- Gotowy? - trzymając miseczkę w obu dłoniach stopą złożyła jego rozstawione szeroko uda. Wsunęła się okrakiem na kolana, pozwalając koszuli ukazać krągłość piersi i gładkość płaskiego brzucha raptownie zakończoną ciemnym skrawkiem bielizny. Poczuła dotyk dłoni na udach i ich niemrawe przesuwanie napawające się dotykiem. Umościła się wygodniej podwijając stopy pod kolana Sanga:
- Powoli do dna. Wsłuchaj się w rytm mego głosu - spojrzała z bliska w oczy Azjaty.
Zmrużył oczy jakby coś analizując, ale wciąż przesuwając dłońmi po skórze kiwnął lekko głowa otwierając usta.
- Będę tutaj na każdym kroku drogi, Sang - uśmiechnęła się podsuwając brzeg miseczki najpierw do swych ust a potem skierowała ją ku jego ustom, pozwalając płynowi powoli wlewać się i poić mężczyznę.
Wraz z każdym łykiem podawanym Sangowi, Seraphine zaczęła cicho nucić
powtarzalne słowa i rytm , które jak i aura kościółka niosły ze sobą poczucie bezpieczeństwa.
Dawka naturalnych alkoidów z punktu widzenia zaawansowanej wiedzy bieżących czasów po prostu blokowała produkcję seratoniny by po niecałych 30 minutach przestać działać. Oszołomiony organizm próbujący poradzić sobie z nagłym odcięciem hormonu, zalewał ciało nadprodukcją i delikwent płynął naćpany na haju własnej bomby hormonalnej.
Seraphine jednak patrzyła na to doświadczenie zupełnie inaczej.
Dla kotołaczki lubującej się w mistycyzmie, sesja pejotlu była niezwykle intymnym przeżyciem. LSD z tej mieszanki nie miało prawa zadziałać ani wzmocnić efektu roślinnej substancji, bo filtr toksyn zaczął pracować gdy tylko wykrył go w organizmie. Z pejotlem… była inna sprawa. Toxofiltry wszczepiane nawet przez niektórych lubiących pochlać korpo nie miały szansy wychwycić tej substancji, bo ich działanie nie było sprofilowane na składy, których nie używało się od bardzo dawna.
Li był jednak szefem mafii, używanie zwykłego cyberware w tej kwestii równało by się samobójstwu. Jego filtr jednak też nie zadziałał prawidłowo na substancję i organizm zaczął się jej powoli poddawać. Wolniej niż było przewidziane, a i cyberware odczytujące nadmiar seratoniny produkowanej w końskiej dawce przez organizm zaczął ją neutralizować. W efekcie zaplanowany haj Songa nadchodził powoli i ciężko było przewidzieć czy wejdzie na taki poziom jakiego oczekiwała kotołaczka nie do końca świadoma walki w organizmie Li.
Brunetka powoli poruszała się na kolanach Sanga, by kołyszącym się leniwie ruchem ciała podkreślać powtarzalny zaśpiew i wprawić Li w całkowite rozluźnienie ciała i umysłu.
Nie przerywała inkantacji, pozwalając swemu ciału wpadać w drgania i przekazywać je siedzącemu pod nią mężczyźnie. W skupieniu nie przeszkadzała też w leniwej wędrówce jego rąk, pozwalając im zagubić się od czasu do czasu pod koszulą, sama muskając skórę poznaczoną tatuażami.
Sang wyglądał na całkowicie odprężonego i rozleniwionego, gładził jej skórę cierpliwie i metodycznie, oraz napawał się widokiem ślicznych półkul niesfornie wymykających się spod rozchełstanej koszuli w rytm ruchów dziewczyny. W pewnym momencie zaczął płynnym leniwym ruchem ściągać jej bieliznę, co w aktualnej jej pozycji nie mogło dojść do skutku.
Seraphine nie przerywając mruczanego zaśpiewu uśmiechnęła się lekko i uniosła na kolanach prezentując nieco więcej i bliżej swojej gibkiej sylwetki. Ujęła jedną z dłoni Sanga i ułożyła pomiędzy piersiami, tam gdzie dźwięki powodowały wibrację przepony. Końcówki ciemnych włosów musnęły ramię szefa Triady, gdy de Noir pochyliła głowę by zajrzeć w ciemne oczy Li. Pociągnęła go by usiadł nieco bardziej wyprostowany.
Przyciągnęła łagodnie do swojego ciała, rezonującego wydawanymi dźwiękami. Nie zabrał ręki napawając się i wibracjami i pomrukiem, a gdy przyciągnęła go, poczuła usta na swej piersi. Mimo iż jego próby zostały “okaleczone” o jedną dłoń, nie zrezygnował z nich, ale zauważając brak szans na powodzenie pozbycia się bielizny w tej pozycji zmienił taktykę i jedynie odchylił pas materiału skrywający jej kobiecość.
Seraphine poczuła jak nakrywa ją ręką jednocześnie wciąż chłonąc wibracje i całując piersi. Dopiero po chwili z niejakim wahaniem zabrał dłoń spomiędzy jej nóg aby zacząć majstrować przy spodniach.
Nieprzerwanie hipnotyzującego rytmicznego nucenia inkantacji wymagało w tej sytuacji dużego zacięcia, ale de Noir była zdeterminowana by przenieść Li w inny wymiar.
Sięgnęła wolną dłonią pomiędzy niemal przytulone ciasno ciała i leniwymi muśnięciami połączonymi z nieregularnymi mocniejszymi zaciśnięciami palców, zaczęła drażnić i rozpalać Sanga.
Po to tylko by odsunąć dłoń i pochylić się ku ustom mężczyzny. Zawisła nad Li ni to klęcząc ni to opierając się ciałem o niego, zatrzymując i przeciągając chwilę.
Jeśli Sang spodziewał się gwałtownego i pełnego pasji ataku, przeliczył się. Seraphine zamiast tego złożyła delikatny choć nie pozbawiony namiętności pocałunek na jego ustach, a on oddał go lecz bez pasji. Poczuła się przez chwilę jak doskonałe wino smakowane przez wytrawnego konesera. Powoli smakowała echo przygotowanego naparu i drobinki cynamonu z jego ust. Pogłębiała powolne pieszczoty, nie chcąc rozpalać szybko spalającego się ognia, lecz podtrzymywać płomień dłużej, wzmacniając doznania pełnego pejotlu umysłu.
Jego oczy zdały się jej lekko zamglone, gdy poddawał się tym pieszczotom. Wciąż prócz pogłębiającego się rozleniwienia i przyjemności, oraz podniecenia, nie potrafiła wyczytać z jego twarzy nic więcej. Zapewne dlatego, że… nic więcej nie było.
Jego ruchy i odwzajemniane pieszczoty stały się jednak bardziej zachłanne. Dłoń spoczywająca jej między piersiami powędrowała na lewą ściskając lekko i miętosząc. Nie był brutalny, nie sprawiał nawet dyskomfortu, dalekiego od bólu jaki wywołać mógłby napalony bez miar kochanek, ale poczuła to. Druga ręka do tej pory pieszcząca jej biodro, pośladki i udo skierowała się ku własnej męskości wyłuskanej uprzednio ze spodni i drażnionej dłonią kotołaczki. Skierował ją wprost ku jej szparce.
- Boisz się mnie? - mruknęła znienacka w jego ucho dmuchając przy tym ciepłym powietrzem.
Chyba zdziwiło go to pytanie, bo na chwilę zastygł. Odwrócił ku niej twarz.
- Nie… - jego głos świadczył o podnieceniu wchodzącym wciąż na wyższe etapy. Poczuła go, zaledwie lekkim muśnięciem, ale świadczącym że trafił w końcu tam gdzie celował. Jego druga dłoń przesunęła się z piersi na biodro, by docisnąć.
Wstrzymała dłonie mężczyzny jednocześnie szarpnięciem biodrami odsuwając go od upragnionego celu. W jego oczach prócz zniecierpliwienia zauważyła ulotny błysk irytacji, gdy wciąż odmawiała mu ostatecznego poczucia posiadania.
- To chyba dobrze - uśmiechnęła się lekko i zsunęła się z kolan Sanga - Chcesz sam je ściągnąć? - spytała naciągając palcami lekko pasek fig.
Szefowi Triady najwyraźniej brakowało finezji w sypialni, do jakiej de Noir była przyzwyczajona, albo po prostu miała za małe doświadczenie z mężczyznami jego pokroju. Li kiwnął głową pochylając się i zsuwając z niej bieliznę, która po minięciu ud opadła na ziemię.
Widziała, że koktail który mu zadała już prawie go wyłączył, ale Chińczyk był twardy i kochanka była niezwykle motywująca. Mgła w jego spojrzeniu gęstniała, gdy przyciągał ją do siebie jakby czynił to ostatkiem sił.
Ten widok dodał brunetce nieco pokrzepienia i pozwoliła tym razem na zjednoczenie. Dosiadła Sanga powolnym ruchem prężąc się pod wpływem odczuć. Nie była z kamienia chociaż w całym doświadczeniu brała udział bardziej świadomie niż Li, który wyprężył się gdy jego ciało poczuło zespolenie.
Czy był go świadomy ciężko było stwierdzić. Odchylona na oparcie głowa i zamglony wzrok nie śledzący już ani wdzięków Seraphine ani szukający jej spojrzenia sugerował jakby Chińczyk był gdzieś indziej zabrany kaktusowym koktajlem z ‘tu i teraz’.
Z drugiej strony jego ręce buszujące po ciele kotołaczki, oraz lekkie drżenie i napięcie mięśni gdy de Noir ich dotykała, świadczyły jakoby ‘był tu z nią’ i ‘w niej’ bardziej niż w normalnym akcie. Delikatne skutki pejotlu dosięgały i jej umysłu. Uśmiechając się przygięła wygięte w łuk plecy i pocałowała odpływającego w transie Sanga. Wciąż poruszając się rytmicznie na nim ujęła twarz mężczyzny w dłonie przysuwając nieco bliżej swą twarz.
Sam rytm ich połączonych był hiponotyzujący.
Przesyłał nowe doznania za każdym ruchem mięśni.
- Jestem tutaj, Sang - wymruczała przyspieszonym oddechem i skoncentrowała się próbując przebić się przez mgłę otulającą ciasno umysł Azjaty. Odrzekł coś po chińsku dosyć bełkotliwie i aż zadrżał mocno dociskając ją do siebie. Zamknął oczy, a usta przeciwnie, otworzył i jakby łapał zachłannie hausty powietrza.
Chciała połączyć się z jego umysłem, wejść w majaki podsuwane przez upojony umysł. Pragnęła pokazać, że wie co zrobił stawiając się Koenigowi i by wiedział, że zyskał tym jej lojalność.
Koty z jej plemienia miały zdolność wpływania na sny, kształtowania ich według własnych planów i pozostawiania swego w nich odcisku. Nie odbywało się to za darmo a i koszt pomyłki był wysoki. Seraphine niesiona całym wspólnym przeżyciem nie zważała na to. Z całą siłą woli na jaką było ją w tej chwili stać zapatrzyła się w Sanga, któremu dawała rozkosz, próbując przeniknąć do jego świadomości. Jednak nawet otumaniony pejotlem Li okazał się trudnym przeciwnikiem i Seraphine z rozczarowaniem ujrzała niejasny obraz majaków sennych na jawie. Wrzucone obrazy czarnej kotki podróżującej obok szefa mafii nie utrzymały się rozmywając jak we mgle.
Kotołaczka ciężko odczuła własną porażkę, być może wynikającą z tego iż Sang był zbyt daleko od linii snu na który działał koci dar nie przebijający się do jego snu na jawie.
Z niejakim zdziwieniem poczuła smak soli gdy całowała kącik ust Sanga, doprowadzając jego ciało do szczytu. Zadygotał zaciskając palce kurczowo na jej biodrach, a z otwartych ust dobył się głęboki jęk. Oczy miał zaciśnięte jak dzieciak, siedzący sam w ciemnym pokoju po opowieściach o potworach czających się w kątach, ale z mimiki wyglądało to jakby jego trip nie był zły. Choć nie wiedziała tego na pewno, jego ciało oddało się jej, mimo, że jego umysł pozostał zamknięty.
Wtuliła się na koniec wciąż siedząc mu na kolanach i gładziła ramiona pokryte pasmem tatuaży. Panujące wokół mistyczne napięcie, które podnosiło jej włoski na skórze powoli opadało. Teraz jedynie musiała czekać by upewnić się, że podróż Sanga, gdziekolwiek zawiodła go magia szamanów, zakończy się bezpiecznie. Li wyglądał jakby nie skończył jego ruchy stały się powolniejsze, rozleniwione, ale wciąż gładził dziewczynę po plecach, piersiach udach. Mieszanka serotoniny i orgazmu wybiła go już do szczętu z koordynacji jawy i snu na jawie. Coraz częściej jego dłonie muskały powietrze.
Upewniszy się, że organizm Sanga nie przechodzi przez żadne nieplanowane etapy, Seraphine zsunęła się z jego kolan i doprowadziła go do ładu. Podczas gdy on wciąż kochał się z nią na tym krześle, a przynajmniej chyba tak czuł i wciąż to przeżywał patrząc po jego ruchach, gestach i westchnieniach.