Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2017, 15:26   #21
Aveane
 
Aveane's Avatar
 
Reputacja: 1 Aveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumnyAveane ma z czego być dumny
Burza. Najgorsze, co mogło im się przytrafić. Nie chcąc, żeby jakaś zabłąkana fala przypadkowo zgarnęła go z pokładu, Eomund grzecznie siedział w kajucie i czekał, aż te parszywe warunki w końcu się poprawią. Na jego przedramieniu siedział Hyoscyamus niger, tresowany kruk, którego kupił, gdy po talabheimskim podziemiu rozeszła się nowina o jego istnieniu. Kto by się spodziewał, że za kilka koron można zdobyć tak wiernego towarzysza?
- Wiem, że masz dość tego żarcia, Hyos - mówił spokojnie, karmiąc go suszonym mięsem. Odkąd zamieszkał w Tabalheim, nie miał na kogo liczyć. Jedynie ten czarnoskrzydły ptak dotrzymywał mu towarzystwa na co dzień. - Ale podobno niedługo będziemy na miejscu, zjesz sobie coś normalnego. A jak to przeklęte morze ucichnie, to cię wypuszczę, rozprostujesz skrzydła, co?
Hyos spojrzał na swojego właściciela i przekręcił lekko łebek. Hoefer zawsze miał wrażenie, że ten ptak jest inteligentniejszy, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

Przez cały czas trwania sztormu zdążył ubrać swoją zbroję, przygotować przy wyjściu sajdak, dołożyć kilka bełtów do zasobnika, przypiąć do pasa miecz oraz ponabijać sobie masę siniaków, obijając się o wszystkie twarde i wystające elementy kajuty. Pomimo, że nigdy nie miał problemów z utrzymaniem równowagi, sztorm wykonywał swoje zadanie bardzo dobrze. Może gdyby spędził na morzu całe lata, a nie tylko kilkadziesiąt dni…?

Gdy tylko morze ucichło, ruszył w stronę pokładu. Było w tym coś niepokojącego, coś nawołującego “sprawdź, co się dzieje”. Faktycznie, działo tu się coś cholernie dziwnego. Fakt, nie znał się na statkach, ale to, co zobaczył, chyba nie miało prawa się dziać. A jednak! Jakimś cudem to się działo, jakaś przeklęta siła wyciągnęła okręt spod wody!
- Kurwa, no nie! No po prostu, kurwa, no nie! Morrze, czy ty to widzisz?! Co tu się odpierdala?
Nikt mu jednak nie odpowiedział. Wszyscy byli zajęci czymś pomiędzy ogarnianiem sytuacji a totalną paniką. Casini darł się na swoich podkomendnych, co nie było niczym niezwykłym, ale tym razem czuć było w tym coś innego. Eomund podświadomie czuł, że faktycznie tym razem mogą ucierpieć nie tylko ciała, ale wspomniane dusze.

* * *

Czas ciągnął się niczym ciura obozowa za wojskiem - powoli, acz nieubłaganie. Gdy starcie było już pewne, ruszył na kasztel. Gdyby przeciwnicy wdarli się na pokład i chcieli urżnąć kogoś z dowódców, pewnie zbyt długo by ich nie zatrzymał. Niemniej jednak miał stąd o wiele lepszy widok na zbliżającą się fregatę. Spokojnie sięgnął po strzałę zakończoną bladoczerwonymi piórami, nałożył na cięciwę i cierpliwie czekał, aż wrogowie znajdą się w zasięgu, a on, Eomund “Czarnoskrzydły” Hoefer, ponownie usłyszy śpiewaną przez jego łuk pieśń zwiastującą śmierć.
 

Ostatnio edytowane przez Aveane : 03-08-2017 o 11:07. Powód: literówka
Aveane jest offline