Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-08-2017, 22:36   #77
Ardel
 
Ardel's Avatar
 
Reputacja: 1 Ardel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputacjęArdel ma wspaniałą reputację
Brenton i Ragnar

Ragnar znalazł kuszę dla siebie, do kompletu zabrał zasobnik z pięcioma bełtami i podobny zestaw przyniósł Brentonowi. Następnie wybrali się na wyznaczone przez kapitana miejsca.

Krasnolud, usytuowany niedaleko Brentona miał nieco mniejszy kłopot – nie miał wierzchowca, który dreptał z niecierpliwością w miejscu. Co raz rozszerzał chrapy, jakby zwietrzył jakiś okropny czy też straszny zapach i prychał cicho. Szczęśliwie mężczyzna nie będący już giermkiem, lecz wciąż jeszcze nie będący rycerzem, potrafił go w miarę uspokoić. Przywiązał go do drzewa kilkanaście metrów dalej, by móc w razie czego do niego dotrzeć i także przekradł się na swoją pozycję.

Na komendę, którą był krótki skowyt wilka, po którym trzykrotnie huknęła sowa, wszyscy podeszli jakieś dwadzieścia metrów przed siebie i dojrzeli skąpane w skąpym świetle półksiężyca Mannslieba i cieniutkiego rogalika Morrslieba olbrzymie cielsko olbrzyma. Jego potężna klatka piersiowa unosiła się to w górę to w dół, jednak w milczeniu. Z pewnością było dziwne to, że bestia nie chrapała. Cuchnęło od niej przetrawionym alkoholem i zepsutym mięsem. Kiedy Ragnar i Brenton wspomnieli, co też olbrzym za mięso jadł, zrobiło im się niedobrze. I w głębiach trzewi zaczął rodzić się strach. Pogłębiany niepewnymi spojrzeniami żołnierzy, którzy szukali za sobą jakiejś drogi odwrotu.

Wtedy usłyszeli krzyk czarodzieja Patricka. I strach, chociaż wciąż odczuwany, został przygnieciony innym uczuciem – uporem. Ustoją przecież na miejscu, w końcu ten wielki skurwiel sam się nie zabije! I nie zmusi ich do ponownej ucieczki, o nie! Nie tym razem.

Po krzyku Patricka usłyszeli krzyk kapitana: „Strzelać, do cholery! W miękkie, w oczy!”. I wszyscy wystrzelili. Trafienie wielkiego cielska, które się nie porusza jest raczej proste. Jednak była noc i strach. Nie każdemu musiało się powieść. Z pewnością jednak powstało sporo chaosu – zewsząd dookoła odezwały się muszkiety. Brzęk cięciw został w pełni zagłuszony.

Takiemu Ragnarowi, pomimo wspaniałego nocnego wzroku, się nie poszczęściło. Tu huknęło, tam buchnęło i… I spartolił, ot co. Bełt gdzieś poleciał, ale krasnolud nie był pewien czy trafił. Chyba obok wielkiej stopy w ziemię. A może w drzewo koło głowy?

Brenton był pewien, że trafił, ale nie mógł tego stwierdzić na pewno. Wszędzie te błyski i hałas. Miał nadzieję, że przynajmniej olbrzym będzie bardziej zdezorientowany niż oni!

Trwało to tylko chwilę, potwór nawet nie ryknął. Nadgorliwi kawalerzyści wparowali z czterech stron i utkwili kopie w nieruchomym mięsie. A potem było sporo radości.



18 Sigmarzeit, Bezhaltag
Pierwszy Dzień Lata

Radość nocna była długa, nawet pomimo kopania grobów dla znalezionych w pobliżu szczątków pechowych wieśniaków. Hałas przyciągnął także Furbina i myśliwego Hansa, którzy pomogli przy grobach i pilnowali pijanych żołnierzy, no bo kto ich miał upilnować, skoro sam kapitan Lukas schlał się jak prosię, bo żaden jego podwładny nie zginął. Lukas miał stać się legendą – ubił olbrzyma bez strat.

Poranek był trudny dla niektórych – zaspany, zniesmaczony czarodziej truł wszystkim dupę i żądał odniesienia, ODNIESIENIA!, do Salkalten, bo mu się nie chce iść. Lukas miał kaca i leżał pod drzewem, a jego zastępca próbował wszystko ogarnąć.

A na dodatek Furbin syn Furbina nalegał, żeby wraz z Hansem, Ragnar i Brenton ruszyli dalej, na tych cholernych orków.



Atanaj i Franz

Wieczorem pojawił się Wędeczka z ciekawymi informacjami – pierwsza taką, że nie ma w tym mieście dobrego piwa. Drugą, że nie ma za bardzo kogo okraść, jedynie zielarkę by można, ale się bał. Poza tym, Atanaj ją pieści, więc nie będzie przecież dupy kompana okradał, hę?

Potem wrócił Martin, wlokąc za sobą spętanego złodziejaszka.

- Ha! – zakrzyknął. - Ten mały kutasik jest odpowiedzialny za kradzież mojego konia. – Uderzył go z całej siły w twarz. - Wiecie, że sprzedał go w Birkeweise do rzeźni? Biorę tego chuja i prowadzę go jutro rano do Salkalten. Mam nadzieję, że ujebią mu rękę. A jak to zrobią, to potem go jeszcze raz złapię i zatłukę w jakimś opuszczonym budynku. Tak, o tobie mówię! – Splunął złodziejaszkowi w twarz.

Potem jeszcze rozwodził się nad tym, czego mu nie zrobi i wydawał się bardzo szczęśliwy. Niestety w ten sposób Franz stracił kompana, który mógłby pomóc mu w rozwiązaniu problemu dworku.

Potem po kilku piwach kompania poszła spać do stajni Engela.



18 Sigmarzeit, Bezhaltag
Pierwszy Dzień Lata

Zbudziły ich dźwięki pracy – młotki, zaśpiewy kobiet, szuranie ciężkich butów. No, przecież! Pierwszy Dzień Lata. Kiepski dzień na ciężką, niebezpieczną pracę, powinni się bawić, kochać, pić… Jednak w takie dni zawsze przecież ktoś pracuje. Karczmarze, dziwki… No i złodzieje. Wędeczka wydawał się pełen zapału, Martin zdawkowo pożegnał się i wraz z jeńcem ruszył w drogę. Franz i Atanaj zasiedli na sianie, żeby przedyskutować plan na najbliższy dzień.
 
__________________
Prowadzę: ...
Jestem prowadzon: ...

Ardel jest offline