John zaklął w myślach, jednak na zewnątrz docisnął z powrotem dziewczynę, aż ponownie wykręciła się w łuk.
- Zwiążmy ją i leć po Raydena - powiedział do Tonga.
Doe miał wcześniej do czynienia ze straceńcami i wystarczyło znaleźć to, na czym im zależy. Do tego potrzebował jednak czasu, a tego miał akurat niedostatek. Zdawało się jednak, że tutejsi żywili duży szacunek do tego "boga", więc nie zaszkodzi go wezwać. |