Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-08-2017, 23:21   #154
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Rozmowa z Joakimem, część I

Rozmowy z Barbarą były całkowicie niezobowiązujące, a jej opowieści można było na spokojnie spławić zwykłym potakiwaniem głowy. Umysł Alice dryfował.
Była gdzie indziej. Znów jej myśli zawędrowały w dziwne miejsca. Tyle się działo, że nie miała czasu o tym wszystkim nawet spokojnie podumać. A najwidoczniej skoro ona nie przychodziła do wizji, te znowu przyszły do niej. Choć nadal uważała je za chorobliwie niecodzienne.
Przesunęła uwagę po tekstach. Wiedziała, że już za chwilę zobaczy znów tamtą tajemniczą postać. Czy powtórzy się jej tekst? A to będzie jedna z tych nękających ją, zapętlonych myśli?
Nie.
Tym razem powiedział coś nowego.
Alice zmarszczyła brwi i odsunęła się od niego o krok do tyłu
- Kim jesteś i czego ty chcesz. Co robisz w moich myślach. Nie pozwoliłam ci tu wejść. - odezwała się trochę ofensywnie, przyjmując atak za defensywę.

Mężczyzna przez chwilę nic nie odpowiadał, tylko spoglądał na nią. Był bardzo urodziwy, lecz mimo to zaczęło robić się niezręcznie.
- Jesteś pewna, że to ja przyszedłem do ciebie? - uśmiechnął się półgębkiem. - Być może to ty mnie znalazłaś. A może spotkaliśmy się w połowie drogi.

Alice skrzyżowała ręce pod biustem, w kompletnie obronnym geście.
- Nie odpowiedziałeś na moje pierwsze pytanie… - zauważyła przyglądając mu się. Nie uszło jej uwadze, że był przystojny, jednak cała aura jaką wokół siebie roztaczał pełna była czegoś, co sprawiało iż włoski stawały jej będa na karku.
- Kim jestem? Czym jestem? Jeżeli jakoś nazwę się… czy to coś zmieni? Stanę się przez to bardziej bezpieczny i oswojony? A może odwrotnie, groźniejszy i straszniejszy? Słowa mogłyby tylko dostarczyć ci powodu do odczuwania uprzedzenia względem mnie. Obawiam się, że strzeliłbym sobie w stopę, przedstawiając się - rozwarł usta w śnieżnobiałym uśmiechu. Przez moment przypominał szczerzące się, dzikie zwierzę, lecz nie stracił swojego uroku. - Jednak zamiast tego mogę powiedzieć co nieco o tobie. Jesteś moim największym skarbem, Alice. Nigdzie nie znajdziesz sprzymierzeńca tak lojalnego oraz… tak potężnego.

Harper słuchała jego słów i przez moment nie mówiła kompletnie nic, aż w końcu, gdy skończył, śpiewaczka postanowiła zrobić coś innego. Rozejrzała się wreszcie po reszcie pomieszczenia. Wcześniej miała okazję obejrzeć tylko kabinę, teraz mogła zobaczyć więcej… Dopiero po tym spojrzała ponownie na mężczyznę
- Więc równie dobrze mogę nadać ci takie imię jakie mi się podoba. - skomentowała jego słowa, na co w odpowiedzi skinął głową. Wydawało się, że nie robi mu to różnicy.
- Masz coś wspólnego z tym, co dzieje się w Helsinkach? A może uroiłam cię sobie, bo jestem szalona? - zapytała zmieniając temat.

Po twarzy mężczyzny przebiegł spazm złości.
- Jestem bezczynny. Od wielu miesięcy tkwię w bezsilności. Jednak to wkrótce zmieni się. Dlaczego tak sądzę? - zamyślił się. - Bo znów zacząłem śnić o tobie, Alice. Jesteś blisko. Wnet uratujesz mnie, a wtedy nieba przychylę ci. Razem będziemy niepokonani. I to nie dla mocy samej w sobie. Ty i ja… wybacz mi bezpośredność, ale jesteśmy ostatnią nadzieją na nadchodzący sztorm.

Alice uniosła lekko brew i przyjrzała mu się uważnie swoimi szaro niebieskimi oczami.
- Bezczynny? Bezsilności? Jesteś gdzieś zamknięty, czy pogrążony w ciągłym śnie? - zapytała próbując rozszyfrować jego zagadkę. - To pierwsze - skrzywił się, tym samym uwydatniając zmarszczki w kącikach oczu. - Już niedługo to zmieni się, mam nadzieję.

Następnie Alice zmieniła temat.

- To zwykle działa na odwrót. - skomentowała jakby oderwała coś z kontekstu zdania, ale nie. Przecież to w końcu zawsze rycerz przybywał ratować księżniczkę, a tu ona miała ratować jego?
- Jaki sztorm? - zapytała na sam koniec. Nie wiedziała co ma dalej o nim myśleć. Ciekawił ją i jednocześnie napawał niepokojem.
- Po kolei - nieznajomy pokręcił głową, po czym podniósł ją i nawiązał kontakt wzrokowy z Alice. Odniosła wrażenie, jak gdyby przeszedł ją prąd. - Sztorm nadchodzi, jednak minie wiele czasu nim pochłonie ziemię. Wpierw musimy zatroszczyć się o teraźniejsze sprawy - dodał. - Wkrótce spotkamy się, Alice. Obiecuję ci to, choć akurat w tej chwili jestem bezsilny. Wtedy dowiesz się wszystkiego - przyrzekł.
Alice zmarszczyła tylko lekko brwi, niezadowolona, że nie dał jej żadnej konkretnej odpowiedzi teraz. Że zamiast tego na wszystko musi czekać...

Następnie podszedł do niej i złapał ją za rękę. O dziwo był ciepły i przyjemny w dotyku, choć mogła spodziewać się trupiego, lodowatego dotyku zjawy.
Harper złapana za rękę, oczekując chłodu wzdrygnęła się, ale gdy okazało się, że dłoń mężczyzny jest ciepła popatrzyła na nią, a potem znów odważyła się spojrzeć mu w te piorunujące oczy.
- Denerwuje mnie, że nie rozumiem co się dzieje. Wszyscy dookoła zdają się wiedzieć o mnie za dużo. To frustrujące, bo wychodzi na to, że czegoś o sobie nie wiem. - postanowiła wyrazić głośno swoją frustrację, która nurtowała ją od momentu wizji z zapożyczenia mocy. Nie zabrała mu jednak ręki, cofnęła tylko nogę w tył, jakby szykowała się do cofnięcia w każdym momencie.
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie - nieznajomy przyrzekł. - Nie przyspieszymy rozkwitu kwiatu, zalewając go wodą. Obawiam się, że mogłabyś przegnić, gdybyś dowiedziała się wszystkiego w jednym momencie. Nie pozwolę na to. W tej chwili jestem w zamknięciu, lecz niedługo to się zmieni. A wtedy postaram się, abyś stała się najlepszą wersją samej siebie.
Alice nie skomentowała jego słów. Pojęła ich sens i w ciszy uznała, że się z nim zgadza, że utopienie kwiatu byłoby przykre. Tym samym pobudził jej ciekawość. Kim był? Jak powinna go nazwać? Był jak… Zmrużyła na moment oczy. Był jak Kot z Cheshire… Uśmiechał się dużo. Wiedział dużo i mówił zagadkami. Nadawał się, tylko brakowało mu ogona…

Mężczyzna podniósł jej rękę i ucałował. Kiedy Alice na niego spojrzała… dostrzegła ten dziwny sposób, w jaki na nią spoglądał. Jak gdyby była boginią. Przez moment zachwyt, uwielbienie i pożądanie przemykało po jego twarzy, lecz nieznajomy szybko zapanował nad swoimi uczuciami i przywdział swój typowy, lekko uwodzicielski uśmiech. Widocznie czuł się bezpiecznie za tarczą własnego uroku.

Alice przeniosła spojrzenie na jego usta na swej dłoni, gdy ucałował ją uprzejmie. Nie było wiele okazji, gdy tak robiono. Głównie na scenie, albo po występach… Tutaj nie grali. Przynajmniej ona… Kiedy spojrzał na nią ponownie, zaparł jej na moment dech. Patrzył na nią inaczej, niż chwilę temu. Poczuła się wręcz dziwnie. Mio, a jednocześnie niespokojnie. On też wiedział o niej więcej… Alice powolutku wysunęła dłoń z jego ręki i ponownie rozejrzała się
- Czemu w tym miejscu…? Czy ty też wiesz o mnie więcej, niż ja sama? Kocie z Cheshire… - odezwała się spokojnie i powoli przeniosła na niego ponownie wzrok.

Nieznajomy zaniósł się śmiechem na przywołanie postaci z Alicji w Krainie Czarów.
- To miejsce jest przypadkowe. Ja go odbieram jako szarość mojej celi, ale ty zapewne widzisz inne otoczenie. Czy wiem więcej o tobie, niż ty sama? - zastanowił się. - To prawda, jednak i tak oboje musimy dowiedzieć się więcej. Prowadziłem całkiem normalne życie, aż przed wieloma latami nawiedziła mnie wizja. Przepiękna anielica o szkarłatnych włosach zstąpiła z niebios i wskazała mi drogę. Zmieniła mnie i natchnęła… szaleństwem. Była to kobieta, która kazała nazywać się Dubhe. Tak jak druga najjaśniejsza gwiazda Wielkiej Niedźwiedzicy. Mnie nazwała uśpionym Aliothem. Potem opuściła mnie, a ja poświęciłem życie próbom odnalezienia jej. I oto jesteś, Alice o licu anioła, który mnie nawiedził.

Alice przyglądała mu się dalej, ale gdy zaczął jej opowiadać o aniele, mina rudowłosej lekko się ostudziła. Tak jak jeszcze chwilę temu przyglądała mu się mniej nieufnie niż na początku, teraz mógł spokojnie stwierdzić, że jej postawa bardzo się zamknęła
- Rozumiem już kim jesteś… Joakim, czy nie tak? - zapytała marszcząc lekko brwi i teraz otwarcie cofnęła się o krok. Nie chciał jej nic mówić, ale powiedział za dużo. Domyśliła się, w końcu każdemu nowemu w IBPI podsuwano chociaż podstawowe informacje o Kościele Konsumentów. A ona była aktorką, miała bardzo dobrą pamięć do tego, co przeczyta…

- Być może - odparł. Westchnął. - W Zbiorze Legend jest milion opowieści o widzących anioły, ale zdaje się, że tylko jedna z nich jest popularna wśród wszystkich detektywów.

Alice trudno było zdecydować, czy mężczyzna wydawał się zaskoczony, że odgadła jego tożsamość. W każdym razie teraz wydawał się jeszcze bardziej zrelaksowany niż wcześniej. Czyżby cieszył się, że mieli to już za sobą?

- Powiedz mi, kwiatek przegnił? - zwrócił na nią oczy. Promieniowały bystrością i zdawały się przenikać ją na wylot… lecz nie wydawały się okrutne.

Alice czuła się zmieszana. Rzeczywiście, było dużo opowieści tego typu, czemu natychmiast pomyślała o tej? A czemu on nie zaprzeczył? Bo najwyraźniej jednak trafiła. Zapytana o kwiatek, zmarszczyła brwi
- Sam zdecyduj. Od trzech dni spotyka mnie praktycznie samo zło dookoła. Nie mogę nawet dowiedzieć się, czy osoby na których mi zależy żyją. Macza w tym palce mafia i Kościół. Powiedzmy… Jestem raczej niepocieszona. Więc kwiatek może nie mieć się za dobrze. - powiedziała, po czym ponownie skrzyżowała ręce
- Poza tym, wydawało mi się, że jak chce się porozmawiać z dziewczyną, to zaprasza się ją na kolację, na przykład po występie. A nie wysyła na nią mafię z bronią, albo jej własną przyjaciółkę ze środkami nasennymi, ale w sumie co ja tam wiem, przecież też nie jestem zwyczajna. - mruknęła, ochrzaniając wprost jedną z najniebezpieczniejszych osób dla IBPI. Zaskakująco mimo wiedzy kim był, nie bała się go tak, jak zapewne powinna.
- Czemu jesteś w celi? - spytała zmieniając temat po jakiejś chwili.

Joakim roześmiał się, spoglądając dookoła.
- Zadaję sobie często to pytanie - rzekł po spoważnieniu. - Antarktyda pojmała mnie rok temu na Wyspie Wniebowstąpienia. Chciałem za jednym zamachem wyeliminować lwie siły IBPI i uwolnić Scyllę, która właśnie teraz powinna krążyć gdzieś kilometry pod taflą Atlantyku. Obie te rzeczy udały mi się. Niestety nie zabiłem dyrektor van den Allen, choć zwabiłem ją i jej gwardzistów na wyspę. Zamiast tego pojmali mnie i zamknęli w bardzo wyjątkowym miejscu. Niestety nie mogę aktywować tu swoich mocy. Przypomina ono Pittock Mansion z Portland, jest zbudowane na tych samych zasadach. Prawdziwe sanktuarium - zagryzł wargę. - Nie powiem, że nie miałem przyszykowanego planu na tę okazję, jednak zakładał on, że już jakiś czas temu będę chodzić wolno. Jestem tu całkowicie odcięty od świata. Nie licząc naszego wcześniejszego spotkania oraz tortur… to moja pierwsza ludzka interakcja od roku. Powiedziałbym, że dostaję na głowę… - uśmiechnął się delikatnie - ale lepiej niczego innego nie spodziewać się po Joakimie Dahlu.

Alice odnotowała jak zgrabnie ominął jej komentarze i jak płynnie przeszedł do złożonej odpowiedzi na jej krótkie pytanie.
- Scylla nie brzmi przychylnie dla ludzkości. - zauważyła i zaraz zaczęła spacerować po pomieszczeniu w którym byli. Chciała zobaczyć z czego zrobione są te ściany. Wnet jednak przypomniała sobie jego wcześniejszą wypowiedź. Najwyraźniej oboje kompletnie inaczej postrzegali otoczenie. Ona widziała jedynie toaletę w Melvyn’s. To, co dokładnie odbierały oczy Joakima było dla niej zagadką.
- A na czym polegają twoje moce? - zapytała teraz wyłącznie ze swojej wewnętrznej ciekawości. Nie patrzyła na niego. Nie bała się go tutaj. Dostała dużo informacji i chciała, żeby się rozluźnił, jeśli miała zamiar coś jeszcze od niego wyciągnąć.
- A czy nie chcesz zbyt dużo wiedzieć? - uśmiechnął się. - Może odpowiem, jak mnie pocałujesz.

Aparycja Joakima w żadnym razie nie była odstraszająca, lecz czy Alice rzeczywiście mogła spełnić jego prośbę?

Harper zacisnęła usta w cienką linię, zdradzając że rozważyła to w ogóle w swoich myślach jako ewentualność, po czym bardzo płynnie przewróciła oczami. Joakim machnął ręką w teatralnym geście zrezygnowania i głośno westchnął. Zupełnie jak gdyby obydwoje ćwiczyli przed występem na scenie.
- Nie wiesz, że damie nie wypada na pierwszej randce? - obróciła to w żart. Alice przestała się więc przechadzać po pomieszczeniu i wróciła na jego środek, znów stając przed Joakimem.
- Przynajmniej to randka - odparł mężczyzna. Zmrużył oczy w zamyśleniu, jakby próbując ocenić, czy tyle mu wystarczy.
- Ciekawość to klucz do wiedzy, dlatego nigdy nie przestaję być zaciekawiona tym co mnie otacza. - wyjaśniła znów zmieniając temat. Przyjrzała się jego ramionom, postawie, temu co miał na sobie, a potem wróciła spojrzeniem do jego twarzy. Odruchowo zawiesiła je na ustach, by w końcu spoczęło na oczach mężczyzny.
Joakim siedział na podłodze, oparty o ścianę. Tuż obok niego błyszczała jasno statuetka syreny - niby trofeum uwolnienia Scylli, o czym wcześniej opowiadał. Jego sylwetka, ramiona i nogi wydawały się szczupłe i wysportowane. Dość umięśnione, jednak wątpliwym było, że chodził na siłownię. Być może ostatni rok spędził, ćwicząc na podłodze w swojej celi - o ile strażnicy IBPI mu na to pozwalali. Biały podkoszulek i czarne, materiałowe spodnie niewiele mówiły o jego guście. Wyglądały na nieco brudne i być może nawet przepocone, jednak Alice nie wyczuwała nieprzyjemnego zapachu. Dahla najbardziej zdobiły gęste, dość długie, czarne włosy. Połyskiwały zdrowo, jak gdyby więzienie Joakima było urządzone w podziemiach jakiegoś salonu fryzjerskiego. Nie miał chłopięcej twarzy, jednak wyglądał młodziej, niż w rzeczywistości. Alice oceniła, że to zapewne z powodu pewnego poczucia siły, wigoru i… celu, które się z niego wylewało. Poza tym, im dłużej na niego patrzyła… oczy i usta wydawały się nieco znajome. Jak gdyby niedawno widziała na żywo kogoś wyglądającego całkiem podobnie, lecz kompletnie nie mogła wpaść na to, co to mógł być za mężczyzna.
- Ale zasada coś za coś nie jest zła. Mogę ci coś powiedzieć o sobie, jeśli ty powiesz mi to o co pytam. - Alice zaproponowała inne rozwiązanie.
- A nie chciałabyś pobawić się w to na żywo? - Joakim zapytał. Znów się uśmiechał, lecz tym razem sprawiał wrażenie lekko zmęczonego. - Wolałbym porozmawiać z tobą naprawdę. I teraz pytanie… czy chciałabyś mi pomóc? - zwrócił na nie bystre spojrzenie, jak gdyby chcąc ocenić jej pierwszą reakcję.

Rudowłosa spojrzała teraz po sobie, zaciekawiona co ona ma na sobie w tej wizji. Zobaczyła swój strój, który miała na sobie podczas kolacji z Thomasem Douglasem. Gdy Joakim zapytał, czy nie chciała mu pomóc, Alice zawahała się, a jej brwi lekko drgnęły
- Wiesz… Nie mogę. Na swój sposób jesteśmy po przeciwnych stronach barykady i według wszystkiego co jest mi znane, to co robi twój Kościół jest złe. Przykro mi, bo nawet miło się z tobą rozmawia, Kocie z Cheshire. - wróciła do nazywania go tak jak jej się podobało. Uklęknęła na przeciw niego na podłodze.
- Jakim więc sposobem rozmawiamy, skoro miejsce gdzie cię trzymają jest takie jak Pittock Mansion? Przecież nic nie powinno w takim razie przejść w jedną, czy w drugą stronę… - zauważyła, zaciekawiona tym faktem.
- Odpowiedź na to pytanie jest bardzo prosta. Musiałabyś tylko wiedzieć o sobie to, co ja wiem.
- Coś poszło nie tak, że potrzebujesz pomocy, by się wydostać? Wiesz, że mogłabym po tym jak znów się rozstaniemy, poinformować kogoś o tym, o czym rozmawiamy, prawda? - zauważyła, ale nie brzmiała jakby naprawdę miała zamiar to zrobić. Raczej jakby to znów ciekawość czemu jej tak ufa przez nią przemawiała. Alice była bardzo specyficzną duszą. Zmarszczyła lekko brwi, zastanawiając się teraz nad czymś. Zaczęła sobie bowiem przypominać, że gdy weszła w tę wizję, przecież nie spała. Co więcej spacerowała czekając na sygnał. Na bardzo ważny sygnał. Czemu więc z jakiegoś powodu znalazła się tu? Przecież ostatnim razem potrzebowała do tego być ciężko uśpioną. Tak wiele pytań, a nie miał jej kto na nie odpowiedzieć. Usta ułożyły jej się w delikatną podkówkę. Dziewczyna pomyślała o tym wszystkim co nieprzyjemne zobaczyła, czy usłyszała w ostatnich dniach. Podniosła wzrok na Joakima, gdzieś częściowo to była jego sprawka. To on uruchomił całą tę machinę. Ale Alice nie umiała nienawidzić. Przyglądała mu się więc chwilę w milczeniu.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline