Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2017, 14:12   #17
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
Zaparkowała w okolicach kliniki Traumy (chyba ze jest tam jakis parking bezpośredni) odsyłając citymobil i rozejrzała po okolicy. Nie spodziewała się specjalnych pułapek ale powodował nią odruch wzmocniony przebiegiem ostatnich 12 godzin.

Wysłała wiadomość do Nedveda czekając już w poczekalni pełnej pacjentów i personelu.

Ludzie kręcili się tu różni i do tego hallu wstęp był dla wszystkich. Jakaś kobieta wypytywała o lekarza zajmującego się jej synem, jakiś mężczyzna drzemał na krzesełku zapewne czekając na coś a nie mając uprawnień do wejścia głębiej. Ludzie wchodzili i wychodzili, aż z jednego z przejść prowadzących głębiej, do zasadniczej części szpitala dla osób mających polisę, wyszedł mężczyzna na którego odruchowo zwróciła uwagę.

Co prawda Larson opowiadając o zajściu w Lady’s Lue wspominał, że Nedved miał egzoszkielet, ale rzucanie wilkołakiem w jego formie bojowej od razu splotło się z ta sylwetką. Nedved był naprawdę potężnym osobnikiem i patrząc po budowie ciała chyba nie do końca dzięki drogim kuracjom genetycznym.



Rozglądał się jakby kogoś wypatrywał, ale w jego przypadku rozpoznanie iż to właśnie kotołaczka stojąca na uboczu jest osobą z która korespondował - nie było możliwe. Zaczął poruszać rękoma. A właściwie nie rękoma a dwoma protezami. Dłonie cybernetycznych, hydraulicznie wspomaganych rąk zawirowały.

Cytat:
Jestem w hallu.
wiadomość nadeszła dosłownie po chwili.

de Noir podeszła do olbrzyma czując się po raz pierwszy od dłuższego czasu niewielka. Przy swoich 175cm wzrostu nie należała do niskich kobiet a obcasy dodawały jej centymetrów. ABSowiec samą swoja posturą sprawił, że jej zwykła przewaga zniknęła w mgnieniu oka. Był drugim po Samie, który potrafił wprawić ją w to uczucie. Nie spodobało się to brunetce, nie lubiła występować z niższych poziomów.

- Witam - stanęła blisko, nieco bliżej niż pozwalały na to standardowe sfery prywatności tak, by zrekomensować sobie utratę przewagi - Jest tu gdzieś miejsce na prywatną rozmowę? - zajrzała w twarz “Misia”. Zdusiła w zarodku myśli ile osób go tak nazywa.

- Babcia…? - Mimo intonacji nie było to raczej pytanie, a jak już to retoryczne. - Spodziewałem się… - omiótł zgrabną sylwetkę wzrokiem i jakby się speszył. Było to dziwne przy jego fizjonomii. - Ogród. Tak, jest ogród przy zachodnim skrzydle - dodał zaraz próbując odzyskać równowagę z jakiej go wytrąciła.

- Jestem tuż za panem - deNoir zaszeptała nie mogąc się powstrzymać od lekkiej głupawki. To było rozkoszne. Wielki i nieśmiały. Kobiety pewnie za nim szalały.

Poprowadził ją do wyjścia, gdzie skierował się na prawo od wejścia. Starał się nie wychodzić zbyt do przodu i zerkał na nią jakby chciał mieć ją w polu widzenia. Parking kończył się niewielkim parkiem, którego kraniec przechodził w ogród z niewielką ilością drzew i krzewami umieszczonymi bez specjalnego ładu. Mała ilość osób w hallu wnet się wyjaśniła. Ogród nie był ogrodzony i pacjenci mogli spotykać się tu z bliskimi ich odwiedzającymi o ile pozwalał na to ich stan, aby wyprowadzić na świeże powietrze. Ludzi było tu trochę, co przeczyło prośbie o prywatną rozmowę.

Nedved skierował się jednak do jednego ze stolików stojących na granicy z parkiem, przy którym siedział średniej budowy blondyn w wieku około 30 lat w jednoczęściowym kombinezonie.

- Leć na razie do Mayi - powiedział wielki ABSowiec gdy się zbliżyli.
Mężczyzna bez słowa wyłączył emiter na którym wyświetlał wiadomości i odszedł, a Nedved wskazał wzrokiem ławeczkę kotołaczce sam na razie nie siadając.

Brunetka mając natychmiastowe skojarzenia z “zaproszeniem” do przesłuchania, nie protestowała. Miast jednak siadać na siedzeniu mebelka ogrodowego wspięła się z wdziękiem i gracją na jej oparcie. Ponownie próbując skrócić różnicę wzrostu. Usadowiła się na kilkunastocentymetrowym kawałeczku kompozycie imitującym drewno i założyła nogę na nogę.

Spojrzała na Nedveda, który wciąż wyglądał na speszonego, teraz może nawet bardziej:
- Dziękuję za spotkanie - uśmiechnęła się do mężczyzny delikatnie spoglądając lekko bokiem - Wiem, że czas się liczy. Znaleźliście już Neesona?
Zmarszczył brwi i obszedł ławeczkę by usiąść na niej naprzeciwko Seraphine.
Normalnie, przez co górowała nad nim, ale to akurat zdawało się go nie ruszać. Odchylił się opierając masywną sylwetkę, o oparcie aby nie musieć zadzierać głowy.
Ostrzegawczy jęk kompozytu mógł być tylko wytworem wyobraźni. Ale nie musiał.

- Co i skąd Pani wie o Neesonie. I czemu chciała się Pani spotkać?
- Dał się poznać jako kłamca - wydęte usta mówiły więcej niż sam ton szeptu - i przez to Koenig próbuje mnie wmanewrowywać w jego biznes. - uwagę Seraphine przyciągały obecnie muchy latające wokół i natrętnie narzucające swą obecność bzyczeniem. Głos dziewczyny brzmiał nieco roztargnienie - Wiem o sprawie ghetta. Wiem o Panu i pana koleżance. - głos kotołaczki nawiedziły nuty smutku - I o ludziach z okolic LL. Chcę zaoferować pomoc i swoje usługi. - przy ostatnich słowach skierowała swoją uwagę ponownie na Nedveda. - Zbyt wiele istnień ludzkich jest narażonych.

Milczał.

Speszenie jakie prezentował na jej widok zastępowała irytacja, ale że starał się tonować, to może szło tu i o wściekłość nawet.
- Nie może mi Pani pomóc. Próbowałem dostać to śledztwo, odmówiono mi. Zresztą nie tylko odmówio… - zacisnął jedną rękę. Gdyby miał w niej bal drewna poleciały by drzazgi. Skąd wie Pani o gettcie?

- Klon Koeniga opowiedział wydarzenia w LL tuż po nich. Próbując przedstawić mi jedyną możliwą opcję do umknięcia miana “czarnej owcy”. Podobno dał mu Pan 72 godziny na znalezienie Neesona?

- Nie. Koenig ułożył się z władzami Toronto. 72h na resocjalizację zakończoną włączeniem go w struktury tego legalnego trupiego bagna. Procedury tutaj to dopuszczają. Ale do cholery nie w obliczu takiej sytuacji! - Wyglądał jakby miał uderzyć w stół, kotołaczka oczyma wyobraźni widziała jego dwie połówki malowniczo lecące w dwie strony. - Po 72h miał go przekazać do departamentu istot nadnaturalnych w celu przesłuchań. Albo ze stopy świadka, jako członka Camarilli, albo jako terrorystę ze współudziałem planowania masakry i nielegala. 72h. 3 dni opóźnienia w szukaniu terrorystów-pchlarzy. - Jego wzrok wyrażał bezsilność i echa jakby szoku, czegoś co nim wstrząsnęło, czego się nie spodziewał i zrozumieć nie mógł do tej pory.

- Dużo ma Pan kumpli co myślą podobnie? - Seraphine przerwała jego ton myśli i wściekłości - Bo zdaje sobie Pan sprawę, że Neeson albo nie żyje, albo jest bardzo daleko a tu gra toczy się o coś innego?

- Myślą podobnie… - już miał coś dodac gdy spojrzał na nią uważniej. Jakby dotarło do niego coś co umknęło gdy przyatakowała go z marszu epatowaniem wdzięku przyprawiając o speszenie jak u ucznia. - Kim Pani jest? Jak Pani ma na imię? Pavel Nedved… - Odruchowo wyciągnął dłon jak do powitania ale czując niezręczność złapania smukłej dłoni w… w to. Cofnął ją na powrót.

- Seraphine - mruknęła obserwując jego zabawę w koci-koci łapci - de Noir. Babcia…
- Babcia - mruknął zerkając odruchowo na jej biust, ale tylko przelotnie i jakby mimochodem. - Wiesz co to znaczy stanąć twarzą w twarz z oszałałym borgiem, opem-weteranem MiliTech, co dostał za dużo wszczepów i odpadł? Z szarżującym wilkołakiem? W ABS nie ma ludzi myślących inaczej. Nikt kto by celował w kasę czy prestiż nie pisałby się na to.

- Nie wiem - przyznała z jakąś naiwną otwartością - Ale wiem co to znaczy walczyć o ludzi, których kochasz. I wiem co zostaje po ataku spaczonych wilkołaków. - rzuciła zdecydowanie twardziej niż zamierzała. - Pytam, bo… - spojrzała na Pavla - … zamierzam podjąć działania w sprawie ghetta. Jak się domyślasz, będę potrzebować ludzi.

- To powodzenia - odpowiedział z mieszaniną… żalu, złości? bezsilności?
- Masz cyrograf?

Spojrzał na nią baczniej jakby nie wiedział o co jej chodzi.
- Lojalkę, wszczep, cokolwiek?
- To nie korpo, nie praktykuje się takich rzeczy. Zresztą… - Machnął ręką jakby w końcu załapał. - Była awantura - przez burzę uczuć przedzierało zmęczenie. - Za tego Neesona i 72h. Połowa z naszych złożyła wnioski o dwutygodniowy urlop. - Znów na nią spojrzał. - Chcieliśmy spędzić go… no zgadnij gdzie?

- Skoro nie masz opcji ruchu, masz opcję na rozmowy od czasu do czasu? Na przykład podczas kolacji? - stopa kotołaczki nabrała lekkiego ruchu i powędrowała nieco ku górze wytrącając skupienie rozmówcy.

Rzucać wilkołakami o ścianę i wyrywać im ręce - tak, to nie był problem. Nie reagować na socjozabiegi pięknej manipulatorki… inna sprawa. Nedved jakby się zawiesił spoglądając na stopę obutą w szpilkę.

Wyjął z kieszeni przenośny emiter i poruszył dłońmi omnifonując. Na stole wyświetliło się holo.

Dziennikarka i jakiś oficjel.
Nedved przewinął do pewnego fragmentu.

Cytat:
- Coraz częściej mówi się o szczycie w New Vermont i rozmowach o polityce względem wilkołaków - mówiła dziennikarka. - Śledztwo prasowe wykazało, że dotyczyło to szkoleń i nowych metod przeciwdziałania przed zagrożeniem terrorystycznym. Mógłby pan wyjaśnić jakie środki zostały już podjęte?
- Niewiele Panno Nixx, to są sprawy dotyczące bezpieczeństwa i wszelkie szczegóły… Mogę jednak uspokoić obywateli i zapewnić, że aglomeracja Golden Horsehoe faktycznie uczestniczy w projekcie i sukcesywnie zwiększamy bezpieczeństwo. Jutro jednostka ABS Toronto rozpocznie pewne szkolenia w tym zakresie.
- Pozbawiacie miasto zaplecza ABS?
- Panno Nixx. Tak czy owak specjednostka musi przeszkolić się w nowych technikach. Jutro? Za miesiąc? Lepiej wcześniej niż później. Przy Departamencie policji będzie funkcjonowac dyżurny skład operatorów ABS, a z miejsca szkoleń w razie potrzeby… mówimy o dwóch, może trzech minutach różnicy względem sytuacji gdy nasz ABS funkcjonuje w obrębie miast…
Nedved zatrzymał.
- Wczoraj pół ABS wystąpiło o urlop by siedzieć w Saskatchewan Babciu. Dziś ogłoszenie ćwiczeń, jutro większość pakuje się w AV. - Uniósł się lekko i pochylił. - Podobno dalej niż 2-3 minuty transpojetem.
- Coś wiadomo na temat kanałów wilków w mieście? Masz jakieś dane?
- Nie. My jesteśmy tylko grupą uderzeniową. Policja i Departament ds Nadnaturali zajmuje się śledztwami i tym całym gów… Przepraszam.
- Za co? - kotołaczka uniosła brwi - Za brak kontaktów w departamencie czy za gówno?

Tylko wprawny obserwator zauważyłby, że wielki operator ABS się lekko zaczerwienił.
- Nie mam tam kontaktów i nie widzę powodu bym miał za to przepraszać. - Starał się nie patrzeć ani na Seraphine, ani na lekko kiwający się bucik, skupił się na zatrzymanej holoprojekcji.
- Nikt z ekipy nie ma kontaktów? - zasępiła się de Noir - Kogoś z ABSu na emeryturze masz może w kontaktach, z kim mogłabym się skontaktować, Pavel? - de Noir smakowała wymawianie nowego imienia.
- Mogę popytać, może ktoś ma. Depek nas z policją jednak wysłał na odkryty kanał przerzutowy pchlarzy. Sabatnika zabiliśmy, Neeson zwiał. ABS istnieje 9 lat, na emeryturę nikt jeszcze nie odszedł. Paru odeszło bo za dużo dla mózgu. Jeden siedzi w wariatkowie. - Nedved zasępił się. - Gdyby to była kwestia posiadania kumpli na offie by zapewnić ghetto osłonę gdy nas wywiozą, to sam bym motywował. Mam paru znajomych w Mili, pogadam, ale… - w końcu na nią spojrzał. - W LL padły trzy trupy postronnych. Choć uderzyliśmy na nich znienacka, a oni skupili się raczej na nas. - W jego oczach zobaczyła smutek. - My sprzątamy by nie było więcej ofiar Seraphine, ale gdy wpadamy to już jest ich wiele. Robimy co możemy, ale to te zjeby powinny rozpracowywać terro zanim uderzą. - Wziął głęboki oddech. - Neeson wie gdzie są wilki, daj mi namiary, a stanę na uszach by znalazło się paru chłopców co ich odstrzeli.

- Stań na uszach i mi pomóż. Nie będę latać za Neesonem, bo to nie ma sensu. Nie wierzę, że Koenig nie ma środków by go znaleźć. Jak zwykle pogrywa we własną grę. Tak jak i władza. Mnie nie interesuje ani Koenig ani władze Toronto.
- Tylko ludzie? - przerwał jej.
- Do pomocy? Nie. Ja chcę wejść do środka, Pavel.
- Jakiego środka?
- Burdelu w ghetcie - uśmiechnęła się de Noir - i… - urwała rzucając mu kose spojrzenie i stopując marzenia o wielkości - i… zobaczę co dalej.
- Pogadam z paroma ludźmi. Na razie to w ogóle nie wiem co się dzieje. - Pokręcił głową. - Czemu ten zjeb - wskazał na oficjela na zastygłym holo - trąbi w największej stacji, że wychodzimy z miasta? Czemu dają casus 72h Koenigowi na Neesona. Jeszcze temu klonowi cholera chciałem dać kajdanki na niego, to odmówił. To jest jakiś chory cyrk.

Seraphine poprawiła się na oparciu ławeczki:
- Pavel, pierwsze co mi się nasuwa na myśl… - zagryzła wargę - to umówiony sygnał. Na przykład dla sabatu. Robią wjazd i zyskują wstaw sobie co. Ludzi? Lokacje? Albo dla - pokręciła głową wzruszając jednocześnie ramionami - wilków z tych samych pobudek. Ludzie sam wiesz, niekoniecznie muszą zdawać sobie w pełni sprawę z wpływu - de Noir gładko stwierdziła sama bezczelnie korzystając z dobrodziejstw swojej kociej strony. - Nie znam się na polityce. To zupełnie nie moja broszka.

- Moja też nie. Pewnie nawet mniej niż Twoj… - urwał i znów przez twarz przeszło mu coś na krztałt lekkiego zaczewienienia. - Wiem tylko tyle, że coś tu śmierdzi - podjął. - Pogadam z paroma ludźmi, postaram się aby ci pomogli.

- Dzięki. Co z Mayą? Wyjdzie?
- Nieprędko. - Wstał a twarz mu się zachmurzyła. Uśmiechnął się. Cynicznie. Ludzie tacy jak Pavel Nedved nie umieli się cynicznie uśmiechać, chyba że doprowadzeni do ostateczności. - Miała fart. Z własnej pensji wykupiła w TT golda. My dostajemy służbowo silver. Na jej srebrnej polisie to byś rozmawiała ze mną na cmentarzu. Byłbym pewnie pijany.
- Chcesz to mogę spróbować jej pomóc.
- Ma opiekę. Jest stabilna. Nie dostała pazurami w twarz, nie urwał jej kończyny. Fart, nic tylko śpiewać i tańczyć z radości.

- Chcesz to mogę spróbować pomóc - mruknęła raz jeszcze de Noir zeskakując zgrabnie z ławki.
- Jesteś lekarzem?
- Lepiej. Mam magiczne paluszki. - Seraphine pomachała palcami przed nosem Nedveda.
- Kiepski temat na żarty. - Zaczął zbierać się do odejścia, gdy Seraphine złapała go za ramię.

- Wiesz nie zwykłam pomagać na siłę. Ale mogę spróbować i uleczyć ją ile zdołam. - spojrzała znacząco na nadętego obecnie Pavla.

Medycyna była w 2050 na świetnym poziomie. Komory kriogeniczne, nanotechno, speedhealery. Jeżeli ktoś twierdził, że może pomóc ustabilizowanej rannej bardziej niż opieka Trama Team na złotej polisie, musiał żartować.
Chyba, że ten ktoś upierał się, że to na poważnie, a jego rozmówca był opem ABS.
Pierwsze co Nedved zrobił to odruchowo, na ułamek sekundy spojrzał na niebo. Słońce nie było skryte chmurami
- Wilczyca…? - jego pytanie zbiegło się z wysunięciem tytanowych szponów cyberręki.

Seraphine popatrzyła na niego z lekkim politowaniem:
- I przyszłabym do Ciebie pogadać jak ubić inne wilki? Bastet, Pavel. - Seraphine wyprostowała się niczym egipska Bastet.
- Karta ID - powiedział zimno. de Noir kręcąc głową pokazała mu dokument. - Więc?
- Kotołak… - Wyrzucił z siebie patrząc na jej poświadczenie legalności wyświetlające się na emiterze, gdy Seraphine pchnęła poświadczenie z IDCard swoją persap na jego adres omnifonem.

- Zbliż się choćby do Mayi, a powyrywam ręce - odpowiedział.
- Twoja decyzja - Seraphine uniosła dłonie w górę - zdawało mi się, że ją lubisz. - wzruszyła ramionami. - Czyli z pomocy nici, hm?
- Odezwę się. - Nedved nie spojrzał nawet na nią odwracając się i odchodząc.
 
corax jest offline