Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2017, 12:19   #130
Arvelus
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację

“ZDRADA! ZDRADA! ZDRADA!”
“ZDRADA!” ZAKRZYKNĄŁ MŚCICIEL.
“ZDRADA! PO SZEŚCIOKROĆ ZDRADA!”

DUMA WOŁA O POMSTĘ
GNIEW ŻĄDA OFIARY

ZADRŻYJ CZŁOWIECZE NAIWNY
BOŚ W SWEJ PYSZE UBÓDŁ SMOKA
I MYŚLAŁ, ŻE UJDZIE CI TO PŁAZEM

Plan wymagał kilku wizyt. Kilku kontaktów. Pewnej przysługi od miejscowych sojuszników z półświatka, ale dostał się do czego chciał. Piękna, niemal nieużywana synthskóra. Cudo imperialtechu. Bardzo ciężkie do zdobycia. Ta nie miała lewej nogi i miała cztery łatane dziury na torsie, ale wystarczyło skoro już były naprawione, a kończyny Durrana były w całości, od początku do końca, pozbawione Fałszu Mięsa. Co prawda stwarzało to pewne ryzyko, ale niewielkie. Obserwator musiałby być niezwykle spostrzegawczy, zdolny i diablo doświadczony (już pomijając w ogóle potrzebę odpowiedniego sprzętu) by dostrzec tę niedostrzegalna anomalię jaką powodowała by w podczerwieni (czy innej wizji) pojedyncza mechaniczna noga… a potem musiałby jeszcze skojarzyć i nie uznać, że ma przywidzenia a nawet wtedy nie wiedzieliby z czym mają do czynienia. Innymi słowy…
- Bardzo się przyda, nie zaszkodzi. Biorę.

* * *

Durran przedarł się przez zewnętrzne patrole bez większych problemów. Powoli zaczynał się przekonywać do tych mocy psykerskich. Co jak co, ale nim nauczył się splatać energie osnowy by stopić się z otoczeniem nie mógł sobie w żaden sposób pozwolić na udział w misjach infiltracyjnych, a tutaj proszę… przełazi strażnikom pod nosem, bo go nie widzą, a stummer wygłusza jego kroki. Przechodzi pod oczami duchów maszyn widzących w podczerwieni bo sam już nie wytwarza prawie ciepła a te odrobiny kryje synthskóra. Niech to demon kopnie… musi sam wymyślić sposób chronienia się przed psykerami z dostępem do co fajniejszych zabawek. Może jakiś psy-tech?
- Łooo… - aż przystanął na falę podniecenia gdy zdał sobie sprawę jak absurdalnie wielką gałąź technologii miał teraz przed sobą otwartą. Heretecką jak cholera, ale tym się nigdy nie przejmował…
- Później - zganił się i kontynuował swój pochód.

* * *

Zewnętrzny płot ze splatanego drutu kolczastego nie stanowił dla niego problemu. Wewnętrzny z takiego samego ale pod morderczym napięciem także nie. Ciało pozbawione Organicznej Słabości było w niewielkiej mierze drogą dla elektrycznej woli duchów, większość materiałów je blokowało i nie pozwalało pezejść dalej, chroniąc słabe mięso którego resztki jeszcze w nim pozostały oraz te systemy w których zamieszkiwały duchy maszyn wrażliwe na napięciowy gniew innych sług Omnissiaha. Przecinak wyciął literę L i Durran przecisnął się nie zważając na elektryczność przepływającą przez jego zewnętrzne komponenty, choć będzie musiał znów sobie wyhodować nowej syntetycznej skóry, tak jak to zrobił po blitz kriegu Obelsoldatów na Brutal Deluxe gdy się ona w całości zwęgliła.

Chwilę potem był już przy tylnej ścianie ich silosu magazynowego. Był to spory plac, po którym walały się nieaktywne (a w wielu przypadkach zniszczone) automobilne wózki transportowe, jakieś skrzynie i dobra które nie miały ani na tyle wielkiej wartości by lękać się kradzierzy, ani nie były wrażliwe na warunki pogodowe.
- Coś chyba słyszałem…
Usłyszał Durran strażnika wychodzącego zza rogu. Dwóch strażników.
- E tam. Wydawało ci się - skontrował drugi gdy malatek chował się za skrzynią, którą normalnie uznałby za zbyt małą dla siebie, ale od kiedy był kameleonem standardy się zmieniały
- Właśnie… wydawało ci się… - szepnął Durran zaplatając w słowa moce osnowy. Sugestia poszybowała myślowymi szlakami wprost do Ego strażnika i… rozbiła się. Mężczyzna zrobił głupią minę i pokręciłgłową jakby zjadł coś kwaśnego.
- Nie. Serio coś jest nie tak - zaprzeczył wznosząc pistolet maszynowy do pozycji strzeleckiej.
- Niech to diabli - zemł w ustach przekleństwo techkapłan. Chowając się jak tylko mógł za zbyt małą skrzynią rozłożył przedramię, wywinęło się ono na drugą stronę ukazując cały wielki zestaw urządzeń będących razem małych rozmiarów archiwum… było zakamuflowane. Kolejne zmięte przekleństwo. Musiał szukać na ślepo.

Strażnicy usłyszeli nagrany syk przestraszonego kota i usłyszeli jak uciekając uderzył on (a dokładniej to kamień ciśnięty przez Durrana) w poblisku kubeł ze śmieciami przewracając go, ale sam nawet nie zwolnił bo gdy skierowali tam latarki już go nie było.
- Wielki Dan, obrońca uciśniony, pogromca kotowatych! - zaśmiał się drugi strażnik i szturchnął kumpla w ramię - Nieno… nie przejmuj się. Sądząc po tym jak rypnął to mógł być nawet wyrośnięty ryś, więc może uratowałeś jakiegoś gówniarza.
- Jak nie zamkniesz ryja, to ci buźkę przefasonuję.
Strażnik zaśmiał się i kontynuowali pochód. Trzeba im oddać honor, że gdyby Durram nie był teraz psykerem i do tego przezroczystym to łatwo by go zauważyli, a nie mogli się spodziewać, że mają do czynienia z kimś takim.

- Zbyt blisko, zbyt blisko, zbyt blisko… - powtarzał Durran do siebie wchodząc głębiej na tereny Machenko



- Hej, Gary? - odezwał się Victor Machenko zwracając na siebie uwagę sweg kuzyna.
- Czego? Młody kurwiu - zapytał starszy z rodziny nie odrywając głowy o papierów.
Siedzieli obaj w bogatym biurze. Pomiędzy nimi było wielkie biurko z lokalnego ciemnego drewna, wysoki na prawie cztery metry sufit i wielkie okno dawały bardzo przestronne wrażenie pomieszczenia znacznie większego niż w rzeczywistości ono było.
- Nie sądzisz, że trochę w złą stronę poszliśmy?
- Co masz na myśli?
- Ta Szczurzą Kość… Rathbone.
- Victor, idioto… o inkwizycji nie można tak się wyrażać, bo zaraz ci kark skrócą.
- No ale przecież ona była ogłoszona zdrajczynią. Tak mówiono.
- Słuchaj młody - Gary wreszcie oderwał się od swojej roboty - nawet jeśli nam coś nie pasuje to tutaj idzie Wielka Polityka. Nie nasza liga. Może kiedyś twoja, jeśli się postarasz i wykorzystasz predyspozycje, ale na pewno nie moja. Stary zdecydował, że przyjmujemy stronę inkwizytor Rathbone. Zadecydował się jej ufać. Abo nie zważać na status extremis. Nie nam do tego. Ja cię kocham, młody, ale nie gadaj tyle, bo wiesz, że połowa z nas by ci nóż w plecy wbiła za wejściówkę na co bardziej elitarną imprezę.
- Ale masz rację - kontynuował po chwili - wielu się to nie podoba. Daj temu czas. Może coś się uda zrobić.
Victor otworzył szerzej oczy
- Ale… jak to? Planujemy coś?!
- Hmmm… chodzą pogłoski, że Stary już dawno powinien się usunąć w cień, a od kiedy choruje jego osąd jest zachwiany. Krótkowzroczny. Nastawiony na jego własną pośmiertną chwałę, a nie dobro rodu… ale to tylko plotki, wiesz… każdy przywódca ma jakiś tam, choćby mały, ruch oporu. Taka tradycja.

* * *

Historia Gareda Machenko jest bardzo klasyczna. Wysoko urodzony oddany został do Munitorum na nauki. Dwanaście lat nauki, w tym dziesięć w księgach, a siedem na szkoleniach. Potem piętnaście lat służył w Gwardii walcząc ramię w ramię z braćmi, rozgrzeszając ich winy i pielęgnując święty gniew z którym szli przeciw wrogom ludzkości. W międzyczasie odniósl wiele ran. Utracił obie ręce i nogę. Wiele narządów mu wymieniono ale wciąż walczył. Wciąż słiużył nie znajdując nic ważniejszego, nic bardziej chwalebnego ponad służbę Imperium.
Po tych piętnastu latach ściągnięto go z powrotem do domu. Nie dał się łatwo. Potrzeba było trzech kolejnych posłańców i dopiero gdy przekonano, że może więcej zdziałać jako biskup (bo na tym stanowisku chcieli go posadzić) Farcast wrócił na rodzimą planetę. Pokazał się na kilku przyjęciach, wyprowadził, w imieniu rodziny, kilka przgyczków w nos… i zapomniano o obietnicach. Plany uległy zmianie.

Teraz Gared Machenko organizował mały pucz w rodzie Machenków. Zebrał młodych i gniewnych. Takich którzy nie chcieli iść za Szczurzą Kością. Takich którzy nie zpomnieli nagle, że została wyklęta i ogłoszona heretyczką wraz z całą swoją bandą. A gdy planowali i spiskowali… kilka pięter niżej przechadzał się Durran. Ubrany w twarz innego Machenki. Niosący w teczce urządzenie projektu niejakiej Daviel Toshiby, arcy hereteczki zmarłej tragicznie przed czteroma wiekami gdy kult Sollexus zrobił jej “wypadek”. Większość jej projektów została zniszczona, ale niektróre wciąż można było dostać na czarnym rynku. Durran ten dostał dekadę temu uznając, że kiedyś wykorzysta. No i nadszedł ten czas.

* * *

Heretek zamknął się w pracowni miejscwego techkapłana. Zzabezpieczenia jakie posiadał godne były szeregowego członka Bractwa Marsjańskiego. Żałośnie słabe. Durran rozejrzał się i znalazł. Znalezienie centralnej konsoli, takiej z któej można otrzymać pełen wgląd w systemy nie jest łatwe, ale w warsztacie techkapłana zwykle taka jest, choć zwykle, w znacznej mierze, zastrzeżona kantem “tylko do odczytu”. To Durranowi wystarczyło. Odalazł duchy przechowujące informacje o przepustkach jakie obowiązywały w siedzibie Machenko i znalazł tę którą chciał. Młodszy skryba Luciel. Przy pomocy narzędzi obecnych w warsztacie sfałszował kartę. Człowiek by dostrzegł, że jest ona bezczelną podróbką, ale duchy maszyn nieraz bywały bardziej ograniczone od ludzi, jeśli wiedziało się jak je wykorzystać.

* * *

Gdy Gared Machenko rozdawał swoim ludziom broń, by pochowali ją w swoich komnatach i szykowali się mentalnie na przewrót Morgenstern nie próżnował i w podziemiach archiwów skaładał bombę. Bardzo słabą w konwencjonalnym urzyciu. Gniew maszyn w formie fali uderzeniowej najwyżej zawali piętro powyżej. I to być może. Ale… impuls elektromagnetyczny jaki duchy przy tym wytworzą… to zypełnie inna para kaloszy. Jego moc będzie absurdalna. Większa niż cokolwiek czym dysponuje technologia imperialna, bo zasili ją celowo rozstabilizowane mikroogniwo plutonowe.
W promieniu 50 metrów wszyscy zginą...
W promieniu 200 metrów nie będą mieć już potomków (albo będą płodzić szkaradziejstwa)...
W promieniu 1 000 metrów wszystkie duchy maszyn zostaną zniszczone gdy spali się ich fizyczna osnowa.
A w tym budynku impuls przebija się nawet przez większość powłok ekranujących.

Dlatego Durrana już dawno tam nie będzie. Dla niego ten wybuch będzie śmiertelny nawet w tym 1 000 metrów.
Schował bombę mikrojądrową i ustawił detonator na sześć godzin. Miał jeszcze trochę do zrobienia.

* * *

- Nie denerwuj mnie, gówniarzu i otwórz mi drzwi…
- Ale… sir… procedury…
- Sam je ustalałem, do jasnej cholery. Nie mam zmiaru maszerować pół pałacu po pieprzoną kartę której zapomniałem, gdy Rodveigowie takie wyzwanie nam rzucają! Jutro z porucznikiem Davielem zajmiecie się formalnościami, a teraz otwórz mi te kurewskie drzwi bo cię z pagonów obedrę!
- Tak jst, sir! - odpowiedział młodzik drżącym głosem i otworzył drzwi biura głowy rodu swoją kartą. Cóż miał zrobić? W końcu nie mógł wiedzieć, że tym razem to nie jego szef zapomniał karty, jak to mu się zdarzało w ostatnich latach przynajmniej raz w miesiącu (co nawet odnotowano w archiwach), ale to Durran nie miał zamiaru wbijać się do najpilniej strzeżonego miejsca w pałacu Machenków, którym była sypialnia paranoicznej głowy rodu. Heretek wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi. Chwila poszukiwań i już miał sejf. Ten, zgodnie z informacjami, ekranowany był półcalową warstwą ołowiu. On był jedynym miejscem gdzie coś mogło przetrwać nadciągającą falę EMP. Krótka praca i alarmy zostały odcięte. Trochę dłuższa i otworzył zamek.
Bardziej z przyzwyczajenie zgrał na własnego datapada zawartości tu zamknętych. Wyciągnął je wszytskie na biurko, a do środka włożył inny. Swój wcześniej przygotowany z dowodami na to, że Rathbone była bezpośrednio powiązana z wcześniejszymi atakami na dobra Machenków.
Przed wyjściem wymalował jeszce farbą spreju na frontowej ścianie wielkki napis “Heretycy”, by wiedzieli, że to zemsta za przymierze z “oficjalną” inkwizytor.

* * *

Trzy godziny później juz nie było go w pałacu. Siedział na wzgórzu wiele kilometrów dalej i obserwował przez lornetkę pałac Machenków, wyczekując godziny zero. Nie potrafił sobie odmówić przyjemności oglądania efektu swojej pracy, choć wiedział, że nie będzie on tak spektakularny jak byłaby spektakularna wielka eksplozja, ale na nią nie mógł sobie pozwolić (bo na tyle silnych materiałów wybuchowych by nie przemycił), ale widział, że jak wszytskie światła zgasną to będzie moment gdy Machenkowie stracą absurdalną fortunę w postaci danych wywiadowczych, umów, traktatów i wszelkiej formy informacji...
 
Arvelus jest offline