożnie dobierał słowa - Kto z sąsiadów moich i twoich zechce im zaszkodzić. Może właśnie nie tyle nam pomóc. Bo różnie bywa z pomocą sąsiedzka. Co właśnie stanąć przeciw zakonnym. Nieważna przyczyna, strach czy nienawiść. Ważne by rozumieli, że albo teraz staną z nami przeciw nim… albo za chwil kilka sami.
- Kasztelanka, Łucja, znaczy. Moja jest. Ale co tam z niej za pożytek. Brujah bitny, ale gacie po ostrogi ma obesrane, że sobie Zakon o nim przypomni. Gangrele u mnie to wiedzą, kogo mają się słuchać - oznajmił nie bez dumy. - Niedźwiedź jest dobry druh, i uczciwością na uczciwość odpowiada. Gangrele tutejsze nic nie warte… brat mój… a czart wie, co szczaw sobie myśli, ale głupiego co na pewno. Za Samboją to nikt nie nadąży, o co idzie jej. Czy jej bogu.
- Z Brujahem pogadamy jeśli okoliczności zmuszą. Zakon jak sobie nie przypomni, to go znajdzie jak przyjdzie. Łucja mówisz nie bitna, mało użyteczna. Mówiłeś, rzemieślniczka więc jakieś talenty i moce ma?
- Cycki jak znalazł do ręki i twarz gładką - potwierdził Gangrel.
Jan zaśmiał się. Mało z pniaka nie spadł.
- Te rzemieślnicze pytałem.
- Ząbki jak perełki też wielce przyjemne - uzupełnił Montwił. - I wprawne.
Jan machnął rękę. Widać wiele tu nie wskóra. Montwił kasztelankę używał do jednego. Związał ją krwią przy tym najpewniej.
- Do Wołcha będzie nam po drodze? Ludzi bym odczynił z uroków leśnych. I co tam wypada wziąć czy powiedzieć wedle zwyczaju na pierwszej wizycie.
- Po drodze do Niedźwiadzia czy nazad do siedliszcza?*
- Do Niedźwiedzia. Krzesimir to teraz roślinka. Ja zostaję dopomóc wam on musi ukłony zawieść i wieści zebrać.
- Tedy okrężnie, ale po drodze. - odpowiedział Gangrel.
Jan podziękował mu za rozmowę. Choć nie tylko za wsparcie i zaufanie jaki ten w nim pokładał. Może jeszcze ostrożnie, może niepewnie. Jednak po otwartości jaką nagle Gangrel okazał... widać było, że lód nieufności pęknął. Janek był świadom, że może Diablęciu szlacheckiemu nie wypada. Miał jednak Montwiła za druha. Widział, jak odpowiedział na Glandego potrzebę. Choć sprawa nie była jego.

Diablęcie poszło następnie do państwa młodych. Prezent z najlepszy z możliwych już im podarował... ich własne życie. Obydwoje wystrachani byli, w końcu nie na każdym ślubie panny z lasu wychodzą i walkę poczynają. Dziewczyna wdzięcznie Jankowi ręce wycałowała. Chłopak zapowiedział, że jak Jan będzie potrzebował, to on go swoją zbrojną prawicą wesprze. Brzmiał bardzo poważnie i Jan mu uwierzył. W odpowiedzi rzekł, że przysięgę przyjmuje i dziękuje. Jan zbadał umysł ale i podpytał jak się mu wiodło u zakonników? Młody Jaćwierz odebrał wykształcenie rycerskie. Ostróg nie zdobył, dał nogę zanim go wysmarowali świętymi olejami. Nasłużyć to on się nie nasłużył, ale postem, batem i modlitwą miał tłumaczone, jak pięknie jest służyć Bogu.

Jan poszedł następnie do Glandego. Rozmówić się należało. Naświetlił sprawę uczciwie. Okolica teraz jego, klęknać nakazał wedle zwyczaju. Glande klęknął, krwi się napił i przysięgi złożył. Sytuacja z dziwożonami.. i być może ciche wstawiennictwo bądź aprobata ze strony Montwiła? Zmusiła bądź przekonała Glandego by dumnego karku nagiąć. A może Jan źle go oceniał? Możę kark nagiął bo inaczej pojedynek i głowę by położył? Może z jeszcze innej przyczyny? Jan Dzikowi wyłożył, że gdyby ludzie pytali klęknął w podzięce za osady odratowanie. Dał staremu honor i godność zachować. Choć wcale nie musiał. Gdyby ktoś z zewnątrz pytał. Wyłożył kim jest i skąd przybył i wszystko co wiedział potrzebował. Osada już nie niczyja, chroniona wedle obyczaju. Co w zmiennym świecie wiele nie zapewniało. Jednak lepiej wiotka ochrona niż żadna. Nakazał Glandemu pierwszą dziewkę oddać leśnym pannom od ręki. Taką co branką była czy sierotą i niczyja. Tak by fermentu w wiosce nie było ale i by panny ugłaskać. Dał słowo i dotrzymać trzeba było. Z brązu były czasami i naczynia. Nakazał zebrać trochę tworów z tego kruszcu, do Szalwi jechać i tam z kowalem ułożyć by broni ukuć. Ot sztuk kilka w tym miecz choćby krótki dla Jana. I groty do strzał... te mało materiału potrzebowały. Wiosce natomiast obronę by zapewniły. Znów Jan zakładał najgorsze... tak go już ojciec wychował. By na zimne dmuchać jeśli można, choć prawił by Janek odważnie sięgał w świat po to czego pragnie. Co i zgodne z Jana naturą było. Sprzeczne te wszystkie nakazy i porady mu się wydawały. Bo o dziewkach też przestrzegał a pragnienie w tym temacie Janek miał i pragnął odważnie po jedną sięgnąć.
 

Ostatnio edytowane przez Icarius : 30-07-2017 o 00:01.
Icarius jest offline