Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-07-2017, 04:02   #58
Czarna
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i wujek Zordon co jest Paznokciem


Blondynce i wujkowi Paznokciowi przypadł w udziale zwiad i zabezpieczenie domu.
- Chodź Angie przejdziemy się. Jak ogarniemy sprawę zastanowimy się co robić dalej dobrze? - powiedział spokojnie wujek kładąc jej uspokajająco dłoń na ramieniu. - Weź mój pistolet. Ma latarkę. - dodał i wyjął z kabury na udzie swoją rezerwową broń podając nastolatce. Gdy pstryknęła przełącznik z broni wystrzelił jasny, wąski snop ostrego światła. - Zaczniemy od góry i idziemy w dół. - wyjaśnił jej jaki ma plan i sam też pstryknął latarką w swoim karabinie i pojawił się podobny wąski, świetlny stożek jak na pistolecie.
A potem ruszyli. Wujek mimo swoich rozmiarów poruszał się cicho i płynnie. Choć Angie zawsze się wydawało, że ona potrafi robić to jednak chyba lepiej. Szli tak jak swego czasu nauczał ją dziadek a i wujek też z tym miał podobnie. Obok siebie gdzie każde z nich miało wycelowaną broń w inną stronę by się nawzajem osłaniać. Teraz po ciemności nocy było to jaskrawo widoczne gdy dwa świetlne promienie i plamy rozświetlały kolejne fragmenty korytarzy, ścian i przejść tego budynku. Szli czujni i w skupieniu, krok za krokiem, przejście za przejściem, korytarz i pomieszczenie za pomieszczeniem.
Dwa promienie jaskrawego światła wyławiały kolejne fragmenty i tajemnice budynku. Stare meble, klekoczące na wietrze żaluzje, szelest rozdeptywanych kawałków gruzu i zgrzyt szkła, toczone z cichym brzdękiem przez wiatr puszki, szum fal uderzających o budynek z dołu. Sprawdzili jedno skrzydło piętra i okazało się puste. Same stare drzwi, popękane i przegniłe meble, rozrzucone stare papiery, jakieś kartki wciąż poprzyczepiane do tablic ogłoszeniowych, stare bazgroły na ścianach i ślady po dawnych ogniskach. Wszystko to nie różniło się od wielu budynków jakie Angie widziała wcześniej. Ot kolejny budynek porzucony wiele lat temu i szabrowany i przejściowo użytkowany przez każdego kto się przez niego przez te dekady przewinął. Sprawiał jednak na tyle solidne wrażenie, że nic nie groziło chyba zawaleniem czy podobnymi atrakcjami.

Wracając znów minęli te pomieszczenie gdzie wcześniej dość przypadkowo wbiegli po ucieczce przed falą. Obecnie dostrzegli tam jedynie Melody. Reszta gdzieś poszło, pewnie na parter skąd dochodziły ich głosy i odgłosy. Melody podniosła twarz ale zaraz zasłoniła je ręką przed ostrym światłem.
i- wujek odezwał się do niej a ona w odpowiedzi kiwnęła głową. Potem faktycznie przeszli dalej.

Drugie skrzydło piętra wyglądało podobnie jak te pierwsze. Nie był to widocznie za duży budynek choć wyraźnie większy nić choćby dom Rogera. Był jednak pusty i zdewastowany no i poszabrowany. Choć pewnie wciąż można by tu znaleźć coś ciekawego jakby dokładniej przejrzeć albo mieć fart. Pokoi czy gabinetów było na tyle dużo, że pewnie każdy z nich mógłby zająć jeden i jeszcze by puste zostały. Piętro jednak wydawało się pozbawione zagrożeń i zostawał do sprawdzenia parter. Zeszli po schodach i na samym dole okazało się, że woda rozlewa się cienką warstwą chlupocząc cicho przy każdym kroku. Zastali pozostałą trójkę przy mutorze. Dość chyba się męczyli bo jedynym źródłem światła okazała się zapalniczka jaką miała Mewa. Właśnie zgasła i Mewa skarżyła się, że parzy ją w palce.

Angie lubiła światełko wujka, już parę razy widziała je w akcji. Niby nic szczególnego - podługa tuba ze szkiełkiem na końcu, ale wystarczyło kliknąć guzik i zaraz robiło się trochę jasno, jakby ktoś przemycił kawałek dnia prosto w środek nocy. Bez tego sprawdzanie szło by ciężko i było niemożliwe. Chyba że z tym celownikiem wujka co barwił świat na zielono, ale jego mieli tylko jednego i to wujek go używał. Ludzie nie widzieli w ciemności, a obcy teren lubił być złośliwy i niebezpieczny i nie chodziło tylko o zasadzkujące potwory. Mogli trafić na ukruszony kawałek podłogi, przegniłe deski i sterty złomu, a dzięki światełku widzieli po czym chodzą i co czai się w kątach. Akurat w budynku który zajęli nic się nie czaiło, był pusty i cichy i zniszczony. I śmierdział kurzem i mułem z rzeki, naniesionym przez złą wodę. Był też zapach rdzy i piachu, ale innego niż na pustyni. Ten wydawał się brudny, nosił w sobie cząstki benzyny i ludzi. Starych kości i resztek jedzenia wysuszonych w starych puszkach. Chodzenie obok wujka było super! Blondynka lubiła tak z nim chodzić, wtedy stanowili zespół. Wiedzieli co robić i dopełniali się, mieli też ochronę pleców… no i wujek tak nie tupał.

Przeszli na parterze obok trójki skupionej przy motorze. Parter wydawał się być inny. Góra wyglądała jak jakieś biura. No było w każdym razie dużo biurek i innych takich. Dół zaś też miał sporo ale trafili na całe skrzydło gdzie były ściany z krat i drzwi z krat. Wciąż tam były prycze z przegniłymi materacami. Musiał być też jakiś magazyn bo było sporo pólek i wieszaków. Wujek westchnął cicho gdy promień latarki na chwilę zatrzymał mu się na charakterystycznych wieszakach na broń. Obecnie całkowicie pustych i zapuszczonych jak i reszta budynku. W tej części z kratami okna też były małe i zakratowane. Inne na parterze i piętrze nie.

Wreszcie Angie usłyszała jakiś ruch. Dała znać wujkowi i ten też się zatrzymał i wycelował we wskazaną stronę. Ten ruch nie pasował do tego co ich dotąd ich otaczało. We dwójkę ruszyli ostrożnie w tamtą stronę. Ruch okazał się jakąś, małą szczurkowatą kulką. Gdy padło na niego ostre światło pisnął cicho. Zaraz potem następne i gdy podeszli bliżej okazało się to być małym kociakiem. Poruszał się jeszcze niezdarnie trzęsąc zdawałoby się za dużo głową i gibając się na łapkach z trudem dźwigającym jeszcze ciało. Zaraz też doszło ich miauknięcie. Ze schodów prowadzących do piwnicy wybiegł kot. Pewnie kotka. Czarna. Zadarła ogon do góry i mrużąc oczy przed światłem miauknęła patrząc na ludzi. Zadarła ogon do góry i wróciła na schody prowadzące do piwnicy. Zatrzymała się po kilku stopniach, obejrzała w tył i znów miauknęła. Angie była prawie pewna, że chce zaprowadzić ich do gniazda by uratować swoje młode. Była też pewna, że koty, nawet zdziczałe, nadal preferowały ludzkie osady i trzymały się blisko nich. Ale widzieli światła w pobliżu, w innych budynkach więc to pasowało. No i wiedziała też, że kotka nie założyłaby gniazda na odchowanie młodych w miejscu które uznałaby za niebezpieczne. Więc w pobliżu musiał być względny spokój i nie być żadnego drapieżnika jaki mógłby zagrozić jej czy młodym.
Zła woda zaskoczyła nie tylko ludzi, ale i zwierzęta. Nikt nie powiedział czarnej mamie, że przyjdzie fala, więc zakładanie gniazda w piwnicy to zły pomysł. Zwykle nie było fal, ani tamy nie pękały. Nigdy nie pękały tutaj, wedle tego co mówił pan z obrazkami… no ale stało się. Wszędzie było mokro, a młode kiepsko pływały. Angie też kiepsko pływała aż do czasu jak wujek ją nauczył, bo nie miała gdzie wcześniej się naumieć. Na pustyni nie było tyle wody żeby móc się w niej w całości zamoczyć i jeszcze stracić grunt pod nogami.
- Ona ma małe, tam na dole gdzie woda - powiedziała do opiekuna gapiąc się na czarną kulę sierści. Mama nie chciała pozwolić żeby jej dzieci spotkała krzywda, byli rodziną. O rodzinę się dba. Trzeba było jej pomóc, blondynka nie widziała innego wyjścia. Zachowując odpowiednią odległość żeby nie siać paniki, podążyła za zwierzakiem przyświecając światełkiem po podłodze.

- Dobrze. I tak nam została już tylko piwnica. - zgodził się wujek. Kocia mama była wyraźnie podekscytowana reakcją ludzi o czym świadczył jej zadarty w górę ogon, częste zatrzymywanie się i sprawdzanie czy ludzie podążają za nią i pewne prowadzenie w głąb piwnicy. Światło wyłaniało z mroków odbłyski wody. Tu jej było zdecydowanie więcej. Kocia mama nie prezentowała się obecnie zbyt godnie i dumnie z tym przemoczonym futerkiem ale chyba miała inne obecnie priorytety niż tradycyjną, kocią niechęć do wody. Woda zaś wlewała się do środka przez piwniczne okienka. Nieustannie więc jej poziom się podnosił choć obecnie ludziom sięgał gdzieś jeszcze poniżej kostek. Woda na zewnątrz jednak obiecywała, że będzie podnosił się nadal.

Kocia mama wskoczyła w końcu na krzesło, z niego na biurko.Tam pokręciła trochę tyłkiem i ogonem wyraźnie przymierzając się do skoku i w końcu skoczyła na meble. Tam przeszła po nich i doszła do rogu pomieszczenia. Na chwilę zniknęła Angie z oczu ale musiało tam być gniazdo bo słyszała piszczenie kociaków. Czarna kotka zaraz pojawiła się ponownie patrząc tym razem z góry na dwójkę ludzi i pokręciła się na skraju szafy.

- Chcesz czynić honory czy ja mam sięgnąć?
- zapytał z uśmiechem wujek patrząc na nastolatkę. Był wyższy więc pewnie dałby radę po prostu sięgnąć na szafę ręką. Angie musiałaby podsunąć sobie krzesło.

- Mogę?! - zapiszczała podekscytowana i aż się jej oczy zaświeciły. Małe futerka! Mogła je wziąć i przenieść! Kotki były takie miękkie i malutkie i bardzo je lubiła. W ogóle lubiła małe futerka takie jak króliczki i szczeniaczki i szczurki. Na pustyni miała co najwyżej myszki, ale to też bardzo rzadko. Rozejrzała się za krzesłem gotowa na przeniesienie kocich dzieci.
- Ma szczęście - powiedziała nagle, pokazując czarną mamę - Ma gniazdo… też chciałabym mieć gniazdo. Swoje własne… żeby nie być sama. Bo mam tylko ciebie wujku, ale ty odejdziesz i nie będę już miała nic - przyciągnęła mebel pod szafkę, rozchlapując wodę - Zazdroszczę jej.

Na szafie znalazła gniazdo. Pistolet tutaj okazał się poręczniejszy od karabinu bo mogła go położyć na meblu i oświetlić co tam jest. Była kotka i jakieś koce albo ubrania. Na nich i w nich zaś poruszały się małe, puchate, piszczące kuleczki. Kocia mama wzięła jedno w nich w zęby i przyniosła na skraj mebla. Przed twarzą nastolatki wylądował mały kociak. W ubraniach było jeszcze dwa. Razem więc z tym którego kotka zdążyła wynieść na górę w miocie było cztery kocięta. Kotka pozwoliła wziąć człowiekowi wszystkie trzy kociaki. Angie przy okazji znalazła ciekawostkę leżącą dotąd w zapomnieniu na szafie. Mogła zeskoczyć już z krzesła z trójką kociąt w ręku. Kocia mama zeskoczyła na biurko sama i dalej już plątała się w pobliżu nóg blondynki zadzierając i ogon i głowę do góry miaucząc czasem. Razem wrócili na górę schodów gdzie pierwszy z kociaków dołączył do swojego kociego rodzeństwa.
- No to chyba zostałaś kocią mamą - uśmiechnął się wujek gdy wracali na górę. Kotka towarzyszyła im prawie jak przyklejona gdy dzeiwczyna szła z jej kociętami. Trzeba było je jednak gdzieś ułożyć.

- Musimy im znaleźć miejsce na noc i dać coś do jedzenia. Mamy coś do jedzenia? Też bym coś zjadła, jestem głodna… ale one pierwsze. Zobacz jakie są… ładne. Mogę je zatrzymać? - nadawała jak najęta, szczerząc się pełnią szczęścia - Będę się nimi opiekować. Wiesz że umiem, nie będą miały źle. Tutaj jest dużo wody i będzie szlam… mogą pojechać z nami?

- Coś do spania i jedzenia. Dobry pomysł Angie dla nas też. I tak, są bardzo ładne.
- wujek znów się uśmiechnął, podszedł do nowej kociej mamy i pogłaskał puchate główki. - Wyjmij jakiś koc czy coś takiego. Ona już ich pewnie umości jak trzeba. - wskazał na kręcącą się pod nogami kotkę. - Ale nie wiem czy zabieranie jej dzieci to dobry pomysł. Zobacz jak jej na nich zależy. - wskazał na dorosłą kotkę. Pochylił się i złapał czarnego zwierzaka na ręce. Potem wyprostował się i podstawił pod dłonie nastolatki matkę kociąt. Ta wychyliła łepek i powąchała kotki a potem zaczęła je lizać. - Zadbajmy o nie na tą noc a rano, przyda im się trochę spokoju. A rano zobaczymy jak sytuacja będzie wyglądać. - powiedział wujek przygladając się kociej gromadce na ich rekach.

- Tak… masz rację. Nie można ich zabierać i rozdzielać, są rodziną. Zależy im na sobie… przynajmniej... - dziewczyna posmutniała, usta wygięły się jej w podkówkę. Trzymała futerka czując jak grzeją i się ruszają. Żywe, puchate szczęście, ale nie dla niej.
- Nie wrócisz po mnie prawda? - spytała i wbiła wzrok w podłogę - Pojedziesz do bazy i nie wrócisz. Rozdzielimy się. Dlatego jedziemy do cioci… chcesz żebym miała gniazdo, ale to nie moje gniazdo. Żadne takie nie będzie bez ciebie.

Wujek Zordon westchnął. Położył kotkę na ziemi i ta odbiegła na chwilę ale zaraz wróciła z zadartym do górę łebkiem patrząc na Angie i trzymane przez nią kociaki.
- Chodź zrobimy im miejsce do spania. - powiedział wujek kładąc dłoń na ramieniu nastolatki. Podszedł do swojego plecaka i wyjął z niego jakąś bluzę i rozłożył ją w rogu. - Połóż je tutaj. Zobaczymy czy będą chciały tu leżeć. - dodał klepiąc rozłożoną bluzę.

Dziewczyna pokiwała głową i niechętnie, ale ułożyła czarne kulki na ubraniu. Przy ostatniej się wstrzymała, głaszcząc miękki grzbiet i nie myśląc o niczym prócz dotyku sierści na wnętrzu dłoni, ale i na ostatnie futerko przyszedł czas.
- A mogę zatrzymać jednego? - zapytała odkładając je tam gdzie pozostałe - Będę o niego dbać i polować. Nie będzie głodny, obronię go. Nie mówi… ale to nic. Mogę mówić za niego… nie musi mówić - powtórzyła i zacisnęła pięści, wstając powoli - Ty też nie chcesz do mnie mówić. Nie odpowiadasz, a pytam...nie musisz odpowiadać. Ja już wiem wujku - wzruszyła ramionami nie unikając patrzenia na opiekuna.

- Możesz zatrzymać jednego. - ten się zgodził, głaszcząc ostatniego kociaka palcem po czubku głowy. - Chyba są jeszcze za małe na polowany pokarm. Raczej mleko. - powiedział obserwując jak kotka zaczęła mościć się na jego bluzie i owijać wokół mniejszych kociąt. Gdy skończyła zaczęła je lizać i mruczeć. Z ciemności pokoju, z kąta dochodziło ciche, kojące, kocie mruczenie. - Jak chcesz możesz obok nich spać dzisiaj. - zaproponował podopiecznej obserwując plamę kocich kształtów na swojej bluzie.
- Ale Angie. - zaczął tak jakby miał teraz tą ważniejszą część do powiedzenia. - Nie mam wyboru. Muszę cię zostawić u cioci Elle. A potem wrócić do swojej jednostki. Inaczej będę zbiegiem i dezerterem. A nie chcę. - powiedział siadając na ziemi i opierając się o ścianę. Milczał chwilę wsłuchany w kocie mruczando pod bokiem. - Został mi rok Angie. Rok do końca kontraktu. Jak się skończy to przyjadę do was do Teksasu. Do ciebie i cioci Elle. I zostaniemy razem. Ale nie teraz. Teraz muszę wrócić jak cię odstawię do cioci Elle. Rozumiesz? - powiedział i na końcu skierował twarz w stronę nastolatki najwyraźniej patrząc na nią w ciemnościach tak jak ona na niego.

- Wiem co to dezerter. Dziadek mi opowiadał, że jak był taki jak ty - duży i dorosły - to też pracował w wojsku. Co to wojsko też wiem i ta no... hierarchia. I przysięga i rozkazy - blondynka też spoważniała, podchodząc do wujka. Stanęła nad nim i długo mu się przyglądała z góry, a rzadko mogła to robić bo był taki wysoki! Ale teraz siedział, a ona stała więc mogła… dziwne uczucie.
- On ich ścigał, tych dezerterów. Bardzo skutecznie, ale on był skuteczny i najlepszy i najmądrzejszy na świecie. Tak jak ty. - powiedziała i się wzdrygnęła - Łapał ich i… robił egzekucje. Bardzo brzydkie egzekucje, czasami jeszcze… z nimi rozmawiał tak.. Że ich bardzo bolało. Robił im rany żeby żyli, ale żeby… cierpieli. To… tego też mnie uczył - zrobiła krok stając nad opiekunem i usiadła mu na kolanach twarzą w twarz - Nie chcę żeby ktoś po ciebie przyszedł i ci to robił, a potem… żebyś się zmienił w kości. Strasznie dużo tu ludziów, nie mam tyle kul żeby cię obronić przed każdym, to trzeba zrobić tak żeby nie było trzeba - położyła mu ręce na ramionach jakby chciała dodać otuchy. Na nią to zwykle działało. Uśmiechnęła się do kompletu i pocałowała go w czoło - Jak obiecujesz że wrócisz to poczekam, ile miesiąców będzie trzeba. Już raz czekałam i przyjechałeś, a okropnie długo cię nie było. Widziałeś kreski na ścianach - pogłaskała go po krótko ściętych włosach - Co wieczór robiłam jedną zanim się położyłam… no ale zabrakło mi ściany, to potem robiłam na drugiej, ale ona też się zaczynała kończyć - spochmurniała, ale szybko wzruszyła ramionami wracając do siania pogody ducha po okolicy - No ale przyjechałeś to już nie było potrzebne. Jak tyle czekałam to i rok poczekam jak trzeba. A potem będziemy razem… a może Vex też tam być? Bardzo ją lubię, jest taka miła i kochana i nie krzyczy i ma motur - ostatnie dodała bardzo wymownie, patrząc wujkowi w twarz z odległości paru centymetrów - Skąd wziąć mleko dla futerka? I już wiem jak będzie miał na imię - zrobiła pauzę i klasnęła w ręce - Dziadek! Albo Aleksiej… albo Termos, bo jest taki cieplutki. W sumie jeszcze nie wiem. Które lepsze? - poprosiła o poradę w tej ważnej kwestii.

Wujek uśmiechnął a nawet roześmiał się cicho ale naprawdę wesoło. Spojrzał w dół na koci kącik i siedział na tyle blisko by znów pogłaskać zwierzaki. Kocie legowisko uspokoiło się i dało się z tego miejsca dojść solidną porcję kociego mruczanda i ciamkania gdy małe dossały się do pokarmu.
- Nie śpiesz się z imieniem. Na pewno coś wymyślisz. Pomyśl sobie jakąś scenkę gdy gdzieś po drodze musiałabyś go zawołać. Zobaczymy w dzień, może któryś z nich przypadnie ci do gustu i znajdziesz mu imię od razu. - poradził jej wujek i oderwał dłoń od mruczących zwierzaków. Spojrzał teraz na siedzącą mu na kolanach blondynkę.
- Nie bój się Angie jak wrócę teraz to nikt po mnie nie będzie przyjeżdżał i nie będzie chciał mnie trupić ani my nie będziemy musieli nikogo trupić. - powiedział łagodnie chyba z łagodnym uśmiechem bo choć tego po ciemku nie widziała słyszała to po jego głosie. Pogłaskał ją przy tym po policzku. - Teraz jak będziesz chciała to u cioci też możesz robić kreski. No może nie w mieszkaniu. Ellie ma ładny dom, duży i zadbany, powinien ci się spodobać. I na pewno pomoże ci liczyć. I jak będę mógł to list wam wyślę to ci przeczyta. - mówił spokojnie i łagodnie dzieląc się z nastolatką swoimi pomysłami na nadchodzącą przyszłość.
- Ale czy Vex pojedzie z nami to nie wiem. Jej się trzeba zapytać. Nie możemy zdecydować za nią. - wujek wrócił do kolejnego pytania postawionego przez podopieczną. Zamilkł na chwilę i kiwał lekko głową jakby się nad czymś zastanawiał. - Ale rozmawiałem z nią. I chyba nie jest niechętna temu pomysłowi. Na pewno we trójkę by nam było raźniej. No i fajniej. - dodał po chwili zamyślenia. - Ale by dostać się do Teksasu musimy i tak z powrotem jakoś przebyć rzekę, najlepiej z samochodem. Ostatecznie znaleźć jakiś po drugiej stronie. - wrócił spojrzeniem do plamy twarzy nastolatki i już mówił jakoś tak poważnie jak zwykle gdy mówił o swoich najbliższych planach. - Jak nas przez noc nie zaleje rano spróbujemy wrócić nad rzekę i zobaczyć jak to wygląda. Potem zastanowimy się co trzeba zrobić by wrócić na drugą stronę. - wujek jak zwykle miał plan na to co trzeba zrobić.

- Mhm... no dobrze. A na pewno się nie gniewasz za Rogera i obrazek? Wyglądało jakbyś się gniewał… nie bądź zły, nie chcę żebyś był zły i smutny. Jak jesteś smutny to mi też się robi smutno - nastolatka wstała, uwalniając blondyna od dodatkowego ciężaru. Wcześniej pracowali, więc nie było miejsca na rozmowy, ale teraz chciała porozmawiać na ważny temat, bo i tak przed tym nie ucieknie. Jak przed przeziębieniem, palącym żarem słońca, sensacjami brzucha po zjedzeniu zbyt dużej ilości cukierków. Albo bólem ran kiedy robiło się nieostrożnym.

- Nie jestem zły jestem poważny. - jakoś tak powiedział, że nadal wyglądał i brzmiał poważnie ale jednak czuła, że to był taki żart. Mimo, że się nie uśmiechnął. Milczał chwilę. - Jeśli jestem zły to na siebie, że cię nie upilnowałem. Tylko zadaję sobie pytanie czy jest cię przed czym pilnować. - powiedział po chwili zastanowienia. Spojrzał na nastolatkę i przyglądał jej się chwilę. - Powiedz Angie co tam się działo u Rogera w pokoju jak z nim byłaś? - zapytał jak to wujek, poważnie i spokojnie.

Chyba wujek się martwił… ale czym? Przecież nic się nie stało, pan z obrazkami nie zrobił jej krzywdy i był taki miły! I jeszcze zrobił obrazek i w ogóle blondynka bardzo miło wspominała cały pobyt w jego pokoju nawet ten atak pani z obrazkami tego nie mógł zepsuć.
- Upilnować? Coś się stało? Przecież nic mi nie jest, niemiła przyjaciółka Rogera nie zrobiła mi nic złego - zaczęła niepewnie robiąc się nagle mała i zaczęła kopać piętą w podłogę, nie patrząc na blondyna - Nooo… bo ja poszłam go przeprosić. Bo on się chyba przestraszył jak się spytałam czy zasadzkuje, a przecież powiedziałeś że jak czegoś nie wiem i nie rozumiem to mam pytać… no to spytałam, a on podskoczył i potem krzyczał i był zły… sam widziałeś - wyjaśniła pokrótce jak widziała sprawę, znaczy zaczęła wyjaśniać - Nie chciałam żeby się gniewał, dał nam dach i pozwolił zostać, nie wygonił na noc i potwory. Jak ty się zacząłeś myć, to… bo miałam jeszcze jednego batonika! Tego dobrego, z karmelem i orzechami… pomyślałam… no nie miałam nic innego żeby mu dać na przeprosiny, a zawsze mówisz że jak coś się źle zrobi, albo komuś przykro to trzeba przeprosić - uniosła wzrok szukając w jasnej kuli głowy wujka jego oczu.
- No ale w pokoju była już knuja… i ona tak brzydko mówiła! Żeby Roger nas wywali, tobie zrobił krzywdę i zabrał to coś co tak wszyscy chcą! I kłamała o Puzzle’u i o nas też! I była niezadowolona bo Roger kazał jej sobie iść. Potem ją wywalił przez drzwi z opuszczonymi spodniami, bo je zdjęła żeby się z nim poprzytulać i dzielić duszami… chyba. Tak mi się wydaje… dobrze, że Roger ją wywalił, nie nas. Nie lubię jej, mierzyła do ciebie, a potem mówiła te rzeczy. Jest zła i niedobra, nie dawaj jej tego urządzenia - nadawała gorączkowo, wyłamując nerwowo palce.
- No a potem sobie poszła, to zapukałam. I przeprosiłam. I dałam batonika, a Roger go wziął… on ma takie ładne obrazki! Takie jak ty… tylko trochę inne, ale też na skórze i na plecach i na piersi. Pozwolił mi je pooglądać, te co Tess ma też! Bo on robi obrazki - dodała poważnie i z namaszczeniem, jakby to była najważniejsza część w jej wypowiedzi - Ma takie zeszyty i w nich i ch dużo bardzo! Opowiadał komu który robił i pokazywał gdzie dokładnie. No i powiedział że jak chcę to mi zrobi taki obrazek, a chciałam. Bardzo chciałam… lubię obrazki - wyciągnęła przedramię i zjechała wzrokiem na motylka z cukierkami. Trochę piekł, ale był super.
- Był taki miły, jak ty. Dużo tłumaczył bo dużo pytałam i się nie denerwował, ani nie robił przykrości… i jeszcze zjedliśmy razem batonika. Podzielił się, a to przecież był jego prezent - uśmiechnęła się na samo wspomnienie - Tess spała, nikt nie patrzył… a ja go lubię, to mu usiadłam na kolanach, jak pokazywał obrazki z zeszytu. Pamiętam co mówiłeś w barze. Zdjęłam koszulkę żeby mnie po niej nie macał i żebym nie była puszczalska… nie musisz się gniewać ani martwić - zapewniła szybko i nawijała dalej.
- Powiedział że jak chcę to mogę tu zostać, że oni tutaj są jak rodzina i mają obrazki i się lubią… ale potem Tess mnie zaatakowała. Chyba była zła… bo my się łączyliśmy duszami. Próbował wyjaśnić co to dusza, ale dalej nie rozumiem, ale chyba jest w spodniach… no i tak dziwnie mi się zrobiło w brzuchu i gorąco, a on spuchł. Dał mi fajkę i butelkę i potem przytulił i dał buziaka, ale inaczej jak ty. Zrobiło się jeszcze dziwniej i tak… nie wiem - wzruszyła ramionami - to było… bardzo miłe, ma takie miłe ręce. I ładne obrazki i miękkie usta i nie ma blizny od ognia na karku jak ty, jest całkiem inny… nawet pachnie inaczej i inaczej oddycha - zagryzła wargi i posmutniała. Nie wiedziała co dzieje się z panem z obrazkami, zaczynała się mocno martwić. Westchnęła cicho - Miałeś rację, jak się siedzi komuś na kolanach kogo się lubi to jest fajnie… no i my tak siedzieliśmy. Przytulaliśmy, a potem spytał czy chcę się z nim połączyć duszami… ale do tego trzeba było zdjąć spodnie. To zdjęłam, on też. Jak na niego usiadłam to mnie kujnął tam na dole. - poklepała się po spodniach - Najpierw było dziwnie, trochę bolało, ale potem przestało i zrobiło się jeszcze cieplej i tak… jakby ktoś tam postawił takie słońce o tu - położyła wujkowi rękę na kroczu - Chciałam jeszcze raz, ale Roger miał robić obrazek. To robił obrazek… no i obudziła się Tess i się na mnie rzuciła. Była jak wściekły pies, warczała i leciała z pazurami. Chciałam ją… uśpić. Jak dziadek uczył - przyznała cicho i skrzywiła się - Ale mówiłeś że już nie jesteśmy na pustyni tylko wśród ludziów i nie wolno robić trupów… to ją uspokoiłam. Tą butelką co piliśmy wcześniej z Rogerem… no i potem weszłeś do pokoju i… i resztę już wiesz - skończyła i zacisnęła usta, czekając na reprymendę.

Wujek usiadł na jakimś starym biurku przez co nie wydawał się Angie taki wysoki jak wtedy gdy stał i był o głowę wyższy od niej. Teraz jak siedział na tym biurku głowy mieli mniej więcej na jednym poziomie. Czasem nią pokręcił, czasem ją przekrzywił, kilka razy wyglądało jakby oglądał sufit choć po ciemku przecież nic sensownego dostrzec tam nie mógł. W końcu gdy nastolatka skończyła swoją relację chwilę milczał przypatrując sie jej.
- Jesteś rozbrajająca Angie. - powiedział w końcu chyba nawet się trochę uśmiechając. Potem wstał i stare, już nieźle nadkruszone przez czas biurko zatrzeszczało. Wujek podszedł do okna i oparł się na szeroko rozstawionych dłoniach o parapet. Znowu nie odzywał się spoglądając na świat zewnętrzny za oknem.
- Czyli Roger cię zbajerował, napoił wódą i rozdziewiczył. I zrobił obrazek. - powiedział w końcu wciąż zapatrzony w świat za oknem. Wzruszył ramionami co na tle okna było zauważalne. - Chyba powinienem być zły. - pokiwał głową. - Właściwie to trochę jestem. Ale cóż Angie. - powiedział i w końcu odwrócił się tyłem do okna i oparł się o parapet. - Dorastasz. Już raczej prędzej niż później i tak byś pewnie przeszła przez coś takiego. Dlatego nie wiem czy jest się sens wściekać czy na ciebie czy na Rogera. Choć jakoś i tak mam ochotę mu trzasnąć po gębie. Już z dwojga to chyba wolałbym tamtego Danny'ego. To jakiś zwykły chłopak chyba był.A ten Roger mi wygląda na niezłego numeranta. No ale trudno Angie, stało się. Jesteś cała, widzę, że ci się podobało więc chyba zostaje się cieszyć, że nie wyszło gorzej. - powiedział w końcu rozkładając swoje wielkie ramiona i głośno trzepiąc nimi w uda gdy wróciły do niego.


- Rozbrajająca? Co to znaczy? Że wzięłam od ciebie pistolet ze światełkiem? - blondynka skurczyła się w sobie czując się bardzo nieszczęśliwa i zagubiona. Przecież sam go jej pożyczył, nie dał. Nie rozbroiła go na stałe, tylko na chwilę no i miał jeszcze karabin. - Jest twój, nie chcę go! To było tylko do pracy, żeby sprawdzić, proszę! - Szybko wyciągnęła broń zza paska i położyła ją na biurku, słuchając co mówi. Był zły, sam tak powiedział! Zły na Angie i nie wiedziała dlaczego! Nie patrzył na nią tylko gdzieś za okno… i jeszcze chciał bić przez nią pana z obrazkami!
- Wujku nie trzaskaj Rogera, on nie zrobił nic złego. Nie zmusił do niczego… A Danny nie robi obrazków i nie jest taki duży… to ja musiałabym go chronić, nie on mnie. Rozdziewiczył? Chodzi o obrazek czy to siedzenie na kolanach? Ale przecież… nie miałam koszulki i… numerant? Co to numerant? - Tego też nie rozumiała, coś bardzo ważnego jej umykało. Zrobiło się jej zimno, strasznie i jakoś tak źle. Skoczyła więc do przodu, wyciągając ramiona i wpadając z impetem na blondyna. Objęła go i przytuliła jak zawsze kiedy się bała i zagubiła w dziwnym świecie którego nie pojmowała. Za dużo dziwnych reguł, wymagań. Do tego zła woda, ciemność i nerwy też dołożyły swoje. Zamrugała bo straciła ostrość widzenia i obraz się rozmazywał przez wilgoć w kącikach oczu. Mokre krople spłynęły po policzkach, wsiąkając w materiał munduru.
- Przepraszam wujku, nie chciałam żebyś był zły i się gniewał! To było złe?! Zrobiłam coś złego?! Tobie przykrość?! Nie chciałam… przepraszam! - miauczała przez łzy, wzmacniając uścisk żeby wujek nie odszedł i jej nie zostawił. - Już mnie nie l-lubisz, tak? M… mam sobie iść?

- Nie mów głupot Angie. Nie płacz, nie stało się nic złego. - Pazur uspokoił płaczącą nastolatkę ocierając jej kciukiem łzy ściekające po policzkach. Przyciągnął ją do siebie i przytulił. Z bliska różnica między ich gabarytami wydawała się jeszcze większa i choć Angela do drobnych nastolatek się nie zaliczała przy ponad sześciostopowym najemniku o głowę wyższym od niej wydawała się drobniutka. - Rozbrajająca tak się mówi czasem gdy ktoś nam coś powie i kompletnie nie wiemy co odpowiedzieć. Zwykle jeśli chodzi o coś zabawnego albo dziwnego. Albo jak dzieci czasem mają, że się spytają czy powiedzą coś, co w ogóle nie wiadomo co powiedzieć i jak to traktować. - wyjaśnił głaszcząc dłonią po jasnej głowie. Nieco przekręcił się tak, że opierał się o parapet i obejmował w ramionach blondynkę.
- A numerant to taki ktoś kto robi numery. - powiedział po chwili wahania. Wyglądało jakby sam się zastanawiał jak to wyjaśnić pytającej. - Tacy ludzie najczęściej szukają albo wpadają w kłopoty. Dlatego inni nie przepadają za nimi i wolą się trzymać z daleka. Ja na przykład wolałbym się trzymać od niego z daleka. Bo właśnie wygląda mi na numeranta. Boję się, że może nam wykręcić jakiś numer. Jak nie to dlatego, że mu tak lepiej pasuje a nie, że coś nas lubi czy, że jest fajny. Był dla ciebie miły mówisz. No cóż. - powiedział i na chwilę odchylił dłonie jakby w minimalistycznej wersji gestu rozkładania ramion. - Chciał pewnie wziąć co ty chciałaś dać. Zgraliście się więc akurat na ten wieczór. Jakby było inaczej to nie wiadomo czy by było tak miło. - trochę spoważniał i mówił jakby chciał ostrzec czy uprzedzić Angie przed Rogerem.

- Ale przecież batonika dostał od razu zanim weszliśmy do pokoju. Mógł go wziąć i zamknąć drzwi i kazać spadać… no nie powiedział ani razu że jestem głupia. Pokazywał kotki w paski w zeszycie, mówił że się nazywają tygrysy. Dziadek takie miał na całej ręce… takie obrazki. I motylka co lata nocą też nie musiał robić. Ćmy… mówił o ćmach, że jestem ćmą i robię jakieś femorony - dziewczyna pociągnęła nosem, łapiąc wujka Paznokcia za szyję. Skorzystała że przysiadł na parapecie i z premedytacją wpakowała mu się na kolana, zakleszczając udami w pasie. Siedziała trochę jak na panu z obrazkami, ale teraz nic jej nie wariowało w brzuchu. Było spokojnie, miękko i ciepło. Bezpiecznie, gdy wujek ją trzymał i z nią rozmawiał. Uspokajała się w miarę gadania, licząc po cichu jego oddechy do tylu, do ilu umiała, a potem zaczynała od nowa - Jak znaleźliśmy cię z dziadkiem na pustyni też miałeś kłopoty. Cały byłeś w kłopotach. Dziadek też się bał, że będziesz… no wiesz - mruknęła smutno, kładąc mu czoło na barku - Rozdziewiczyć to siedzieć na kolanach czy co? Robienie obrazków? Alkohol? Buziaki? Roger mówił że jak się dzieli duszą to się staje silniejszym. Że to wzmacnia… chcę się podzielić z tobą. Żebyś był silny i nic ci się nie stało i żebyś nie miał już takich kłopotów jak przy spalonych brykach na piasku - przekręciła się żeby móc spojrzeć blondynowi w twarz. Z tej odległości prawie widziała jego oczy, ale było za ciemno żeby dostrzec ich wyraz.

- Jak żeście mnie znaleźli na pustyni to nie było to samo. - wujek pokręcił głową nie zgadzają się na takie porównanie. W końcu przestał i zastanawiał się nad czymś. Wzruszył ramionami. - A może i to samo. - uśmiechnął się głosem, twarzą pewnie też ale nie było to teraz tak wyraźne jak głos. - A rozdziewiczanie to chodzi o robienie czegoś pierwszy raz. Zwykle chodzi o seks. I o rozdziewiczanie dziewczyn. Jak dziewczyna nie uprawiała jeszcze seksu czy jak to ten Roger mówi, “nie dzieliła się jeszcze duszą”, to mówi się, że jest dziewicą. A ten pierwszy seks, to właśnie mówi się, że została rozdziewiczona. - wyjaśnił jak mógł wujek i sięgnął dłonią po nogę nastolatki. Przesunął ją trochę na swoich udach tak, że teraz siedziała na nich bokiem do niego.

Zgadzało się z tym co mówił pan z obrazkami, że tylko za pierwszym razem boli, a potem już nie. Teraz to miało sens... chyba. Tak przynajmniej się blondynce wydawało, że rozumie... w większości. No w każdym razie pokiwała głową na znak że właśnie łapie co blondyn tłumaczy. Pogłaskała go przy tym po policzku, a taki gładziutki i miły miał! Musiał się niedawno golić, zanim nadeszła zła woda. Pachniał też mydłem... no i wujkiem. Nie umiała opisać tego zapachu, ale rozpoznałaby go z zamkniętymi oczami pośrodku tłumu innych ludziów.
- Acha - podsumowała, w międzyczasie prostując plecy i bez ostrzeżenia dała wujkowi buziaka, ale nie takiego jak do tej pory, tylko takiego jak pokazywał Roger: długiego, mokrego i prosto w usta, jednocześnie obejmując go ramieniem za szyję i przyciskając do siebie. Skoro teraz już nic nie bolało, a to całe dziele czy seks jak to wujek nazywał, było takie przyjemne... miał za sobą ciężki dzień, a ona chciała być miła. No i żeby się już nie gniewał.

Z początku było jak z Rogerem. Poczuła na swoich ustach jego usta a pod ramionami jego kark, szyję i plecy. Ale nie objął jej tak jak Roger. Szybko przerwał pocałunek odsuwając dziewczynę od siebie.
- Angie! Co robisz?! - powiedział jakimś dziwnym, niecodziennym u niego głosem. Jakby był zaskoczony. I jeszcze zdenerwowany albo speszony. - Nie rób tego, nie ze mną. To nie wypada. Dla mnie jesteś jak córka. Jak własne dziecko. Którego nie mam a które chciałbym mieć. Jesteś cudowną dziewczyną i wyrośniesz na cudowną kobietę. Ale ty i ja to jak rodzic i dziecko Angie. A rodzicie i dzieci się tak nie całują. Ani nie dzielą duszami. Wspierają się i troszczą o siebie w inny sposób. - wyjaśnił wciąż chyba zaskoczony i skonfundowany wujek. Głaskał przy tym podopieczną po głowie w uspakajającym geście.

-A-ale to takie przyjemne i miłe... i chciałam być miła, żebyś się nie gniewał i był silny! Bo to dzielenie wzmacnia - po minie Angeli widać było smutek i niezrozumienie. Siedziała jak na panu z obrazkami i nawet dała wujkowi takiego samego buziaka, ale dziwne ciepło i ruch w brzuchu się nie pojawiły. Chyba... chyba z wujkiem to nie działało - To... nie możemy się tak przytulać od środka? Szkoda... bardzo cię uwielbiam, jesteś najlepszym wujkiem na świecie i takim ładnym i silnym i mądrym. Po co ci dziecko? Masz mnie. Ja jestem twoja - westchnęła - A pójdziesz ze mną na drogę tam gdzie bryki? Chciałabym... sprawdzić czy Rogerowi nic nie jest. Znaleźć go, bo się martwię. On jest naprawdę miły... i powiedział ze jak zostanę to mi zrobi obrazek z pająkiem na całe plecy. Takim w pajęczynie... byłabym jak ty. - uśmiechnęła się niepewnie znowu się pochylając i dając wujkowi buziaka, ale takiego normalnego. W policzek. Tak chyba mogła, skoro byli rodziną.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline