Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2017, 19:51   #14
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Marv wkroczył do gospody, zatrzymując się krok od wejścia. To był jego długonożny krok, więc tym samym nie zablokował drzwi. Uśmiechnął się do siebie pod nosem, przypominając sobie siebie jako świeżo upieczonego najemnika i pierwsze wejście do karczmy. Zmrużył oczy i rozejrzał się, wreszcie rozpoznając człowieka, którego mu opisano. I siedzącą obok kolorową kulę. To był dopiero widok, rudowłosy nie wyobrażał sobie, że kiedyś się do tego przyzwyczai. Zbliżył się do stolika zajmowanego przez tamtą dwójkę.
- To prawda co mówią o smoku? Boję się, że nie znajdziesz tu osób zdolnych poradzić sobie z... - zawahał się, szukając słowa, jednocześnie się krzywiąc. - No z czymś takim. Choć znam jednego, co pobiegnie z okrzykiem na ustach. I zostanie zeżarty.
Trudno powiedzieć, czy w głosie chłopaka zabrzmiała ulga czy zmartwienie, kiedy siadał na ławie przed Jorisem.
- Jestem Marv. Być może już nawet wiesz - wzruszył ramionami, zezując na krasnoludzicę. - Wysłucham o tym ogłoszeniu, ale walczyć ze smokiem? Nie ma mowy, dobrze mi na tym świecie.
- Oczy mam wyżej - kąsnęła krasnoludka - O smoku gadaj z nim, ja zobaczę co z tego wyniknie. Obiecał znaleźć drużynę że hej, ciekawam jak się z tego wyplącze.

- Witaj Marv! - Joris rozpromienił się na widok łuczarza. Poza oczywistym zainteresowaniem jego rzemieślniczym osprzętem, rudzielec wyglądał mu na nielichego zbrojnego. A to całkiem dobrze rokowało na wprowadzenie w życie ich skromnej wyprawy - Jestem Joris.
Huśtnął się na swoim zydlu do tyłu sięgając do kontuaru po czysty kubek i postawił go przed Marvem nalewając doń zsiadłego mleka.
- Piwo bym zaproponował, ale ukrop dziś niemożebny, a roboty jeszcze w bród.
Przeborka weszła do karczmy ostrożnie i z lekkim niepokojem. Raz, żeby nie stuknąć głową w ościeżnicę, co jej się już niestety zdarzyło, dwa - że spodziewała się wewnątrz tłumów żądnych wrażeń i chwały awanturników, czekających w kolejce do rozmowy z wodzem wyprawy. Wszak tego typu rejzy po chwałę i łupy musiały cieszyć się niemałym powodzeniem...
Dlatego też brak hordy chętnych nieco ją skonfundował. A jeszcze bardziej fakt, że wskazana przez barmana osoba Jorisa jakoś nie pasowała jej do wizerunku herszta awanturników. Ale upomniała samą siebie - ulko, Inni, nie raz okazali się na tyle zaskakujący, że nie warto było ich oceniać po pozorach.

Joris zaś akurat zdawał się wyjaśniać dokładnie jakiemuś rudzielcowi na czym owa awanturnicza wyprawa miałaby wyglądać.
- Ze smokiem… Prawda. Chyba. Ale walka z nim w tej wyprawie to nie cel, a… jak to ująć… ryzyko, które trzeba zaakceptować. O. W ruinach Thundertree, dzień drogi knieją na północ miał swoje leże i póki co nikomu tu nie przeszkadzał. Ale ostatnio zaczął polować w okolicy i… no lepiej dmuchać na zimne niż się sparzyć, prawda? Dlatego chcę się wywiedzieć czemu gad się tak daleko od leża zapuszcza i czy w ogóle jeszcze ma tam to leże. Bo ponoć one temu wielce niechętne. Co więcej w Thundertree, druid mieszka, który ze smokiem tym na pieńku ma i chciał go przegonić więc… albo to zrobił, albo smokowi apetyt urósł. Tak czy inaczej, druida trzeba odwiedzić. I to pierwszy i zasadniczy cel. Drugi, pozbyć się smoka. Najlepiej przegonić. Co zaś się samej bestii tyczy, druid twierdził, że to jeszcze młody samiec. Zielony. Więc poza pożarciem, nie ognia, a kwasu się wystrzegać należy.
Tak. Rzec trzeba, że Joris się odrobinę dokształcił z dostępnych w ratuszu książek. Co nie zmieniało faktu, że jeśli Marv myślał, że małomiasteczkowa wyprawa na prawdziwego smoka to przesada, to się pomylił. Ten myśliwy faktycznie planował tam iść.
- Jeśliś zainteresowany, to na razie jest nas czwórka. Ja, Rika, Baryłeczka i Ty. Opłacamy wikt… napitek… normalną stawkę za dzień pracy i w naszym przypadku czwartą część łupów z leża. Jak rany jakieś odniesiesz, to cię połatamy wedle naszych skromnych możliwości.
Myśliwy zamilkł i wychylił do dna swój cały kubek.
- Smok? - Przeborka podeszła do stołu szybciej niż planowała, bo to jakoś wyłowiła i nie bardzo jej się podobało. Jednak ten cholerny kurdupel musiał sobie z niej zakpić, czytając “przerośnięte gady” na ogłoszeniu, zamiast właściwego słowa.
- Nie chodzi o duże... łuskowate... takie duże jak koń? Nie większe? Na czterech nogach. - spytała spoglądając z powątpiewaniem na zgromadzoną przy stoliku drużynę - Jesteś Joris, tak? Jak właściwie wygląda to, co nazywasz “smokiem”? - cały czas miała cichą nadzieję, że doszło do jakiejś językowego nieporozumienia, bo nie dowierzała zbytnio swoim uszom... a przynajmniej nie chciała dowierzać.

Jeszcze zanim usłyszał głos, znalazł się w cieniu. Rzucanym przez jakąś bardzo dużą osobę, która po cichu wyrosła za Marvem. Jadąc wzrokiem od butów postaci w górę, przez moment się zastanawiał jak się stało, że zmieściła się w izbie. Z ulgą dostrzegł jednak, że głowa gdzieś tam wysoko się znajduje i ma się dobrze. Co więcej, zdaje się należeć do dziewczyny, która na oko to samymi udami mogłaby takiego smoka zadusić.
- Tak, to ja… - odezwał się - I smoka nie ja widziałem, a druid z Thundertree. Ja ci mogę powiedzieć jakie ślady zostawia to co poluje w okolicy. I jakby wziąć takiego konia, doprawić mu skrzydła i nakłonić by miast obroku żarł mięso, to… tak. To może być to.
Pokiwał stanowczo głową.
- A ty… kim jesteś?
Na wyjaśnienia łowcy Przeborka odetchnęła w duchu.
- Ktoś widział draka i wziął go za niewiadomoco. Plotki ludzie powtarzają... - zawyrokowała - Smoki są wielkie jak dom, większe nawet. A z drakiem idzie sobie poradzić. - upewniwszy się w tym, że wyprawa jest wciąż groźna, ale już nie samobójcza, spojrzała na Jorisa z nieco mniejszym powątpiewaniem - Przeczytałam twoje ogłoszenie w karczmie, no i jestem. Mało tu pracy dla kogoś, kto zarabia walcząc, więc niech i będzie polowanie na “smoka”. - obeszła stolik tak, by wszyscy ją widzieli i przedstawiła się - Przeborka mnie wołają. Z Gryfiego Gniazda. Walczyłam w rejzie Kralgara Kościołamacza, prowadziłam karawany w Nesme, przemierzałam tunele Sundabaru. Władam biegle mieczem, z koniem sobie radzę, trochę z kowadłem miałam do czynienia. Jak macie jakieś pytania, śmiało. Nie ierwszy raz się najmuję do kompanii. - rozłożyła lekko ręce, jakby pokazywała się jako towar wystawiony na sprzedaż przez obrotnego kupca.
- No to jest nas już piątka - odparł wesoło Joris. Na temat różnic pomiędzy smokiem a drakiem nie podejmował dyskusji bo żadnego w życiu nie widział. Owszem słyszał bajki o ludziach zjadanych przez smoki, ale z kolei na własne oczy widział co zostaje z człowieka zjedzonego przez niedźwiedzia. Jeden stalowy but skrywający krwisto niewesołą zawartość, która nie dała się już misiowi ani łapką ani zębami wyciągnąć. Toteż i nie do końca rozumiał czym jedna groźba ma być gorsza od drugiej. Jeśli jednak Przeborka miała być spokojniejsza wobec draka to niech i drak to będzie. Albo draka. Bo jak się Rika dowie, że nie wyprowadza zatrudnionych z błędu to tym właśnie się to skończy - Może to rzeczywiście i drak? Na draka się piszesz Marv, nie?
- A skąd ja mam wiedzieć, co to jest drak i czym się to różni od smoka? - rudowłosy młodzieniec parsknął, zerkając na wielką babę za swoimi plecami. Na szczęście ta szybko zmieniła pozycję. - Jak jest wielkości konia to jeszcze nie tak źle. Ale czwarta część łupu to mało. Kto zabierze pozostałe trzy części?
- Może ja, kochanieńcy?

Zenobia uwolniła się z uścisku nie do końca jednak odpowiedniego dla niej amanta. Pusta głowa nie przeszkadzała jej w ogóle, ale sakiewka już owszem.
Tanecznym krokiem zbliżyła się do rozmawiających, uśmiechnęła szeroko do Przeborki, potem zalotnie do wszystkich mężczyzn; każdego z osobna. Jakimś sposobem zrobiła to w jednej chwili, zanim ktokolwiek zdążył odpowiedzieć.
- Jeśli nie będzie innych zainteresowanych, chętnie zaopiekuję się całą trójką - ciągnęła dalej miękkim głosem. Końcówki ust, rozciągnięte w uśmiechu, prawie dotknęły uszu. Wyszczerzone zęby o dziwo miała wszystkie i do tego zdrowe. Mimo swojego wieku, sprawiała wrażenie młodszej. Może to ten zdrowy uśmiech, może gibkie ciało, a może długie blond włosy? Ogólnie, mimo, że była podstarzałą ladacznicą, jakoś nie budziła niechęci. Raczej nieśmiałe uznanie za swój profesjonalizm.
- Znałam kilku gadów. Za jednego mało nie wyszłam. Wierzcie mi albo nie - na takich najlepsza trucizna. Czy gad duży, czy mały, czy z łuskami, czy z łuszczycą - trucizna jest pewna, czysta i tania. A ja się na truciznach znam - Niemożliwy do wykonania, jeszcze szerszy uśmiech dawał do zrozumienia, że Zenobia naprawdę się na tym zna.
- Miałam tu zostać i zarobić trochę złota, ale koszty są znaczne. Gdybym złoto z łupów zainwestowała w jakiś lokal, zyski wzrosłyby kilkukrotnie. - Dodała tytułem wyjaśnienia.
Rozmowę przerwała kelnerka, Elsa, przynosząc więcej napitku, choć nikt nic nie zamawiał. Najwyraźniej z góry założyła, że Joris zapłaci. Zalotnie uśmiechnęła się do myśliwego, krzywym spojrzeniem zmierzyła starą kurtyzanę, zakręciła biodrami i poszła do kuchni.

 
Sekal jest offline