Pfeildorf to nie była metropolia, jak Nuln, czy Altdorf, ale było tu kilka ciekawych miejsc. Berwin cokolwiek odłączył się od towarzyszy, by zażyć miejskiego życia. Co w jego wypadku oznaczało odwiedzenie miejscowych knajp i domów rozpusty.
Ciężko zarobione pieniądze postanowił wydać na wódę i dziewki. Mylił by się jednak ktoś, kto by myślał, że tracił czas tylko na uciechy cielesne. Przy okazji Berwin zwiedził miasto i zorientował się mniej więcej gdzie co jest. Choć zrezygnował z samodzielnego zwiedzenia świątyni Vereny. Bo i stan jego umysłu był nie po temu. Znajdował się bowiem w pomroczności jasnej.
Właśnie siusiał sobie pod murem kamienicy lekko się kiwając na boki, gdy do jego uszu doszła wrzawa nieopodal. Nie mógł rozróżnić słów, ale i tak dopinając spodnie z zaciekawieniem ruszył w tamtym kierunku. Nagle koło niego przeleciało niczym wiatr trzech oprychów omal na niego nie wpadając. - Uważajcie łajzy jak leziecie! – krzyknął za nimi.
Poszedł dalej chwiejnym krokiem, a do jego uszy dotarło wołanie, jakby kogoś znajomego „mordercy”, „Jelena Suseł strasz”.
Uśmiech rozszerzył gębę Berwina. Poznał ten głos. - Moi kompanioni! – zawołał z pijackim rozczuleniem idąc wzdłuż uliczki dopóki nie zobaczył Wilhelma podpierającego Ehrla, a także Elmera grzebiącego przy jakimś pakunku. - No dobra chłopaki. Przyznajcie się coście zmalowali?
Spytał mrugając do nich porozumiewawczo. |