Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-08-2017, 07:04   #17
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Leżąc w norze borsuczej, gdzie się wczołgał na spoczynek, on, smok, on, wnuk Zoltana Radu, Jan liczy dni, co mu pozostały do przekazania przyrzeczonych dziewek. Liczy i obawiać się zaczyna, że go wojna gdzieś zatrzyma, odetnie. A wtedy dziwożony przestaną rozmawiać i wszystkich spotka to, co kawalerów mieczowych uchodzących z pobojowiska pod Szawłami.

Sny Jana prześladują obrazy, wywołane jego oczekiwaniami co do paktu z leśnym ludem, lub przebłyskami zrodzonymi z talentu. Są istoty w ciemnościach pod drzewami, są obce i straszne. Stwory, których nie ulepiłby najbardziej płodny Diabeł. Bogowie i półbogowie, demony co lud na przemian prześladują i hołubią. Żywe drzewa, potworne dziki i ich rogaci jeźdzcy, stwory tak namacalne jak ziemia i nieuchwytne jak wiatr.

Łuska trze o pnie, chylą się zarośla. Między drzewami pełznie smok. Janowi w sny miesza się wspomnienie Biruty pokazującej mu gwiazdy. Smok na niebie. Draco. Jan zna łacinę na tyle, że wie, co to znaczy. Bystrooki. Dalekowidzący. Tak na nas mówi Zachód, gdy nie mówi Diabły.

Łuska trze o pnie, spomiędzy liści wychyla się łeb trójkątny, rozdwojony język śmiga w powietrzu, smakuje zapachy. Oczy jak opale patrzą nieruchomo, błoniaste skrzydła leżą ciasno złożone na plecach gada. Władny jest latać, lecz woli pełznąć brzuchem po ziemi. Czuć ziemię, nie odrywać się od niej. Bo nią jest, nawet jego imię od ziemi jak i on pochodzi. Zmej. Żmij.

Oto, jakimi smokami jesteśmy.

Wypełza Jan ze swej nory, brzuchem szorując po twardych grudach ziemi. Z włosów osypuje mu się piach i Jan popluwa kilka razy, bo i w usta mu się chyba coś wsypało. Woła Jan Vlaszego, nierad, że chłopaczysko nie czekało pod norą, jak powinno. Rozgląda się i konstatuje, że oddział, który sobie przysposobił i próbował polepić na ślinę i dobre słowo, by choć trochę oddział właśnie przypominał, a nie przypadkową zbieraninę, urządza sobie właśnie przesłuchanie jego sługi. Vlaszy jak włócznię trzymał wędzisko z leszczynowego pręta, w kaptura skraj miał wpięte kilka haczyków, patrzył dumnie nasrożonemu Montwiłowi w oczy i za pośrednictwem Ludy i Miłka odpowiadał.
- Mieli pancerze, i ostrogi, i miecze, ale to nie byli rycerze – relacjonował.
- Ta? A niby co zatem, pastereczki? - zdziwił się Miłek, a Luda syknęła, by dał chłopcu mówić.
- To nie byli prawdziwi rycerze – uzupełnił Vlaszy i zadarł nos dumnie, niemal pod gwiazdozbiór smoka. - Poznałem po tym, że jak skończyli gadać, to ukradli moje ryby jak pospolite złodzieje.
- To co gadali?
Chłopak zmarkotniał mocno.
- Toć nie wiem. Mości Bożywoj z psami zapolował na tego jeńca krzyżackiego, co mnie obiecał szwargotu wyumieć, zanim się coś porządnie nauczyłem. Ale Insel znaczy wyspa. A See – jezioro.
- Lubo morze – westchnął Miłek i też zmarkotniał.
 
Asenat jest offline