Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2017, 14:05   #16
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Całkiem żywiołowy dzień, a raczej sam wieczór i noc od momentu wparowania do kościółka Jamesa Neesona, odbił się zmęczeniem. Usnęła bez trudu właściwie ledwo ułożyła się pod ręką śpiącego mafiozy, który spał już równym snem po wyjściu ze stanu w jaki wprawił go pejotl.
Śniła o tym, że ucieka, a ktoś ją goni. Odwracając się widziała rosłego blondyna ścigającego ją, ale nie potrafiła stwierdzić czy to Lars Koenig czy Larson, ale gdy starała się zwracać uwagę na szczegóły zrozumiała, że to Neeson biegnie jej śladem. Blond włosy zmieniły się w czerń, a wzrok prześladowcy zdawał się dziki. Nie biegł, jechał okrakiem na wilkołaku kłapiącym paszczą.
Potknęła się i przewróciła, a wampirzo-wilkołaczy tandem przemknął nad nią. Gonili kogoś innego? Przed kimś uciekali? Nie widziała już ich, zostało po nich jedynie echo wycia garou.
Rozejrzała się i uznała, że była w gettcie ale pustym, jakby ktoś zbudował to miejsce jako schronienie dla biedoty, ale zapomniał ją tu przywieźć. Wszędzie leżały jakieś szczegóły świadczące, że brakuje tylko człowieka. Drobiazgi, jak dziecięca lalka, pies skamlący o jedzenie i uwiązany do kołka, rozbite okulary, ślad buta w zaschniętej krwi. Wszędzie była krew niczym jezioro. Stała w nim po kostki. Brodząc w niej szła dalej i dalej aż zrozumiała, że brodzi po płyciźnie jeziora Ontario w wodzie czystej i odbijającej promienie słońca zobaczyła swoją sylwetkę, jak to w tafli wody. Seraphine uśmiechała się do niej. Jakby jej odbicie było druga osobą. Dwie Seraphine, choć tylko jedna. Fale łagodnie obmywały ją. Obie płynęły po Ontario poddając się wodzie. Seraphine zapomniała już czy jest tą z lewej czy z prawej. Tylko słodkie zapomnienie, przyjemność i chybotanie fal.



… mimo iż budziła się chybotanie nie ustało, jak i uczucie rozluźnienia i pewnej przyjemności. Świadomość wracała wychodząc z krainy snów i zarejestrowała jęk. Jej jęk.
Poczuła na sobie ciężar i obecność, w sobie.
Sang potraktowany halucynogennym wyciągiem z kaktusa przeżył upojną noc z piękną kotołaczką wzbogaconą o wizje aktu z nią trwającego jeszcze długo po tym jak skończyła z nim. Bo w nocy był pasywny, pamiętał jedynie momenty jak stroboskopowy teledysk lub wspomnienia wynoszone rankiem z bardzo realnego snu, ulotne i nieskładne. Dla osoby takiej jak szef Triady w Toronto mogło to być powodem frustracji, która teraz zakrywał w aurze do jakiej był przyzwyczajony. Alfy i Dominatora.
Rozglądając się w czasie jego mocnych pchnięć zauważyła, że są w oranżerii, pod błękitnym niebem. Wciśnięta jego ciężarem w posadzkę z grubą poduszką wetkniętą pod łono i skutkującą wypięciem jej pośladków, pod którymś posunięciem znów odruchowo jęknęła i wyprężyła szeroko rozchylone nogi. Sang odbierał swój relaks tego ranka na granicy brutalności, ale wciąż jej nie przekraczając. Ulotność i ezoteryczność nocnego zbliżenia kontrastowała z mocnym porannym seksem. Wrażenie abstrakcyjności potęgowali ludzie przemykający wzdłuż barierki kilkanaście metrów za nieprzejrzystymi od ich strony panelami.
- Sang … - stęknęła cicho protestując i unosząc się do pozycji na czworaka. Zagryzając wargę odwróciła twarz by kątem oka złapać kontakt z mężczyzną za nią. Kotołaczka nie należała do pasywnych kochanek i zaskoczenie wywołało jej odruchową reakcję. Błyskawicznie oceniła nastrój Li i wyczuwając wśród burzy zadowolenia i podniecenia złość. Pozwoliła kolejnemu jękowi wyciec spomiędzy warg nim podniosła się na klęczki i oparła całym ciałem o ciało Sanga. Otoczyła ramieniem jego szyję, by wpleść palce we włosy i przyciągnąć go do mocnego pocałunku, który zakonczyła ugryzieniem dolnej wargi. Druga dłoń wpiła się w biodro Chińczyka dolewając oliwy do ognia. Silna ręka przygwoździła jej pierś do podłogi, co przy objęciu go pociągnęło chińczyka. Naparł na nią cąłym ciałem. By docisnąć do ziemi.
- Naćpałaś mnie - ni to wycedził, ni to wydyszał wprost w jej ucho.
- Zgodziłeś się. - stęknęła - Nic Ci nie groziło. - zaplotła nogi o nogi Sanga by znaleźć jakiś punkt zaparcia i równowagi - Różnica między ziołami a synte... - słowa wyrywały się kontroli pod mocnymi pchnięciami, gdy Seraphine wiła się i szamotała. - Nie uzależniają. Źle było?
Choć nie widziała jego twarzy, to wręcz wyczuła buzującą w nim wściekłość. Czy to w tempie i mocy z jaką w nią wchodził, czy mocnym przygwożdżeniu ręką do podłogi.
- Zgodziłem - dyszał za każdym sztosem. - Zgodziłem… potencja… stym doznań… lekki haj… - Ze złości był bardzo bliski by przekroczyć granicę. - Mam… mam neurozłącze. Kontakt… myślą… ja nie mogę… - drugą rękę zacisnął na jej udzie mocniej rozszerzając jej nogi. - Tracić kontroli… - prawie się zachłysnął. - Na tripie, mogłem kazać zabić tysiace ludzi.
- Nie zrobiłeś tego - Seraphine wypchnęła odruchowo biodra sama wychodząc na przeciw jego ruchom. Myśl ją poraziła - To się nie powtórzy - zdyszana obiecała nie wiadomo komu: sobie czy Li - Sang - szarpnęła się mocniej by zrzucić go z siebie nieprzrywając zbliżenia. - nawet gdybyś chciał...
Może i udało by się jej go zrzucić, ale kombinacja jej bardziej potulnego tonu i mocniej wyuzdanej pozy sprawiła, że nagle wyprężył się i tuż przy uchu kotołaczki wydał z siebie ni to przeciągle głuche westchnienie, ni to cichy jęk wynikający z bezbrzeżnej rozkoszy. Napięcie całego ciała przy orgazmie znów przycisnęło ją do podłogi, poczuła jak rozlewa się w niej. Gdy ponownie poruszyła się aby go strącić on stoczył się na bok lądując na plecach. Leżąc tak z odchyloną głową dygotał na całym ciele. Chyba trzymało go jeszcze to co przeżył w nocy wzmocnione tym dzikim aktem sprzed chwili.
Rozbudzona kotołaczka odwróciła się twarzą do Chińczyka i wspięła na niego by usiąść na nim okrakiem. Poza, która zdominowała ich nocne zbliżenia szybko przerodziła się w bliższą gdy de Noir opadła na Sanga zmuszając go delikatnym naciskiem dłoni na podbródek by spojrzał na nią.
- Sang… - ponagliła go szeptem do spojrzenia na nią - Przepraszam. - pocałowała kącik jego ust na próbę. Koci urok łaszącego się basteta wyciekał z niej niemalże
- Inną za taki numer… - pokręcił głową. Wciąż drżał na całym ciele. - Nie wiem co to za świństwo mój spec zapewniał mnie, że oprogramowanie wychwyci każdą toksynę. Przyślę go do ciebie, nie wiem czy przed czy po tym jak utnę mu jaja.
- Dla Ciebie zrobię wyjątek i zdradzę skład - mruczała de Noir muskają i gładząc jego wciąż lekko nadwrażliwą skórę to opuszkami to czubkami paznokci w powolnej pieszczocie - mogę o coś zapytać? - rzuciła po chwili milczenia.
- Możesz.
- Pomijając uzasadnione obawy i obiekcje. Masz porównanie. Może być to sposób na Twoją konkurencję? - uniosła lekko brew opierając brodę na dłoniach złożonych na piersi Li.
- Tak, ale zabili by ciÄ™ za to.
- Za dystrybucję? - oceniała kotołaczka. - Macie tam chyba speców od… neutralizacji, hm?
- Nie bardzo rozyumiem.. - wciąz był jeszcze rozkojarzony ledwo przeżytymi doznaniami. Spojrzał na nią jakby oczekując by wyjaśniła.
-No przecież nie podawałabym tego osobiście. Gotowe mieszanki można przekazać odpowiedniej osobie i jak widać ciężko z ich wykryciem. - Seraphine bawiła się leniwie płatkiem ucha Chińczyka.
- Nie - uciął. - Musimy się pilnować. To nie kwestia wysłania maila durnego swojej byłej, gdy jest się na tripie i czeka za to moralny kac nad ranem. - Spojrzał na nią. - To polityka, wojna jako ostateczność, żadna strona jej nie chce, ona czycha w tle jako groźba stawiania czegoś na ostrzu noża. Zaaplikuje się to coś neurokacykowi powiedzmy Sharksów, a ten nie kontrolując się każe uderzyć na moich zamiast zrobić głupstwo co by pomogło go ujebać. Straty, chaos. Za duże ryzyko.
Seraphine tylko pokiwała głową i odsunęła ciemne pasmo za ucho.
- Zjesz śniadanie? - podciągnęła się na ramionach ocierając się piersiami o jego tors i szykując do wstania z podłogi - Czy wolisz wspólny prysznic?
- Jem jeden posiłek dziennie Seraphine, późnym wieczorem. - Odruchowo ujął jedną ciężką pierś w dłoń. - Niby medycyna teraz taka, że to nie gra roli, ale przyzwyczajenie. - Uśmiechnął się ściskając lekko. - Postrzał w brzuch, możliwy każdego dnia. Wolę prysznic… - zawahał się, coś jakby siedziało mu w głowie od kilku chwil. - Tak sobie pomyślałem… Działanie nieracjonalne, chaotyczne na narkozejściu. Koenig gdyby chciał mnie udupić, nie powiedział by o SI, nasłał UNCAIRN cichcem. Gdyby nie chciał tego wykorzystywać względem mnie w żaden sposób, to by o tym nie powiedział i miał wciąż asa w rękawie. Rozumiesz coś z tego? Czemu…. właściwie mnie ostrzegł?
- Bo nas rozgrywał - uśmiechnęła się kotołaczka całując lekko Chińczyka prężąc pod pieszczotą piersi - Osiągnął to co proponował Larsson. A przynajmniej tak mu się zdaje. - mruknęła z niejakim rozczarowaniem podnosząc się z podłogi - Larson uzgodnił ze mną działanie niezależne, poza wpływem księcia, po cichu. Koenig zrobił całą szopkę z nasłaniem na mnie ludzi, włamaniem, niejako zmuszając mnie do sprzeciwu i tak dalej. A teraz ma przykrywkę. On chciał mnie zgarnąć. Ale na drodze stanąłeś mu Ty. - westchnęła wyciągając dłoń do Sanga - Jest kryty przed swoimi ludźmi.
Przerwała na chwilę podciągając Chińczyka do góry i pomagając mu się podnieść, a on jakby chciał coś rzec ale nim się odezwał dodała:
- Dlatego nasz układ nie powinien być oficjalny - wtuliła się w szefa Triady obecnie jej kochanka - Chyba, że zamierzasz się angażować w ghetto?
- Oficjalny? - Wyglądał na mocno zdziwionego. - Albo zabiją Cię moi wrogowie mając nadzieję, że mnie tym zranią, albo zrobi to moja żona.
Kotołaczka na chwilę osłupiała po czym roześmiała się na głos:
- Oficjalny w sensie czegokolwiek więcej niż do tej pory. Nie bój się, nie oczekuję romansu stulecia. - rzuciła z miną niewinnego kociaka przy okazji ciągnąc go lekko pod prysznic.
Nie odpowiedział podążając za nią.




Po wyjściu Li i jego ludzi, Seraphine przygotowała się do wyjścia na spotkanie z Nedvedem.
Przy okazji sprawdziła też drzwi i naprawiony zamek i ostatnią pozycje na liście… stan Wielebnego. Nie znalazła go jednak w jego barłogu, który nosił ślady manta jakie otrzymał na zlecenie Sanga: plamy krwi i rzygowin doprawione wybitymi zębami.

Nie mogła go jednak zlokalizować a czas ją gonił.
 
corax jest offline