Kelner w knajpie jeszcze długo po odejściu Kamiego drapał się w czoło. Ot, skutki zatrudniania niesprawdzonych pracowników - kolejna szklanka wody wypita została na koszt firmy, chociaż w niektórych bardziej gorących krainach faktycznie powinna być darmowa.
Oględziny bruku w najbliższej okolicy nie zdały egzaminu. Sakiewki uporczywie nie było nigdzie w polu widzenia. Należałoby być może zacząć godzić się z losem okradzionego, gdyby nie to, że los postanowił rozegrać na tej szachownicy kolejną kartę.
- Bardzo, bardzo zacnie, młodzieńcze.- Odezwał się ktoś. Na wolnym akurat kamiennym pachołku cumowniczym siedział starszy wiekiem mężczyzna w czarnej szacie kapłana.
- Najpierw odważyłeś się odesłać portowe ladacznice, później uczyniłeś swoje ciało świątynią wolną od demona używek.- Zauważył kapłan.- Zaprawdę, przynosi ci to zaszczyt, święty młodzieńcze.-
Czyż ktoś, kto tak uważnie obserwuje nieznanych sobie ludzi nie mógłby być doskonałym świadkiem przestępstwa, jakim było obrobienie kapitana pirackiego?